poniedziałek, 6 października 2014

Pytanie dziewiąte

INNSBRUCK, MIESZKANIE STEFFI...

     Spadający za oknami śnieg spowodował, że cały Innsbruck zatonął w białym puchu, a opady nie zmniejszały się lecz nabierały na sile. Ogień w kominku dawał poczucie ciepła i bezpieczeństwa, a tego teraz potrzebowała najbardziej...
- Wszystkie drogi są nieprzejezdne. - usłyszała za plecami. - Mogę iść na piechotę... - dodał.
- Nie wygłupiaj się. - powiedziała spokojnie i odwróciła się w stronę mężczyzny. - Zostań na noc a rano jak będzie się dało pojedziesz do siebie. - zaproponowała i podeszła do kuchenki stawiając garnek z mlekiem na gazie.
- Jesteś pewna, że mogę? - zapytał podchodząc do Niej.
- Ta kanapa jest na prawdę wygodna. - odparła. - Zaraz przyniosę Ci jakąś pościel. - dodała.
- Wystarczy koc i poduszka. - powiedział. Nasypała kakao do dwóch kubków. Nie pytała Go o zdanie. Po prostu wiedziała, że chce. Przecież miała na co dzień Jego wierną kopię przy sobie... Podała Mu kubek z gorącym napojem i oparła się o blat. - Dziękuję, że przystałaś na moją propozycję. - powiedział.
- Zostałam tutaj bo nie chcę mieszać Tess w życiu jeszcze bardziej. - wyjaśniła. - Ale muszę przyznać, że Twój pomysł spotykania się z Nią u mnie jest o wiele dla Niej bezpieczniejszy. - powiedziała. Zaśmiał się lekko. 
- Chyba nie jestem najlepszy w opiekowaniu się dzieckiem. - przyznał.
- Nie miałeś do tego okazji Schlieri. - odparła przypominając Mu ostatnie pięć lat. 
- Powiesz mi w końcu dlaczego? - zapytał poważnie.
- Bo na początku miałeś nas gdzieś a potem mieszkałyśmy w Wiedniu, gdzie przyjeżdżać nie chciałeś...
- Dlaczego mówisz do mnie Schlieri? - spytał przerywając Jej. Zamrugała kilkakrotnie i zaśmiała się wesoło. - Co Cię bawi? - zapytał zdezorientowany. To, że lubił kiedy się śmiała to jedno a to, że robiła to prawdopodobnie z Niego, bolało Jego dumę. 
- Na prawdę Cię to męczy... - stwierdziła z nieustającym uśmiechem na twarzy. - Przecież wiele osób tak się do Ciebie zwraca, więc nie wiem w czym Ci ja przeszkadzam. - dodała. Wzruszył ramionami.
- Zawsze mówiłaś do mnie inaczej. - powiedział jakby lekko urażony. Zaśmiała się wesoło już po raz drugi tego wieczora.
- To było 6 lat temu i byłam w Tobie szaleńczo zakochana. - zauważyła. Usiadła na kanapie przed kominkiem i upiła łyk kakao. Usiadł zaraz obok Niej i uważnie na Nią patrzył. - Co? - spytała rozbawiona Jego zachowaniem.
- Nic. - wzruszył ramionami i odwrócił wzrok w kierunku ognia. Westchnęła.
- Zawsze kiedy tak robisz to znaczy, że jednak coś więc gadaj.
- Nic. - powtórzył. Pokręciła z uśmiechem głową.
- Gregi... - powiedziała ciepło. Zaśmiał się cwanie i poruszał zabawnie brwiami znów na Nią patrząc.
- Haha jesteś niemożliwy. - zaśmiała się. 
- Ale za to mega przystojny. - powiedział pewnie.
- Nie wiem nie znam się. - stwierdziła.
- Hej, nawet Ty musisz przyznać, że mam coś w sobie. Przecież się we mnie zakochałaś. - przypomniał.
- Kiedyś, dawno temu, kiedy miałeś dłuższe włosy i udawałeś fajnego faceta. - przypomniała.
- Z dłuższymi mi lepiej? - zapytał z pełną powagą. Wywróciła oczami i westchnęła. 
- Obojętne mi to. - powiedziała.
- Obojętne? - zdziwił się. Pokiwała głową. - A gdybyśmy znów byli razem? - spytał.
- Ale nie jesteśmy.
- Ale gdyby. - kontynuował.
- Ale nie jesteśmy - pozostawała nieugięta.
- Właściwie to dlaczego nie? - zapytał. Zatkało Ją. Spodziewała się, że wieczór ze Schlierenzauerem będzie bogaty w nowe ciągle zaskakujące sytuacje ale może nie do tego stopnia.
- Są dwa podstawowe powody Schlieri. Po pierwsze... Jesteś zupełnie innym facetem niż ten, w którym byłam zakochana. Mój Gregi nie istnieje. Zniknął kiedy pokazałeś kim jesteś tak na prawdę i po co tak właściwie udawałeś przez całe dwa lata... - przerwała przypominając sobie ten czas. - Nie potrafię już określić, które z Twoich słów jest prawdą, a które kolejnym kłamstwem.
- Nie udawałem, że jest mi z Tobą dobrze. - wyznał. Spojrzała na Niego z zaciekawieniem. - Ale monogamia nie jest dla mnie. - westchnął i upił łyk kakao. Uśmiechnęła się. Zawsze kiedy zaczynał mówić, jakimś cudem, o swoich uczuciach... obracał wszystko w żart albo sarkazm. 
- Poligamia jest karalna.
- Dlatego się nie żenię. - puścił Jej oko. Pokręciła głową z uśmiechem na ustach. Sam też się uśmiechnął. Jej pogoda ducha zawsze dawała Mu poczucie stabilności i tego, że będzie dobrze, mimo wszystko. Zawsze mógł liczyć na Jej wsparcie, na pocieszenie, na wyprowadzenie z dołka, który zazwyczaj spowodowany był gorszym skokiem... Ona po prostu zawsze była przy Nim. I zawsze dla Niego... - To były fajne dwa lata. - stwierdził. Spojrzała na Niego z przyjaznym uśmiechem. 
- Chciałabym potrafić Ci uwierzyć. - powiedziała cicho. Jego wzrok natychmiast spotkał się z Jej wzrokiem. Trochę smutnym, z nutą żalu i zawodu. I coś zakłuło...
- A ten drugi powód? - zapytał. W Jej głowie pojawiła się tylko jedna wizja. Jedno wspomnienie ale dające tyle bólu co milion. To, które spowodowało, że nie potrafi zaufać nikomu. Że Jej życie uczuciowe legło w gruzach i zawsze już tam zostanie... W tym momencie zadzwonił Jego telefon a na wyświetlaczu widniał wyraźny napis SANDRA DZWONI. Uśmiech z Jej twarzy zniknął mimowolnie. Jak odruch bezwarunkowy. Zauważył to bo ciężko nie zauważyć bólu na czyjejś twarzy. Nawet kiedy usilnie chce go ukryć pod maską obojętności.
- Przyniosę Ci pościel. - powiedziała i wyszła z pokoju.

***

      "A co gdybyśmy byli razem?" Nie ma takiej możliwości. Po prostu nie ma. Zbyt wiele się wydarzyło. Zbyt wiele musiała znieść. Zbyt długo musiała zapominać.. Spojrzała na śpiącą córkę. Była uśmiechnięta. Być może śniły Jej się dobre rzeczy. Może anioły, albo piękne polany pełne saren... Albo pełna rodzina? Przecież ma i matkę i ojca więc o co chodzi? Może o to, że to nie tak ma wyglądać? 
      Wzięła gruby koc i poduszkę pod pachę i wróciła do salonu. Przystanęła w progu kiedy usłyszała lekko podniesiony głos szatyna...
- Nie rozumiesz co do Ciebie mówię? Nie da się jechać w taką pogodę... Trudno. Może przeżyjesz jedną noc beze mnie... Jesteś zazdrosna? - zaśmiał się. - Na prawdę?... Steffi jest tylko matką mojej córki. Nie rób scen. Wrócę jutro. Dobranoc. - powiedział i odłożył telefon na stolik. Odwracając się zauważył brunetkę. Uśmiechnęła się ale nie patrzyła na Niego. Znowu Ją ranił. Położyła koc i poduszkę na kanapie i wzięła kubek ze swoim kakao.- A ten drugi powód? - zapytał. Spojrzała na Niego jak na idiotę. Na prawdę był taki beznadziejny czy tylko udawał? 
- Drugi powód właśnie do Ciebie dzwonił. - oznajmiła. 
- A gdybym Ją rzucił? - spytał. Spojrzała na Niego uważnie. - Hipotecznie oczywiście. - dodał. Uśmiechnęła się lekko. Widział smutek w Jej oczach. Wyraźny brak sił. Rezygnację. 
- Zaraz znalazła by się jakaś inna Sandra. A jeśli nawet jakimś cudem nie to... przecież ja jestem tylko matką Twojej córki Schlieri. - powiedziała cicho. - Dobranoc. - dodała i wyszła zostawiając Go samego w salonie...

***

- I zostaniesz cały dzień? - zapytała z wielkim bananem na buzi.
- Jeśli mama nie będzie miała nic przeciwko temu... - oboje spojrzeli na brunetkę. 
- Nie mam nic przeciwko. Muszę przygotować się na kolejny wyjazd więc spędzisz cały dzień z tatą. - powiedziała dopijając kawę.
- Właściwie to... - zaczął łapiąc Ją za rękę. Spojrzała na Niego z nieukrywanym zdziwieniem. - Chciałbym z Wami porozmawiać. - powiedział. Usiadła obok Niego nadal przypatrując Mu się z nieufnym spojrzeniem. 
- O czym? - zapytała dziewczynka.
- O Nas Thithi. - odparł z lekkim uśmiechem. 
- O Nas... - powtórzyła sceptycznie brunetka. Odwrócił się w Jej kierunku.
- Tak... O Naszej rodzinie. - wyjaśnił. Jej oczy zrobiły się duże jak spodki. O co chodzi? Coś Ci się na mózg rzuciło czy co? O jakiej rodzinie? Tu jest tylko... - Tata, mama i córka. To chyba rodzina prawda? - zapytał jak gdyby nigdy nic. Nie odezwała się. Czekała na jakąś ukrytą pod tym bombę. Bo taka na pewno gdzieś była i czekała, aż Ona zacznie dopuszczać do siebie jakieś nowe pozytywne myśli związane z szatynem.
- Ale prawdziwa rodzina mieszka razem. - zauważyła dziewczynka. Przez chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć. Posłał brunetce spojrzenie wołające o pomoc ale przecież sam zaczął ten temat. - Jak mieszkałyśmy z mamą w Wiedniu miałeś do Nas daleko a teraz masz blisko więc czemu z Nami nie mieszkasz? - dopytywała patrząc na Niego wyczekująco. Zauważywszy brak pomocy ze strony brunetki trochę się wkurzył ale przecież jest dorosłym, odpowiedzialnym facetem więc da sobie radę...
- Skarbie... widzisz... Ja i tata bardzo Cię kochamy. - zaczęła brunetka nie mogąc już znieść tej ciszy. - Najbardziej na świecie, ale nie kochamy siebie. - dokończyła spokojnym głosem. 
- Dlaczego? - zapytała z wyraźnym smutkiem i pretensją Theresa. - Chcesz się ożenić z Sandrą? - zapytała ze złością wypisaną w oczach, w których wzbierały się łzy. - Mówiła prawdę a Ty kłamałeś! - krzyknęła i wybiegła do swojego pokoju.
- Świetnie. Widzisz co zrobiłaś? - zapytał z pretensją.
- Ja? - zdziwiła się. - A kto zaczął temat? - zapytała. - Poza tym powiedziałam Jej prawdę Schlieri. Ktoś musiał. Ona nie rozumie tej sytuacji, a Ty ciągle dostarczasz Jej nowych przygód. 
- Ale nie wmawiam Jej, że Ją zostawisz i ożenisz się z kimś innym. - odparł wyraźnie rozdrażniony.
- Ja nie sprowadzam sobie do domu panienek na jedną noc. - warknęła. - I żadna wywłoka, która umie jedynie wywracać życie innych do góry nogami nie wmawia mojemu dziecku, że przestanie być kochane. - wstała od stołu kierując się do pokoju małej. Zatrzymał Ją blokując przejście swoim ciałem.
- To nie zmienia faktu, że Ją kocham. - powiedział stanowczo.
- Przecież to właśnie powiedziałam. - stwierdziła wywracając oczami. Westchnął.
- Wiesz co? - zaczął. - Może czasem spójrz na siebie. Bo mi owszem można wiele zarzucić. Spotykam się wieloma panienkami, sypiam z jeszcze większą ilością no i jestem z Sandrą dla wygody i seksu... Ale kocham Naszą córkę. - zakończył.
- Czyli że ja Jej nie kocham? - zapytała ze łzami w oczach. - Nie masz prawa tak mówić. - szepnęła. - To jest moja córka, to ja Ją urodziłam, wychowuję i od zawsze z Nią byłam. Kiedy Ty zajmowałeś się Sandrą ja starałam się nie rozpamiętywać, nie czuć bólu jaki po sobie zostawiłeś we mnie... Całą swoją miłość jaką do Ciebie czułam Gregor przelałam na Theresę, więc nie mów mi, że mam mieć sobie coś do zarzucenia. - powiedziała twardo.
- A wszystkie wyprawy Thomasa do Wiednia na pewno były jedynie czysto przyjacielskie... - stwierdził z ironią.
- Słucham? - zapytała nie rozumiejąc do czego zmierza szatyn.
- No dalej, przyznaj się, zaliczył Cię, dalej zalicza czy może nadal próbuje zaliczyć? Bo to, że ma ochotę na twój tyłek widać gołym okiem. Od zawsze. Kiedyś nawet zaproponowałem Mu, że jeśli chce to może najpierw On Cię przeleci a potem ja ale On był beznadziejnie zakochany a Jego dżentelmeńska duma... - nie udało Mu się skończyć wypowiedzi, bo na Jego policzku znalazła się Jej dłoń. Po chwili po Niej pozostał tylko czerwony ślad. Patrzył na Nią z wściekłością w oczach. Jeszcze nikt Go tak nie upokorzył. Ale za to Jej, jeszcze nikt tak nie potraktował...
- Nawet nie wiesz jak bardzo czasem żałuję, że Theresa nie jest Jego córką... - szepnęła a po policzku spłynęła Jej pojedyncza łza.
- Jeszcze nic straconego... - odparł rozcierając policzek. - Thomas chętnie Ci jakiegoś dzieciaka zmajstruje. Jestem tego pewien. - powiedział z wyczuwanym sarkazmem. 
- Pożegnaj się z Theresą i wyjdź z mojego mieszkania. - powiedziała chłodno. Nie odpowiedział. Po prostu wszedł do pokoju dziewczynki. Nie zamknął drzwi. Musiała kontrolować co takiego mówi Małej. Teraz był w stanie powiedzieć wile słów, których kiedyś mógłby żałować...

***

    Podszedł do łóżka i od razu przytulił córkę do siebie. Delikatnie głaskał Ją po pleckach i główce aż w końcu na Niego spojrzała. Zapłakanymi oczami pełnymi żalu i smutku. Za każdym razem widział taki wzrok kiedy patrzył na Steffi. Ale u córki nigdy zobaczyć go nie chciał...
- Thithi... - zaczął cicho. - To, że mi i mamie się nie ułożyło i że się nie kochamy nie oznacza, że kocham Sandrę i się z Nią ożenię. - wyjaśnił.
- Nie? - spytała.
- Nie. - uśmiechnął się. - Nie umiem kochać nikogo poza Tobą biedronko. - wyznał szczerze.
- Przecież mama jest taka fajna... i piękna... i mądra... A babcia mówi, że dzieci biorą się z miłości więc skoro Ty jesteś moim tatą a mama moją mamą to znaczy, że się kochacie. - stwierdziła. Westchnął.
- Kiedyś się kochaliśmy. - wyjaśnił. - Potem... Trochę narozrabiałem i musieliśmy się rozstać.
- Mówiłeś, że chcesz żebym się nazywała tak samo jak Ty.
- Bo chcę.
- To przeproś za to co narozrabiałeś i ożeń się z mamą! - powiedziała stanowczo. Nic nie odpowiedział. Nie wiedział co powiedzieć. - Nie chcę żeby mama znalazła sobie innego męża niż Ciebie. - jęknęła. Uśmiechnął się pogodnie.
- Na pewno sobie nie znajdzie. Przecież nikt nie jest taki fajny jak ja co nie? - zapytał. Pokiwała głową.
- Nooo... chyba że wujek Thomas. - powiedziała po chwili. - On zawsze ma dla Nas czas i zawsze się mama uśmiecha jak On przyjeżdża. No i w ogóle jest fajnie. Lubię Go. I mama chyba też. - dodała. - Jak Ty byś nie chciał być moim tatą to mógłby być nim wujek. - oznajmiła. 
    Mówią, że uczucie, kiedy człowieka trafia szlag i ma ochotę komuś obić gębę jest rzadkie w stosunku do przyjaciół. No... chyba, że przyjaciel chce Ci odbić rodzinę. I to taki przyjaciel, którego zasadą jest nie wpieprzanie się w cudze związki i relacje. Ale o jakich relacjach tu mówić? O jakich związkach? Takich, w których każde mówi kilka słów za dużo? Takich gdzie wydarzyło się zbyt wiele złego i takich, gdzie nie ma czego już odbudowywać? Najwyraźniej. Tylko teraz trzeba się zastanowić czego właściwie się chce i po której stronie barykady się postawić...



*******************************************
Cześć i czołem kochane :*
Przerwa i jeszcze raz przerwa bo wyjazd.
Jestem już na miejscu. 
Czyt. Birmingham :)
Dla nie wtajemniczonych, czyli dla większości z Was jestem tutaj jako AuPair.
Jakbyście chciały wiedzieć co to, to w skrócie...
Opiekuję się dziećmi w zamian za wyżywienie, swój pokój z łazienką, 2 dni wolne od pracy i cotygodniowe pieniążki :)
Takie coś, na rok.
I żeby mieć jakiś dowód na to, że Anglia jest dziwnym krajem...
Wstawiam zdjęcie z jednej z galerii, w której byłam. ;)
Przypominam, że mamy październik. :P
Buziaki :*

7 komentarzy:

  1. Witaj! Ja też jestem au pair tylko w USA :) Życzę Ci powodzenia i duużo cierpliwości- przyda Ci się zaufaj mi. A co do galerii to przyzwyczajaj się. W USA póki co jest szał na Halloween, ale dwa tygodnie temu byłam na zakupach w centrum handlowym i też widziałam świąteczne dekoracje :p Rozdział jak zawsze spoko, bardzo lubię Twoje opowiadanie :)
    Good luck and enjoy your time!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeeeeej! Jak fajnie :) Nie spodziewałam się, że któraś moja czytelniczka będzie AuPair więc cieszy mnie to bardzo :)

      Usuń
    2. Tak się złożyło :) W sumie znalazłam Twoje opowiadanie będąc już właśnie w USA i właściwie przez przypadek (szukałam kiedyś informacji o skoczkach do projektu na zajęcia) i tak już zostałam :)
      Jeśli będziesz potrzebowała pomocy albo rady odnośnie bycia AuPair daj znać chętnie pomogę, ale to może już w prywatnej wiadomości :)
      Jeszcze raz powodzenia!
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Brak mi słów co do zachowania Gregora. Naprawdę. Raz jest normalny, a kolejnym razem nie do zniesienia. Brawa dla Steffi i Thomasa, że z nim wytrzymują :)
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno najważniejsze!
    Kocham Thesę!♥
    Trzymaj się tam kochana!

    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny pomysł żyć świętami już od października. :D Cóż, niespotykany to na pewno. :) Przynajmniej u nas.
    Co do rozdziału... No co? Steffi ma anielską cierpliwość, co aż mnie zaskakuje. Gregi ( urzekła mnie ta nazwa. :D) jak zwykle zachowuje się jak bałwan, może nawet tego nie chcąc. Theresa? Najukochańszy brzdąc. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! Bo byłabym zapomniała.
      Powodzenia tam, kochana! :D

      Usuń