środa, 29 października 2014

Pytanie siedemnaste

INNSBRUCK, MIESZKANIE GREGORA...

       Niziutka blondyneczka otwarła drzwi i wpatrywała się z rozdziawioną buzią w kobietę za nimi. Kobieta natomiast zaskoczona była jedynie przez jeden, krótki moment. W końcu to było mieszkanie Schlierenzauera, czyli wszystkich pięknych kobiet... Miała na sobie elegancki czarny płaszcz, wysokie czarne kozaki na lekkim obcasie, skórzane czerwone rękawiczki pasujące do torebki i paska oraz delikatny bordowy szal wokół szyi. Zapach Jej perfum unosił się i delikatnie pieścił nozdrza. Był zdecydowany, kobiecy ale i tajemniczy. Elegancki. Jej uśmiechnięte, pogodne oczy błyszczały a policzki były zarumienione od zimna jakie panowało na dworze. Kobieta uśmiechnęła się miło widząc dziewczynę w ledwo dopiętej koszuli szatyna.
- Przepraszam, że budzę tak wcześnie ale mam ważną sprawę do Gregora... jest może? - zapytała przyjemnym głosem. 
- yyy... tak, tak... jeszcze śpi ale zaraz Go obudzę. - powiedziała wpuszczając kobietę do środka. - Może ja zrobię jakąś herbatę? - zapytała lekko podenerwowana sytuacją. Wyraźnie widać było, że była przytłoczona obecnością kobiety w mieszkaniu. Dlaczego brunetka tak na Nią zadziałała? Nie miała pojęcia. Być może dlatego, że to co mówił o Niej szatyn było całkowitą racją. Brunetka była miła, pogodna, o nic nie pytała i biła od Niej pozytywna energia. Ale przecież to była Steffi Richter. Zdradzana przez Niego nagminnie. Przyzwyczajona do obecności innych kobiet w Jego otoczeniu. Niczym nie zaskoczona. I stała na przeciwko Niej. A Ona była półnaga.
- Dziękuję, ale muszę jechać do pracy. Chciałam tylko o coś Go zapytać. - wyjaśniła.
- Oczywiście już po Niego idę. - powiedziała spuszczając głowę i znikając za drzwiami sypialni szatyna. Brunetka westchnęła i usiadła na jednym z krzeseł przy barze kuchennym. Zawsze zastanawiała się dlaczego nawet w mieszkaniu szatyn musiał mieć coś związanego z klubami. To chyba po prostu była Jego natura. Jego życie i prawdziwy On. Zdjęła szal i rękawiczki. Rozglądnęła się po pomieszczeniu i wzrok zatrzymała na zielonym wygodnym fotelu stojącym w rogu pokoju. Uśmiechnęła się lekko. Ten fotel miał dla Niej szczególne znaczenie. Wiele przypominał. Wiele dobrego. Właściwie to chyba była jedyna rzecz jaka mogła przywoływać wspomnienia z dobrego okresu w Ich związku. Jeżeli można mówić, że jakikolwiek związek był. Czekała na Niego w tym fotelu, żeby pogratulować kolejnej wygranej albo pocieszyć po gorszym dniu zawodów. A On przychodził, siadał na podłodze i opierał głowę o Jej kolana mówiąc jak bardzo się stęsknił i jak bardzo brakowało Mu Jej uśmiechu... Wtedy była to najlepsza chwila w Jej życiu. Najszczęśliwszy moment. I już nie pamiętała jak tęskniła. Bo był. A teraz? Świadomość, że Jego tęsknota odnajdywała ukojenie w łóżku jakiejś Panny X w każdym mieście konkursowym sprawiała, że nachodziły Ją mdłości. I przestawała się uśmiechać...
- Steffi? - usłyszała za plecami. Odwróciła się i ujrzała szatyna stojącego przed Nią w samych gatkach. Uniosła jedną brew ale nie skomentowała tego. Młoda blondynka, już ubrana właśnie zakładała płaszcz. - yyyy pozwól, że Ci przedstawię yyy... - spojrzał na dziewczynę z pytajnikami w oczach. No tak, nawet nie wiedział jak miała na imię.
- Annika. - powiedziała cicho. Zerknęła na moment na brunetkę. - Miło było Panią poznać. Do widzenia. - powiedziała i w pośpiechu wyszła z mieszkania. Lekko zdezorientowany stał na środku pokoju i właściwie nie wiedział co ma robić.
- Nie chciałam zepsuć Ci dnia, przepraszam. - powiedziała spokojnie.
- yyy... ech... to nie tak jak myślisz, to tylko...
- Hej, wyluzuj. Nie musisz mi się tłumaczyć. - powiedziała rozbawiona sytuacją. - To już nie moja sprawa z kim sypiasz. - dodała. - Przyszłam bo mam do Ciebie pytanie. A właściwie ogromną prośbę. - powiedziała poważniejąc, czym Go zainteresowała. Usiadł obok Niej i spojrzał na Nią uważnie.
- Słucham. 
- Wczoraj rozmawiałam z Theresą. - zaczęła spokojnie. - Pytała mnie czy spędzimy te święta razem. W sensie... z Tobą. I całą Twoją rodziną. - dodała. - Powiedziałam Jej, że nie wiem czy nie masz jakiejś sesji świątecznej w tym roku i że muszę najpierw...
- Nie mam planów. - przerwał Jej szybko. Zdziwił Ją nieco ale i uspokoił. 
- Nie chciałabym Jej czegoś obiecywać i potem Jej zawieźć Gregor. - powiedziała.
- W tym roku spędzę święta z Thithi. Z Wami obiema. - dodał kładąc dłoń na dłoni brunetki. Od razu wstała od stołu i zaczęła ubierać rękawiczki.
- To dobrze. - powiedziała niewyraźnym głosem. Spojrzała na zielony fotel. - Powinieneś go wyrzucić. W ogóle nie pasuje do tego mieszkania. - dodała z zamyśleniem.
- Pasuje do Ciebie. - stwierdził pewnie. Zerknęła na Niego.
- Chcesz żebym Go wzięła? - zapytała.
- Nie. - odparł poważnie. Znów była zdezorientowana. - Jak będziesz chciała sobie na nim posiedzieć i poczytać książkę to zapraszam. - powiedział pewnie. Wziął do ręki jabłko leżące w koszyczku na stole i zaczął się nim bawić. Chyba się obudził i doszedł do siebie...
- Zapamiętam. - stwierdziła. - W piątek jest kolacja świąteczna w AZN-ie... będziesz? - zapytała.
- A co? Chcesz się wkręcić? - zapytał z cwanym uśmiechem. Przez chwilę nic nie mówiła. Zauważył pewną zmianę na Jej twarzy. Z jednej strony lekkie zakłopotanie ale z drugiej przez nie przebijał się uśmiech. - Wal prosto z mostu. - stwierdził. 
- Jestem już tam zaproszona. - powiedziała. Przestał bawić się jabłkiem. - Idę tam z Thomasem. - dodała. - Wczoraj rozmawiałam z Theresą także o tym. Lubi Thomasa i nie było z tym żadnych problemów ale i tak usłyszałam, że kiedyś za Ciebie wyjdę. - zaśmiała się lekko. On również.
- Czyli to już oficjalne tak? Ty i Morgi... - wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze z płuc. Patrzyła na Niego uważnie. Widziała jak w Jego oczach coś gaśnie ale w tym momencie uśmiechnął się cwanie i znów zaczął bawić się jabłkiem. - Richtenstern. - powiedział w końcu. - Pewnie tak teraz będą na Was mówić. Będziecie Austriacką Brandżeliną. - zadrwił. Milczała ale ciągle Go obserwowała. Wywrócił oczami. - Steffi wiedziałem, że to prędzej czy później się tak skończy. Leciał na Ciebie już kiedy nas poznał. Wasze spiknięcie było tylko kwestią czasu, zwłaszcza, że Thomas jest... - chwilę zastanawiał się nad określeniem przyjaciela. - Idealnym kandydatem na... - przerwał marszcząc czoło. - Właściwie to kim On teraz jest? Chłopakiem? To takie dziecinne... No nieważne. Jesteście oboje idealni więc do siebie pasujecie jak dwie połówki jabłka więc nie rób scen ok? - zapytał nadal milczącą kobietę. Dawała Mu czas. Doskonale wiedziała, że go potrzebował. Nawet jeśli rzeczywiście zupełnie nic nie czuł. - Czekasz na gratulacje? - zapytał. - Gratuluję i życzę szczęścia na nowej drodze życia. - stwierdził złośliwie.
- Gregor... - przerwała Mu patrząc prosto w oczy. - W końcu... w końcu jestem szczęśliwa. - powiedziała spokojnie ale bardzo wyraźnie, ważąc każde z wypowiadanych słów, które powodowały ból w Jego klatce piersiowej. - Wystarczająco długo żyłam nadzieją, że jesteś... taki, jakiego sobie Ciebie zawsze wyobrażałam... - mówiła poważnie. - Zawsze będziesz kimś ważnym w moim życiu, bo jesteś i będziesz ojcem Theresy, ale...
- Ale nigdy nie będę najważniejszy. - zakończył gorzko.
- Ja nigdy nie byłam najważniejszą dla Ciebie. - przypomniała. - Nie robię tego z zemsty. Po prostu nie wierzę, że chcesz spróbować ponownie. - powiedziała z nutą smutku w głosie. Wstała z krzesła i założyła szalik. - Mam nadzieję, że w tym roku pojawisz się nie tylko na Wigilii w domu ale i w Związku. Chłopaki się ucieszą. W końcu zawsze powtarzałeś, że mimo wszystko są dla Ciebie jak bracia. - pokiwał głową wpatrując się w owoc. - Zabierz Annikę. - powiedziała z sympatią. Spojrzał na Nią zdezorientowany.
- Kogo? - zapytał.
- Annikę... tą blondynkę... wydawała się sympatyczna. 
- A jeśli zaproszę Sandrę? - zapytał patrząc Jej prosto w oczy. 
- To Twoje życie Gregor. Możesz być z kim chcesz... - powiedziała kładąc Mu dłoń na ramieniu. - Do zobaczenia. - powiedziała i wyszła z mieszkania zostawiając Go z własnymi myślami całkiem samego. "To Twoje życie, możesz być z kim chcesz..." to mogło oznaczać tylko jedno. Było Jej obojętne z kim był. Nawet nie przejęła się prostytutką w Jego mieszkaniu. To zabolało. Bo była obojętna. Obojętna na Jego życie, styl bycia, to co robi i z kim robi... Ale teraz przecież miała już własne życie. Życie z Thomasem. Tą wizytą spaliła ostatnią nadzieję na jakąkolwiek przyszłość przy Jej boku. Ale czy tą przyszłość rzeczywiście widział przy Niej? Czy na pewno tego chciał? Przecież to nie jest w Jego stylu. On chciał tylko żeby Jego córka nosiła Jego nazwisko. Tylko tyle. I na tym się powinien skupić. Związki nie są Mu potrzebne. Żadne...


AZN, KILKA DNI PÓŹNIEJ...

     Uśmiechnięta... Z błyszczącymi oczami... Emanująca zadowoleniem... 
     Uśmiechnięty... Z błyskiem w oczach... Szczęśliwy...
     Oboje siedzieli przy długim elegancko zastawionym stole śmiejąc się z żartu jaki rzucił przed momentem brunet siedzący na przeciwko. Wyraźnie chciał zaimponować blondynce siedzącej obok Niego, która i tak już wpatrzona była w Niego jak w obrazek. Obok Nich blondyn kręcący głową z niedowierzaniem. Prawdopodobnie nie mógł zrozumieć co tak śmieszy dwójkę przyjaciół, bo poziom żartu kolegi jak zawsze zapewne był poniżej przeciętnej. Dalej brunet z kolczykiem w uchu i blondyn zagubiony we własnych myślach. Brunet próbujący być bardziej zabawny niż Jego poprzednik od żartów, w celu zaciągnięcia koleżanki, z którą się pojawił do łóżka, a blondyn analizujący po raz setny niezrozumiały dla Niego żart. Kolejny brunet, tym razem z żoną i następny, z narzeczoną. I wszyscy uśmiechnięci, elegancko ubrani... Ale wśród tych wszystkich ludzi brunetka wyglądała jak gwiazda filmowa na zebraniu ze statystami. Skromna, elegancka czerwona sukienka delikatnie opinała Jej idealnie krągłe ciało. Czerwień na Jej ustach dodawała im objętości i nic więcej nie było potrzebne. Błyszczące włosy opadające na ramiona, maleńkie złote kolczyki i naszyjnik...
- No i co się tak szczerzysz zamiast tam po prostu wejść? - zapytała z wyraźną pretensją w głosie. - Jeśli zapłaciłeś mi tylko za to żebym stała przed drzwiami i wpatrywała się w Nich jak głupek to mogłeś powiedzieć. Zjadłabym obiad. - dodała poprawiając niebieską sukienkę do kolan. 
- Zaraz tam wejdziemy i będziesz mogła jeść do woli. Tylko nie przynieś mi wstydu. - powiedział odwracając się do Niej.
- Ok Panie Schlierenzauer. Od razu mówiłam, że to nie jest dobry pomysł, żebym tu z Tobą przyłaziła. Nie znam się na królewskiej etykiecie, nie wiedziałam jak mam się ubrać i mam gdzieś opowieści o konkursach idiotów masochistów...
- Uspokój się. - przerwał Jej rozbawiony Jej reakcją. - Wystarczy, że będziesz jadła nożem i widelcem, sukienkę Ci kupiłem, a opowieści wcale słuchać nie musisz. Po prostu siedź obok mnie i co jakiś czas mi potakuj. - powiedział.
- Chyba, że zaczniesz gadać głupoty. - zauważyła.
- To ja Ci płacę. - przypomniał ciągnąc Ją za rękę do środka. Jego pojawienie się wywołało niemałe zdziwienie wśród obecnych ale i przyjazne uśmiechy na twarzach kolegów. To, że stęsknili się za Gregorem, który razem z Nimi tworzył drużynę i jedną wielką rodzinę widać było gołym okiem. Nie było osoby, która nie witałaby się z Nim uściskiem. Jakby wrócił zza światów. Ale biorąc pod uwagę fakt, że od 3 lat nie pojawiał się na takich uroczystościach, czy nawet na wspólnym piwie, to było właśnie jak taki powrót...
- Długo się znacie? - zapytał Wolfi, kiedy już wszyscy zajęli swoje miejsce a szatyn przedstawił swoją towarzyszkę.
- Wystarczająco długo. - stwierdził swobodnie obserwując reakcję brunetki, która przysłuchiwała się rozmowie.
- A czym się zajmujesz Anniko? - zapytał Heinz. Wszystkie pary oczu skierowały się na Nią. Była wyraźnie speszona. Nerwowo zerkała na szatyna ale ten ani myślał udzielić odpowiedzi.
- Annika jest hostessą w jednej z restauracji w Innsbrucku, mam rację? - zapytała przyjaźnie brunetka. Dziewczyna zerknęła na Nią zdezorientowana ale pokiwała głową. Szatyn natomiast uważnie przyglądał się brunetce.
- To Wy się znacie? - zdziwił się Stefan.
- Poznałyśmy się jak robiłam wywiad z Simonem Ederem do świątecznego programu. Nie mógł przyjechać do studia ze względu na ograniczony czas ale spotkałam się z Nim w restauracji i Annika była naszą pomocą. - wyjaśniła z uśmiechem. 
- Robiłaś wywiad z Ederem? Podobno nikomu ich nie udziela. - zaczął z fascynacją w głosie Didl. I od tego momentu rozmowy zeszły z tematu Gregor-Annika, za co blondynka była brunetce cholernie wdzięczna. Z drugiej jednak strony to oznaczało, że brunetka doskonale wiedziała czym blondynka zajmuje się na co dzień tak na prawdę. I to było niefajne. Bycie prostytutką nie jest powodem do dumy ale czasem po prostu się inaczej nie da. Życie różne płata nam figle a kiedy już myślimy, że wszystko jest w końcu ok... znowu się pieprzy...
- Ja też mam po dziurki w nosie słuchania o kolejnych konkursach i sprzeczania się o punkty za wiatr. - zaśmiała się brunetka podchodząc do baru, przy którym siedziała blondynka. - Dla mnie to samo. - powiedziała do barmana i po chwili piła już podwójne Whiskey.
- Dlaczego to zrobiłaś? - zapytała blondynka nie patrząc na towarzyszkę.
- Nie oczekuję podziękowań. - odparła spokojnie.
- Nie mam zamiaru Ci za nic dziękować. - spojrzała na brunetkę. - I tak wszyscy się domyślają kim na prawdę jestem.
- Dlaczego tak myślisz? - zdziwiła się.
- Nie jestem taka głupia w brew pozorom. - prychnęła. - Gregor nie należy do facetów umawiających się na randki. On po prostu sypia z różnymi kobietami nie pamiętając ich imion. Nikt nie uwierzy, że tak nagle znalazł dziewczynę w restauracji i zaczął się z Nią spotykać. Zwłaszcza, że teraz ma mnie gdzieś i zawzięcie dyskutuje o rodzajach zapięć do nart. - powiedziała gorzko i upiła łyk alkoholu.
- Mylisz się. - powiedziała poważnie brunetka. - On nawet nie pyta tych dziewczyn o imiona. - dodała. Po chwili obie się zaśmiały.
- Nie ważne czy pamięta moje imię. Ważne, że płaci. - stwierdziła. Brunetka spojrzała na dziewczynę uważnie.
- A chociaż dobrze płaci? - zapytała z wyraźnym zainteresowaniem. Blondynka zakrztusiła się trunkiem, który piła i spojrzała zszokowana na kobietę obok.
- W takich momentach, a nie zdarzają mi się one często, zazwyczaj pada pytanie dlaczego to robię.
- Dla pieniędzy. To oczywiste. - wzruszyła ramionami i upiła łyk alkoholu. - Przecież nikt nie zostaje prostytutką dla przyjemności. - dodała. Blondynka wpatrywała się w Nią uparcie.
- Przepłaca. - odpowiedziała na wcześniej zadane pytanie.
- Musisz być dobra w tym co robisz. - zauważyła. Blondynka zaśmiała się gorzko.
- Żeby się ze mną przespał musiałam przegadać z Nim całą noc. - powiedziała rozbawiona czym zdziwiła kobietę. - Widocznie Sandra nie umiała mówić. - zaśmiała się.
- Och uwierz mi, że umiała. - stwierdziła brunetka. - Tylko nie zawsze miało to jakikolwiek sens.
- Pewnie dlatego zdziwił się kiedy ktoś miał inne zdanie niż On.
- Och to zawsze Go zadziwiało. Dlatego do Niej odszedł. - znów się zaśmiały. 
- Czujesz jeszcze coś do Niego? - zapytała nagle blondynka.
- Nie. - odparła pewnie. - Nic oprócz żalu i współczucia. - dodała.
- Współczucia? - zdziwiła się.
- Współczuję Mu życia bez miłości. - powiedziała z zamyśleniem.
- Kłamiesz prawie idealnie. - oznajmiła pewnie Annika.
- Słucham? - zaśmiała się zdziwiona.
- Gdybyś zupełnie nic do Niego nie czuła nie ubrałabyś dzisiaj tego naszyjnika. - zauważyła. Brunetka jakby automatycznie dotknęła złotej róży wiszącej na Jej szyi. - Widziałam na zdjęciach. Dostałaś to od Niego prawda? - zapytała. Kobieta milczała. Odezwała się dopiero po chwili...
- Wiem, że pewnie wyrzucisz to do kosza kiedy tylko odejdę od baru ale tutaj masz moją wizytówkę. - podała dziewczynie kawałek papieru. - Potrzebuję kogoś kto ogarnie bałagan z kalendarzem w moim programie bo Ci idioci od logistyki już tak namieszali, że sama sobie nie radzę, a Ty doskonale byś sobie z tym poradziła. - powiedziała.
- Proponujesz mi pracę... - stwierdziła z powątpieniem. - Nie potrzebuję łaski. - oburzyła się. - Świetnie radzę sobie sama.
- Widzę. - stwierdziła patrząc uważnie na blondynkę, która przez chwilę mierzyła kobietę wzrokiem. - Po prostu to sobie przemyśl. To żadna łaska. Ja potrzebuję Ciebie a Ty potrzebujesz pieniędzy. I nie będziesz musiała być na każde zawołanie Schlierego. - dodała.
- Dzięki ale chyba zostanę przy rozmowach za pieniądze z Nim. - stwierdziła odkładając wizytówkę na ladę.
- Ok. Jak chcesz. - stwierdziła wstając z krzesełka. - Pamiętaj tylko, że On się nie zakochuje. - powiedziała odchodząc od Niej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. - westchnęła i pokręciła głową dopijając drinka.

***

- Chyba się polubiły. - zauważył blondyn.
- Będą się teraz częściej widywać więc to chyba dobrze. - stwierdził szatyn ciągle obserwując rozmawiające kobiety.
- Każda będzie lepsza niż Sandra. - zaśmiali się. - Nawet jeśli Jej płacisz. - dodał popijając drinka. Szatyn spojrzał uważnie na przyjaciela. Ten tylko wzruszył ramionami. - Sporo? - zapytał.
- Thomas, przypominam, że porzuciłeś karierę, nie wygrywasz zawodów więc nie stać Cię. - stwierdził. Blondyn zaśmiał się lekko.
- Wydaje się być fajna. Jak na prostytutkę oczywiście. - stwierdził.
- Nie jest głupia. - powiedział szatyn zupełnie serio. - Trochę pyskata ale całkiem niezła w łóżku.
- Podoba Ci się. - zauważył blondyn z uśmiechem na twarzy. Szatyn wywrócił oczami. - Nadal robisz to gorzej niż Steffi. - stwierdził po czym obaj się zaśmiali.
- Cieszę się, że się Wam dobrze układa. - powiedział patrząc już na przyjaciela. - Widać, że odżyła przy Tobie. - dodał. Blondyn uważnie przyglądał się przyjacielowi przez chwilę. - Nie będzie żadnego ale Thomas. Powiedziałem już, że odpuszczam. Stałe związki nie są dla mnie a Steffi już nie jest taka rozrywkowa jak kiedyś więc na prawdę życzę Wam szczęścia w tym Waszym nudnie idealnym związku. - wyjaśnił popijając drinka.
- Wiem, że Święta spędzają u Twojej rodziny... - zaczął blondyn. 
- Jak zawsze. - zauważył Gregor nie wiedząc do czego zmierza Morgenstern.
- Chciałbym spędzić z Nimi Sylwestra. Ze Steffi i z Theresą. - oznajmił poważnie. Twarz szatyna nagle jakby pociemniała. 
- Robisz domówkę? Jeśli tak to wbijam. - stwierdził.
- Chciałbym je zabrać do Paryża. - oznajmił spokojnie czekając na reakcję przyjaciela...


***************************************
Po pierwsze... przepraszam, że dopiero dzisiaj ale dzieciaki w Anglii miały jakieś ferie czy coś teraz i byłam z Nimi przez kilka dni w Liverpoolu na obozie piłkarskim.
Po drugie... mam nadzieję, że Wam się podoba, bo akcja tak właściwie jeszcze na dobre się nie rozkręciła a pomysł na dalsze wydarzenia mam tak masakryczny, że pewnie mnie niektóre z Was będą chciały zabić. (zwłaszcza Ann :P dobrze, że jestem na wyspie :P)
Po trzecie... jutro w końcu coś nowego u Michała i Baśki :)
Zapraszam do czytania i komentowania a ja lecę nadrabiać zaległości u Was :)
Buziole :*

czwartek, 23 października 2014

Pytanie szesnaste

INNSBRUCK, KLUB NOCNY...

    Drinki zawsze smakują tak samo dobrze kiedy są potrzebne. Poprawka... Drinki zawsze smakują tak samo dobrze nieważne czy są potrzebne czy nie. A tak w ogóle jeżeli chodzi o sens istnienia drinków to chyba wszystko jest jasne. Bo mimo, że są wielofunkcyjne to spełniają głównie rolę dobrego czynnika odstresowującego i pomagają gdzieś ulokować myśli, których nikomu nie można przekazać. Drink spowiednik. Czyli opcja gdzie po wypiciu go zwierzasz się pierwszej napotkanej osobie. Tego należy się wystrzegać...
- ...i poprosiłem Go żeby był dla Niej dobry. - zakończył bełkocząc. - I wiesz co? Każdy jest dla Niej lepszy ode mnie. - dodał z rozpaczą w głosie.
- Chyba się zgubiłam. - powiedziała piłując paznokcie. - Popraw mnie jeśli źle coś powiem. Kiedyś zostawiłeś dziewczynę bo zaszła z Tobą w ciążę. Potem się nie przyznawałeś do tego dziecka, potem Ci się odmieniło, przyjechała tutaj i kiedy Twój przyjaciel, który się w Niej kocha od stuleci w końcu Ją wyrwał, Tobie spowrotem włączyła się opcja "mam uczucia" tak? - zapytała. Skrzywił się lekko ale potaknął. - I najpierw zachowałeś się w stosunku do Niego jak największa kanalia a teraz od nowa chcesz przyjaźni dając Im swoje błogosławieństwo? - zdziwiła się.
- Jak na prostytutkę to całkiem pojętna jesteś. - stwierdził. - I pewnie masz jeszcze jakąś radę w zanadrzu ha?
- Powinnam dać Ci w mordę ale zapłaciłeś mi za całą noc podwójnie wiec muszę Cię słuchać. - powiedziała niechętnie. - Mam swoje zdanie na ten temat. - dodała.
- Strzelaj tą swoją diagnozę. - upił łyk kolejnego drinka.
- Boisz się zobowiązań bo są nierozerwalnie związane z odpowiedzialnością. A Ty odpowiedzialny jesteś bardzo mało więc uważasz, że wszystko i tak prędzej czy później pierdzielnie. - wzruszyła ramionami.
- Dlaczego uważasz, że jestem nieodpowiedzialny? - oburzył się. Spojrzała na Niego z politowaniem.
- Opowiedziałeś mi o wypadku Theresy, o basenie, o wyrzeknięciu się własnej córki,  o perfidnym zdradzeniu swojej kobiety w ciąży z Jej największą konkurentką i na dodatek gadasz o swoim prywatnym życiu z prostytutką, która wie kim jesteś i jutro może przekazać prasie wszystko co Jej powiedziałeś. - odparła pewnie.
- Ok. Punkt dla Ciebie. - bąkną. - Wisi mi czy komuś to powiesz. - dodał.
- Gwarantuję Ci kochany Mój że kiedy procenty znikną z Twojego mòżdżku będziesz mnie szukał po wszystkich klubach. - zaśmiała się siadając na Nim okrakiem. - Jeśli chcesz mieć coś z tej nocy to zacznijmy od razu bo tempo w jakim wchłaniasz alkohol paraliżuje pewne mięśnie. - mruknęła Mu do ucha całując przy tym Jego szyję. Odsunął Ją tak żeby widzieć Jej oczy.
- Dlaczego robisz to co robisz? - spytał.
- Bo zapłaciłeś. - westchnęła poirytowana.
- Dlaczego zostałaś prostytutką? - dopytywał.
- Ok panie ciekawski. Włączyła Ci się opcja "zbawię cały świat"? Wyluzuj, odchrzań się od moich pobudek i daj mi zapracować na to co chcesz mi zapłacić. - powiedziała wyraźnie rozzłoszczona Jego ciekawością.
- Dorzucę kilka setek jeśli nie będziemy uprawiać seksu. - stwierdził. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
- Wolisz... yyy... czego Ty właściwie chcesz? - spytała zdezorientowana.
- Jedźmy do mnie. - oznajmił.
- Tam chcesz się bzyknąć? Było tak od razu... - stwierdziła ubierając płaszcz.
- Nie. - odparł pewnie znów powodując zdziwienie na Jej twarzy...


MIESZKANIE STEFFI...

- A w tym roku w Święta u babci będzie tatuś? - zapytała jedząc naleśniki i machając przy tym nóżkami. 
- Musisz zapytać tatę czy nie ma innych planów. - odparła przyglądając się uważnie córce. Martwiła się o Nią bo mała miała wielkie nadzieje związane ze świętami spędzonymi wyjątkowo z ojcem. Gregor każdego roku w święta wyjeżdżał w jakieś ciepłe kraje. Z Sandrą. Jak tłumaczyli to Theresie? Rodzice Gregora zawsze mieli jedno wytłumaczenie. Tata musiał wyjechać bo robi świąteczną wystawę swoich zdjęć. I tak zajmowało Mu to aż do sylwestra. U córki pojawiał się dopiero po konkursie noworocznym. Brunetka nie lubiła jeździć na święta do Jego rodziców, bo czuła się tam jak piąte koło u wozu ale nie mając własnej rodziny była na to skazana. Przez wzgląd na Tess, która święta uwielbiała...
- Chciałabym żeby w tym roku tatuś nie miał żadnej wystawy. - powiedziała smutno. - W końcu moglibyśmy razem ubrać choinkę i rozpakować prezenty. I tata mógłby iść z nami do kościoła a potem opowiedziałby mi bajkę, którą opowiada mi zawsze dziadek. Fajnie by było. - dodała.
- Chodź do mnie. - powiedziała z uśmiechem brunetka sadzając dziewczynkę na kolanach. - Obiecuję Ci, że porozmawiam o tym z tatą dobrze? I poproszę Go, żeby nigdzie nie wyjeżdżał w tym roku.
- Myślisz, że się zgodzi? - zapytała z nadzieją.
- Postaram się Go przekonać ok?
- Daj Mu buzi. Wtedy na pewno się zgodzi. - wyszczerzyła się dziewczynka. Kobieta westchnęła i spojrzała na córkę poważniej.
- Tess... pamiętasz jak mówiliśmy ci z tatą dlaczego nie mieszkamy razem?
- Nie jesteście mężem i żoną. - przypomniała.
- Tak. I nie jesteśmy nimi bo już nie kochamy się tak jak kiedyś. - wyjaśniła. - Tak bardzo jak kiedyś kochaliśmy siebie tak teraz kochamy Ciebie, a ja i tata jesteśmy... przyjaciółmi. - zakończyła niepewnie. No bo co powiedzieć pięciolatce?
- No to ja się podzielę z Wami, tak żebyście kochali i mnie i siebie. - powiedziała jakby to była oczywista oczywistość. - Tata zerwał z tą głupią Sandrą więc możecie się teraz ożenić i będziemy mieszkać u tatusia bo ma duże mieszkanie i...
- Nie możemy Tess. - przerwała Jej łagodnie. 
- Dlaczego? - zapytała ze łzami w oczach. 
- Widzisz kochanie... Tatuś kiedyś zakochał się w innej pani. W Sandrze. I był z Nią. A ja byłam z Tobą. Myślałam, że może jeszcze kiedyś będziemy z tatą razem ale On bardzo tego nie chciał więc... powoli przestawałam Go kochać. A teraz... - przerwała nie wiedząc jak powiedzieć to córce. - Córeczko ja... Ja się zakochałam.
- W tacie tak? - zapytała zdezorientowana.
- Nie kochanie. Nie w tacie. - odparła delikatnie się uśmiechając. - Zakochałam się w kimś kto też się we mnie zakochał, kto jest dobry, nie kłamie, zawsze ma dla Nas czas...
- Nas? To ja Go znam? - zdziwiła się. Brunetka pokiwała głową.
- Od jakiegoś czasu... spotykam się z wujkiem Thomasem. - oznajmiła z obawą w głosie.
- No tak, często do nas przychodzi. Ja też się z Nim często spotykam. - wzruszyła ramionami dziewczynka. - Ale w kim się zakochałaś? - dopytywała.
- W wujku Thomasie. - oznajmiła spokojnie. 
- Czyli, że wujek jest... Twoim chłopakiem? - zdziwiła się.
- Na to wygląda. - zaśmiała się delikatnie. Dziewczynka zrobiła poważną minę a czoło zmarszczyło Jej się uroczo mówiąc o tym, że intensywnie się nad czymś zastanawia. - Tess ja wiem, że wolałabyś żebym była z tatą ale czasem...
- Tata mówił, że kiedyś narozrabiał i że nie potrafisz Mu wybaczyć. - powiedziała smutno. - Nawet jeśli ładnie przeprosi. - dodała. Kobieta ponownie pokiwała głową. Dziewczynka westchnęła. - Czy wujek będzie z nami mieszkał? - zapytała.
- Nie. - odparła pewnie. - Nie, dopóki Ty się na to nie zgodzisz. - dodała całując dziewczynkę prosto w nosek.
- Ja? Przecież to Twój chłopak. - zdziwiła się.
- Ale Ty jesteś dla mnie najważniejsza i Twoje zdanie jest dla mnie najważniejsze.
- To dlaczego nie ożenisz się z tatą? Ja tego właśnie chcę. - powiedziała stanowczo.
- Ale nie kocham taty... - powiedziała smutno. - Kocham wujka Thomasa. - dodała.
- I co? On ma być teraz moim tatusiem?
- Nie nie nie... Nadal będzie Twoim wujkiem. 
- A tatuś będzie mógł do mnie przyjeżdżać? - zapytała podejrzliwie.
- Oczywiście skarbie. - uśmiechnęła się pogodnie. Mała intensywnie myślała nad czymś.
- Wujek jest spoko. - powiedziała nagle. - I co? Chcesz się kiedyś z nim ożenić? - zapytała poważnie.
- Nie wiem, być może. - odpowiedziała szczerze. Obawiała się reakcji małej, bo ta była nastawiona na swojego ojca i na nikogo innego u boku swojej matki.
- A chcecie mieć dzieci? - spytała ponownie. Tym razem wzięła do ust kolejnego naleśnika. Brunetka zdziwiła się nieco ale uśmiechnęła się delikatnie.
- Ja mam Ciebie, wujek ma Lilly... na razie nie mamy tego w planach.
- Czyli Lilly będzie moją siostrzyczką, tak? - zapytała upewniając się.
- Nie całkiem ale...
- Fajnie! - zawołała z pełną buzią. Śmiejąca się buzią. - Zawsze chciałam mieć siostrzyczkę. - dodała.
- I... nie jesteś zła? - zdziwiła się kobieta.
- Nie jestem. I tak kiedyś ożenisz się z tatusiem. - puściła matce oko i pobiegła do swojego pokoju...

MIESZKANIE GREGORA...

- Nigdy nie miałam takiego klienta. - stwierdziła upijając kolejny łyk wina. - Cholernie wygodna ta sofa. - powiedziała z podziwem Rozglądnęła się dokoła i oczy zaświeciły Jej się jak lampki. Podeszła do zielonego dużego fotela z żelaznymi okuciami i drewnem pachnącym tak intensywnie jak w lesie. - Ale cudo... - westchnęła chcąc usiąść na meblu.
- Ani mi się waż. - powiedział dobitnie. Pociągnął Ją za rękę i zaprowadził do sypialni.
- Hej, mówiłeś, że chcesz gadać, odmieniło Ci się? - zapytała urażona Jego zachowaniem i poirytowana Jego zmianą nastroju.
- Będziemy gadać w łóżku. - oznajmił zdejmując koszulę.
- Mówił Ci ktoś, że jesteś stuknięty? - zapytała kładąc się na wskazanym przez Niego meblu. Zdjął spodnie i wsunął się pod kołdrę robiąc Jej miejsce obok siebie. Odstawiła kieliszek i wpełzła pod kołdrę siadając na Nim okrakiem. Złożyła na Jego ustach gorący pocałunek sięgając dłonią w okolice Jego slipek.
- Powiedziałem zero seksu. - przypomniał.
- Więc o co Ci chodzi z tym łóżkiem? - wkurzyła się.
- Jest wygodne. - wzruszył ramionami powodując w Jej organizmie wybuch. Musiała wziąć głęboki wdech żeby nie walnąć Go w twarz. - Co powinienem zrobić? - zapytał w pewnym momencie.
- Powinieneś spuścić trochę powietrza kolego i dać się ponieść chwili. - powiedziała próbując Go ponownie uwieść. 
- A jeżeli Oni się kiedyś pobiorą? - zapytał ignorując Jej zaloty. Westchnęła.
- To będą małżeństwem. - stwierdziła siadając obok Niego i biorąc kieliszek ponownie do rąk. - Być może nawet będą mieli gromadkę dzieci i będą najszczęśliwszą parą pod słońcem. A Ty nadal będziesz idiotą, który stracił szansę na takie życie przez własną głupotę i bycie tchórzem. - dodała.
- Gdybym był tchórzem, nie próbowałbym teraz.
- A przepraszam bardzo w jaki Ty sposób próbowałeś co? Dwa razy Jej próbowałeś wmówić, że powinniście do siebie wrócić zaraz po tym jak doprowadziłeś Ją do łez! - oburzyła się. - Dziwię się, że pozwala Ci na kontakt z małą i w ogóle chce z Tobą rozmawiać. - stwierdziła.
- No i to właśnie znaczy, że nadal mnie kocha. - powiedział pewnie i z pewną satysfakcją w głosie.
- Nie. To oznacza, że kocha swoją córkę tak bardzo, że dla Jej dobra jest w stanie znieść Twoje towarzystwo.- poprawiła Go rozglądając się po pokoju. - Nawet Jej zdjęć nie masz. Ba, nawet zdjęć swojej córki nie masz. - dodała prychając. Spojrzał na Nią uważnie i wyciągnął pudło spod łóżka. Kiedy je otwarł ujrzała kilkanaście albumów ze zdjęciami. Wzięła jeden do ręki i zaczęła przeglądać. Zamilkła. Miliony zdjęć małej. Mnóstwo zdjęć brunetki... Zapewne nawet nie wiedziała, że takie zdjęcia były Jej robione... - Możesz mi powiedzieć po jakiego grzyba Ty Ją w ogóle zdradzałeś? - zapytała odkładając pudełko. Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Wpatrywał się w zdjęcia myśląc nad odpowiedzią. - Ten wypaśny fotel w salonie... - wspomniała.
- Jak wracałem z zawodów zawsze w Nim siedziała z kubkiem kakao i książką w ręce. - wspomniał. - Zdejmowała okulary i uśmiechała się do mnie. Tylko Ona potrafiła się tak uśmiechnąć, że nawet jak mi nie wyszło to miałem to gdzieś... - dodał. 
- Jesteś frajerem. - odezwała się nagle.
- Słucham?! - oburzył się.
- Jesteś mega frajerem Gregor. - powtórzyła pewnie. - Nie dość, że serio Ją kochałeś to nadal kochasz a mimo to rozpieprzasz sobie i Jej życie udając kretyna bez uczuć.
- Nie udaję. Jestem kretynem bez uczuć. - poprawił Ją.
- Gdyby tak było wywaliłbyś ten fotel bo nie pasuje do Twojego mieszkania, nie zrywałbyś ze Stiegler i pieprzyłbyś się teraz ze mną za mniejsze pieniądze niż chcesz mi dać. - oznajmiła.
- Fotel jest wygodny, Sandra mi się znudziła a jeśli chodzi o sex... - spojrzał na Nią. 
- Co? Nie jestem w Twoim typie? - zapytała rozbawiona.
- Jesteś za chuda. - oznajmił puszczając Jej oko. Zaśmiała się.
- Boże ale Ty jesteś dziwny... - westchnęła. I zapadła cisza. Spojrzała na Niego uważnie. - Walcz Gregor. - powiedziała cicho.
- Nie ma już o co. I nie ma jak.
- Zależy Ci na Nich, tak? - pokiwał głową. - A Jej zależy na Theresie. A Theresa chce Ciebie. I tutaj masz swoją szansę. - stwierdziła.
- Mam wykorzystać Tess dla własnych celów? - zdziwił się.
- Chcesz odzyskać rodzinę. Z tego co mówiłeś Steffi do tej pory traktowała Thomasa jak przyjaciela a to o czymś świadczy. 
- Bała się reakcji Thithi. - oznajmił.
- Ciągle wierzyła, że się opamiętasz. Bo też Cię kochała. Tylko zrobiłeś to ciut za późno i w bardzo złym stylu. - oznajmiła.
- Wiesz co? - zapytał patrząc na Nią uważnie. - Wyładniałaś. - oznajmił zamykając Jej usta pocałunkiem...


*****************************************************************
I jest kolejny :)
Mam nadzieję, że się spodoba.
A co do Michała i Basi... Tworzy się kolejny rozdział ale ciągle mi coś w Nim nie pasuje więc jeszcze nie teraz. ;)
Buziole :*

poniedziałek, 20 października 2014

Pytanie piętnaste

AUSTRIA, INNSBRUCK, STUDIO TELEWIZYJNE...

    Stał na środku i rozglądał się dokoła ze skupieniem na twarzy. Wyglądał jak zagubione dziecko wśród tłumu obcych. Każdy z pracowników biegał ciągle Go przedstawiając z kąta w kąt. Co chwilę podchodziła do Niego coraz to inna kobieta poprawiająca makijaż, którego bardzo nie chciał i Jego włosy, co na pewno bardzo Go wkurzało zważając na Jego ułomność na tym punkcie. Gdyby nie pozwolono Mu się samemu ubrać pewnie właśnie płakałby nad jakimś biednym garniturem, który przygotowałaby stylistka ubierająca wszystko i wszystkich w tym studiu. Dlatego właśnie z uśmiechem na twarzy wzięła kubek z gorącą cieczą i omijając zgrabnie wszystkich operatorów przeszła obok Niego mówiąc wyraźnie "Chodź!". Kiedy przebrnęli przez tłumy ludzi, którzy właściwie nie wiadomo co tam robili i zrobiło się luźniej okazało się, że są w miejscu, które od środka nie przypomina ani trochę tego co widać w telewizji. Stół wydaje się być większy, sofy jakieś mniej białe a lampy świecą prosto w oczy i nie da się określić która kamera akurat Cię filmuje.
- Siadaj. - powiedziała spokojnie i włączyła tablet, na którym miały wyświetlać się wszystkie pytania, które zadają internauci.
- Dziwnie tu u Ciebie. - zauważył rozsiadając się wygodnie na kanapie. Spojrzała na Niego na  moment i podsunęła Mu pod nos kubek z kakao.
- Masz tu być tylko 3 godziny, z czego mówić będziesz musiał tylko 50 minut więc nie narzekaj. - zaśmiała się widząc Jego niezadowolona minę.
- Nie narzekam.
- Tylko?
- Tylko informuję rzeczywistość, że nie spełnia moich oczekiwań. - wyjaśnił. Wywróciła oczami i otwarła listę pytań. Chciała się choć odrobinę nastawić i przygotować na niektóre z nich ale kiedy tylko przeczytała kilka pierwszych wiedziała, że nie ma co liczyć na spokój tego wieczora. Ludzie rzeczywiście kochają sensacje... - Aż tak źle? - zapytał widząc Jej minę.
- Aż tak to widać? - spytała z rezygnacją w głosie.
- Wyglądasz jakbyś miała zaraz się przewrócić. Zbladłaś jeszcze bardziej niż jesteś blada naturalnie i oczy Ci się powiększyły. - odparł. Tym razem spojrzała na Niego uważnie. - Skubiesz dolną wargę, co chwilę poprawiasz włosy tam gdzie są idealnie ułożone i dziurki od nosa ruszają Ci się stanowczo za szybko. Jesteś przerażona. - dodał. - Mówiłem że Cię trochę znam. - stwierdził widząc Jej zdziwienie na twarzy. Westchnęła.
- To będzie jakaś katastrofa.
- Hej... - delikatnie złapał Ją za rękę. - Damy radę. Obiecuję Ci, że nie będzie żadnej katastrofy i nikt nie ucierpi tego wieczora. - powiedział cicho ale na tyle wyraźnie i z taką pewnością w głosie, że nie mogła nie uwierzyć. Poza tym Jego oczy... Coś w nich było. Coś co mówiło, że nie kłamie, że na prawdę chce coś zmienić. Wyswobodziła dłoń z Jego uścisku i skupiła się na pytaniach. Uśmiechnął się pod nosem. Zawsze się rumieniła kiedy była lekko speszona sytuacją. Działał na Nią i to było najważniejsze w tym momencie. 
- Steffi zaczynamy za minutę. - usłyszała w słuchawce. Poprawiła się na swoim miejscu i spojrzała w stronę kamery, która świeciła na czerwono gdzieś w świetle reflektorów. Uśmiechnęła się najbardziej naturalnie jak potrafiła i nadszedł czas na rozpoczęcie programu...
- Gdyby ktoś zapytał mnie tydzień temu czy moim gościem kiedykolwiek będzie człowiek, którego wizyty bym się obawiała powiedziałabym że nie ma takiej możliwości. Czas jednak zweryfikował moje poczucie pewności i oto dziś w programie goszczę człowieka, który zdobył 4 tytuły sportowca roku pod rząd, który nigdy nie pokazuje się w tego typu programach a co najważniejsze zawsze najpierw mówi a potem dopiero myśli. I choć to Ja prowadzę ten program mam przeczucie, że dziś może się to zmienić. Moim i Państwa gościem dzisiaj wieczorem jest Gregor Schlierenzauer. - powiedziała spokojnie i z uśmiechem na ustach. Był pełen podziwu, że zachowała aż taki profesjonalizm. Cóż... za coś dostała tą posadę. - Witaj Gregor. 
- Dobry wieczór. - odpowiedział spokojnie i z tym swoim beztroskim uśmiechem na twarzy. 
- I jak? Zapowiedź się podobała? - spytała biorąc do rąk tablet. 
- Wolałbym żebyś pochwaliła mój wygląd ale chyba nie wypada. - zaśmiał się. 
- Świetnie dziś wyglądasz. - zauważyła z uśmiechem. 
- Ty również. Mam wrażenie, że z każdym dniem coraz lepiej. - stwierdził. 
- I zaczęło się słodzenie - zaśmiała się ponownie. - To nie działa Gregor. Pytania od internautów i tak się nie zmienią. - zaśmiali się oboje. 
- Dlaczego obawiałaś się mojej wizyty? - zapytał z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
- Och i o tym właśnie mówiłam. Już chcesz przejąć mój program. - zaśmiała się maskując nerwy. - To nie skocznia, tutaj ja rządzę. - dodała. - Wyobraź sobie, że jestem Twoim trenerem w tym momencie. 
- Steffi, Heinz w tej sukience wyglądałby okropnie - zaśmiał się ponownie. 
- A propo trenera... Doskonale wiemy, że nie układało się zbyt dobrze pomiędzy Tobą a Alexem w ostatnim czasie. I tu pojawia się pierwsze pytanie od internautki... - spojrzała na tablet. - Gdyby nie zmiana trenera moglibyśmy nie zobaczyć Cię więcej na skoczni? - zapytała. 
- Nie będę ukrywał, że Alex i ja nie do końca dogadadywaliśmy się ostatnio w sprawach dotyczących treningów. Była taka opcja, która uwzględniała moją przerwę od skoków. 
- Chciałeś zrezygnować z kariery przez nieporozumienia z trenerem? - dopytywała. 
- Nieporozumienia wpływały kiepsko nie tylko na mnie ale i na atmosferę w całej kadrze. A tak pracować efektywnie się nie da. 
- Nie sądzisz, że to jest trochę dziwne,  że przez Twój konflikt zmieniono całej kadrze trenera? Ludzie mówią, że jesteś ulubieńcem Związku nawet pomimo Twoich licznych wyskoków. - zauważyła. 
- Nie uważam żeby którykolwiek z moich kolegów był zły albo zawiedziony tą zmianą. Heinz wnosi dużo świeżości i nowego sposobu patrzenia na trening i same zawody. I tego było nam wszystkim trzeba. - zakończył. 
- Lubisz zwracać na siebie uwagę mediów mimo że nie lubisz do nich przychodzić. O dziwo ostatnio zrobiło się o Tobie ciszej.
- Do czego zmierzasz? - zapytał zdezorientowany. 
- Cała ta akcja z trenerem, wystawa w Wiedniu i teraz wizyta u mnie... zastanawia mnie i innych redaktorów i dziennikarzy to, czy to nie jest kolejna próba zwrócenia na siebie uwagi jaką zwracałeś nawet nie niedawno ale kilka lat temu. Nie chodzi o sensację? - zapytała w prost.
- Auć. - uśmiechnął się. - Wiedziałem, że nie będzie dzisiaj łatwo ale nie myślałem, że aż tak będziesz mnie atakować. - stwierdził delikatnie żartując. 
- Czujesz się atakowany? - zdziwiła się lekko. 
- Z tego co pamiętam to nie byłaś aż tak bezpośrednia. - powiedział z pewnym błyskiem w oku. I już wiedziała, że wywlekanie życia prywatnego i wzajemnych brudów będzie jednak częścią tej rozmowy. Zauważył, że nie podobało Jej się to stwierdzenie. Uśmiechnął się lekko i dodał. - Nie jest już dla mnie ważny rozgłos. Ci, którzy chcą oglądać moje zdjęcia wiedzą o każdej wystawie z mojej strony internetowej, Ci, którzy powinni wiedzieć co dzieje się w moim prywatnym życiu wiedzą to. Kiedy człowiek w końcu zauważy, że jego życie jest nudne będąc zbyt intensywnym zaczyna się zastanawiać co tak właściwie osiągnął i co przez nie stracił. 
- Mówiąc intensywne masz na myśli rozrywkowe?
- Nie będę ukrywał faktu, że robiłem wiele głupot, do których się przyznaje i jeszcze więcej,  o których nikt nie wie ale w ostatnim czasie wiele się zdarzyło. I czasem te zdarzenia, które niekoniecznie dotyczą nas samych dają nam wiele do myślenia. 
- Mówisz o końcu kariery Thomasa, mam rację? - Pokiwał głową z zamyśleniem. 
- Również. - potaknął. 
- Kolejne pytanie od internautów jest związane właśnie z tym. - zerknęła na tablet. - Jak wpłynęło to na Ciebie? - spytała.  Spojrzała na Niego uważnie. - Tyle lat byliście najlepszymi przyjaciółmi. Coś się zmieniło? - dodała. - Ludzie plotkują, portale plotkują... może czas na wyjaśnienia skoro już tak szczerze o wszystkim rozmawiamy? 
- Jego decyzja była dla mnie szokiem. - przyznał. - Byłem wściekły kiedy się dowiedziałem. Na siebie, bo nie zauważyłem Jego problemów, bo nie miałem dla Niego czasu... - wspomniał. - Zawiodłem Go. I mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś mi wybaczy bo zbyt wiele jest do stracenia. - dodał zaskakując Ją swoją szczerością. Patrzyła na Niego uważnie czytając każdą emocję wypisaną na Jego twarzy. 
- Gdybym nie znała Thomasa pomyślałabym właśnie to co teraz myślą inni. Że wykorzystujesz telewizję do tego, żeby dała lekki nacisk na Jego decyzję. Ale znam Go i wiem, że to by nie zadziałało. I Ty też to wiesz więc najwyraźniej mówisz szczerze. - zauważyła. 
- Zaskoczona? - zapytał poważniejąc. 
- Nie oszukujmy się Gregor. Szczerość nigdy nie była Twoją mocną stroną. - powiedziała. 
- Auć. To już kolejny raz. - zaśmiał się znowu. 
- Czyli mamy uwierzyć, że się zmieniłeś tak? - spytała z dozą wątpienia. 
- Ludzie niech wierzą w co chcą. Mi zależy tylko na tym, żebyś Ty uwierzyła. Bo mam dla kogo sie starać. - powiedział pewnie. I znów zaczynał wyciągać brudy. Ale tego nie dało się uniknąć. Zbyt wiele pytań na ten temat. Zbyt duży nacisk od kierownictwa, które krzyczy przez słuchawkę że oglądalność wzrasta z prędkością światła. 
- Oboje wiemy, że pewnych tematów nie da się ominąć choć bardzo byśmy chcieli. - przyznała. 
- I tutaj chciałbym się wtrącić. - przerwał Jej. - Wiem o co wszyscy chcą zapytać. Ale życie prywatne jest prywatne nie bez powodu. Gdybym nadal był Don Huanem,  którym tak bardzo chciałem być pewnie chwaliłbym się każdym następnym podbojem ale... - przerwał patrząc na Nią poważnie. 
- Ale? - dopytała. 
- Ale mam córkę, którą chcę chronić przed całym tym szambem. I mam relacje do naprawienia. - przerwał ponownie. Teraz śledził Jej oczy. Skupione na tym co mówił i wychwytujące każde kłamstwo. - Steffi narozrabiałem. Oszukiwałem, kłamałem, raniłem... I zrozumiałem to dopiero wtedy, kiedy najważniejsza osoba w moim życiu mnie znienawidziła. - powiedział poważnie. W tym momencie miał gdzieś kamery i całą oglądającą Ich Austrię. - Miałaś do tego największe prawo - dodał ciszej. - Ale chciałbym choć trochę to naprawić. Odzyskać choć odrobinę zaufania z Twojej strony. Bo na odzyskanie Twojej miłości jest już niestety za późno. Cieszę się, że potrafiłaś obdarować tą miłością, którą w sobie masz kogoś kto na Nią zasługuje. I wiem, że możesz być z Nim na prawdę szczęśliwa. Bo teraz tylko na tym mi zależy...

***
    
    Wpatrywał się chwilę w gościa stojącego teraz w drzwiach Jego mieszkania i zastanawiał się czy wpuścić Go do środka czy dać w mordę i zamknąć drzwi przed złamanym nosem. Szatyn uniósł rękę pokazując czteropak Carlsberga. Blondyn westchnął.
- Mam pustą lodówkę. - stwierdził. Szatyn uniósł drugą rękę, w której trzymał ulotki z pobliskich pizzerii. - Właź. - zamknął drzwi wpuszczając do salonu przyjaciela, który nie zdejmując płaszcza usiadł na sofie. Blondyn usiadł zaraz obok Niego. Obaj patrzyli w wyłączony telewizor nic nie mówiąc. Sytuacja była dziwna. Nienaturalna. Nadzwyczajna bo obaj od jakiegoś czasu są już zupełnie inni. Jeden zaczął myśleć o innych a drugi w końcu zaczął myśleć również o sobie i swoim szczęściu. 
- Chyba powinniśmy pogadać. - stwierdził szatyn patrząc na swoje dłonie.
- O czym? O tym, że tak nagle uświadomiłeś sobie, że Ją kochasz? - spytał z wyraźną pretensją w głosie blondyn. Przyjaciel spojrzał na Niego uważnie. Schował twarz w dłoniach przecierając oczy. - Po co tu przyszedłeś co? - zapytał w końcu na Niego spoglądając. - Żeby mi powiedzieć, że jesteś na dobrej drodze do osiągnięcia celu? Że nadal potrafisz mącić Jej w głowie tak, żeby zobaczyła w Tobie nie wiadomo właściwie co? Że tak czy siak wygrasz? Gregor, mam dość. Jeżeli chcesz się za coś na mnie odegrać z niewiadomych mi powodów to rób to bezpośrednio na mnie. Steffi w to nie mieszaj, bo już Ci mówiłem, za wiele wycierpiała przez Ciebie, a...
- Podaj otwieracz. - przerwał Mu spokojnie. Blondyn jedynie pokręcił głową i przyniósł otwieracz po czym wziął jedną z butelek. Drugą wziął szatyn. - Zapomnij o tym co Ci powiedziałem przed szpitalem. - powiedział po upiciu łyka zimnego napoju powodując tymi słowami zaskoczenie na twarzy przyjaciela. - Nie lubię pakować się w coś co nie ma sensu, a starania o Steffi takie są. - zaczął. - Dzisiaj zobaczyłem w Jej oczach coś czego nigdy jeszcze nie widziałem.
- Co takiego?
- Szczęście Thomas. - powiedział poważnie patrząc na Niego. - Kiedy tylko wspomniałem o kimś kto na Nią zasługuje, oczy Jej się zaświeciły. Miała w nich te swoje iskierki. No i uśmiechnęła się tak jak kiedyś. Przez chwilę miałem wrażenie, że znowu ma 18 lat. - uśmiechnął się mimowolnie. - Przy mnie w Jej oczach widzę zimną kalkulację, ostrożność i łzy, które chce stanowczo zatrzymać. 
- Dziwisz się? - spytał spokojnie. - Traktowałeś Ją jak jakieś największe zło. I cały czas raniłeś obnosząc się ze swoim związkiem z Sandrą.
- Czasem robimy coś wbrew sobie żeby się przed czymś bronić. - powiedział zamyślony.
- Nadal nie wiem czego ode mnie oczekujesz. - przypomniał...


*******************************
Krótko, bo kolejny będzie dłuższy. :)
Ale to dopiero w środę albo czwartek.
Także... czekajcie cierpliwie.
I proszę nie rezygnujcie z komentowania, bo daje mi to wiele inspiracji.
I pytanie: czy Gregor "nagle pełen uczuć" na dobre stał się tym dobrym czy to kolejna maska? ;)
Buziole :*

sobota, 18 października 2014

Pytanie czternaste

SZWAJCARIA, ENGELBERG...

     Nie jest to tak urokliwe miejsce jak każde, w którym odbywają się zawody w skokach narciarskich. Nawet pomimo licznych ozdób świątecznych i porozwieszanych na każdej ulicy kolorowych lampek, nie oddaje ono klimatu, który nieustannie towarzyszy każdemu kolejnemu konkursowi. Jedynie kawiarnia z najlepszą czekoladą w Szwajcarii położona nieopodal hotelu sprawiała wrażenie nastawionej na tą wyjątkową atmosferę. A czekolada rzeczywiście była wyjątkowa. Gorąca, gęsta, aromatyczna...
- Wiedziałem, że Cię tu znajdę. - usłyszała w pewnym momencie. Siadał właśnie na przeciwko Niej z dużym kubkiem parującej cieczy w ręce. Zdjął niebieską kurtkę pełną naszywek z logo sponsorów i powiesił na sąsiednim krześle. Upił łyk czekolady i spojrzał na Nią poważnie. - Za bardzo lubisz słodycze. - puścił Jej oko.
- Dlaczego mnie szukałeś? - zapytała poprawiając sweter w kratę. 
- Nadal Go nosisz. - zauważył z uśmiechem.
- Jest ciepły i wygodny. Poza tym dobrze w Nim wyglądam. - odparła z lekką ironią.
- Gdybyś miała w Nim wyglądać kiepsko nie kupowałbym Ci go. - powiedział pewnie. Nie odezwała się. Patrzyła na Niego. Na Jego spokojną twarz, na której mieścił się teraz delikatny uśmiech. - Co u Thomasa? - zapytał w końcu.
- Zadzwoń do Niego. - powiedziała łagodnie. - Obaj tego potrzebujecie. On potrzebuje przyjaciela, który Go wesprze w trudnym momencie a Ty potrzebujesz Jego żeby złapać równowagę. - dodała.
- Jestem w równowadze Steffi. - powiedział dobitnie. Pokręciła lekko głową.
- Jak chcesz. - wzruszyła ramionami. Widziała Jego wyczekujący wzrok. Westchnęła. - Lilly jest już z Nim w domu. Kristina jest nieprzytomna ale stabilna. Obrzęk mózgu jest jeszcze zbyt duży, żeby Ją wybudzić ze śpiączki ale wszystko idzie w dobrym kierunku. - powiedziała po chwili. Odetchnął. Wiedział, że gdyby coś się stało blondynce, mimo, że nie była już z Thomasem, On bardzo by to przeżył. A tego Mu teraz nie było trzeba. - Dlaczego tak nagle się od Niego odwróciłeś? - zapytała. Skrzywił się lekko ale spojrzał Jej prosto w oczy i zmienił zupełnie temat.
- Nadal nie możesz znaleźć nikogo do programu? - zapytał. Zdziwiła się lekko słysząc to pytanie.
- Skąd wiesz, że nikogo nie mam? - zapytała.
- Jestem wróżbitą. - odparł zadowolony. Nie rozbawiło Jej to. - Na stronie "Sportu" nie pojawiła się żadna informacja dla internautów komu mają zadawać pytania. - dodał wyjaśniając. 
- W biurze pomylili daty. Wszystko jest tak ustawione, że kalendarz jest zapełniony na cały rok ale zapomnieli o najbliższym poniedziałku. Nie mam na ten termin nikogo. A przez dwa dni nie zdołam przekonać nawet algierskiej panczenistki do udziału w programie. Każdy ma swoje zobowiązania i swój własny plan. - powiedziała z rezygnacją. 
- Co będzie jak nikogo nie znajdziesz? - zapytał.
- Nie ma takiej możliwości. - odparła z wyraźnym przygnębieniem. - Jestem gotowa zgodzić się nawet na szachistę wyczynowego o ile takiego znasz. - stwierdziła.
- Cóż... właściwie... - zaczął. Jej wzrok mówił "zamilcz". Uśmiechnął się i znów upił łyk czekolady. - Nie martw się, program będzie na prawdę dobry, a oglądalność wzrośnie automatycznie. - zapewnił.
- Skąd ta pewność? - zapytała z wyraźną wątpliwością w głosie.
- Bo ludzi lubią sensacje. Lubią oglądać i słuchać o problemach innych ludzi a kiedy spotykają się na wizji dwie osoby o wspólnej przeszłości...
- Zaraz... o czym Ty mówisz? - zapytała. Podał Jej telefon z włączoną stroną internetową Jej programu. - Serwery już się zapychają od pytań. - zauważył. Spojrzała na Niego zaskoczona. Puścił Jej oko i zawołał kelnerkę. - Poprosimy dwa razy strudel z lodami waniliowymi. - zamówił deser i znów spojrzał na brunetkę. 
- To będzie katastrofa. - stwierdziła odkładając telefon.
- Dlaczego tak myślisz? - zapytał poważnie.
- Widziałeś te pytania? - spytała. Pokiwał głową. - Nie chcę wyciągać na wizji naszych brudów.
- Nikt nie każe Ci tego robić. - powiedział spokojnie kiedy kelnerka przyniosła zamówione ciastko. - To będzie po prostu zwyczajna rozmowa na tematy sportowe.
- Ty chyba nie bardzo rozumiesz ideę mojego programu... - zauważyła.
- Rozumiem Ją doskonale. I to chyba ja powinienem być tym bojącym się pytań. - zaśmiał się. - Steffi ludzie są cholernie wścibscy ale płytcy i wierzą we wszystko co pokaże im telewizja. A na tym spotkaniu skorzystamy oboje. - stwierdził.
- Przecież Ty nie chodzisz do takich programów. - zauważyła. - Więc czemu teraz miałbyś przyjść? - zapytała podejrzliwie. Spojrzał na Nią uważnie.
- Jak już powiedziałem oboje na tym skorzystamy. Ty będziesz miała swojego gościa i podwyższoną oglądalność a ja okazję do pokazania ludziom, że nie taki diabeł straszny...
- Chcesz mnie wykorzystać do polepszenia sobie wizerunku i to zapewne jeszcze kosztem Theresy tak? - oburzyła się.
- Dzięki Twojemu programowi chce udowodnić, że się zmieniam. Theresa to temat, którego dotykał nie będę. To jest strefa nie do ruszenia. - zapewnił.
- I nie użyjesz Jej tematu w żaden sposób żeby...
- W żaden. - przerwał Jej. - Posłuchaj... wiem, że mi nie ufasz, nie wierzysz i masz o mnie tragiczne zdanie ale jeśli chodzi o Thithi... 
- Dobrze. - tym razem to Ona Mu przerwała. Zamilkł. Była opanowana, spokojna i... - Jestem zdesperowana więc nie dziw się, że się na to zgadzam. - powiedziała. - Jesteś jedyną osobą, która zaoferowała mi swoją pomoc, choć właściwie Twoja propozycja to raczej fakt dokonany, przed którym mnie postawiłeś.
- Gdybym przyszedł do Ciebie z tą propozycją bez wcześniejszego włamania Ci się na służbowe konto odmówiłabyś. - zauważył.
- Bardzo prawdopodobne. - potaknęła biorąc się za deser. - Dlaczego chcesz pokazać ludziom, że się zmieniasz? - zapytała. - Nigdy nie zależało Ci na opinii publicznej. - przypomniała.
- Theresa rośnie. Za niedługo sama będzie szperać w internecie. Jeśli znajdzie same negatywne rzeczy o swoim ojcu raczej nie wpłynie to dobrze na Jej relacje ze mną.
- Nie za późno na tworzenie nowej maski? - zapytała ponownie. Spoważniał. Przez chwilę nic nie mówił. Była bardzo pewna siebie. Pewna tego, że On nadal jest tą samą gnida którą był jeszcze niedawno. A przecież...
- Ja na prawdę chcę się zmienić Steffi. - powiedział. - I chce żebyś Ty to zauważyła. Ludzie mnie nie obchodzą tutaj masz rację. Obchodzi mnie moja córka i obchodzisz mnie Ty.
- Od kiedy? - zapytała ze złością wypisaną na twarzy. Zamilkł. Punkt dla Niej. - Powiedziałam Ci już Gregor, że nie będziemy już nigdy razem. Nie wiem co musiałoby się stać, żebym znów się w Tobie zakochała. - powiedziała ciszej. 
- Po prostu musisz to sobie przypomnieć. - odparł z lekkością.
- Chyba nie chcę. - powiedziała cicho.
- Chyba? - dopytywał.
- 95% związku z Tobą to wspomnienia, które chcę wymazać Gregor. - powiedziała szczerze.
- Zostaje jeszcze 5% - stwierdził wzruszając ramionami.
- Jeżeli na tym chcesz opierać nasz związek to musielibyśmy z łóżka nie wychodzić. - stwierdziła ironicznie.
- Dla mnie bomba. - powiedział zadowolony. Westchnęła i odeszła od stolika ubierając po drodze kurtkę. Szczeniackie zachowanie szatyna doprowadzało Ją do szewskiej pasji. Mroźne wieczorne powietrze ostudziło Jej zapał do spaceru przed snem więc udała się prosto w stronę hotelu. 
- Zaczekaj. - złapał Ją za rękaw.
- Czego Ty właściwie chcesz co? - zapytała. - Nie wierzę, że tak nagle znowu zaczęło Ci zależeć. Tobie nigdy nie zależało więc o co chodzi? - spytała ponownie, wpatrując się prosto w Jego brązowe oczy. -  W co Ty grasz?
- Dlaczego przespałaś się wtedy z Thomasem? - zapytał. Zatkało Ją. Wpatrywała się w Niego jakby pierwszy raz zobaczyła Jego twarz. Tylko tym razem bez fascynacji i motyli w brzuchu. 
- Słucham? - spytała szeptem.
- Dlaczego zdradziłaś swoją przyjaciółkę śpiąc z Jej facetem? - zapytał. Nadal milczała będąc w szoku. 
- Skąd...
- Nieważne. - stwierdził. - Oceniasz mnie, mówisz jaki jestem zły bo sypiam z kim popadnie ale nie zauważasz w sobie tego, że właściwie niczym się nie różnimy.
- To był jeden jedyny błąd. - broniła się.
- Ja też zdradziłem Cię tylko raz. - wspomniał. 
- Raz?!
- Raz bardzo boleśnie bo z Twoim największym wrogiem. Ale Ty rozwaliłaś związek swojej przyjaciółki.
- Tego związku już nie było...
- Bo tak powiedział Thomas? Facet, który ugania się za Tobą od 8 lat? A niby co miał Ci powiedzieć? Z resztą... czy gdyby to była prawda to Kristina tak nagle zerwałaby z Tobą kontakt? - zapytał.
- Ona... ona... 
- Tak, powiedz, że nie chciała się z Tobą kontaktować, bo przyjaźniłaś się z Thomasem a to byłby dla Niej konflikt interesów. - prychnął. - Ona o wszystkim wiedziała. Wiesz to Ty, wie Thomas i teraz wiem ja. I na reszcie wszystko zaczęło się układać w jedną całość. Ciągle obwiniasz się o rozpad Ich związku i dlatego nikogo sobie nie możesz znaleźć. Uważasz, że nie zasługujesz na nikogo bo jesteś zła. Dlatego podświadomie ciągnie Cię do mnie. - powiedział ciszej zbliżając się do Niej na niebezpieczną odległość. 
- Spotykam się z Thomasem Gregor. - powiedziała cicho. - I jestem z Nim szczęśliwa. - dodała. - Nie jestem taka jak Ty. - spojrzała Mu prosto w oczy. - I zrobię wszystko, żeby taka nie być. - dodała i odeszła od Niego szybkim krokiem.

AUSTRIA, INNSBRUCK...


     To jak bardzo jeden człowiek może zatruć życie wiedzą osoby, które spotkały w swoim życiu Gregora Schlierenzauera. Był osobą,  która nie musiała mówić. Wystarczyło, że pojawiał się w pobliżu a nastrój od razu się pogarszał. I tak było przez całe zawody. A z każdą kolejną wygraną wzrastał Jego poziom samouwielbienia i stawał się nie do zniesienia. Dla kolegów z kadry ciągle był tym samym Gregorem, do którego się przyzwyczaili. Dla Niej, zaczynał być zagadką. Najpierw mówi, że się zmienił, potem robi to co do tej pory, raz zachowuje się tak jakby rzeczywiście Mu zależało, potem jest zimny i cyniczny jak zawsze. I któremu wierzyć? Chociaż o wiarę trochę za późno. Zaufanie zrujnowane do poziomu zerowego. Więc nad czym się tu zastanawiać? Może nad tym co byłoby dobre dla Tess? 
- O czym myślisz? - zapytał wtulając się w Jej nagie plecy i całując przy tym Jej delikatne ramiona.
- Źle to zabrzmi ale... o Gregorze. - odparła. Wyczuła jak się spina. Odwróciła się w Jego stronę i wtuliła w Niego. - O tym co wymyśli jutro w programie. Jest nieobliczalny i boję się, że stanie się coś niedobrego. - dodała wyjaśniając. Pogłaskał Ją po policzku i uśmiechnął się lekko. Nie mógł Jej pokazać, że też się martwi o to spotkanie. Ostatnio zachowanie przyjaciela o ile jeszcze można tak powiedzieć było nieobliczalne i jeszcze bardziej nieodpowiedzialne niż zwykle. Poza tym szatyn wyraźnie dał do zrozumienia, że zamierza walczyć. O Steffi. Nie o miłość,  bo przecież nie zna tego uczucia ale o trofeum. O to żeby udowodnić że zawsze będzie pierwszy... - Przepraszam. To nie jest dobry moment na...
- Hej, jesteśmy razem tak? - zapytał. Pokiwała głową. - Kiedy jest się z osobą z bogatą historią to trzeba mieć na uwadze, że ta historia będzie częścią codziennego życia z nią. 
- Wiem Thomas ale niekoniecznie w łóżku. O północy. I po całkiem niezłym seksie.  - powiedziała śmiejąc się pogodnie. 
- Całkiem niezłym? - zdziwił się. Znów się zaśmiała. - Ja Ci dam całkiem niezły. - powiedział śmiejąc się po czym zaczął Ją łaskotać. I znów śmiała się jak dawniej. Wesoło,  pogodnie, z iskierkami w oczach. Jak wtedy gdy miała 18 lat. Jak wtedy kiedy dotarło do Niego,  że jest dla Niego kimś więcej niż tylko przyjaciółką. I kiedy było już za późno na jakiekolwiek działania. Ale teraz była z Nim. W Jego mieszkaniu, w Jego łóżku. W Jego ramionach i to Jego całowała ze szczęściem wpisanym na twarzy. Z wielkim uśmiechem,  który tak bardzo uwielbiał oglądać. Oderwał się na moment od Jej słodkich ust i spojrzał W Jej piękne brązowe oczy. - Mam nadzieję, że nigdy nie pożałujesz swojej decyzji.
- Zawsze bądź ze mną szczery a to będzie najlepsza decyzja jaką kiedykolwiek podjęłam. - odpowiedziała całując Go czule. Przerwało Im pukanie do drzwi. Spojrzeli na siebie zdziwieni tym, że ktoś o tej porze może czegoś potrzebować od blondyna. 
- Nikogo się nie spodziewam więc to może być tylko jedna osoba. - powiedział z rezygnacją i wstał z łóżka po drodze zakładając spodnie. Kiedy tylko otwarł drzwi pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. - Przez miesiąc się nie odzywasz wiec to logiczne że pojawiasz z się w środku nocy w moim mieszkaniu. - powiedział gestem zapraszając gościa do środka. 
- Przeszkadzam? - zapytał szatyn.
- O co chodzi? - spytał krzyżując ręce na piersiach. Gość uniósł brew.
- Przypakowałeś. - zauważył. Blondyn nie zareagował. - Ok. Słuchaj... Ostatnio między nami bywało różnie. Nie byłem najlepszym przyjacielem dla Ciebie i trochę... trochę mnie poniosło podczas naszej ostatniej rozmowy. Powiedziałem dużo za dużo i... przepraszam stary. - powiedział. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Staram się zmienić i stwierdziłem, że zacznę od naprawiania relacji, które spieprzyłem. Zawsze mogłem na Ciebie liczyć Thomas i chcę żebyś wiedział, że Ty też możesz liczyć na mnie. W każdej sprawie. - dodał. 
- I przyszedłeś mi to powiedzieć zaraz po powrocie z zawodów zamiast odpocząć w łóżku z Sandrą tak? - zapytał z powątpieniem. 
- Skończyłem z Nią. - odparł całkowicie poważnie, co zaskoczyło i zdezorientowało blondyna. 
- Gregor pewnych słów nie da się odwołać. - przypomniał. Szatyn spuścił głowę i westchnął. 
- Wiem. I będę ich żałował jeszcze przez długi czas bo zniszczyłem nimi jedyną trwałą relację w moim życiu. - stwierdził. - Zrobisz z tym co zechcesz. Ale gdybyś jednak dał mi szansę i chciał pogadać... Tak po prostu jak kiedyś... Znasz mój numer. - powiedział i już chciał wyjść z mieszkania kiedy usłyszał głos blondyna.
- Hej Greg! - zawołał. - Miałbyś ochotę na małe piwo jutro po programie? - zapytał. Szatyn uśmiechnął się lekko.
- Wpadnę koło 22.00. - powiedział i wyszedł zostawiając zamyślonego blondyna na środku salonu.
- Ciekawe czego tak na prawdę chciał. - usłyszał za plecami a za moment poczuł na swoich zimno satynowej pościeli,  w którą była owinięta. 
- Masz słabą wiarę w ludzi skarbie. - zaśmiał się. Pokręciła głową.
- Mam słabą wiarę w Niego. - wskazała leżącą na sofie Jej białą bluzkę. - Ale wiem jak bardzo jest spostrzegawczy. - dodała. Objął Ją mocno i powoli zaczął rozwiązywać supełek z prześcieradła. Znów wesoło się zaśmiała. - Ale Ty nie ustępujesz  Mu w tym ani na krok. - dodała widząc Jego zadowoloną minę. Zaczął czule całować Jej szyję. - Ty podstępny potworze - śmiała się wesoło kiedy łaskotał Ją pocałunkami. 
- O której jedziesz po Tess? - zapytał. 
- Gregor mi Ją przywiezie o 8:00. 
- W takim razie zapraszam do łóżka. - wymruczał Jej do ucha...


*********************************
Taki tam. Dziurozapychacz. Ale czasem potrzebny. :)
Nawołuje do oddawania komentarzy :*
Buziole :*

czwartek, 16 października 2014

Pytanie trzynaste

INNSBRUCK, MIESZKANIE STEFFI...

     Kiedy otwarła drzwi mieszkania i zobaczyła twarz szatyna mocno się zdziwiła ale w końcu dzisiejszy dzień przyniósł już tyle niespodzianek, że On za drzwiami nie powinien Jej dziwić. Trzymając ciągle telefon przy uchu wpuściła Go do środka wchodząc spowrotem do salonu, gdzie na stole były rozłożone różne dokumenty, a w których porządek mogła znaleźć tylko Ona.
- Nie, to nie jest możliwe, bo jutro wyjeżdżam i wracam w niedzielę w nocy a w poniedziałek wieczorem muszę już zrobić ten program! - oburzyła się. - Ciekawe jak Ją złapię będąc w Szwajcarii?! - wydarła się. - Od czego tam jesteście do jasnej cholery?! W umowie tego nie było i nie mam zamiaru się za nikim uganiać bo schrzaniliście kalendarz! - kontynuowała wychodząc na moment do swojej sypialni. Szatyn obserwował tą sytuację z lekkim rozbawieniem. W sprawach zawodowych Steffi była zawsze profesjonalistką ale charakter miała bardzo apodyktyczny. Uwielbiała mieć wszystko zapięte na ostatni guzik, perfekcyjne do granic możliwości a co najważniejsze - wszystko musiało się zgadzać z Jej kalendarzem, który zawsze wyglądał tak samo. Czerwony, owinięty zieloną wstążką w białe kropki z wystającymi kolorowymi kartkami, na których zapisywane były najnowsze pomysły. I teraz było tak samo. Rozłożyła kalendarz na stoliku i zapisała coś na jednej z karteczek. - Jasne, że sobie poradzę. - prychnęła załamując się. - Następnym razem sami będziecie sobie radzić bo mam powyżej uszu Waszego nieprofesjonalizmu! - warknęła i rzuciła telefonem o kanapę. Składała pliki kartek chcąc pospiesznie zrobić wśród nich porządek. Szybko związała włosy w wysoki kucyk, ubrała okulary i włożyła do ust ołówek. - Theresa jest na zakupach z Thomasem. Mam dzisiaj urwanie głowy więc muszą kupić coś na obiad. Zaraz powinni być spowrotem. - powiedziała na tyle wyraźnie że szatyn mógł zrozumieć. Nie patrzyła na Niego. Była skupiona na swojej pracy. Była w transie. Zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku w korytarzu. Podszedł do stolika i wpatrywał się w kartki pełne danych i wykresów. Westchnął.
- Policz do dziewięciu. - powiedział spokojnie nadal wpatrując się w dokumenty. Spojrzała na Niego na moment.
- Dlaczego do dziewięciu? - zdziwiła się nieco. Nie, żeby to było bez znaczenia ale zapytać musiała. Dziesięć było liczbą perfekcyjną. A On uwielbiał perfekcję. Więc...
- Bo zazwyczaj przy ośmiu już się uspokajasz więc nie ma sensu dalej liczyć. - odparł wzruszając ramionami. Nie zareagowała. Spojrzał na Nią nie czując żadnej reakcji z Jej strony. - No co? - zapytał. - Znam Cię trochę. - odparł i zostawił kartki robiąc sobie herbatę. Po chwili usłyszał jak bardzo cicho liczy do dziewięciu i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. - Mogłabyś... - zaczął ale nie dane było Mu skończyć, bo wyjęła z szafki mały słoiczek z miodem, woreczek z herbatą jaśminową i cytrynę. Po chwili gorący napój był gotowy. - Dziękuję. - powiedział i cmoknął Ją niespodziewanie w policzek po czym usiadł na krześle przy stole. Zmrużyła oczy i nachyliła się nad stołem składając pliki kartek w jedną spójną całość. 
- Dwa pytania. Po pierwsze, co to miało być a po drugie, co ty tutaj robisz? - spytała chowając dokumenty do teczki.
- Odpowiadając w odpowiedniej kolejności... - zaczął. - Dowód wdzięczności za tą jakże wspaniałą herbatkę, przyszedłem się zobaczyć z córką przed wyjazdem. - odpowiedział. Mruknęła tylko coś niezrozumiale i wyszła spowrotem do swojej sypialni, gdzie schowała teczkę z dokumentami zamykając szafkę na klucz. Wróciła do kuchni i zajrzała do lodówki. Pokręciła głową i wykręciła odpowiedni numer telefonu.
- Thomas kupcie proszę mleko, bo... - spojrzała na szatyna, który z zainteresowaniem się Jej przyglądał. - Bardzo chętnie ale na kolacji będziemy mieli gościa. - powiedziała siadając na przeciwko szatyna, który tym razem szeroko się uśmiechnął. - Tak. I gdybyś mógł to... - tym razem to Ona się uśmiechnęła. - Jesteś kochany. - powiedziała ciepło i się rozłączyła.
- Wierny jak ten pies, silny jak koń i usłuchliwy jak tresowana małpka. - skomentował szatyn. Uniosła jedną brew ku górze patrząc na Niego. - Thomas robi się jak całe zoo. - zauważył. - Zapomniałem dodać, że jest przebiegły jak lis. - dodał.
- Ty za to jesteś uparty jak osioł, na parkiecie ruszasz się jak słoń w składzie porcelany i zawsze robisz wszystko na opak jak kot. - odparła z ironicznym uśmiechem. Również się uśmiechnął.
- Ale za to w łóżku jestem jak lew. - puścił Jej oko.
- Raczej jak Simba. - skomentowała. Uśmiech zszedł Mu z twarzy. 
- Kiedyś nie narzekałaś. - przypomniał.
- Kiedyś nie miałam porównania. - zauważyła. Uśmiechnął się ironicznie.
- Jaka Ty dzisiaj bojowo nastawiona jesteś. - stwierdził wygodnie opierając się o oparcie krzesła. - Kłopoty w pracy? - zapytał.
- Żadnych. Wszystko jest perfekcyjne. - odparła.
- Gdyby było perfekcyjne nie wrzeszczałabyś na nikogo przez telefon. Jesteś zbyt ułożona. Jak Thomas... - zauważył. - Jesteście do siebie bardzo podobni, jesteś pewna, że nie jesteście spokrewnieni? - zapytał udając powagę. Wzięła głębszy oddech.
- Następnym razem uprzedź jak będziesz chciał przyjść. - powiedziała spokojnie.
- Przeszkodziłem Ci w jakichś planach? Miałaś mieć romantyczną randkę? - zapytał.
- A jeśli tak? - zapytała z powagą w oczach. Przez chwilę tylko intensywnie się w nie wpatrywał. Po chwili drzwi do mieszkania otwarły się i słychać było śmiech dziewczynki. Podeszła do drzwi i wzięła od blondyna siatki z zakupami, żeby pomógł małej się rozebrać i sam pozbyć się płaszcza. Theresa od razu pobiegła do salonu.
- To kogo będziemy mieli na kolacji? - zapytał skradając kobiecie całusa. Już miała odpowiedzieć kiedy usłyszeli wesoły krzyk małej.
- Tatuś! - zawołała. Blondyn spojrzał z uwagą na brunetkę a ta jedynie pokręciła głową i machnęła ręką. Kiedy weszli do salonu i zaczęli rozpakowywać zakupy odezwał się szatyn.
- Thomas... Nie wiedziałem, że Steffi ma gościa. - stwierdził szatyn sadzając sobie córkę na barana. 
- Wujek i mama robią teraz wspólny projekt i dużo pracują. Wujek jest tu prawie codziennie. - powiedziała wesoło dziewczynka. Brunetka i blondyn spojrzeli po sobie ale nie odezwali się ani słowem. Za to szatyn z zainteresowaniem spojrzał na ową dwójkę.
- O widzisz. Pewnie mają dużo pracy. To może żeby Im nie przeszkadzać to wpadałbym do Ciebie częściej co? Bawilibyśmy się a mama z wujkiem mieliby czas na... pracę. - stwierdził szatyn. - Co Ty na to Thithi? - spytał.
- Taaaak! - zawołała wesoło.
- No to załatwione. - przybił z córką piątkę. - To teraz biegnij do pokoju a ja zaraz do Ciebie przyjdę i zobaczymy co tam masz ciekawego dobra? - zapytał zdejmując Ją z ramion. Od razu pobiegła do pokoiku. - To coś poważnego? - zapytał opierając się o blat stołu.
- Co masz na myśli Greg? - zapytał blondyn krojący warzywa.
- Ten Wasz... projekt. - stwierdził z lekko drwiącym uśmiechem.
- Posłuchaj... - zaczął ale nie dane Mu było dokończyć bo przerwała Mu brunetka uważnie patrząc na szatyna.
- Tak Gregor, to poważny projekt. A na pewno dużo poważniejszy i pewniejszy niż wszystkie Twoje projekty dotąd. - dodała. - Więc jeśli byłbyś tak miły i dał Nam spokojnie go tworzyć to byłabym Ci ogromnie wdzięczna. - powiedziała poważnie na Niego patrząc. Blondyn posłał dawnemu przyjacielowi triumfalne spojrzenie, którego nie mogła zauważyć, bo stał zaraz za Nią, a które cholernie rozwścieczyło szatyna. Pokiwał z zamyśleniem głową.
- Ok. - stwierdził.
- Ok? - zdziwił się blondyn.
- Jasne. Twórzcie... tylko nie zapomnijcie, że jeszcze jest ktoś taki jak Theresa. I dla Niej rodziną jest Steffi i Ja. - przypomniał. - Chyba nie muszę Wam mówić jakim szokiem dla 5-cio latki może być to, że Jej wujek staje się nagle mężem mamy, czyli tak jakby Jej... drugim tatusiem. - stwierdził wzruszając ramionami. - Ale gdybyście jednak o tym zapomnieli i wydarzyłoby się coś niedobrego i Thithi źle by na to zareagowała to pamiętajcie, że ma jeszcze mnie. A ja chętnie się Nią zaopiekuję. Z pomocą sądu będzie to pewnie jeszcze łatwiejsze ale może nie mówmy o tym, bo na razie chyba macie dopiero jakieś niemrawe plany tego projektu a... - przerwał na chwilę widząc Ich zszokowane miny. Uśmiechnął się milo. - Ok. Wszyscy jesteśmy głodni wiec nie będę Wam przeszkadzał. Steffi... - zwrócił się do kobiety. - Pamiętaj, że moja propozycja nadal jest aktualna. A znając Twoją troskę o dobro małej... Daj mi znać kiedy się zdecydujesz. - powiedział i poszedł do pokoiku dziewczynki. 
- Co za bezczelna gnida... - pokręciła głową z niedowierzaniem. 
- O jakiej propozycji mówił? - zapytał zdezorientowany blondyn...

POKÓJ THERESY...

- Tatusiu to jak to w końcu z Wami jest? - zapytała układając puzzle z myszką miki na podłodze.
- Z kim? - spytał zaciekawiony.
- Z Tobą i z tą Sandrą. - odparła i popatrzyła na Niego uważnie. Uśmiechnął się pogodnie do małej.
- Nie jesteśmy parą. - odparł.
- Czyli to już nie jest Twoja dziewczyna? - spytała.
- Już nie. - odpowiedział pewnie.
- I się z Nią nie ożenisz? - dopytywała.
- Nigdy. - zapewnił przypominając sobie dzisiejsze południe kiedy to stanął w drzwiach Jej mieszkania z pudłem pełnym Jej rzeczy. Szok na jej twarzy był nawet zabawny kiedy powiedział, że nie musi oddawać Mu kluczy bo wymienił zamki w drzwiach. 
- Czyli teraz możesz ożenić się z mamą tak? - kontynuowała swój wywiad.
- Mógłbym. Ale...
- Ale?
- Ale mama chyba nie chce. - powiedział z udawanym smutkiem w głosie.
- A pytałeś Ją o to? - zapytała. 
- Pytałem czy nie chciałaby znowu być moją dziewczyną ale odpowiedziała, że nie. - powiedział. Jej mina wyrażała, że intensywnie się nad czymś zastanawia. - Co Ci tam chodzi po głowie biedronko? - spytał śmiejąc się rozbawiony Jej miną.
- Nie wiem czemu mama nie chce. Jesteś przystojny, fajny, wszyscy Cię znają, jesteś mistrzem świata, jesteś moim tatą no i robisz pyszne kakao i tosty z dżemem. - wzruszyła ramionami. Znów się zaśmiał.
- No... ja też nie wiem czemu mnie nie chce.
- Może się zakochała w kimś innym? - zapytała podejrzliwie. Spojrzał na córkę poważnie.
- Mówiła Ci coś o tym? - zapytał ciszej jakby własnie wyjawiali sobie jakąś wielka tajemnicę.
- Nie-e - pokręciła głową. - Ale przecież jest taka piękna, że w każdej chwili ktoś może Ją capnąć nie? - zapytała nachylając się w Jego stronę. Uśmiechnął się kiwając głową.
- Jeżeli się zakochała to chyba nie wiele mogę zrobić. - powiedział z żalem.
- A przeprosiłeś Ją? - zapytała.
- Za co? - zdziwił się.
- No mówiłeś że kiedyś narozrabiałeś i dlatego mama nie chce się z Tobą ożenić. - przypomniała.
- No tak ale same przeprosiny chyba nie wystarczą. - stwierdził konspiracyjnie.
- Och... - wywróciła oczami. - Bo Ty to w ogóle nie wiesz jak sie z kobietami obchodzić. - powiedziała czym wywołała kolejny uśmiech na Jego twarzy.
- No to co ja mam zrobić co? - zapytał.
- Zabierz Ją w jakieś ładne miejsce, przeproś, obiecaj, że więcej się to nie powtórzy, użyj uroku osobistego i laska Twoja. - wzruszyła ramionami dokładając kolejny puzzel do układanki.
- Obawiam się córeczko, że mama na to nie pójdzie. - westchnął.
- Czyli Ona z tych upartych, trudnych sztuk... - zamyśliła się. - No cóż... To będziesz się musiał postarać. Musisz tylko pamiętać, że mama lubi prawdę, zawsze wie, kiedy ktoś kłamie i nie lubi kiedy ktoś żartuje z ważnej sprawy. O! I uwielbia strudel z lodami waniliowymi. - dodała. 
- Tak, to akurat pamiętam...
- Obiad! - usłyszeli wołanie z kuchni i od razu tam pobiegli ścigając się po mieszkaniu. Kiedy usiedli do stołu od razu zauważyli dwie rzeczy...
- Gdzie wujek? - zapytała dziewczynka.
- Musiał wyjść. - odpowiedziała nakładając zapiekankę na talerze. Nie uszło Jego uwadze też to, że jest przygaszona i wyraźnie zdenerwowana. Czyżby to przez Jego ostrzeżenia? 
- Coś się stało? - zapytał trochę lekceważąco. Spojrzała na Niego uważnie.
- Tak. Kristina i Lilly miały wypadek. Są w szpitalu w stanie bardzo ciężkim...

   Często zastanawiamy się dlaczego życie stwarza Nam same problemy. Dlaczego pojawiają się przeszkody kiedy tylko droga zaczyna się prostować. Jak nie zakręt to rów do przeskoczenia, który czasem jest tak szeroki, że trzeba długo się do Niego przymierzać a i tak nie ma pewności, że się go pokona. I zazwyczaj takie trudności spotykają tych, którzy na nie nie zasługują a tym, którym by się to przydało drogę zasypuje różami...
- Zasnęła od razu. - powiedział wracając do salonu.
- Była padnięta po Waszych zabawach. - powiedziała zamyślona. Usiadł obok Niej. Znał Ją na tyle, żeby doskonale wiedzieć, że Jej wrażliwość nie pozwoli Jej nie myśleć o tym co się teraz dzieje z Lilly. I z Kristiną...
- Wiesz już coś? - zapytał spokojnie.
- Kristy ma duże obrażenia wewnętrzne, parę złamań i uraz mózgu. Jest operowana. Sebastian jest przed salą a Thomas siedzi u małej.
- Co z Nią? - zapytał z lekkim strachem. Mimo wszystkiego co się wydarzyło do tej pory blondyn nadal wile dla Niego znaczył. Bo przyjaźni nie da się tak po prostu przekreślić. A wiedział co Thomas może teraz czuć bo przecież sam miał córkę i już kilkakrotnie była w szpitalu. Strach zawsze jest taki sam. Czy to wypadek, czy tylko lekkie przetarcie dłoni. To jest mała istotka, która jest częścią Ciebie i zawsze będziesz czuł strach o Nią.
- Jest poobijana ale będzie dobrze. - powiedziała nadal patrząc w jeden punkt w kominku.
- Jak to się stało? - zapytał.
- Pijany kierowca. Miał czerwone a mimo to przejechał przez skrzyżowanie i uderzył w ich samochód. - powiedziała prawie szeptem. - Kristina wracała od rodziców... - przerwała przełykając dość dużą gulę w gardle. - Samochód przekoziołkował i znalazł się w rowie... - zakończyła nie umiejąc powstrzymać już łez. Była cholernie wrażliwa na takie sytuacje, na takie wydarzenia, a zwłaszcza kiedy działo się to Jej przyjaciołom. Przytulił Ją do siebie. Tak po prostu. Bez zbędnych słów. Bez mówienia, że będzie dobrze. Bo tego nie wiedział nikt. A Ona potrzebowała teraz kogoś kto pomoże się Jej uspokoić. Więc pozwolił, żeby jego koszulka wchłaniała Jej łzy a sam po prostu głaskał Ją po plecach. 
- Masz cholernie dużo wody w organizmie. - powiedział kiedy już się uspokoiła na tyle, żeby się od Niego odsunąć.
- To jest aż dziwne zważając na to ile ostatnio ryczę. - powiedziała wpatrując się w kubek z melisą, który trzymała w dłoniach. - To żałosne jak płaczliwa się stałam. - zaśmiała się gorzko.
- To wszystko przeze mnie prawda? - zapytał poważnie. Nie odpowiedziała ani nie spojrzała na Niego. - Przepraszam. - powiedział.
- Przestań. - stwierdziła wstając z kanapy. Podeszła do okna i tym razem swój wzrok skupiła na spadających śniegu. - Zawsze byleś taki sam i przyzwyczaiłam się do Twoich złośliwości i całego... Ciebie. - powiedziała. 
- To co się dzieje teraz? - zapytał obserwując Ją uważnie.
- Chyba... chyba tego już jest trochę za dużo Gregor.
- Za dużo złośliwości?
- Za dużo Ciebie. - odparła pewnie. Milczał. Znów to głupie uczucie odrzucenia, które męczyło o od tygodnia. - Kiedy zdecydowałam się tu przyjechać byłam pewna, że będziemy się widywać tylko wtedy kiedy to będzie na prawdę konieczne. Że owszem będzie to częściej niż 2 razy w roku ale jednak rzadziej niż teraz. A Twoją złośliwość, bezczelność i gburowatość oraz myślenie tylko i wyłącznie o samym sobie te kilka razy pewnie bym zniosła. Z podniesionym czołem, dumą, udając, że mnie to nie obchodzi. Udając, że mam gdzieś co o mnie myślisz, jak się do mnie odnosisz, Twój brak szacunku... Miałam nadzieję, że będziesz tylko złem koniecznym a ja w końcu ułożę sobie jakoś życie. Bo jest ktoś kto czeka na mnie cholernie długo i przy kim czuje się po prostu człowiekiem, kobietą... A przy Tobie Gregor czuję się nikim... Wiem, że Cię to nie obchodzi. Wiele razy to powiedziałeś, dałeś temu dowód... A ja głupia ciągle gdzieś tam w środku miałam nadzieję, że może zostało w Tobie choć odrobinę tego w kim się zakochałam. Że choć jedna dobra udawana przez Ciebie cecha w Tobie została... - przerwała na moment. Nadal milczał. - Ale Ty jesteś jeszcze bardziej mi obcy niż kiedyś... Ja już po prostu nie mam siły na znoszenie tego wszystkiego. Chcę choć przez chwilę być szczęśliwa. - powiedziała z taką tęsknotą w glosie, że sam zaczął tęsknić za tym kim był kiedyś. 
- Ja... - zaczął trochę się jąkając, bo sam nie wiedział co się z Nim dzieje. Patrzył na Jej kruchą sylwetkę owiniętą trochę za dużym swetrem i miał wrażenie, że zaraz się rozpadnie. I że to On doprowadził Ją do takiego stanu. I to Go przerażało. Bo nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ ma na ludzi. Na Nią.
- Nie mów nic. - powiedziała spokojnie. - Czasem kiedy po prostu milczysz mam wrażenie, że choć przez jeden jedyny moment nie muszę się bać, że znowu powiesz mi jak beznadziejna jestem i jak bardzo mnie nienawidzisz. - dodała.
- Nienawidzę? - zapytał szeptem. Szok na Jego twarzy pojawił się zaraz po tych słowach. - Nigdy nic takiego nie powiedziałem Steffi. - dodał.
- Nie musiałeś. Twoje zachowanie mówi samo za siebie. - wyjaśniła. Podszedł do Niej zdziwiony Jej słowami. Nie miał pojęcia, że tak to wszystko odbiera.
- Nie potrafię Cie nienawidzić. - powiedział cicho. - Jesteś matką mojej córki. Jesteś kobietą, która dała mi kogoś dla kogo zachowuję resztki mojej... - zaciął się kiedy odwróciła się spoglądając w Jego oczy. Teraz takie zagubione. Jakby nie wiedzące co tak właściwie się dzieje. - Spróbujmy jeszcze raz. - powiedział cicho ponownie wywołując w Niej niedowierzanie ale tym razem na Jej twarzy zagościł smutny uśmiech. - Na prawdę. Od początku. Dla Theresy. - kontynuował zawzięcie. 
- To jest niemożliwe Gregor. - powiedziała pewnie.
- Postaram się zmienić, pomożesz mi, przecież potrafisz, wiem, że chcesz, żeby Theresa miała pełną rodzinę, wiem, że jeżeli dasz mi szansę to Ją wykorzystam i...
- Ty się nie zmienisz. - przerwała Mu. - Potrafisz tylko odgrywać jakąś rolę ale po jakimś czasie wychodzi z Ciebie prawdziwy Ty. - powiedziała dobitnie. Nie odzywał się tylko uparcie patrzył Jej w oczy. Zbliżył się do Niej tak bardzo, że czuła Jego oddech na swoim policzku. Jeżeli nie obrona to atak... Złożył na Jej ustach delikatny pocałunek równocześnie obejmując Ją pewnie rękami.
- Tak wiele mógłbym Ci dać... - wyszeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które sprawiały Jej tak wielką przyjemność jak wtedy...
- Tylko, że ja Cię nie kocham Gregor. - wyszeptała odrywając się od Niego. Spojrzała Mu w oczy i tym razem to Ona złożyła pocałunek na Jego ustach. Krótki, bardzo słodki i tak charakterystyczny dla Niej... - Dobranoc. - szepnęła i odeszła wyswobadzając się z Jego uścisku...


**********************************
Jak obiecałam tak jestem z kolejnym rozdziałem :)
Wasze życzenia o moją wenę się bardzo przydały więc dziękuję :*
Piszcie jak Wam się to podoba lub nie bo Wasze opinie dają mi więcej inspiracji niż cokolwiek innego :D
Ann! Jak to w Anglii - deszczowo. Jest mi tu dobrze, bo ludzie traktują mnie jak członka własnej rodziny. Wszyscy są tu tacy otwarci i uśmiechnięci, że aż sama się dziwię. Może to jeszcze nie jest ta otwartość co mają Austriacy, których znam ale jak na Anglików to i tak dużo. ;P
Buziole :*