WIEDEŃ, LISTOPAD 2014 ROK...
Sny to jedyne pozytywne rzeczy jakie spotykają ludzi w nocy. Chyba, że są to koszmary, ale nie rozważajmy negatywów tylko pozytywy nocy. We śnie możemy być kim chcemy, robić co chcemy, nie liczyć się z żadnymi konsekwencjami, możemy czuć się spokojnie i beztrosko. W krainie Morfeusza nie ma się problemów, nie ma się tej stresującej codzienności, która czasem pozytywnie zaskakuje ale w większości denerwuje i sprawia, że ma się powyżej uszu wszystkich i wszystkiego. No i we śnie nie ma tak denerwujących dźwięków jak ten...
Telefon ciągle dzwonił. Spojrzała na zegarek stojący na szafce obok łóżka i westchnęła. Usiadła na łóżku i zaświeciła lampkę nocną, która swoim jasnym światłem rozchodzącym się po kolorowym witrażowym abażurze nadawała pokojowi ciepła. Odebrała bez patrzenia na wyświetlacz, bo na świecie istniała tylko jedna osoba, która mogła dzwonić o tej porze...
- Jest pół do jedenastej Gregor. - powiedziała ziewając do telefonu.
- I już śpisz? Starzejesz się kwiatuszku. - usłyszała w odpowiedzi. Wywróciła oczami. Nie znosiła kiedy tak do Niej mówił. Właściwie to nie znosiła każdego określenia, które używał zwracając się do Niej. Zawsze powtarzała Mu, że woli jak mówi Jej po imieniu ale przecież Gregor Don Juenzauer wiedział wszystko lepiej i zawsze robił to na co miał ochotę.
- Czego chcesz? - zapytała pomijając Jego złośliwości.
- Złożyć życzenia urodzinowe mojej księżniczce. - powiedział zadowolony.
- Tessa śpi Gregor. - odparła spokojnie chociaż gotowało się w Niej.
- Obudź Ją. Tylko na chwilkę.
- Jutro idzie do przedszkola. Nie mogę Jej budzić w środku nocy bo tak Ci się podoba. - powiedziała już wyraźnie poirytowana.
- Daj mi porozmawiać z córką. - powiedział wyraźnie poważniejąc.
- Kto przypomniał Ci, że masz córkę? Twoja mama, siostra czy Thomas? - zapytała zła.
- Przecież dzwonię. To Ty utrudniasz mi z Nią kontakt. Jestem Jej ojcem i mam prawo z Nią rozmawiać tak czy nie? - odpowiedział oskarżającym tonem.
- Gregor... - westchnęła zrezygnowana. - Nie zaczynaj znowu tej samej gadki.
- Więc pozwól mi w końcu dać Jej moje nazwisko. - warknął. Tego było zbyt wiele. Kiedy tylko miał okazję zawsze zaczynał tą samą śpiewkę. Co chwilę powtarzał, że chce być ojcem tak jak powinno być ale przecież danie nazwiska dziecku jeszcze nie robi z nikogo rodzica.
- Powiedziałam, że nie mam nic przeciwko ale najpierw musisz pokazać, że w końcu dorosłeś i zmądrzałeś, że stałeś się w końcu choć odrobinę odpowiedzialny. - powiedziała ciszej zaglądając do pokoju małej. Spała słodko wtulona w swojego ulubionego pluszowego misia, którego - o ironio - dostała na poprzednie urodziny od swojego ojca. I tak samo jak w tym roku... - Gdybyś na prawdę chciał być ojcem wiedziałbyś, że urodziny Theresy były wczoraj. - dodała cicho. Po drugiej stronie słuchawki usłyszała ciszę. Po raz kolejny zapomniał o własnym dziecku. O najważniejszym dla Niej dniu w roku.
- Steffi... - zaczął ciszej. Zaśmiała się gorzko. Bawiło Ją jak reagował na słowa krytyki i na to, jak jest przyłapany na błędzie. Zaczynał zwracać się do Niej tak jak kiedyś... Jak wtedy, kiedy ufała Mu bezgranicznie, kiedy byli szczęśliwi, kiedy była przekonana o tym, że jest tym jedynym. I to bolało. Bo żeby znów usłyszeć swoje imię wypowiadane w ten sposób musiał ktoś ucierpieć. Zazwyczaj Jej córka.
- Dobranoc Gregor. - powiedziała cicho i wyłączyła telefon. Podeszła do dziewczynki i poprawiła rozkopaną pościel. Wyglądała jak aniołek. Mimo, że była tak do ojca podobna jakby Mu z oka wyskoczyła. Czasem zdarzało Jej się myśleć, że Theresa to jedyna dobra część Gregora. Skarciła się w myślach za to. Nie miała prawa Go osądzać mimo tego co się wydarzyło. Mimo tylu przepłakanych przez Niego nocy... Pocałowała córeczkę w czoło i wróciła do sypialni...
INNSBRUCK, NASTĘPNEGO DNIA...
Treningi, siłownia, treningi, siłownia... Gorączka przedsezonowa obejmowała wszystkich zawodników z kadry i każdy chciał być najlepszy. Każdy miał nowe cele i postanowienia na nowy sezon. Ci, którzy jeszcze nie wygrali chcieli zacząć wygrywać. Ci, którzy już wygrali chcieli wygrać jeszcze więcej. Jak On. Stał patrząc uparcie na szczyt Bergisel. Jego ulubionego miejsca. Jedynego miejsca, gdzie mógł spokojnie pomyśleć i zrobić nowe postanowienia. Inną kwestią było to, że postanowienia te stawały się jakoś mało istotne i silne kiedy wracał do domu...
Na progu właśnie mignął Mu jeden z zawodników. Dobrze znany Mu z resztą. Podobno przyjaciel. Ale czy na pewno? Zawsze Mu ufał, zawsze doceniał Jego rady i był wdzięczny za każdą pomoc z Jego strony ale po pewnym czasie te rady stały się coraz bardziej uciążliwe. Denerwowało Go to, że blondyn zawsze był taki perfekcyjny, ułożony, dobry, porządny... Ideał. Każdemu chciał pomóc, oddałby ostatni but gdyby ktoś potrzebował. Czasem zastanawiał się czy po prostu nie ma do czynienia z jakimś utajonym Jezusem. Pokręcił głową z lekkim uśmiechem. Była też druga strona medalu. Ta dobroć, która tak bardzo irytowała, sprawiała, że przyjaciel miał cholernie naiwne podejście do życia. Wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, na której z resztą się zawiódł, a mimo to nadal w to uparcie wierzył. A przecież coś takiego nie istnieje...
- Dlaczego mi nie przypomniałeś? - zapytał z pretensją w głosie. Blondyn wziął narty na bark i ruszył przed siebie. Szatyn za Nim.
- Steffi mnie o to prosiła. - odpowiedział poważnie.
- O świetnie. - stwierdził lekko poirytowany. - Myślałem, że jesteś moim przyjacielem. - powiedział z wyrzutem.
- Bo jestem Gregor. - powiedział spokojnie i spojrzał na szatyna. - Gdybym Ci przypomniał pewnie kupiłbyś jakąś drogą zabawkę, złożył życzenia i znowu zapomniał o córce aż do gwiazdki a potem do dnia dziecka, o którym też musiałbym Ci przypomnieć. A bycie ojcem nie na tym polega. Teraz przynajmniej masz choć maleńkie wyrzuty sumienia. A jeśli nie potrafisz zapamiętać daty urodzin Twojej córki... zapisz sobie przypomnienie w telefonie. - stwierdził i odszedł. A w szatynie aż się zagotowało. Poszedł za przyjacielem i złapał Go dopiero w szatni gdzie zdejmował kombinezon po zakończonym treningu. Blondyn chwycił się za ramię i kilka razy ucisną bark. Ciągle doskwierał Mu ból po upadku z początku roku. Jego powrót na skocznię był wielką niewiadomą ale determinacja i samozaparcie blondyna było godne podziwu. I to ono dało Mu możliwość powrotu.
- Thomas... - zaczął spokojniej. - Dobrze wiesz, że chcę żeby Tessa nosiła moje nazwisko.
- Dlaczego tak bardzo Ci na tym zależy skoro się Nimi w ogóle nie interesujesz? - zapytał wprost blondyn. Zachowanie przyjaciela było niewiarygodnie niezrozumiałe.
- Bo to moja córka.
- Której nie chciałeś. - przypomniał blondyn.
- Byłem młody, głupi i nie gotowy na dziecko. Musiałem się wyszaleć, trochę pożyć, poczuć się wolnym. No przecież rozumiesz... - powiedział z nadzieją i lekkim uśmiechem. Blondyn nie śmiał się w ogóle.
- Nie Greg. Nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem jak mogłeś być z najlepszą dziewczyną pod słońcem, zdradzać Ją na każdym kroku, rzucić Ją w tak beznadziejnie prymitywny sposób i wyrzec się własnego dziecka. - warknął.
- To Ona mnie zostawiła. - bronił się. Blondyn się zaśmiał kręcąc głową.
- Zobaczyła Cię w Waszym łóżku pieprzącego się z Jej największym wrogiem. - stwierdził. - Swoją drogą nadal nie rozumiem co Cię do tego pchnęło i dalej pcha. - stwierdził pakując rzeczy do torby.
- Ok. Zrobiłem parę głupich rzeczy ale to nie znaczy, że mam pokutować za to przez resztę życia. - stwierdził pewnie. Po chwili do szatni weszła blondynka, która swoim sztucznym uśmiechem denerwowała wszystkich w kadrze. Zaraz za Nią wszedł Stefan i widząc Ją wyszczerzył się w równie sztucznym uśmiechu.
- Sandra... Sandrunia... Sandy... - zaczął.
- Czego chcesz? - spytała mało przyjemnie i podeszła do szatyna wieszając się Mu na szyi.
- Jak najszybciej stracić Cię z oczu. Twoja uroda, klasa i wdzięk bije po oczach i nie zniósłbym tyle blasku na raz. - powiedział poważnie i zaczął pospiesznie się przebierać. Blondynka jedynie posłała Mu mordercze spojrzenie i zwróciła się do szatyna.
- Gregor, pospiesz się. Wiesz, że mamy jechać na pokaz mody mojej kuzynki. - przypomniała. Blondyn westchnął i wziął torbę na ramię a szatyn zatrzymał Go jeszcze przed wyjściem.
- Coś jeszcze? - zapytał. - Spieszę się, moja chrześnica na mnie czeka. - powiedział na tyle głośno aby blondynka wyraźnie to usłyszała. Szatyn wyjął małe pudełko z kieszeni torby i podał blondynowi. - Co to? - zapytał.
- Prezent dla Thithi. - powiedział ciszej. Blondyna zawsze denerwowało to zdrobnienie ale nic nie mówił. To w końcu nie była Jego córka.
- Greg... jedź tam ze mną. - zaproponował. Usłyszał prychnięcie blondynki.
- Przekaż Jej, że... Że tata Ją kocha. - dokończył szatyn. Blondyn tylko pokręcił głową.
- Baw się dobrze na pokazie. - poklepał przyjaciela po ramieniu i wyszedł.
- No, może sobie kupisz jakieś wypaśne szmatki. - puścił Mu oko brunet i podążył za najstarszym kolegą...
WIEDEŃ, WIECZÓR...
Dzwonek do drzwi spowodował, że urocza 5-cio latka prawie wystrzeliła jak torpeda od stołu. Kobieta zaśmiała się cicho. Mała miała tyle energii, że mogłaby obdarować nią cały Wiedeń i jeszcze by zostało. Uwielbiała witać gości. Była bardzo otwarta i pewna siebie. Cóż... Nie tylko wygląd odziedziczyła po ojcu...
- Wujek Thomas! - usłyszała wesoły krzyk dochodzący z korytarza, a po chwili blondyn z małą szatynką na rękach weszli uśmiechnięci do kuchni. - Mamo, patrz kto przyjechał! - zawołała wesoło.
- No widzę widzę. - odparła z uśmiechem na twarzy. Uśmiech zawsze Jej towarzyszył. Od kiedy urodziła Theresę Jej świat był weselszy. Mimo, że musiała radzić sobie bez mężczyzny, mała sprawiała, że w szarym życiu pojawiło się słońce. Na dobre. - A wiesz dlaczego wujek przyjechał? - zapytała podejrzliwie.
- Dlaczego? - spytała blondyna Tessa.
- A bo słyszałem, że ktoś tutaj miał wczoraj urodziny i zostawił mi kawałek pysznego torciku. - wyszczerzył się zaczynając Ją łaskotać.
- hahahaha przestań hahaha wujku przestań hahaha - śmiała się w niebogłosy. Posadził Ją na stole kuchennym a torbę rzucił na jedno z krzeseł.
- To co będzie z tym tortem? - zapytał. Mała zrobiła poważną minę i założyła nogę na nogę siadając jak wielka pani.
- Nie ma nic za darmo. - powiedziała poważnie rozbawiając oboje dorosłych. - Jeśli wiesz co mam na myśli. - dodała tajemniczo.
- Ty mała materialistko. - pociągnął Ją lekko za warkoczyki powodując ponowny wybuch śmiechu małej. - No dobrze... to przejdźmy do konkretów. Woli Pani prezent mały czy duży? - zapytał.
- No oczywiście, że duży. Helooooł! - wywróciła teatralnie oczami. Tą cechę odziedziczyła akurat po matce. Zaśmiał się i wyciągnął z torby dużą paczkę zapakowaną w ozdobny papier. Oczy małej od razu się zaświeciły. - To dla mnie? - zapytała z nadzieją.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. - powiedział wesoło i wręczył małej prezent. Uściskała Go mocno i pocałowała w policzek.
- Dziękuję! - zawołała rozrywając papier. Kiedy Jej oczom ukazała się lalka z porcelany, o której marzyła od jakiegoś czasu uśmiech nie schodził Jej z twarzy a Ona nie schodziła z blondyna. Cały wieczór przesiedziała Mu na rękach opowiadając o tym co się dzieje w przedszkolu, o swoich przyjaciółkach i o chłopcach, którzy Jej dokuczają. - Wujku? A dużo masz teraz treningów? - zapytała.
- Teraz mam cały tydzień wolny. - powiedział z uśmiechem poprawiając Jej włosy. Zrobiła zamyśloną minę.
- Stefan też? - zapytała. Zawsze o Niego pytała. A kiedy czasem się spotkali to nie schodziła Mu z rąk. Nie dawno stwierdziła że kiedyś będzie Jej mężem.
- Też. - odparł z uśmiechem.
- A Michi? - kontynuowała wywiad.
- Też. A czemu pytasz?
- Czemu tatuś z Tobą nie przyjechał jak wszyscy macie wolne? - zapytała patrząc na Niego smutnymi oczkami. I zapadła cisza. Spojrzał na moment na brunetkę, która sprzątała po kolacji. Była zamyślona. Uśmiech zniknął z Jej twarzy a pojawiła się widoczna złość. I bezradność. Na pewno było Jej przykro. Nie dlatego, że Gregor miał gdzieś Ją ale dlatego, że nawet w urodziny córki Jej nie odwiedził.
- Tatuś ma jeszcze kilka dodatkowych treningów i musiał zostać. - wyjaśnił. Mała tylko pokiwała głową. - Ale tata prosił, żebym Ci to dał. - wyciągnął z torby małe pudełeczko. Kiedy je otwarła Jej oczom ukazały się maleńkie, złote kolczyki w kształcie serduszek z brylancikami po środku. Na pewno dużo warte. Brunetka podeszła do blondyna i córki i spojrzała na prezent. Lekko pokręciła głową. - Tata kazał Ci przekazać że bardzo Cię kocha. - dodał i spojrzał na kobietę stojąca obok. W Jej oczach widać było wściekłość.
- Są śliczne... - powiedziała mała z zachwytem. - Zadzwońmy do Niego i podziękujmy Mu! - zawołała wesoło dziewczynka.
- Tata teraz ma trening do późna i pewnie śpi zmęczony wiesz? - stwierdził pośpiesznie blondyn wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z brunetką.
- To zadzwonimy do Niego jutro, dobrze? - zapytała.
- Dobrze. - odpowiedziała kobieta. - A teraz do łazienki myć buzię. - nakazała czochrając fryzurkę małej. Od razu pobiegła w tamtą stronę. Kobieta usiadła obok blondyna i spojrzała na Niego uważnie. Jej wzrok zatrzymał się na pudełku z kolczykami. Wzięła je do ręki i dokładnie obejrzała. - Dupek. - powiedziała cicho. - Jeśli myśli, że drogimi prezentami coś zdziała to się grubo myli. - powiedziała wściekła.
- Steffi, On cały czas próbuje...
- Niech próbuje dalej, bo kiepsko Mu to wychodzi. - przerwała Mu. - Jest z Nią tak? - zapytała po chwili. Blondyn tylko kiwnął głową. - Ma do tego prawo. - przyznała. - Ale nie jak ma wolne a zapomniał o urodzinach córki...
********************************************
Część i czołem!
Od razu dziękuję za tak miłe przyjęcie z Waszej strony! :*
Jesteście najlepsze!
Jedyneczka dla Was a dwójeczka w przyszłym tygodniu ;)
Czytaj ~> komentuj ~> motywuj :D
Buziole :*
Powiem Ci kochana , że ja się osobiście zakochałam.
OdpowiedzUsuńJeżeli tak będzie to wyglądało dalej , w kolejnych rozdziałach to po prostu rozpłynę się z zachwytu.
Jak dla mnie nie ma tu żadnej koloryzacji ... Życie. Po prostu życie.
Gregor taki jakiego sobie zawsze wyobrażałam , taki o jakim zawsze chciałam poczytać.
A Thomas?! Tutaj to brak mi słów.
Oby tak dalej.
Ann.
To będzie super opowiadanie! Gratuluje pomysłu i już nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aga!
Ojej, świetnie to zaczęłaś!
OdpowiedzUsuńCo najważniejsze- zwykły czytelnik, szaraczek, mojego typu, po przeczytaniu jedynki, chce wracać i dalej zgłębiać losy bohaterów. To jest najlepsze i zdecydowanie najbardziej godne pogratulowania, że masz zdolność zaintrygowania czytelnika w taki sposób. Niewiele osób ma taką zdolność i ja po prostu mam prawo zielenieć z zazdrości, bo ja tak nie umiem... :P
Jak widzę tworzy się kolejne arcydzieło. Czekam zatem na kolejne Pytanie.
Pozdrawiam. ♥
Opowiadanie jest super! już się wkręciłam :D widzę że zamieżasz znowu odebrać mi 15 min na czytanie tego bloga :D
OdpowiedzUsuńSuper. Szkoda, że trafilam na nie dopiero teraz.
OdpowiedzUsuń