poniedziałek, 29 września 2014

Pytanie siódme

INNSBRUCK...

- Wszyscy Twoi fani dziś prawdopodobnie oglądają nasz program Thomas. - powiedziała z uśmiechem wpatrując się w tablet trzymany w ręce. - Chat, na którym pojawiać się miały pytania do Ciebie własnie się zawiesił. - oznajmiła. Spojrzała na blondyna, który był lekko zdziwiony. - Twoi kibice załatwili nam serwery. - zaśmiali się.
- Nie wiem czy to spodoba się Waszym informatykom ale jestem zaszczycony. - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Kilka pytań udało nam się zatrzymać. Jednym z nich jest podstawowe pytanie, które zadają wszyscy wierni kibice. Dlaczego? - zapytała. Uśmiechnął się miło.
- Dużo już powiedziałem na konferencji w Lillehammer. Strach przed upadkiem jest nadal zbyt silny. Mimo, że jestem w pełni przygotowany do sezonu, że trenowałem z kolegami na równym poziomie... Pojechaliśmy dla sprawdzenia moich sił na większą skocznię. Planica okazała się dla mnie zbyt wymagająca. Nie chcę skakać na siłę. Nie chcę się do tego zmuszać kiedy skoki powinny dawać mi radość. - powiedział szczerze. - No i nie chcę ciągle zastanawiać się czy kiedy wejdę na górę, po skoku zobaczę jeszcze córkę. - zakończył.
- Wielu kibiców zastanawia się czy jeszcze kiedyś zobaczy Cię na skoczni... - stwierdziła.
- Wokół niej na pewno. - zaśmiał się. - Nadal jestem skoczkiem. Tylko na emeryturze. Nadal kocham te obiekty i pewnie nie byłbym w stanie tak zupełnie się od tego odciąć. Na pewno będę kibicował moim przyjaciołom i kolegom. Jeśli nie pod samą skocznią to w domu przed telewizorem. - wyjaśnił.
- Istnieje możliwość, że to odejście od sportu będzie pewnego rodzaju przerwą? 
- Nie odchodzę zupełnie od sportu Steffi. Doskonale wiesz, że sport to część mojego życia bez której ja nie istnieję. - zaśmiał się.
- Przerwą od skoków Thomas. Wszyscy wiedzą jak bardzo to kochasz. Myślisz, że nie będzie Cie ciągnęło spowrotem na skocznię? Że ten chromosom rywalizacji nie zacznie się na nowo odzywać? - zapytała. 
- Dużo o tym myślałem. I bardzo długo. To nie była decyzja podejmowana z dnia na dzień. To dojrzewało we mnie od pierwszego upadku... - zaczął. - Nie będzie powrotu. A na pewno nie w najbliższym czasie. 
- Wiesz, że właśnie spowodowałeś płacz u większości Twoich fanek? - zapytała śmiejąc się.
- Ty nie płaczesz. - zauważył.
- Bo ja nie jestem Twoją fanką. - powiedziała żartobliwie. - Ja się tylko z Tobą przyjaźnię. - zaśmiali się. - Jakie teraz masz plany? - spytała.
- Od zawsze to skoki były moim planem. Nie mam planu B. - oznajmił. - Mam wiele pomysłów, o których jeszcze nie chcę mówić. Wszystko musi się wyklarować powoli. Mam licencję pilota, uwielbiam wyścigi, lubię pracę z dziećmi... Jest wiele możliwości ale na wszystko przyjdzie czas. trzeba ochłonąć. Teraz chcę spędzić jak najwięcej czasu z córką. - zakończył. Spoważniała.
- Lilly na pewno będzie się cieszyć, że tata jest częściej w domu. - powiedziała. - W związku z tym pojawiły się nowe pytania. Dość osobiste. - zauważyła.
- Spodziewałem się takich. - powiedział spokojnie.
- Będziesz miał więcej czasu dla siebie i dla rodziny. Czy to oznacza, że będziesz próbował odbudować to co kiedyś legło w gruzach? - zapytała.
- Mój związek z Kristiną... był bardzo intensywny. Jeśli można tak powiedzieć. To była pierwsza kobieta, którą pokochałem. Byliśmy szczęśliwi ale kiedy jest się ciągle poza domem coś się wypala. Coś gaśnie i tak zgasło nasze uczucie. To, że na świecie pojawiła się Lilly było najlepszym co mogło mnie i Kristy spotkać. Próbowaliśmy to ratować właśnie dla Lilly ale... Było już za późno. - dokończył. Spojrzała na tablet i Jej twarz zrobiła się lekko bledsza. Od razu wiedział jakie pytanie pojawiło się na chacie. 
- Wszyscy wiedzą o tym, że jednym z powodów Waszego rozstania był Twój rzekomy romans... - zaczęła uspokajając nerwy. - Kristina nie potrafiła wybaczyć zdrady? - zapytała. Przez chwilę zastanawiał się co odpowiedzieć. 
- Wybaczyła. Ale kobieta nie zapomina. Nie mamy do czego wracać. I chyba nawet nie chcemy. Jesteśmy dobrymi kolegami, bo o przyjaźń po czymś takim nigdy nie jest łatwo. Staramy się żeby Lilly nie płaciła za nasze błędy ale razem nigdy już nie będziemy. - odpowiedział. Pojawiło się kolejne pytanie.
- Kochasz Ją jeszcze? - zapytała. Uśmiechnął się.
- Dała mi najlepszy prezent na świecie. A matkę swojego dziecko kocha się zawsze. W pewien dziwny i niezrozumiały sposób ale zawsze. - powiedział. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Niego znacząco.
- Dziękuję, że zgodziłeś się być moim pierwszym gościem. - powiedziała z uśmiechem.
- To ja dziękuję za taką możliwość. - również się uśmiechnął.
- Moim i Państwa gościem była legenda skoków narciarskich Thomas Morgenstern. Zapraszam na kolejne spotkanie z mistrzami sportu za tydzień o tej samej porze a naszym gościem będzie Nicole Hosp. To koniec na dziś, życzę Państwu dobrej nocy. - powiedziała.

    Wyłączył telewizor i odłożył pilota na szklany stolik. Spojrzał na córkę, która skulona spała obok Niego na sofie. Delikatnie wziął Ją na ręce i zaniósł do swojej sypialni. Okrył Ją ciepłym kocem i wrócił do salonu. Nalał sobie Whiskey do szklanki i stanął w oknie. Śnieg sypał bardzo mocno. Tworzył ścianę, przez którą mało co było widać. Nadal nie mógł uwierzyć, że to prawda. Że Thomas o niczym Mu nie powiedział i że niczego nie zauważył. Był zły na siebie ale z drugiej strony był też zły na blondyna. Od jakiegoś czasu nie mógł się z Nim dogadać. Thomas zrobił się złośliwy, upierdliwy i nie potrafił mówić o niczym tylko o Steffi i o tym jak źle Jest przez szatyna traktowana. To irytowało. Bo przecież z Nim przyjaźnił się dłużej i to po Jego stronie powinien stać. "Ja się tylko z Tobą przyjaźnię". Czasem to wygląda zupełnie inaczej ale przecież to była jedyna możliwa do przyjęcia prawda. Thomas i Steffi? Zaśmiał się. Nie ma opcji. "Kristina nie potrafiła wybaczyć zdrady?". Prawda jest taka, że Kristina zawsze czuła, że nie jest tak kochana jak być powinna. Być może szatyn nie był romantykiem ale pewne rzeczy widać gołym okiem. Thomas Ją kochał ale coś zawsze było nie tak. Romans? Z tego co zdołał się dowiedzieć od samego zainteresowanego to była jedna noc. Co to za kobieta? Blondyn nigdy nie chciał powiedzieć. To była Jego największa tajemnica, której nie znał nawet szatyn. No ale skoro Steffi jest najlepszą przyjaciółką... Mogła coś więcej o tym wiedzieć ale czy to w ogóle Go interesowało? "A matkę swojego dziecko kocha się zawsze. W pewien dziwny i niezrozumiały sposób ale zawsze." Thomas to cholerny romantyk. Pokręcił głową. Na prawdę Thomas?...
- Słucham. - powiedział odbierając dzwoniący telefon.
- Wszystko w porządku? - usłyszał ciepły głos. Oho, matka mojego dziecka.
- Nie popłakałem się oglądając program. - stwierdził.
- Wiesz, że nie o to pytam, a Twoją opinię o programie mam gdzieś. - odparła.
- Thithi zasnęła. Nie wiem czy budzenie Jej teraz jest dobrym pomysłem. Może lepiej byłoby gdyby została dzisiaj u mnie? - zapytał. Usłyszał ciche westchnięcie. - Kiedy śpi, nie wybiegnie na ulicę. - stwierdził z niezadowoleniem.
- Sandra jest u Ciebie? - zapytała.
- Nie. A co, chcesz z Nią pogadać? - zapytał lekko drwiąco. Puściła to mimo uszu.
- Nakarmiłeś Ją?
- Sandrę? Moim sex appealem. - odparł pewnie.
- Przykryj Ją dobrze, wiesz, że jest chorowita a teraz noce są zimne.
- Dobrze.
- Gdyby się obudziła i płakała to przytul Ją i opowiedz Jej jakąś bajkę. Może przestraszyć się jak obudzi się w nie swoim łóżeczku. - powiedziała z troską.
- Steffi, to tylko jedna noc. Nie panikuj. - stwierdził zirytowany.
- Może jednak przyjadę...
- Da sobie radę, odwiozę Cię do domu. - powiedział ktoś ciszej. Szatyn wyprostował się.
- Thomas jest z Tobą? - zapytał.
- Wiesz, że jestem kiepskim kierowcą. W taką pogodę mogłabym kogoś skrzywdzić. Thomas odwiezie mnie do domu.
- Och... No tak. Jasne. - stwierdził. Na prawdę Thomas? - Poczekaj chwilę. - powiedział i odłożył na chwilę telefon na stolik. Thomas to, Thomas tamto... Thomas mnie odwiezie, przywiezie, zrobi mi zakupy, zawiezie Tess do przedszkola... Nie żeby była tu jakakolwiek zazdrość ale hello! Masz swoją rodzinę? Zajmij się Kristiną, jedź do Lilly i daj se siana. - Thithi się obudziła i mówi, że bez Ciebie nie zaśnie. - powiedział do telefonu.
- Ok. Przytul Ją i pogłaszcz po pleckach to zawsze Ją uspokaja jak ma koszmary a ja będę za chwilę. 
- Nie spieszcie się, nie chcę żeby mała została półsierotą. - stwierdził i rozłączył się. Uśmiechnął się do siebie i oparł wygodnie na sofie...

***

    Cicho zapukała do drzwi. Nie miała ochoty na towarzystwo szatyna przez całą noc. Nie miała po prostu siły na kolejne bezsensowne sprzeczki i głupie teksty pod swoim adresem. Czy bolał Ją ten brak szacunku z Jego strony? Owszem, ale czego się spodziewać po kimś kto zdradzał, oszukiwał i kłamał przez długi okres czasu? Właściwie to wszystkich i przez całe swoje życie...
- Wejdź. - powiedział otwierając drzwi. Od razu udała się do sypialni szatyna, a kiedy zobaczyła śpiącą w najlepsze córkę uśmiechnęła się do siebie. Pogłaskała Ją po główce i poprawiła kocyk. 
- Przed chwilą znów zasnęła. - powiedział cicho stojąc zaraz za Nią. Pokiwała głową. - Zrobiłem Ci herbatę. Na pewno zmarzłaś. - dodał z lekkim uśmiechem czym bardzo zdziwił brunetkę. - Chodź do salonu. - powiedział i wyszedł z pokoju. Poszła zaraz za Nim. Usiadła na sofie zdejmując po drodze płaszcz. - Proszę. - podał Jej kubek z ciepłym płynem i usiadł obok Niej. Spojrzała na Niego z zaciekawieniem.
- Mogłeś dać znać, że Tess zasnęła. - powiedziała.
- Jeżeli przeszkodziłem Ci w jakiś planach to przepraszam. Zasnęła chwilę przed tym jak przyszłaś. - powiedział.
- Nie miałam żadnych planów ale mogłam jechać prosto do domu a Thomas nie musiałby nadkładać drogi. - wyjaśniła.
- To na pewno nie był dla Niego żaden kłopot. - stwierdził z przekąsem. Popatrzyła na Niego jak na idiotę.
- Dlaczego tak się zachowujesz? - zapytała.
- Jak? - udawał zdziwionego.
- Jak dzieciak. - wyjaśniła. - Thomas ciągle liczy na to, że uda Mu się z Tobą porozmawiać...
- Musimy o Nim gadać? - zapytał.
- Tak.
- Nie masz innych tematów? 
- To Twój przyjaciel Schlieri.
- Dlaczego nie mówisz do mnie po imieniu? - spytał patrząc na Nią z wyrzutem. 
- Gregor proszę Cię...
- O nie kwiatuszku Ty już miałaś u mnie swoje 5 minut. - puścił Jej oko. Westchnęła.
- Nie mam siły... - wstała i zaczęła ubierać płaszcz.
- Co robisz? - spytał zdezorientowany.
- Wychodzę. - oznajmiła.
- Poczekaj. - chwycił Ją za rękę.
- Nie mam po co. Ty ciągle myślisz, że jesteś pępkiem świata i każdy chce gadać tylko o Tobie. Nie zauważasz, że wszyscy powoli się od Ciebie odwracają. Twoi koledzy rozmawiają z Tobą tylko kiedy muszą, Twoja rodzina wstydzi się za Ciebie, bo są bliżej Twojej córki niż Ty, ja mam z tobą kontakt tylko ze względu na Theresę a Twój jedyny prawdziwy przyjaciel siedzi w domu sam, bo wolisz udawać obrażonego o to, że to Ty nie miałeś dla Niego czasu! I przestań w końcu insynuować jakiś romans między mną a Thomasem bo nic nie wiesz a myślisz, że wszystkie rozumy pozjadałeś! - powiedziała zdenerwowana. 
- Wcale nie jestem sam. - odparł dobitnie.
- Owszem, masz Sandrę, która jest z Tobą tylko po to żeby zrobić mi na złość, żeby wzbudzić we mnie zazdrość i pokazać, że jest w czymś lepsza ode mnie... Jesteś z kobietą, która rozwaliła najważniejszą relację w moim życiu i odebrała ojca mojej córce, bo mnie nienawidzi... - dodała mając łzy w oczach. - Mam dość wysłuchiwania Twoich głupich uwag i docinków, Twoich złośliwych tekstów, tego jak się obnosisz z tym jakim to świetnym facetem nie jesteś. Mam dość bycia dla Ciebie Nikim Gregor... - szepnęła uwalniając pojedynczą łzę, które nie zdążyła spłynąć po Jej policzku bo starł Ją swoją dłonią i mocno przytulił do siebie brunetkę. - Zostaw mnie... - powiedziała przez łzy próbując się wyrwać z Jego objęć.
- Steffi... - zaczął ale nie dane było Mu dokończyć, bo uwolniwszy się z Jego uścisku natychmiast wyszła z mieszkania. Uderzył pięścią w ścianę. Był na siebie zły. Był zły na Nią. Był zły na Thomasa i na cały świat. Bo miała dużo racji. Bo rzeczywiście był sam. Dał się ponieść emocjom, które zawsze dobrze ukrywał bo były zbyt niewygodne i sprawiały zbyt wiele bólu. Pozwolił sobie znowu zobaczyć w kobiecie tą delikatną, kruchą dziewczynę, która wpatrywała się w Niego jak w obrazek, która Go kochała i na każdym kroku potrafiła to okazać choćby najmniejszym gestem. A , która teraz patrzyła na Niego z ogromnym bólem i nienawiścią w oczach. Był wściekły bo tylko Ona potrafiła wzbudzić w Nim większe emocje. A z emocjami zawsze miał problemy. Więc po co Ją tu ściągał? Bał się zostać sam z córką? I co miał zamiar powiedzieć gdyby rzeczywiście została? Jesteś idiotą Schlierenzauer...

***

    Trzęsącymi się dłońmi wysłała smsa do szatyna. "THOMAS ODBIERZE MAŁĄ O 8:00". Wystukała odpowiedni numer i przyłożyła słuchawkę do ucha. Odebrał po pierwszym sygnale...
- Thomas? 
- Co się stało? Dlaczego płaczesz? - spytał od razu słysząc Jej głos.
- Możesz po mnie przyjechać? Jestem pod mieszkaniem Gregora. - wydukała.
- Będę za 15 minut. - powiedział i się rozłączył. I emocje wzięły górę. Łzy znów zaczęły spływać po policzkach. Bo znów brakło sił...



***************************************************
Cześć i czołem :)
Dziś tak :) 
Kolejny w środę :)
Komentujcie kochane, komentujcie :*

piątek, 26 września 2014

Pytanie szóste

LILLEHAMMER...

     Jezioro Mjøsa jest bardzo urokliwe. Zwłaszcza nocą, kiedy latarnie oświetlają jego brzegi a światło księżyca odbija się od cudownej tafli wody. I zimą. Kiedy wokół biało a z nieba lekko prószy śnieg okrywając niewysokie góry białym puchem. Ciche, spokojne miejsce, gdzie każdy może znaleźć odrobinę prywatności i wewnętrznej ciszy. To idealne miejsce do przemyśleń, do podejmowania decyzji. Tych łatwych i tych trudnych. Tych, które zmienią niewiele i tych, które zmieniają całe życie. 
- Ciągle się nad tym zastanawiasz? - usłyszał za plecami. Uśmiechnął się lekko i poczuł dłoń na ramieniu. Spojrzał w bok i zobaczył te ciepłe ciemne oczy. I uśmiech tak samo pogodny jak cała kobieta. Od zawsze Ją lubił i szanował. Bo zawsze była pełna optymizmu i tego czegoś czego żadna inna nie miała. Co to było? Czy to właśnie ta pogoda ducha? Determinacja? Upartość? Wrażliwość? Umiejętność rozmawiania? Nie wiedział. Ale pewny był jednego. Była najlepszą przyjaciółką jaką miał.
- Już nie. - odparł po chwili. - Podjąłem decyzję i jej nie zmienię. To zbyt wiele mnie kosztuje.
- Tak bardzo się cieszyłeś kiedy lekarz dopuścił Cię do kadry... - wspomniała wydarzenia sprzed tygodnia.
- To zawsze cieszy. Kiedy ktoś w Ciebie wierzy. Wierzy w to, że dasz radę, że nie ma dla Ciebie rzeczy niemożliwych. 
- Czasem wiara wszystkich dokoła nie wystarcza. - powiedziała patrząc na Niego uważnie.
- Właśnie. - przyznał. Spojrzał w prawo. kompleks skoczni wyglądał imponująco. Był doskonale oświetlony. Wszystkie wspomnienia wróciły. - Pamiętam wszystko co się tam wydarzyło. Wszystkie wygrane konkursy, wszystkie porażki...
- I upadki. - dokończyła ciszej. Znów na Nią spojrzał.
- I upadki.
- Po tym co się wydarzyło nikt nie wierzył, że pojawisz się w Sochi. A Ty tam pojechałeś i zrobiłeś świetną robotę. Zdobyliście srebro. Pamiętasz jak się z tego cieszyłeś? Jak po każdym skoku na Twojej twarzy pojawiał się uśmiech?
- Pamiętam. - przyznał.
- Wiem ile każdy z nich Cię kosztował. Dzwoniłeś do mnie i więcej czasu mówiłeś o tym co czułeś przed skokiem niż po nim. Każdy miał nadzieję, że Twój strach, że blokada w Twojej głowie zniknie i znów będziesz potrafił z uśmiechem na twarzy usiąść na belce. Ale każdy kto śledził Twoje treningi widział też, że już się tak samo nie uśmiechasz, że jesteś skupiony a w Twoich oczach pojawia się strach... - powiedziała szczerze.
- Nie chcę za każdym razem zastanawiać się czy kiedy się odepchnę z belki zobaczę jeszcze kiedyś Lilly. - stwierdził.
- Wiem. - ścisnęła Jego ramię dając znak, że Go rozumie. - Nikt nie wymaga od Ciebie, żebyś był wiecznym mistrzem i niezniszczalnym zawodnikiem. - dodała. - Każdy zrozumie. - uśmiechnęła się ciepło. 
- Tak myślisz? - spytał.
- Jasne. Osiągnąłeś już wszystko w tym sporcie co można było osiągnąć. Masz 27 lat a już jesteś legendą Thomas. Pozwól Twoim fanom zapamiętać Cię takiego jakim byłeś przed upadkami. Wesołego, otwartego i zawsze grającego fair zawodnika, który potrafił wygrywać i przegrywać z klasą. Który kochał kibiców i umiał rozmawiać z każdym. Który zawsze miał uśmiech na twarzy. - powiedziała z uśmiechem. - Odejść z klasą też trzeba umieć. Na to też trzeba mieć dużo odwagi...
- To nie jest łatwe... Całe moje życie było podporządkowane temu sportowi. Wszystko było od tego uzależnione a teraz...
- A teraz zaczynasz kolejny etap w swoim życiu. Każdy przeżywa kiedyś jakieś zmiany. Większe i mniejsze. 
- Nie wiem czy potrafię robić coś innego niż skakanie. - zaśmiał się lekko. Spojrzał w niebo. Było na nim pełno gwiazd.
- Nie wstydź się Thomas. - powiedziała cicho. - Łez nie należy się wstydzić. - dodała. Zaśmiał się ponownie. 
- Tylko Ty wszystko wiesz. - wyjawił. Spojrzała na Niego z lekkim zdziwieniem.
- A Gregor? - spytała. - Myślałam, że z Nim rozmawiałeś.
- Nie miał czasu. - odparł krótko. Westchnęła i pokręciła głową z niedowierzaniem. - Steffi dziękuję Ci. - dodał. 
- Nie masz za co.
- Mam. - przerwał Jej. - Jako jedyna zawsze miałaś dla mnie czas. Właściwie tylko Ty widziałaś co się dzieje. Wystarczyła tylko chwila rozmowy i zawsze mi pomogłaś... - zaczął. Jej oczy błyszczały jak zawsze. Blade policzki nabrały rumieńców przez ujemną temperaturę i śnieg, który łagodnie opadał teraz na Jej włosy i twarz. Dłonią starł zimne płatki z Jej policzka ale nie cofnął jej. Przysunął się odrobinę tak, że otulał Go teraz Jej ciepły słodki oddech. - Bez Ciebie bym sobie z tym wszystkim nie poradził Steffi... - powiedział cicho. Jej ciało lekko zadrżało pod wpływem Jego dotyku. W jakiś sposób na Nią działał. Zawsze przy Niej był. Kiedy była szczęśliwa, cieszył się Jej szczęściem, kiedy cierpiała, wspierał Ją i zastępował ojca Theresie. Był Jej bliższy niż ktokolwiek inny. Nawet kiedy był z Kristiną...
- Thomas... - zaczęła zamykając oczy. 
- Wiem... - westchnął. Pocałował Ją w czoło i przytulił do siebie. - Chciałbym kiedyś...
- Co za romantyzm. - usłyszeli głos zza pleców. Od razu się odwrócili ale blondyn nie przestawał przytulać brunetki. - Sorry, że przeszkadzam w randce ale Heinz pilnie chce rozmawiać ze Steffi. - stwierdził szatyn. - Porandkujecie sobie później. - dodał i zawrócił chcąc odejść. Brunetka podbiegła do Niego i zatrzymała Go chwytając mocno za rękę. - Sorry kwiatuszku ale Ciebie już mam odhaczoną na liście. - stwierdził puszczając Jej oko. Puściła tą uwagę bokiem.
- Pogadaj z Thomasem Schlieri. - powiedziała cicho. Spojrzał na Nią dziwnie. - Proszę. Podobno nie miałeś dla Niego czasu kiedy chciał porozmawiać więc chociaż teraz poświęć Mu chwilę. - dodała uparcie na Niego patrząc.
- Skarży Ci się? Lubicie takie zabawy? Mama i synek? Nie podejrzewałem Cię o taki hardcore ale ok. Dobrze wiedzieć. - stwierdził z głupim uśmieszkiem i ruszył przed siebie.
- To Twój przyjaciel i teraz potrzebuje z Tobą porozmawiać, dlaczego Go tak olewasz? - zapytała nie rozumiejąc zachowania szatyna.
- Bo nie mam ochoty wysłuchiwać kolejnych kazań na temat tego jaki zły i niedobry dla Ciebie jestem. - stwierdził idąc ścieżką w kierunku hotelu. Zerknęła za siebie i zobaczyła, że blondyn nadal stoi nad jeziorem wpatrując się w nie intensywnie.
- Posłuchaj! - stanęła Mu na drodze tak, że nie mógł przejść dalej. Westchnął poirytowany.
- Mam Cię przestawić? Jak potrzebujesz trochę macanka to po prostu powiedz. Może coś później zaradzimy. - stwierdził znów się cwanie uśmiechając.
- Jesteś idiotą. - westchnęła. - Wyobraź sobie, że nie wszystko kręci się wokół Ciebie Schlieri. Nie tylko Tobą wszyscy się zajmują i nie o Twoim zachowaniu chcą rozmawiać. Thomas nie mam pojęcia dlaczego, nadal uważa Cię za swojego przyjaciela i za każdym razem próbuje zrozumieć Twoje beznadziejne zachowanie i pomagać Ci kiedy tego potrzebujesz, więc doceń to choć raz i idź z Nim porozmawiać, bo na prawdę tego potrzebuje. - powiedziała na jednym wydechu. Przez chwilę na Nią patrzył z lekkim zdezorientowaniem ale zaraz się uśmiechnął i ominął Ją szerokim łukiem idąc w stronę hotelu. Pokręciła głową zupełnie nie rozumiejąc zachowania szatyna. - Świetnie! Bądź dupkiem nawet dla swoich przyjaciół! - zawołała za Nim ale tylko machnął ręką i wszedł do hotelu.

***

   Siedziała w pokoju hotelowym przygotowując się do jutrzejszych zawodów. Żeby zadać odpowiednie pytanie odpowiedniemu skoczkowi trzeba dużo wiedzieć na Jego temat i na temat przebiegu Jego kariery i ostatnich sezonów. Usłyszała pukanie do drzwi...
- Proszę! - zawołała. Do pokoju wszedł szatyn i tak po prostu zamknął Jej laptopa. Spojrzała na Niego ze złością w oczach. - Schlieri. Jasne, że mam dla Ciebie mnóstwo czasu i chętnie z Tobą porozmawiam o Twoich seksualnych problemach. - stwierdziła kąśliwie.
- Jak jesteś złośliwa wyglądasz słodko a dodając te okulary mam ochotę Cię znów przelecieć ale nie po to tu przyszedłem. - odpowiedział siadając na biurku. 
- Więc? W czym Ci mogę pomóc? - zapytała odkładając okulary. 
- Nie wiesz gdzie jest Morgi? - zapytał spokojnie. 
- Oooo a co? Masz jakiś kłopot? Jeśli chcesz to ja mogę Cię kryć przed trenerem a Ty sobie spokojnie idź do tej panienki. - stwierdziła podchodząc do stolika i biorąc termos z herbatą. Nalała sobie do kubka i upiła łyk odwracając się do Niego. Jakie było Jej zaskoczenie kiedy zobaczyła Jego twarz zaraz przed swoją. Był poważny. Nie śmiał się. W Jego oczach było widać lekkie zakłopotanie.
- Wiesz gdzie On jest? - zapytał ponownie. Przestraszyła się lekko tą Jego powagą. To nie było do Niego podobne.
- Sprawdzałeś nad jeziorem? - spytała.
- Nie ma Go tam. - usiadł na Jej łóżku. 
- Na pewno jest gdzieś w miasteczku. Ma wiele do przemyślenia. - powiedziała siadając obok Niego. 
- Dlaczego nie ma Go na liście startowej? - zapytał patrząc na Nią uważnie. Milczała. - Chciałem sprawdzić kogo trener zakwalifikował do drużynówki. Nie ma Go tam. Do indywidualnego konkursu też nie. - dodał. Nadal milczała. - Wiem, że wiesz. Wy wiecie o sobie wszystko. - prychnął.
- Gdybyś Go nie olewał też byś wiedział. - odparła cicho.
- O czym bym wiedział? - zapytał.
- Przez ostatnie pół roku nic nie zauważyłeś? - spytała. - Na prawdę byłeś tak bardzo zajęty sobą, że nie widziałeś problemów przyjaciela? Tego jak za każdym kolejnym skokiem na Jego twarzy pojawia się coraz więcej strachu? Jak Jego radość zniknęła? Jak walczy sam ze sobą na skoczni? - zadawała kolejne pytania. 
- O co tu chodzi Steffi? - zapytał poirytowany Jej gadaniem.
- Thomas próbował porozmawiać z Tobą kilka razy Schlieri. 
- Powiesz mi w końcu? 

***

    Długi stół z białym obrusem. Za stołem trener, Vettori i Morgenstern. Skupiony, zamyślony i cichy. A na przeciwko Niego tuzin gorączkowo wyczekujących przemówienia dziennikarzy. I Jego drużyna. Najbliżsi koledzy. I przyjaciele... Zerknęła na szatyna. Patrzył przez okno. Był nieobecny. Wyglądał jak nie On. Poważnie i w końcu jak dorosły facet a nie nastolatek z głupim uśmieszkiem. I wtedy się zaczęło...
- Nie będę przeciągał i trzymał wszystkich dłużej w niepewności. - zaczął blondyn siedzący przed mikrofonem. Mówił pewnie i z lekkim uśmiechem na twarzy. Bez wątpliwości w głosie. - Dziś wkraczam w nowy etap życia, kończąc karierę zawodniczą. - oznajmił a po sali przeszedł szmer szeptów zaskoczonych dziennikarzy. Spojrzała ponownie na szatyna. Tym razem patrzył na przyjaciela i uważnie słuchał Jego słów. - Pewność siebie po tych dwóch upadkach już nie powróciła. Nie mogę dalej skakać, gdy siedzę na belce startowej z obawami. Dziękuję mojej rodzinie oraz trenerom za wsparcie podczas wielu lat mojej kariery. Mój głos wewnętrzny podpowiada mi, że czas zakończyć karierę. Dziękuję najlepszym na Świecie Fanom za dwanaście lat wspaniałego, niepowtarzalnego i emocjonalnego wsparcia. Bez Was nie byłoby moich sukcesów. To nie jest koniec lecz początek czegoś nowego. Mam nadzieję, że będziecie mi dalej kibicować, bo jesteście najlepsi. - powiedział i wstał wychodząc z sali konferencyjnej razem z towarzyszami. 
   Dziennikarze próbowali Go łapać i zadawać pytania ale nic to nie dało. A i Ona musiała wykonać swoją pracę. Odwróciła się do swojego operatora i zaczęła mówić.
- A więc oficjalne potwierdzenie za nami. Thomas Morgenstern dziś zakończył karierę zawodniczą odchodząc tym samym na sportową emeryturę. Mimo młodego wieku stał się legendą i wzorem do naśladowania dla wszystkich sportowców przez to jakim był i jest człowiekiem. Dziś Thomas nie chciał rozmawiać z dziennikarzami i udał się właśnie na skocznię aby dopingować swoich kolegów z drużyny prawdopodobnie po raz ostatni. A już w poniedziałek Thomas Morgenstern będzie gościem w programie "Sport przy wieczornej kawie", w którym porozmawiam z naszym mistrzem o powodach Jego odejścia od sportu. Serdecznie zapraszam. Dla "Sportu" prosto z Lillehammer, Steffi Richter. - zakończyła wypowiedź a operator dał sygnał końca nagrywania. Spojrzała na szatyna. Stał z boku nie ruszając się z miejsca. Jego wzrok przeniósł się na Nią. Był wyraźnie przybity, jakby... smutny. Podeszłą do Niego i już chciała coś powiedzieć ale uprzedził Ją...
- Daruj sobie. - powiedział cicho i odszedł lekko trącając Jej ramię...


**********************************
Dziś nie mam nic więcej do dodania niż to, że mówimy "do zobaczenia" najbardziej przyjaznemu i najsympatyczniejszemu skoczkowi jaki startował kiedykolwiek w zawodach.
Wszyscy wierzymy, że jeszcze nie raz spotkamy Morgiego na skoczni, może nie jako zawodnika ale jako wiernego kibica i dobrego ducha drużyny :)

Dzięki za wszystkie emocje i zarażanie miłością do skoków Thomas! 
Powodzenia w kolejnym rozdziale Twojego życia!

Kryształ, uśmiech i czapa... po prostu Morgenstern :)

czwartek, 25 września 2014

Pytanie piąte

INNSBRUCK...

    Dość długo dzwonił do drzwi mieszkania nr 20. Już miał odejść ale usłyszał czyjeś kroki i po chwili zobaczył rozczochraną blondynkę w wymiętej niebieskiej zbyt dużej koszuli. Wyraźnie widać było, że na sobie ma tylko i wyłącznie to. Uśmiechnęła się do Niego szeroko.
- Jak miło Cię widzieć o 7:00 rano Thomas. - powiedziała z ironią i wpuściła Go do środka. Podeszła do blatu kuchennego i nastawiła wodę w czajniku. - Kawy? - spytała ziewając.
- Już piłem. - odpowiedział ciągle nie mogąc się nadziwić co Schlierenzauer widzi w tej kobiecie. - Greg wie, że bezcześcisz Jego ulubioną koszulę nosząc ją jak piżamę? - spytał opierając się o ścianę.
- Lubi to. - uśmiechnęła się cwanie. - Chcesz jakieś śniadanie? - zapytała chowając głowę do lodówki. Przez chwilę pomyślał, że może by Ją tam zamknąć ale zwątpił. Szkoda lodówki.
- Jadłem. - odparł. - Nie wstydzisz się tak otwierać drzwi? - zapytał.
- A mam czego? - spytała zalotnie. Uśmiechnął się i pokręcił głową. Jej frywolność irytowała i zadziwiała Go. Była po prostu...pusta.
- A gdyby za drzwiami stała Tessa? - zapytał. Zaśmiała się.
- No chyba nie uważasz, że po tym cyrku jaki zrobił ostatnio Gregor Stefania pozwoli Mu na jakiś większy kontakt z dzieciakiem. - odparła nalewając sobie kawy do kubka.
- Steffi i Theresa. Radzę Ci zapamiętać te imiona, bo teraz coraz częściej będą się pojawiać wokół Grega. - stwierdził zirytowany Jej beznadziejnością. Posłała Mu lodowate spojrzenie i przestała się uśmiechać. 
- Ok Romeo. - zaczęła. - Po pierwsze, nie tym tonem, bo koleżanką Twoją nie jestem, po drugie, jak kręcisz coś ze Stefką to zajmij się Nią i mi daj spokój, a po trzecie...
- Daruj sobie. - przerwał Jej poirytowany. 
- Nie mam nic do tej małej. - oznajmiła. 
- A do Steffi? Boisz się konkurencji? - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Już raz Jej odbiłam faceta. Nie mam się czego bać. - powiedziała pewnie.
- Rzeczywiście masz z czego być dumna. - stwierdził z ironią i rozejrzał się po mieszkaniu.
- Siedzi w łazience od północy. - powiedziała. - Wywołuje jakieś zdjęcia... czy coś... - stwierdziła i wyciągnęła kubek lodów.
- Lody na śniadanie? - zapytał kierując się w stronę łazienki.
- Martwisz się czy tyłek mi urośnie? - spytała z powątpieniem.
- A da się bardziej? - puścił Jej oko i zapukał do drzwi łazienki. - Gregor masz chwilę? Chcę pogadać. - powiedział przez drzwi. Po chwili pojawił się w nich szatyn. 
- Sorry Thomas jestem trochę zajęty. - stwierdził zamykając drzwi do łazienki. Blondyn spojrzał na Niego uważnie ale w oczach Gregora było widać, że teraz w głowie ma zupełnie coś innego. Był w tym swoim fotograficznym transie i nic nie było w stanie Go z Niego wybić.
- To dla mnie cholernie ważne Greg. - próbował. Szatyn wyraźnie się do czegoś spieszył. 
- A możemy pogadać popołudniu w samolocie? - zapytał. Blondyn westchnął.
- Ok. Jedziesz teraz do Steffi? - spytał. 
- No zaraz. Thomas serio nie mam teraz czasu. Pogadamy później. - stwierdził i wrócił do swojej jaskini.
- Taa. Później...

MIESZKANIE STEFFI...

    Spojrzała na dziewczynkę i westchnęła. Jej łokcie nadal były poobijane a nóżka bolała. Przez ten wypadek skręciła sobie kostkę. Kobieta nadal czuła złość kiedy myślała o tym zdarzeniu. Kiedy w Jej głowie pojawiał się szatyn. Ciągle uważała, że jest nieodpowiedzialny i absolutnie nie stworzony do opieki nad jakimkolwiek dzieckiem. A teraz musiała się z Nim spotkać. Ba! Spędzić cały weekend... Ubrała małej czerwony sweterek i związała włosy w kucyk. Dobrze, że Theresa spędzi ten weekend z babcią...
- Mamusiu jeszcze to. - powiedziała i podała kobiecie dwie spineczki w kształcie biedronek. uśmiechnęła się lekko ale w głowie znów pojawiła się myśl o szatynie. Chciał dobrze ale prezentami i kupowaniem małej wszystkiego co zechce nie sprawi, że stanie się przykładnym ojcem.
- Gotowe. - powiedziała z uśmiechem i usłyszała dzwonek do drzwi.
- Tata! - zawołała wesoło dziewczynka i pokuśtykała do drzwi aby je otworzyć. Od razu rzuciła się w Jego ramiona.
- Cześć księżniczko. - pocałował Ją w czoło i wszedł do środka z małą na rękach. Spojrzał na brunetkę, która pakowała jakieś rzeczy do dużej torby. - Cześć Steff - powiedział.
- Cześć. - odparła krotko. - Tess wzięłaś szczoteczkę do zębów? - spytała córkę.
- Tak. Jest w kosmetyczce razem z moim szamponem. - powiedziała dumnie.
- A piżamkę wzięłaś? - spytała podejrzliwie.
- Ups. - mała zrobiła przestraszoną minę. - Tata, winda w dół. - rozkazała a szatyn postawił Ją na podłodze. Szybko poszła do pokoiku i przyniosła kolorową piżamkę podając Ją matce.
- Kiedyś głowy zapomnisz. - poczochrała Ją po główce. Mała tylko się zaśmiała.
- Tatusiu a babcia mówiła co zrobi na obiad? - zapytała.
- A co? Już jesteś głodna? - spytał kucając przy dziecku.
- Ja zawsze jestem głodna. - oznajmiła poważnie. - Jem tyle ile ważę, tak jak Ty. - zaśmiała się.
- Jak ja? - zdziwił się. - A kto Ci tak powiedział?
- Mama. - wyszczerzyła się. Spojrzał z zaciekawieniem na brunetkę ale ta zajęta była zbieraniem dokumentów do teczki.
- Wiesz jaki jutro jest dzień? - zapytał.
- hmn... - zastanawiała się robiąc przy tym zabawny grymas. - Twój pierwszy konkurs! - zawołała wesoło.
- Też... ale jaki jeszcze? - spytał.
- Nie wiem. Nie mogę mieć kalendarza w głowie. Jestem 5-cio latką a nie smartfonem helooooł! - oznajmiła wywracając oczami czym rozbawiła nawet brunetkę.
- Jutro jest dzień Świętego Mikołaja. 
- Mikołaj nie istnieje. Sam mi to powiedziałeś. - oznajmiła. Brunetka spojrzała na szatyna z wyrzutem. Uważała, że Gregor popełnił jeden z wielu błędów mówiąc Tess, że nie ma kogoś takiego.
- Istniał... tylko...
- No wieeem. Dawał prezenty biednym i dobrym ludziom i im pomagał, a teraz dajemy sobie prezenty żeby być jak On. - powiedziała z jękiem.
- No właśnie. - stwierdził. - A ja mam coś dla Ciebie. - dodał i wyciągnął z torby zdjęcie oprawione w elegancką ramkę. Oczy małej zrobiły się duże jak pięciozłotówki kiedy zobaczyła co jest na zdjęciu. - Mówiłaś, że chciałaś zobaczyć jaki kształt mają płatki śniegu... - powiedział. Brunetka zerknęła na zdjęcie. Była na nim Theresa, a właściwie Jej oko i fragment policzka, na którym widać było płatek śniegu, który mienił się w świetle jak brylant. Widać było wyraźnie jego kształt. Musiała przyznać, że tym razem Gregor się postarał. Nie zapomniał o ważnym dniu i przy okazji na prawdę się postarał, żeby prezent był bardzo osobisty i specjalny.
- Dziękuję! - zawołała i wtuliła się w Niego całując Go w policzek.
- No dobra, powiesisz sobie to później a teraz musimy już jechać do babci. - oznajmiła brunetka i zaczęła ubierać płaszczyk dziewczynce.
    
***

    Droga na lotnisko była krótka i cicha. No bo o czym tu rozmawiać kiedy nie ma się już wspólnych tematów? Oprócz sportu, córki, najbliższych świąt i tego co się działo przez ostatni rok oczywiście. Ale skoro każda rozmowa kończy się zazwyczaj kłótnią to po co zaczynać kolejną? A na pewno byłaby kłótnią, bo przecież...
- Nie będziesz się do mnie w ogóle odzywać przez najbliższy weekend? - zapytał zerkając na Nią.
- Patrz na drogę Schlieri. Możesz przez przypadek potrącić jakieś dziecko, którego nie potrafi upilnować ojciec. - stwierdziła kąśliwie. Nie odezwał się. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Że nie chciał żeby tak się stało? Że to była chwila nieuwagi? 
- Wiem, że nawaliłem. - przyznał. Lekko prychnęła.
- Nie zadziwiłeś mnie tym. - powiedziała. - Zawsze nawalasz. - dodała ciszej.
- Mogę Ci jedynie obiecać, że więcej się to nie powtórzy. - powiedział z determinacją.
- Och, tego akurat jestem najbardziej pewna. - stwierdziła. Zaparkował przed małym lotniskiem. Reszta zawodników już tam była. Czekali przy bramie śmiejąc się z czegoś. Spojrzał na Nią uważnie.
- Dlaczego mi to robicie? - spytał. Zdziwiła się lekko.
- Co i kto Ci robi? - zapytała.
- Ty i Thomas. Ty i moi rodzice. Ty i Gloria z Lucasem. Dlaczego wszystkich obracasz przeciwko mnie? Robisz ze mnie najgorszego z najgorszych.
- Ty chyba sobie żartujesz... - zaczęła. - Mam Ci przypomnieć jak się zachowałeś kiedy powiedziałam Ci o ciąży? Jak się na mnie wydarłeś, że zaszłam w ciążę specjalnie żeby zniszczyć Ci karierę? Jak w końcu chciałeś mi dać pieniądze na usunięcie? Jak się wyparłeś, że to Twoje? Miałeś nas gdzieś. Twoi rodzice i rodzeństwo i tak samo Thomas byli jedynymi ludźmi, którzy mi pomogli mimo, że nie musieli, bo to nie był ich problem! Zachowałeś się jak nieodpowiedzialny dzieciak i nadal się tak zachowujesz! Dawałam Ci tyle szans na to, żebyś wydoroślał i pokazał, że na prawdę zasługujesz na to, żeby być ojcem... - przerwała. - To Ty za każdym razem nawalasz. - dodała. - Gdyby nie Theresa... - pokręciła głową i wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami.

***

- Będzie ciekawie. - oznajmił brunet.
- Stefan, oni się pozabijają. - stwierdził Michael. - To raczej ciekawe nie będzie. - w tym momencie z samochodu wysiadł szatyn i też trzasnął drzwiami.
- Myślicie, że samolot doleci  całości do Norwegii? - spytał Kraft. Uśmiechnął się szeroko kiedy brunetka podeszła do Nich i wesoło się przywitała. - Steffi, jak ja Cię dawno nie widziałem. - przytulił się do Niej.
- A ja jeszcze dłużej. - Michael odepchnął bruneta i teraz to On przytulał się do brunetki. Zaśmiała się ciepło i każdemu ze skoczków dała po buziaku. 
- Kogo moje oczy widzą... - usłyszała za plecami. Ten charakterystyczny głos poznałaby wszędzie. Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyła blondynkę wtuloną w szatyna, który patrzył gdzieś nie wiadomo gdzie. Uśmiechnęła się lekko ironicznie. Miała ochotę udusić tą małpę. Nie przyniosłoby to światu żadnej straty. - Steffi słońce a co Ty tu robisz? - zapytała.
- Opalam się. - odparła.
- Ironiczna jak zawsze. Powiedz mi jak z taką marną ironią robi się taką karierę co? - spytała.
- Wystarczy mieć ciut więcej w głowie niż Ty i propozycje same przychodzą. - odpowiedziała z udawaną sympatią. Mina blondynki mówiła, że ewidentnie Jej się nie podoba ta sytuacja. Spojrzała z wyrzutem na Schlierenzauera ale ten nie miał ani ochoty ani zamiaru wtrącać się w tą wymianę zdań. 
- Wątpię czy chodzi tutaj o głowę. - stwierdziła. - Wiesz... ludzie lubią mówić. A mówią, że niektórzy pną się w górę przez fajny tyłek. - stwierdziła.
- No cóż... w takim razie wiemy dlaczego Ty nadal jesteś w lokalnej gazecie. - odparła z zadowoleniem. Usłyszała cichy śmiech ze strony kolegów. Blondynka nie odezwała się ani słowem. Widać było jak bardzo jest wściekła. 
- O jesteś już. - powiedział uśmiechnięty blondyn, który przyszedł właśnie z trenerem na miejsce spotkania. - Mam dla Ciebie plakietkę. - podał Jej legitymację. 
- Dzięki. - uśmiechnęła się do Niego pogodnie ale Jej wzrok cały czas skręcał w stronę blondynki. Co chwilę wieszała się na szatynie namiętnie Go całując. Nie przeszkadzało Mu to. No bo komu by przeszkadzała napalona blondyna, która jest zawsze na wszystko gotowa? No i co najważniejsze nie wymaga obietnic i pozwala na romanse. Nie chciała czuć się źle. Nie chciała czuć gniewu i porażki jednocześnie. Nie chciała znowu odczuwać porzucenia ale to siedziało gdzieś głęboko. 5 lat się tego pozbywała i nadal bolało. Była na siebie zła za to, że kiedyś tak bardzo pokochała i nie potrafi uwolnić się od uczucia zranienia. Nie dało się nie zauważyć tego wszystkiego na Jej twarzy. Wszyscy zawsze powtarzali, że można z Niej czytać jak z książki. Że każda emocja jest u Niej widoczna gołym okiem. I tak też było tym razem.
- Chyba już czas wsiąść do samolotu. - odezwał się Thomas. Spojrzała na Niego z wdzięcznością. Przytulił Ją i razem wsiedli do samolotu zajmując miejsce obok siebie...

***

- Nie mówiłeś, że z Wami jedzie. - powiedziała z wyrzutem patrząc na szatyna.
- Od kiedy obchodzi Cię kto z nami jeździ na zawody? - spytał biorąc swoją torbę na ramię.
- Od kiedy Stefania jest tą osobą. - oznajmiła. Zaśmiał się.
- Steffi. - poprawił Ją. - Jesteś zazdrosna?
- O Nią? Nigdy w życiu. - prychnęła.
- No to dobrze, bo będzie z nami jeździła na każde zawody. - oznajmił.
- Jak to na każde? - zdziwiła się.
- Takie ma zadanie z telewizji.
- Własny program to dla Niej za mało? - spytała wściekła.
- Zasłużyła na Niego. - wzruszył ramionami. - A to jest tak jakby w pakiecie. Sandra daj już spokój. 
- Wyładniała. - oznajmiła.
- Cycki Jej urosły. - stwierdził z lekkim uśmiechem. - No i może trochę wyrobiła sobie tyłek.
- Gregor! - oburzyła się.
- Urodź dziecko to też tak będziesz miała. - oznajmił przed wejściem na pokład. - Tylko nie moje. - puścił Jej oko.
- Ostatnio jesteś nieznośny.
- A Ty zawsze. - pocałował Ją namiętnie. - Jak wrócę to pojedziemy gdzieś na kilka dni. - stwierdził.
- Ok. Tylko nie nadwyrężaj się w nocy. Chcę mieć z Ciebie jakiś pożytek na tym wyjeździe. - stwierdziła patrząc na Niego znacząco. Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową znikając za drzwiami samolotu. Kiedy przechodził na swoje miejsce zobaczył śmiejących się z czegoś Thomasa i Steffi. Wywrócił oczami. Jeżeli myśleli, że takim zachowaniem wzbudzą w Nim jakieś skrajne emocje to się mylili. Przecież była Mu obojętna... Założył słuchawki na uszy i zamknął oczy puszczając sobie głośną muzykę. Bo myślenie jest zbyt męczące. Czas na zawody...


************************************************
Hejoooo :)
Dziś coś takiego.
Dziurozapychacz pierwszej klasy.
Dopiero w kolejnym coś się ruszy :P
A kolejny w sobotę bądź w niedzielę ;)
Buziole :*

wtorek, 23 września 2014

Pytanie czwarte

INNSBRUCK...

Klucze - są.
Dokumenty - są.
Głowa - ... jeszcze boli.
Wsiadł do samochodu i pewnie ruszył przed siebie. Zerknął w lusterko i zobaczył przekrwione oczy, podkowy i zmizerniałą cerę. Pokręcił głową i spojrzał na zegarek na desce rozdzielczej. 7:20. Fuck. Jak zwykle spóźniony. Było wczoraj tyle pić? Tyle imprezować? Opłacało się? Może i się nie opłacało ale impreza była przednia. I tyle kobiet... Uśmiechnął się na to wspomnienie. Jak miała na imię ta blondynka? Kira? Kara? Kora?... Nie istotne. Ostatnia noc wolności od obowiązków zobowiązywała do zabawy. Na całego. Bez hamulców. Pff jakby kiedykolwiek miał jakieś hamulce. Może kiedyś, przez chwilę. I wszyscy myśleli, że tak zostanie. Bo próbował być porządny jak inni. Ale nie wyszło. Bo On był po prostu sobą. Po prostu Schlieri. Nie potrafił być opanowany, grzeczny, kulturalny, dżentelmeński i heroiczny jak... Thomas. Zacisnął dłonie na kierownicy parkując przed wysokim wieżowcem przy jednej z głównych ulic Innsbrucka. Od razu rozpoznał to auto. Takie miał tylko Morgi. Westchnął i trzaskając drzwiami do własnego auta wbiegł do budynku szukając windy. Jak na złość była na samej górze. 23 piętra wyżej a druga miała awarię. Świetny apartamentowiec wynalazł Thomas. Teraz musiał iść na 10 piętro pieszo lub czekać kilka minut na windę. I lenistwo zwyciężyło. Albo i nie lenistwo... Obok Niego stanęła przed drzwiami windy młoda drobna brunetka. Miała rozpięty długi płaszcz, a spod Niego widać było obcisłą czarną sukienkę z głębokim dekoltem. Czyżby wracała z imprezy? Albo dopiero na nią szła... Uśmiechnął się widząc Jej zalotny uśmiech. Po chwili drzwi windy otwarły się i oboje do Niej wsiedli.
- Które piętro? - zapytała.
- Dziesiąte. - odparł patrząc na Nią uważnie. Uśmiechnęła się i wcisnęła odpowiedni guzik. - A Pani? - spytał.
- Jedenaste. - powiedziała wciskając kolejny guziczek. Odwróciła się do Niego, a Jej wzrok mówił jedno. "Przeleć mnie!". - Lubię być na górze. - stwierdziła puszczając Mu oko. Uśmiechnął się ale zamilkł i odwrócił wzrok. Czuł Ją obok siebie. Bardzo blisko. Co chwilę na Nią zerkał a kiedy to robił widział tylko i wyłącznie Jej biust. Wizje tego co mógłby z Nią robić w tej windzie przerwał Mu dźwięk mówiący o tym, że jest już na miejscu. Uśmiechnął się do dziewczyny ponownie i wysiadł. Kiedy stanął przed odpowiednimi drzwiami z numerem 43 wziął głęboki wdech. W końcu nie widział ich prawie rok. Ok. Rok. A będąc szczerym... ponad rok. Nie licząc tych nielicznych połączeń na Skype z Theresą. I o ile małą widział co jakiś czas tak swojej Ex nie widział w ogóle. Nacisnął dzwonek do drzwi. W ułamku sekundy się otwarły a w nich stanęła niska brunetka o wielkich brązowych oczach. Jej włosy błyszczały opadając falami na ramionach. Były o wiele dłuższe niż kiedy widzieli się ostatni raz. Jej usta nadal były tak samo wąskie ale urocze i jak zawsze miały malinowy kolor. Jasna cera, kilka piegów na małym, zgrabnym nosie...
- Po pierwsze nie dzwoń bo mała śpi. Napisałam Ci to wczoraj smsem. Po drugie spóźniłeś się ponad 20 minut ale masz szczęście, że się jeszcze nie obudziła a po trzecie... - powiedziała cicho. - Co się tak patrzysz jak wół w malowane wrota? - spytała ze śmiechem na ustach. Zlustrował Ją od stóp do głów. Miała na sobie ciemne przylegające do ciała spodnie, czerwoną bluzkę i tego samego koloru żakiet a na nogach wysokie botki. 
- Przytyłaś. - wyszczerzył się. - Albo urosły Ci cycki. - dodał wchodząc do środka i zdejmując buty w korytarzu.
- A Ty jak zwykle prawisz mi same komplementy Schlieri. - stwierdziła zamykając drzwi wejściowe.
- Przyznaj, że za tym tęskniłaś. - odparł.
- Och nawet nie wiesz jak. - stwierdziła z ironią wchodząc do salonu. Poszedł za Nią, a kiedy zobaczył blondyna jedzącego kanapki przy blacie kuchennym coś Mu się w środku zagotowało. Skrzywił się lekko.
- A Thomas jest tutaj bo...? - zapytał rozglądając się po mieszkaniu.
- Bo Steffi dopiero dzisiaj dostanie samochód służbowy i odwożę Ją do pracy. - oznajmił przerywając jedzenie.
- Poza tym... - zaczęła robiąc herbatę. - Gdybyś jednak zapomniał że masz przyjechać Thomas zgodził się zaopiekować dzisiaj Tess. - dodała wyjaśniając. Postawiła przed szatynem kubek z herbatą i wróciła do przeglądania jakichś papierów. 
- No tak. - mruknął. Rozejrzał się dokoła. Mieszkanie było małe, przytulne i bardzo pasujące do Niej. Delikatne i ciepłe. Jak Ona. Zastanawiał się tylko czy tak samo twarde. Cóż... Wziął w dłoń kubek i upił łyka herbaty. Poczuł miód i cytrynę. Tak jak kiedyś, kiedy przyjeżdżał z zawodów przemarznięty i lekko zachrypnięty. Spojrzał na Nią ale nadal porządkowała dokumenty. - Który to pokój Tess? - zapytał w końcu. 
- Ten po prawej. - odparła i zerknęła na zegarek. - Ma tydzień wolnego od szkoły, dopóki nie załatwię wszystkich formalności więc będzie spała do południa. - wywróciła oczami. Zerknęła na szatyna. - Coś musiała po Tobie odziedziczyć. - stwierdziła. 
- Do usług. - odparł kierując się w stronę pokoju. Zatrzymała Go chwytając za rękę. Jej dłonie jak zwykle były lodowate. Jej cecha charakterystyczna, do której już dawno się przyzwyczaił, a jednak ciągle Go zaskakiwała. 
- Ciasto na naleśniki jest w lodówce. Jest trochę przeziębiona więc daj Jej syrop, który stoi na mikrofalówce. Jedną łyżeczkę. Jeśli będzie chciała iść na spacer pamiętaj żeby ubrała czapkę i szalik. I nie daj Jej się zaciągnąć na lody. Jakbyś miał jakieś pytania to dzwoń. - powiedziała na jednym wydechu. - Ok. To chyba wszystko. - uśmiechnęła się. - Powodzenia tatusiu. - poklepała Go po ramieniu i ubrała płaszcz, po czym razem z Thomasem wyszła z mieszkania.
- Taa... Tatusiu. - mruknął pod nosem i wszedł do małego fioletowego pokoiku, gdzie dziewczynka spała słodko wtulona w większego od Niej misia. Wyglądała jak mały aniołek. Delikatne loki były wszędzie dokoła Jej główki. Jej maleńkie usteczka były rozchylone a rączki oplatały pluszaka. Uśmiechnął się do siebie i usiadł obok Jej łóżeczka. Pogłaskał Ją delikatnie po główce i po chwili ujrzał Jej oczka. Jakby patrzył w lustro...
-Tatuś... - powiedziała cicho i ziewnęła rozespana po czym porzucając misia wtuliła się w ramiona szatyna. - Stęskniłam się... - powiedziała cichutko prosto do Jego ucha...

GDZIEŚ W DRODZE DO STUDIA TELEWIZYJNEGO...

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - zapytał blondyn parkując przed dużym oszklonym budynkiem.
- Poradzi sobie. - stwierdziła.
- Podziwiam Twoją pewność i optymizm. - zaśmiał się. 
- Chcę Mu dać szansę Thomas. W końcu jeśli na prawdę chce być ojcem niech pokaże, że się na Niego nadaje. Będzie się starał, bo Jego ego nie pozwala spać Mu spokojnie dopóki Tess nie będzie nosiła jego nazwiska. A żeby to się stało musi spełnić kilka warunków. - powiedziała pewnie.
- Bałbym się zostawić z Nim dziecko. - powiedział szczerze. Nie odpowiadała przez chwilę. Dopiero po dłuższym zastanowieniu się odezwała się.
- Jesteś Jego przyjacielem. - zaczęła. - Dlaczego w Niego nie wierzysz? - spytała patrząc prosto w zielono niebieskie oczy blondyna.
- Bo za dobrze Go znam Steffi. I przez ostatnie 5 lat widziałem na własne oczy jakim jest ojcem. A ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Wczoraj zapomniał po Was przyjechać bo była dobra impreza. Dzisiaj przyjechał i jest z Theresą ale co będzie jutro albo pojutrze? Na prawdę nie boisz się, że się znudzi? - zapytał.
- Dla Gregora nie ma w życiu nic ważniejszego niż konkurowanie z kimś i wygrywanie. Dlatego tak dobrze idzie Mu w sporcie. I właśnie dlatego wiem, że będzie dawał z siebie wszystko żeby udowodnić, że jest najlepszym ojcem na świecie. 
- A jak już osiągnie swój cel? Co będzie jak Tessa w końcu będzie nazywać się Schlierenzauer? - spytał. Odwróciła wzrok. Miał rację. Długo nad tym myślała. Ostatnio praktycznie cały czas. Czy nie narobi dziecku nadziei a jak już będzie po wszystkim to czy znowu nie zniknie mając małą gdzieś. Bo Ona już się przyzwyczaiła, że jest dla Niego nikim ale Theresa nie zasłużyła na takie traktowanie. - Steffi... wiesz, że chcę dla Was dobrze.
- Wiem Thomas. - uśmiechnęła się do Niego delikatnie. - Ale nie skreślajmy Go od razu. Każdy zasługuje na drugą szansę.
- Nie uważasz, że tych szans Greg dostał już stanowczo za dużo?
- On już taki jest. I się nie zmieni. - powiedziała. - Musimy Go takiego akceptować a jeżeli w tym Jego dziwnym, dość swobodnym stylu bycia jest choć odrobinę miejsca dla Tess... Ja nie mogę Jej zabronić kontaktów z ojcem. - blondyn jedynie pokręcił głową.
- Jesteś dla Niego za dobra. - stwierdził. Zaśmiała się. 
- Spokojnie, Theresa na pewno sprawi, że przestanie być już taki pewny siebie. - puściła Mu oko i  wysiadła z samochodu...

MIESZKANIE STEFFI...

- Tato zrobisz mi warkocze? - zapytała dziewczynka bujając nóżkami przy stole. Była cała umorusana czekoladą z naleśników. Spojrzał na Nią niepewnie.
- Warkocze? Przecież tak ładnie wyglądasz jak masz rozpuszczone włosy... - stwierdził chowając naczynia do zmywarki. 
- Lubię warkocze. Wtedy włosy mi nie wchodzą do oczu. - oznajmiła robiąc to samo co ojciec. Wzięła serwetkę i wytarła buzię. po czym uśmiechnęła się do Niego pokazując rząd ubrudzonych czekoladą ząbków. Zaśmiał się widząc to.
- Najpierw umyj ząbki a potem pomyślimy ok? - zapytał.
- Ok. - powiedziała i poszła do łazienki. Poszedł zaraz za Nią i uważnie Ją obserwował. - Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytała nakładając pastę na szczoteczkę.
- Umiesz już sama myć zęby? - spytał.
- Heloooł! Tato, przecież mam już 5 lat. - wywróciła teatralnie oczami. Zupełnie tak samo jak Jej matka. Zaśmiała się. kiedy skończyła wyciągnęła z szafki kolorowe pudełko i otwarła je. - Dzisiaj chcę te gumeczki. - stwierdziła pokazując czerwone frotki. - I spinki z biedronkami. - dodała.
- Ok. A gdzie są? - zapytał szukając w pudełku.
- Nie ma. - oznajmiła poważnie. Spojrzał na Nią lekko zdezorientowany.
- Nie ma? - spytał.
- Nie ma. - odparła.
- A dlaczego nie ma?
- Bo nigdy ich nie miałam. - wzruszyła ramionami i wyszła z łazienki biorąc ze sobą szczotkę do włosów. Westchnął. No tak... Ma córkę, a córka to jednak kobieta. A kobiety nikt nie zrozumie. Wrócił do salonu gdzie siedziała już na krzesełku rozczesując sobie włosy. Robiła to bardzo dokładnie i delikatnie. Z gracją. A każdy kosmyk był szczególnie pielęgnowany. Steffi zawsze robiła tak samo. i rano i wieczorem. A Jej włosy zawsze były delikatne i pachniały wanilią... Ok. Wróćmy do tego co tu i teraz... Podszedł do krzesełka i stanął zaraz za dziewczynką.
- To może jednak kucyk? - spytał z nadzieją.
- Chcę warkoczyki. - powiedziała ponownie. 
- Ale dlaczego chcesz warkocze?
- A dlaczego po prostu ich nie zapleciesz tato? - jęknęła z irytacją jaką często widział u Jej matki.
- Bo nie umiem. - sparodiował Ją. Spojrzała na Niego dziwnie.
- Ech... ok. Niech będzie kucyk. - stwierdziła. Uśmiechnął się i zaczął majstrować przy Jej włosach. - Następnym razem zapytaj wujka Thomasa jak się robi warkocze. On robi to najlepiej. - powiedziała. Zastygł na moment.
- Wujek Thomas robił Ci warkocze? - spytał.
- Zawsze kiedy nas odwiedza to robi mi warkocze. - oznajmiła jakby to było oczywiste. - Nawet mama nie umie takich ładnych robić. - dodała. 
- Ok. Poczekaj tu chwilę. Zaraz wracam. - powiedział i wyszedł do pokoju małej gdzie zostawił swój telefon. Od razu połączył się z siecią i wstukał w wyszukiwarkę hasło "warkocz krok po kroku"...

SIEDZIBA TELEWIZJI...

    Rozmowa przebiegła szybko, sprawnie i wyjątkowo miło. Nowy szef od razu przeszedł do konkretów. Zaczął od kwestii wynagrodzenia, przeszedł przez temat współpracy z pozostałymi mediami aż do sedna sprawy czyli Jej obowiązków. Prezenter nowego programu, który ma wejść na najlepszy czas antenowy w kraju czyli poniedziałek wieczorem to stanowisko, które od zawsze chciała mieć. Tylko było jedno ale. Program, który chciała prowadzić miał polegać na rozmowach przy kawie z politykami, a nie ze sportowcami. Niestety Jej dotychczasowa praktyka zawodowa i doświadczenie w temacie sportu skierowały jej drogę kariery na inne tory. Program "Sport przy wieczornej kawie" był wyjątkowo nietypowy. Bo ze sportu było w Nim niewiele. Można by rzecz, że istotą programu był sam sportowiec i Jego życie. Jego doświadczenia, droga kariery, wyrzeczenia, plany... Ciekawe ale i trudne. Bo nie przed każdym da się otworzyć a Ona miała być uniwersalna. Miała doprowadzać ludzi do skrajnych emocji. Od śmiechu po płacz. Od żartów do szczerości. Każdy kolejny program miał być osobną historią innego człowieka. Zadanie trudne ale wyzwanie to przecież Jej drugie imię. Mało tego, jako prezenterka sportowa dostała zadanie na nowy zimowy sezon...
- Jako że jesteśmy potęgą w skokach narciarskich a Pani jest obeznana w tej tematyce a skoczkowie Panią znają, lubią i szanują, będzie Pani naszym łącznikiem na wszystkich zawodach Pucharu Świata w sezonie zimowym.
- Co to oznacza?
- Że będzie Pani jeździła w delegację na te zawody. Wywiady, materiały godne uwagi, komentarze... wie Pani. 
   I nie było żadnego ale. Kontrakt był pakietem. Albo program i wyjazdy albo powrót do Wiednia. Wybór był jasny choć nie najbardziej komfortowy...

PARK W INSBRUCKU...

     Aparat jednak się przydał. Bo mała była najlepszą modelką na świecie. uwielbiał robić Jej zdjęcia. Była naturalna, śliczna i wesoła. Uśmiech nie schodził Jej z twarzy mimo, że katar dawał się we znaki. Spinki z biedronkami kupione w pobliskim sklepie dumnie przypięła do zielonego beretu a wystający spod niego niedbały długi warkocz opadał na jedno ramię. W zielonym płaszczyku wyglądała jak powiew wiosny w te jesienne dni. I choć jesienne to jakby zimowe. Bo z nieba zaczął sypać śnieg a Theresa uwielbiała śnieg. Każdy płatek chciała zatrzymać w swojej ciepłej rączce. 
- Tatusiu a czemu śnieg znika? - spytała wracając z Nim za rękę do domu. Spojrzał na Nią uważnie.
- Bo topnieje. - odpowiedział.
- A co to znaczy, że topnieje? - spytała ponownie.
- To znaczy, że robi się z Niego woda. - wytłumaczył.
- To znaczy, że śnieg to woda? - zdziwiła się.
- No tak. - uśmiechnął się do Niej.
- Głupie. Po co ktoś robi taki ładne płatki a potem zmienia je w taką mokrą wodę? - zapytała. Nie wiedział co odpowiedzieć. - Gdybym ja to robiła to płatki byłyby takie duże, żeby można było zobaczyć jaki mają kształt. Zawsze chciałam zobaczyć jak wyglądają ale one zaraz znikają mi z ręki. - powiedziała urażona. Zatrzymał się i wyjął aparat z dość dużym obiektywem.
- Thithi wystaw rączkę. - poprosił. Kiedy na dłoń małej spadł śnieg natychmiast robił zdjęcia. Uchwycenie tego co chciał uchwycić było wręcz niemożliwe. Skrzywił się kiedy mu nie wychodziło. Kucnął przy małej i spojrzał w Jej radosne pełne nadziei oczka. I wtedy na Jej policzku pojawił się dość duży płatek. Od razu pstryknął zdjęcie. Uśmiechnął się i wziął Ją za rączkę. - Ok. Już.
- Przecież zrobiłeś mi już dużo zdjęć. - stwierdziła.
- Ale chciałem jeszcze jedno. - wystawił Jej język. - Robi się zimno a mama zaraz wróci. Lepiej żeby nas nie zobaczyła teraz tutaj. - powiedział.
- Ścigamy się? - zapytała szczerząc ząbki w uśmiechu. Zaśmiał się lekko i pokiwał głową. - Ostatni to zgniłe jajo! - zawołała i pobiegła przed siebie.

***

    Wysiadła z samochodu i spokojnym krokiem szła przed siebie. Było bardzo zimno a na ulicy szklanka. Mimo tego samochody jeździły jak szalone. Kierowcy mieli źle w głowach. A o wypadek teraz nie było trudno. Zawsze zastanawiała się nad tym co taki wariat drogowy ma w głowie. Chyba nic. I wtedy zobaczyła biegnącą chodnikiem dziewczynkę. Uśmiechnęła się ale dopiero po chwili zdała sobie sprawę co się dzieje. Theresa biegła przed siebie śmiejąc się wesoło i nie patrząc na to co się dzieje na drodze. Wbiegła na ulicę i poślizgnęła się na środku. I zobaczyła nadjeżdżający samochód. Z dużą prędkością. Wypuściła teczkę z rąk i wbiegła na jezdnię chwytając w ręce dziewczynkę. Tuż przed trąbiącym samochodem zdołała wpaść w zaspę chroniąc siebie i małą przed tragedią. Po chwili nad Nimi pojawił się szatyn z przerażoną miną. Nie zwróciła na Niego uwagi.
- Boże Tess nic Ci nie jest? Wszystko w porządku? Pokaż się. Boli Cie coś? - pytała tuląc do siebie dziewczynkę, która z przerażonym wzrokiem patrzyła na matkę. W tych małych oczkach pojawiły się łzy. - Ciiii już dobrze kochanie, już nic Ci nie grozi... Jestem przy Tobie... - powtarzała tuląc Ją do siebie. Mała zaczęła cicho płakać. Była przestraszona i potłuczona. Wstała biorąc Ją na ręce i odwróciła się w kierunku szatyna.
- Nigdy... ale to nigdy... nie pozwolę Ci zostać z Nią samą. - powiedziała cicho ale w oczach miała pioruny. - Jesteś nieodpowiedzialny i nie masz pojęcia o opiece nad dzieckiem! - warknęła. - Nie nadajesz się na ojca Gregor... - dodała ciszej i odeszła puszczając mimo uszu Jego wytłumaczenia...



****************************************************
Cześć :D
Mam nadzieję, że dzisiejszym rozdziałem pokazałam choć trochę tej dobrej strony Gregora.
Która strona jest lepsza?
Ta seksistowska i niewyżyta czy opiekuńcza i chcąca zaimponować córce? ;)
Jak zwykle proszę o opinie w komentarzach, a rozdział dedykuję wszystkim anonimowym komentatorom i tym, którzy piszą do mnie prywatne wiadomości.
Na Waszą prośbę dodaję kontakt do mnie na dole strony :)

Buziole :*

środa, 17 września 2014

Pytanie trzecie

AUSTRIA, INNSBRUCK...

      W uszach dudniało od głośnej muzyki. W głowie szumiało od ilości wypitego alkoholu. Hormony szalały od ilości kobiet ubranych w dość wyzywający sposób. Opis godny dobrej imprezy w dobrym klubie. W klubie, w którym razem z kolegami świętował ostatni dzień wolności od spokojnych treningów a zaczynał sezon morderczej pracy na siłowni, setek oddanych skoków i ciągłych podróży z konkursu na konkurs. Sezon na odwiedzanie miast, w których, w każdym czekało setki fanek gotowych na jedną upojną noc. Uśmiechnął się na samą myśl o tych kobietach i upił łyk kolejnego drinka. Spojrzał na bawiących się kolegów. Zawsze uważał, że to fajni ludzie ale imprezowo nie dorastali Mu do pięt. Byli sztywni, ograniczali się. Trzymali się jednej laski, pili niewiele... Nuda. A przecież to miała być Ich ostatnia impreza przed sezonem. Nie rozumiał Ich. Byli młodzi a zachowywali się jak faceci po czterdziestce z trójką dzieciaków w zapasie. 
    Zerknął w kierunku baru. Siedziała tam i patrzyła na Niego prowokująco. Uśmiechnęła się zalotnie i upiła łyk martini trzymanego w dłoni. Miała na sobie obcisłą złotą sukienkę, która ledwo sięgała za uda. Długie blond włosy i duże czerwone usta. Uśmiechnął się i wstał od stolika kolegów podążając w Jej stronę. Była idealna. Idealna na jedną noc. Usiadł na stołku obok Niej i zamówił sobie podwójne Whiskey. Co jakiś czas na Nią zerkał. Robiła to samo. W końcu nie wytrzymała...
- Czy my się skądś znamy? - zapytała po chwili. Uśmiechnął się szerzej i odwrócił w Jej kierunku.
- Nie wydaje mi się. - odparł trochę lekceważąco. Lekko zbił Ją tym z tropu. Przestała już być tak bardzo pewna siebie w oczach. Właściwie to była trochę zmieszana. I o to Mu chodziło. Miał Ją. W tym momencie była już Jego. Wróciła do swojego drinka spuszczając wzrok. Zbliżył się do Niej i wyszeptał na ucho... - Ale to chyba lepiej. Możesz mi powiedzieć coś o sobie. Np. to, co tak seksowna kobieta robi w tak brudnym umyśle jak mój? - zapytał delikatnie przesuwając nosem po Jej policzku. I to wystarczyło. Jej wzrok mówił wszystko. A właściwie to, że Ona zrobi wszystko. 
- Jak bardzo brudnym? - zapytała delikatnie przygryzając wargę. Uśmiechnął się cwanie i puścił Jej oko. - Przepraszam ale muszę przypudrować nos... - zaczęła. Wstała od barowej lady i spojrzała na Niego znacząco po czym poszła w kierunku toalet. Westchnął zadowolony z siebie i dopił resztę alkoholu po czym ruszył za blondynką...

GDZIEŚ W POWIETRZU...

- A godzina to długo jeszcze? - zapytała mała szatynka trzymająca w rękach swojego ulubionego misia.
- Jeszcze trochę. - odparła brunetka. - Jeśli chcesz to możesz się przespać, a jak będziemy na miejscu to Cię obudzę. - zapewniła dziewczynkę.
- Nie mogę, co by było jakby tata się dowiedział, że spałam zamiast czekać na Niego? - spytała. Brunetka uśmiechnęła się tylko i pokręciła głową.
   Decyzja o przeprowadzce, o nowym stanowisku, nowej roli... była trudna. Nigdy nie jest łatwo zmieniać swoje życie a co dopiero decydować się na rewolucję w życiu dziecka. Bała się jak to będzie wyglądało. Jak mała zareaguje na nowe środowisko, nowe przedszkole, nowe dzieci... Być może to, że będzie bliżej ojca będzie pomagało. Bo przecież tęskniła za Nim. Ciągle o Niego pytała, ciągle chciała Go odwiedzać. A na to nie było czasu. Ani możliwości, bo przecież szanowny ojciec zawsze miał coś ważniejszego. A teraz zaczyna się sezon... Bliżej w tym przypadku może oznaczać jeszcze dalej niż do tej pory. I jeszcze trudniej. Bo jak dziecku wytłumaczyć, że tata nie może się spotkać kiedy mieszka kilkanaście minut drogi od Nich a nie kilka godzin? A tak będzie na pewno. Za dobrze Go zna. Zna Jego słomiany zapał. Do wszystkiego oprócz skoków. Zawody były chyba jedyną rzeczą w życiu jaka Go dyscyplinowała. Bo tam odnosił sukcesy. A w reszcie aspektów życia były same porażki. Niestety On ich nie dostrzegał. Bo przecież jest za młody na przejmowanie się takimi rzeczami. Obawiała się, że Jego upór tylko zamiesza w Ich życiu. Jego usilne prośby o pozwolenie nadania Tessie Jego nazwiska są tylko aktem oślego uporu a nie szczerych intencji i miłości do córki. Ubzdurał sobie coś i tak ma być. Jak zawsze z resztą. Spojrzała na córkę, która rozmawiała ze swoim misiem. Chciała mieć taką pewność jak ta pięciolatka, że ojciec Ją bardzo kocha i że teraz będą się widywać częściej. Teraz nie miała nawet pewności, że dotrzyma słowa danego kilka dni temu. A przekonać się o tym miała już za nie długo...

INNSBRUCK, KLUB...

    Wszedł do klubu jak zawsze spóźniony. Ale Jego zasadą było, najpierw obowiązki a potem przyjemności więc jak postanowił tak zrobił. Koledzy świetnie się bawili. Podszedł do stolika, przy którym siedział Michael. Przywitał się z kolegą i zamówił sobie piwo.
- I jak? - zapytał Michi.
- Dobrze, wszystko załatwione, od jutra jestem oficjalnie w kadrze. - odparł zadowolony. Do końca nie wiadomo było, czy wyniki i rezultaty blondyna po wypadkach i rehabilitacji będą na tyle dobre żeby mógł startować w zawodach w nadchodzącym sezonie. Dlatego tak bardzo cieszył się, że już po wszystkim i znów może wrócić do walki o podium.
- Witaj spowrotem. - uśmiechną się drugi blondyn i uniósł kufel z piwem. 
- Widzę, że zabawa trwa. - zauważył z uśmiechem patrząc na tańczącego na ladzie Stefana.
- Jutro będzie zdychał. - stwierdził Michael. - Ale to już nie mój problem, już z Nim nie mieszkam. Na szczęście sam będzie po sobie sprzątał a moje panele będą bezpieczne. - dodał zadowolony. Zaśmiali się. - Dzisiaj wszyscy szaleją. Manu śpi już w samochodzie a Schlieri chyba ma szczęśliwą chwilę w toalecie.
- Co? - zapytał zdziwiony.
- No widziałem jak przed chwilą wchodził do damskiej za jakąś blondyną. Nie wiem jak On to robi, że wszystkie na Niego lecą...
- Gregor tutaj jest? - zapytał zdziwiony a zarazem cholernie zły.
- Przecież nie przepuściłby takiej okazji. Thomas... znasz Go. - wzruszył ramionami. Morgenstern zerknął na zegarek, który wskazywał 22:30 i pokręcił głową. Kelnerka przyniosła zamówione przez Niego piwo ale zamiast wypić wstał i poszedł w kierunku toalet. Pomimo zdziwionych spojrzeń ze strony niektórych kobiet wszedł do damskiej części. oparł się o jedną ze ścian i czekał aż jęki dochodzące z jednej z kabin ucichną. Skrzyżował ręce na piersi i cierpliwie czekał. Zdążył jeszcze wysłać jedną wiadomość. Zerknął na blondynkę obok, która nie zwracała uwagi na dźwięki dochodzące zza drzwi obok.
- Długo już tam są? - zapytał Ją wprost. Uśmiechnęła się i spojrzała na blondyna lustrując Go od góry do dołu. 
- Pozostałe kabinki są wolne. - zauważyła patrząc na Niego zalotnie.
- Sorry, wolę brunetki. - odparł czym ewidentnie nie przypadł Jej do gustu. Jej wzrok miotał pioruny. W tym momencie usłyszeli donośny długi jęk i potem nastąpiła cisza.
- Chyba po wszystkim. - stwierdziła i wyszła z łazienki. Pokręcił głową nie dowierzając jeszcze, że te dziewczyny na prawdę chcą przygodnego jednorazowego numerka. Poczekał jeszcze chwilę i zobaczył blondynkę wychodzącą z kabiny obok. Była lekko rozczochrana a Jej policzki płonęły rumieńcem. Zlustrował Ją i westchnął. Nie miał pojęcia co Gregor widział w takich pannach. Ale to nie był Jego problem. Po minucie z toalety wyszedł również szatyn. Widząc przyjaciela uśmiechnął się szeroko i podszedł do lustra poprawiając sobie fryzurę.
- Nie wierzę, Thomas Morgenstern liczy na szczęśliwą noc. - zaśmiał się dopinając guziki koszuli. Spojrzał na blondyna. Jego mina wyrażała złość, skupienie i cholernie dużą powagę. - Hej, to moje życie. Jak znowu chcesz mnie pouczać o cnocie i tym podobnych, daruj sobie.
- W dupie mam z kim i kiedy się bzykasz Greg. - odparł nad wyraz spokojnie. - Cuchniesz Whiskey. - zauważył.
- Trochę jej wypiłem. - stwierdził rozbawiony. - Fiołkami pachniał nie będę. - dodał i obejrzał się za siebie widząc śliczną brunetkę wchodzącą do toalety.
- Jak chcesz teraz wsiąść za kółko? - zapytał blondyn. Szatyn spojrzał na Niego jak na idiotę.
- Nie jestem głupi. Wezmę taksówkę. - oznajmił. - Morgi wyluzuj, to ostatni dzień przed sezonem a Ty jesteś spięty jak plandeka na żuku. - zaśmiał się.
- Jak w takim stanie pojedziesz na lotnisko? - zapytał. 
- A niby po co mam... - szatyna jakby ktoś rąbnął patelnią w głowę. - Kurwa. Zapomniałem. - walnął się dłonią w czoło.
- Wiedziałem, że tak będzie.  - westchnął blondyn.
- Nie mogłeś mi przypomnieć? - zapytał zdenerwowany wychodząc z toalety.
- Steffi mi zabroniła. - powiedział kiedy wychodzili na parking. Szatyn zatrzymał się na środku chodnika.
- Steffi Ci zabroniła! Świetnie! No po prostu świetnie! Wiesz co? Wszystko robicie żeby zrobić ze mnie idiotę i najgorszego ojca na świecie! To przez Was wychodzę na bezuczuciowego casanovę, który nie pamięta o własnej córce tylko lata za pannami! - wściekł się.
- Ty słyszysz co Ty mówisz?! - wydarł się blondyn. - To Ty ciągle o Nich zapominasz! Ciągle obiecujesz i tych obietnic nie dotrzymujesz! Sam sobie zapracowałeś na taką opinię i nie zdziw się jak Twoja córka w końcu będzie miała dość tego, że Jej ojciec ciągle się ze wszystkiego wykręca albo o czymś zapomina. Bo nam wymówek na twoje głupie zachowanie też już zaczyna brakować! 
- Wam?! Ooo to coś nowego! Mam już kupić prezent ślubny?!
- Jesteś idiotą. - stwierdził tracąc siły blondyn. - Jedź już lepiej do domu i zastanów się nad sobą bo zamiast zyskać tylko tracisz. - stwierdził blondyn wsiadając do swojego samochodu.
- I co? I teraz to Ty wyjdziesz na tego dobrego? Obrońca uciśnionych i kobiet w tarapatach tak? 
- Na prawdę chcesz żeby Tessa zobaczyła Cię w takim stanie? - zapytał spokojnie...

LOTNISKO...

- Mamo gdzie jest tatuś? - zapytała dziewczynka siedząca na jednym z licznych krzesełek na lotnisku. Było późno. Widać było jak bardzo jest zmęczona. Zasypiała na siedząco. Brunetka jeszcze raz zerknęła na smsa, którego dostała od Thomasa. I złość znów się w Niej odezwała. Złość z bezsilności. Bo nic nie mogła zrobić żeby szatyn się opamiętał. Żeby w końcu choć raz pamiętał o córce, którą obiecał odebrać z lotniska i zawieź do nowego mieszkania. I znów zawiódł.
- Tatuś utknął w korku. Był jakiś wypadek na drodze i trochę jeszcze potrawa zanim przyjedzie wiesz? - powiedziała. - Właśnie mi przysłał wiadomość, żebyś nie czekała na Niego tylko poszła spać a On Cię obudzi jak przyjedzie. - uśmiechnęła się do małej głaszcząc Ją po główce.
- No dobrze. - stwierdziła i położyła się na ławeczkach a kobieta okryła Ją swoim płaszczem. Odeszła na bok i ponownie przeczytała smsa. "Jadę po Was. Przykro mi." Pokręciła głową. Dlaczego to Thomas ma zawsze Jej pomagać? Dlaczego ma ratować Ją w trudnych chwilach? Dlaczego ma zastępować ojca Tessie i w końcu wyręczać Go i usprawiedliwiać? Przecież On też ma swoje obowiązki, problemy i swoją córkę. Złość na szatyna rosła z każdą kolejną chwilą kiedy ponownie zawodził. Na całej linii. Ciągle się dziwiła jak kiedyś mogła tak bardzo kochać, być tak bardzo zapatrzoną w tego faceta. Przecież On zawsze był taki sam. 
- Już jestem. - usłyszała za plecami. Odwróciła się i zobaczyła zasapanego blondyna. - Przepraszam, że musiałyście czekać tak długo. - powiedział i przywitał się z Nią całusem w policzek.
- Tessa śpi. - powiedziała. - Powiedziałam Jej, że tata kazał Jej nie czekać i że Ją obudzi jak przyjedzie. - dodała podchodząc do dziecka. Wzięła Ją na ręce owijając szczelniej płaszczem. Wiatr wiał niemiłosiernie a nie chciała żeby mała obudziła się i zobaczyła, że ojca nie ma. Blondyn wsadził walizki do bagażnika i cicho zamknął drzwi do samochodu. Podczas drogi prawie w ogóle nie rozmawiali nie chcąc obudzić małej, a kiedy wchodzili do mieszkania poruszali się prawie na palcach. Na szczęście ani nawet nie drgnęła.
   Brunetka rozglądnęła się po nowym mieszkaniu. Było małe, przytulne i bardzo jasne. Z kominkiem, w którym teraz blondyn rozpalił ogień. Uśmiechnęła się do Niego kiedy w końcu Mu się udało.
- Nie wiem jak Ci się za to wszystko odwdzięczę Thomas. - powiedziała podchodząc do ognia. Spojrzał na Nią z lekkim uśmiechem ale nic nie odpowiedział. Dopiero po chwili się odezwał.
- I jak Ci się tu podoba? - zapytał. 
- To na prawdę ładne mieszkanie. Dziękuję, że zająłeś się wszystkimi papierkami. Sama nie dałabym sobie rady. - powiedziała. - Chyba wiszę Ci na prawdę dużą kawę. - zaśmiała się.
- Pierwsza noc w nowym mieszkaniu jest najważniejsza. - powiedział.
- Chyba w ogóle nie zasnę. - stwierdziła. - Gregor zafundował mi tyle nerwów że ich poziom nie pozwoli mi zasnąć - zaśmiała się ponownie. Mimo wszystko była pogodnie nastawiona do życia. W końcu zawsze wszystko jakoś się ułoży, prawda? Nawet nie zauważyła kiedy blondyn zbliżył się do Niej nieznacznie.
- Jeśli chcesz... - zaczął cicho. - Mogę z Wami zostać. - zakończył. Spojrzała na Niego uważnie. - Dzisiaj. Żebyś się nie nudziła. - dodał z lekkim uśmiechem.
- Już tak dużo Ci zawdzięczam, że to byłoby niegrzeczne, gdybym poprosiła Cię żebyś został. - odparła równie cicho. Już chciał coś powiedzieć kiedy odezwała się ponownie. - Poza tym obiecałam Tessie, że to tata ją tu przywiezie. Jakby Cię zobaczyła...
- Rozumiem. - powiedział z uśmiechem. Wziął kluczyki do samochodu ze stoliczka obok i jeszcze raz spojrzał na kobietę. - Dobrej nocy. - powiedział i wyszedł z mieszkania...


******************************************
Ciesze się, że podobały się Wam poprzednie rozdziały bo początki zawsze są najgorsze.
Dzięki za wsparcie :*
Kolejny dopiero w przyszłym tygodniu :(
Teraz mam drugą obronę.
Trzymajcie za mnie kciuki jutro ;)
Buziole :*