INNSBRUCK...
Dość długo dzwonił do drzwi mieszkania nr 20. Już miał odejść ale usłyszał czyjeś kroki i po chwili zobaczył rozczochraną blondynkę w wymiętej niebieskiej zbyt dużej koszuli. Wyraźnie widać było, że na sobie ma tylko i wyłącznie to. Uśmiechnęła się do Niego szeroko.
- Jak miło Cię widzieć o 7:00 rano Thomas. - powiedziała z ironią i wpuściła Go do środka. Podeszła do blatu kuchennego i nastawiła wodę w czajniku. - Kawy? - spytała ziewając.
- Już piłem. - odpowiedział ciągle nie mogąc się nadziwić co Schlierenzauer widzi w tej kobiecie. - Greg wie, że bezcześcisz Jego ulubioną koszulę nosząc ją jak piżamę? - spytał opierając się o ścianę.
- Lubi to. - uśmiechnęła się cwanie. - Chcesz jakieś śniadanie? - zapytała chowając głowę do lodówki. Przez chwilę pomyślał, że może by Ją tam zamknąć ale zwątpił. Szkoda lodówki.
- Jadłem. - odparł. - Nie wstydzisz się tak otwierać drzwi? - zapytał.
- A mam czego? - spytała zalotnie. Uśmiechnął się i pokręcił głową. Jej frywolność irytowała i zadziwiała Go. Była po prostu...pusta.
- A gdyby za drzwiami stała Tessa? - zapytał. Zaśmiała się.
- No chyba nie uważasz, że po tym cyrku jaki zrobił ostatnio Gregor Stefania pozwoli Mu na jakiś większy kontakt z dzieciakiem. - odparła nalewając sobie kawy do kubka.
- Steffi i Theresa. Radzę Ci zapamiętać te imiona, bo teraz coraz częściej będą się pojawiać wokół Grega. - stwierdził zirytowany Jej beznadziejnością. Posłała Mu lodowate spojrzenie i przestała się uśmiechać.
- Ok Romeo. - zaczęła. - Po pierwsze, nie tym tonem, bo koleżanką Twoją nie jestem, po drugie, jak kręcisz coś ze Stefką to zajmij się Nią i mi daj spokój, a po trzecie...
- Daruj sobie. - przerwał Jej poirytowany.
- Nie mam nic do tej małej. - oznajmiła.
- A do Steffi? Boisz się konkurencji? - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Już raz Jej odbiłam faceta. Nie mam się czego bać. - powiedziała pewnie.
- Rzeczywiście masz z czego być dumna. - stwierdził z ironią i rozejrzał się po mieszkaniu.
- Siedzi w łazience od północy. - powiedziała. - Wywołuje jakieś zdjęcia... czy coś... - stwierdziła i wyciągnęła kubek lodów.
- Lody na śniadanie? - zapytał kierując się w stronę łazienki.
- Martwisz się czy tyłek mi urośnie? - spytała z powątpieniem.
- A da się bardziej? - puścił Jej oko i zapukał do drzwi łazienki. - Gregor masz chwilę? Chcę pogadać. - powiedział przez drzwi. Po chwili pojawił się w nich szatyn.
- Sorry Thomas jestem trochę zajęty. - stwierdził zamykając drzwi do łazienki. Blondyn spojrzał na Niego uważnie ale w oczach Gregora było widać, że teraz w głowie ma zupełnie coś innego. Był w tym swoim fotograficznym transie i nic nie było w stanie Go z Niego wybić.
- To dla mnie cholernie ważne Greg. - próbował. Szatyn wyraźnie się do czegoś spieszył.
- A możemy pogadać popołudniu w samolocie? - zapytał. Blondyn westchnął.
- Ok. Jedziesz teraz do Steffi? - spytał.
- No zaraz. Thomas serio nie mam teraz czasu. Pogadamy później. - stwierdził i wrócił do swojej jaskini.
- Taa. Później...
MIESZKANIE STEFFI...
Spojrzała na dziewczynkę i westchnęła. Jej łokcie nadal były poobijane a nóżka bolała. Przez ten wypadek skręciła sobie kostkę. Kobieta nadal czuła złość kiedy myślała o tym zdarzeniu. Kiedy w Jej głowie pojawiał się szatyn. Ciągle uważała, że jest nieodpowiedzialny i absolutnie nie stworzony do opieki nad jakimkolwiek dzieckiem. A teraz musiała się z Nim spotkać. Ba! Spędzić cały weekend... Ubrała małej czerwony sweterek i związała włosy w kucyk. Dobrze, że Theresa spędzi ten weekend z babcią...
- Mamusiu jeszcze to. - powiedziała i podała kobiecie dwie spineczki w kształcie biedronek. uśmiechnęła się lekko ale w głowie znów pojawiła się myśl o szatynie. Chciał dobrze ale prezentami i kupowaniem małej wszystkiego co zechce nie sprawi, że stanie się przykładnym ojcem.
- Gotowe. - powiedziała z uśmiechem i usłyszała dzwonek do drzwi.
- Tata! - zawołała wesoło dziewczynka i pokuśtykała do drzwi aby je otworzyć. Od razu rzuciła się w Jego ramiona.
- Cześć księżniczko. - pocałował Ją w czoło i wszedł do środka z małą na rękach. Spojrzał na brunetkę, która pakowała jakieś rzeczy do dużej torby. - Cześć Steff - powiedział.
- Cześć. - odparła krotko. - Tess wzięłaś szczoteczkę do zębów? - spytała córkę.
- Tak. Jest w kosmetyczce razem z moim szamponem. - powiedziała dumnie.
- A piżamkę wzięłaś? - spytała podejrzliwie.
- Ups. - mała zrobiła przestraszoną minę. - Tata, winda w dół. - rozkazała a szatyn postawił Ją na podłodze. Szybko poszła do pokoiku i przyniosła kolorową piżamkę podając Ją matce.
- Kiedyś głowy zapomnisz. - poczochrała Ją po główce. Mała tylko się zaśmiała.
- Tatusiu a babcia mówiła co zrobi na obiad? - zapytała.
- A co? Już jesteś głodna? - spytał kucając przy dziecku.
- Ja zawsze jestem głodna. - oznajmiła poważnie. - Jem tyle ile ważę, tak jak Ty. - zaśmiała się.
- Jak ja? - zdziwił się. - A kto Ci tak powiedział?
- Mama. - wyszczerzyła się. Spojrzał z zaciekawieniem na brunetkę ale ta zajęta była zbieraniem dokumentów do teczki.
- Wiesz jaki jutro jest dzień? - zapytał.
- hmn... - zastanawiała się robiąc przy tym zabawny grymas. - Twój pierwszy konkurs! - zawołała wesoło.
- Też... ale jaki jeszcze? - spytał.
- Nie wiem. Nie mogę mieć kalendarza w głowie. Jestem 5-cio latką a nie smartfonem helooooł! - oznajmiła wywracając oczami czym rozbawiła nawet brunetkę.
- Jutro jest dzień Świętego Mikołaja.
- Mikołaj nie istnieje. Sam mi to powiedziałeś. - oznajmiła. Brunetka spojrzała na szatyna z wyrzutem. Uważała, że Gregor popełnił jeden z wielu błędów mówiąc Tess, że nie ma kogoś takiego.
- Istniał... tylko...
- No wieeem. Dawał prezenty biednym i dobrym ludziom i im pomagał, a teraz dajemy sobie prezenty żeby być jak On. - powiedziała z jękiem.
- No właśnie. - stwierdził. - A ja mam coś dla Ciebie. - dodał i wyciągnął z torby zdjęcie oprawione w elegancką ramkę. Oczy małej zrobiły się duże jak pięciozłotówki kiedy zobaczyła co jest na zdjęciu. - Mówiłaś, że chciałaś zobaczyć jaki kształt mają płatki śniegu... - powiedział. Brunetka zerknęła na zdjęcie. Była na nim Theresa, a właściwie Jej oko i fragment policzka, na którym widać było płatek śniegu, który mienił się w świetle jak brylant. Widać było wyraźnie jego kształt. Musiała przyznać, że tym razem Gregor się postarał. Nie zapomniał o ważnym dniu i przy okazji na prawdę się postarał, żeby prezent był bardzo osobisty i specjalny.
- Dziękuję! - zawołała i wtuliła się w Niego całując Go w policzek.
- No dobra, powiesisz sobie to później a teraz musimy już jechać do babci. - oznajmiła brunetka i zaczęła ubierać płaszczyk dziewczynce.
***
Droga na lotnisko była krótka i cicha. No bo o czym tu rozmawiać kiedy nie ma się już wspólnych tematów? Oprócz sportu, córki, najbliższych świąt i tego co się działo przez ostatni rok oczywiście. Ale skoro każda rozmowa kończy się zazwyczaj kłótnią to po co zaczynać kolejną? A na pewno byłaby kłótnią, bo przecież...
- Nie będziesz się do mnie w ogóle odzywać przez najbliższy weekend? - zapytał zerkając na Nią.
- Patrz na drogę Schlieri. Możesz przez przypadek potrącić jakieś dziecko, którego nie potrafi upilnować ojciec. - stwierdziła kąśliwie. Nie odezwał się. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Że nie chciał żeby tak się stało? Że to była chwila nieuwagi?
- Wiem, że nawaliłem. - przyznał. Lekko prychnęła.
- Nie zadziwiłeś mnie tym. - powiedziała. - Zawsze nawalasz. - dodała ciszej.
- Mogę Ci jedynie obiecać, że więcej się to nie powtórzy. - powiedział z determinacją.
- Och, tego akurat jestem najbardziej pewna. - stwierdziła. Zaparkował przed małym lotniskiem. Reszta zawodników już tam była. Czekali przy bramie śmiejąc się z czegoś. Spojrzał na Nią uważnie.
- Dlaczego mi to robicie? - spytał. Zdziwiła się lekko.
- Co i kto Ci robi? - zapytała.
- Ty i Thomas. Ty i moi rodzice. Ty i Gloria z Lucasem. Dlaczego wszystkich obracasz przeciwko mnie? Robisz ze mnie najgorszego z najgorszych.
- Ty chyba sobie żartujesz... - zaczęła. - Mam Ci przypomnieć jak się zachowałeś kiedy powiedziałam Ci o ciąży? Jak się na mnie wydarłeś, że zaszłam w ciążę specjalnie żeby zniszczyć Ci karierę? Jak w końcu chciałeś mi dać pieniądze na usunięcie? Jak się wyparłeś, że to Twoje? Miałeś nas gdzieś. Twoi rodzice i rodzeństwo i tak samo Thomas byli jedynymi ludźmi, którzy mi pomogli mimo, że nie musieli, bo to nie był ich problem! Zachowałeś się jak nieodpowiedzialny dzieciak i nadal się tak zachowujesz! Dawałam Ci tyle szans na to, żebyś wydoroślał i pokazał, że na prawdę zasługujesz na to, żeby być ojcem... - przerwała. - To Ty za każdym razem nawalasz. - dodała. - Gdyby nie Theresa... - pokręciła głową i wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami.
***
- Będzie ciekawie. - oznajmił brunet.
- Stefan, oni się pozabijają. - stwierdził Michael. - To raczej ciekawe nie będzie. - w tym momencie z samochodu wysiadł szatyn i też trzasnął drzwiami.
- Myślicie, że samolot doleci całości do Norwegii? - spytał Kraft. Uśmiechnął się szeroko kiedy brunetka podeszła do Nich i wesoło się przywitała. - Steffi, jak ja Cię dawno nie widziałem. - przytulił się do Niej.
- A ja jeszcze dłużej. - Michael odepchnął bruneta i teraz to On przytulał się do brunetki. Zaśmiała się ciepło i każdemu ze skoczków dała po buziaku.
- Kogo moje oczy widzą... - usłyszała za plecami. Ten charakterystyczny głos poznałaby wszędzie. Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyła blondynkę wtuloną w szatyna, który patrzył gdzieś nie wiadomo gdzie. Uśmiechnęła się lekko ironicznie. Miała ochotę udusić tą małpę. Nie przyniosłoby to światu żadnej straty. - Steffi słońce a co Ty tu robisz? - zapytała.
- Opalam się. - odparła.
- Ironiczna jak zawsze. Powiedz mi jak z taką marną ironią robi się taką karierę co? - spytała.
- Wystarczy mieć ciut więcej w głowie niż Ty i propozycje same przychodzą. - odpowiedziała z udawaną sympatią. Mina blondynki mówiła, że ewidentnie Jej się nie podoba ta sytuacja. Spojrzała z wyrzutem na Schlierenzauera ale ten nie miał ani ochoty ani zamiaru wtrącać się w tą wymianę zdań.
- Wątpię czy chodzi tutaj o głowę. - stwierdziła. - Wiesz... ludzie lubią mówić. A mówią, że niektórzy pną się w górę przez fajny tyłek. - stwierdziła.
- No cóż... w takim razie wiemy dlaczego Ty nadal jesteś w lokalnej gazecie. - odparła z zadowoleniem. Usłyszała cichy śmiech ze strony kolegów. Blondynka nie odezwała się ani słowem. Widać było jak bardzo jest wściekła.
- O jesteś już. - powiedział uśmiechnięty blondyn, który przyszedł właśnie z trenerem na miejsce spotkania. - Mam dla Ciebie plakietkę. - podał Jej legitymację.
- Dzięki. - uśmiechnęła się do Niego pogodnie ale Jej wzrok cały czas skręcał w stronę blondynki. Co chwilę wieszała się na szatynie namiętnie Go całując. Nie przeszkadzało Mu to. No bo komu by przeszkadzała napalona blondyna, która jest zawsze na wszystko gotowa? No i co najważniejsze nie wymaga obietnic i pozwala na romanse. Nie chciała czuć się źle. Nie chciała czuć gniewu i porażki jednocześnie. Nie chciała znowu odczuwać porzucenia ale to siedziało gdzieś głęboko. 5 lat się tego pozbywała i nadal bolało. Była na siebie zła za to, że kiedyś tak bardzo pokochała i nie potrafi uwolnić się od uczucia zranienia. Nie dało się nie zauważyć tego wszystkiego na Jej twarzy. Wszyscy zawsze powtarzali, że można z Niej czytać jak z książki. Że każda emocja jest u Niej widoczna gołym okiem. I tak też było tym razem.
- Chyba już czas wsiąść do samolotu. - odezwał się Thomas. Spojrzała na Niego z wdzięcznością. Przytulił Ją i razem wsiedli do samolotu zajmując miejsce obok siebie...
***
- Nie mówiłeś, że z Wami jedzie. - powiedziała z wyrzutem patrząc na szatyna.
- Od kiedy obchodzi Cię kto z nami jeździ na zawody? - spytał biorąc swoją torbę na ramię.
- Od kiedy Stefania jest tą osobą. - oznajmiła. Zaśmiał się.
- Steffi. - poprawił Ją. - Jesteś zazdrosna?
- O Nią? Nigdy w życiu. - prychnęła.
- No to dobrze, bo będzie z nami jeździła na każde zawody. - oznajmił.
- Jak to na każde? - zdziwiła się.
- Takie ma zadanie z telewizji.
- Własny program to dla Niej za mało? - spytała wściekła.
- Zasłużyła na Niego. - wzruszył ramionami. - A to jest tak jakby w pakiecie. Sandra daj już spokój.
- Wyładniała. - oznajmiła.
- Cycki Jej urosły. - stwierdził z lekkim uśmiechem. - No i może trochę wyrobiła sobie tyłek.
- Gregor! - oburzyła się.
- Urodź dziecko to też tak będziesz miała. - oznajmił przed wejściem na pokład. - Tylko nie moje. - puścił Jej oko.
- Ostatnio jesteś nieznośny.
- A Ty zawsze. - pocałował Ją namiętnie. - Jak wrócę to pojedziemy gdzieś na kilka dni. - stwierdził.
- Ok. Tylko nie nadwyrężaj się w nocy. Chcę mieć z Ciebie jakiś pożytek na tym wyjeździe. - stwierdziła patrząc na Niego znacząco. Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową znikając za drzwiami samolotu. Kiedy przechodził na swoje miejsce zobaczył śmiejących się z czegoś Thomasa i Steffi. Wywrócił oczami. Jeżeli myśleli, że takim zachowaniem wzbudzą w Nim jakieś skrajne emocje to się mylili. Przecież była Mu obojętna... Założył słuchawki na uszy i zamknął oczy puszczając sobie głośną muzykę. Bo myślenie jest zbyt męczące. Czas na zawody...
- Dziękuję! - zawołała i wtuliła się w Niego całując Go w policzek.
- No dobra, powiesisz sobie to później a teraz musimy już jechać do babci. - oznajmiła brunetka i zaczęła ubierać płaszczyk dziewczynce.
***
Droga na lotnisko była krótka i cicha. No bo o czym tu rozmawiać kiedy nie ma się już wspólnych tematów? Oprócz sportu, córki, najbliższych świąt i tego co się działo przez ostatni rok oczywiście. Ale skoro każda rozmowa kończy się zazwyczaj kłótnią to po co zaczynać kolejną? A na pewno byłaby kłótnią, bo przecież...
- Nie będziesz się do mnie w ogóle odzywać przez najbliższy weekend? - zapytał zerkając na Nią.
- Patrz na drogę Schlieri. Możesz przez przypadek potrącić jakieś dziecko, którego nie potrafi upilnować ojciec. - stwierdziła kąśliwie. Nie odezwał się. Nie wiedział co ma odpowiedzieć. Że nie chciał żeby tak się stało? Że to była chwila nieuwagi?
- Wiem, że nawaliłem. - przyznał. Lekko prychnęła.
- Nie zadziwiłeś mnie tym. - powiedziała. - Zawsze nawalasz. - dodała ciszej.
- Mogę Ci jedynie obiecać, że więcej się to nie powtórzy. - powiedział z determinacją.
- Och, tego akurat jestem najbardziej pewna. - stwierdziła. Zaparkował przed małym lotniskiem. Reszta zawodników już tam była. Czekali przy bramie śmiejąc się z czegoś. Spojrzał na Nią uważnie.
- Dlaczego mi to robicie? - spytał. Zdziwiła się lekko.
- Co i kto Ci robi? - zapytała.
- Ty i Thomas. Ty i moi rodzice. Ty i Gloria z Lucasem. Dlaczego wszystkich obracasz przeciwko mnie? Robisz ze mnie najgorszego z najgorszych.
- Ty chyba sobie żartujesz... - zaczęła. - Mam Ci przypomnieć jak się zachowałeś kiedy powiedziałam Ci o ciąży? Jak się na mnie wydarłeś, że zaszłam w ciążę specjalnie żeby zniszczyć Ci karierę? Jak w końcu chciałeś mi dać pieniądze na usunięcie? Jak się wyparłeś, że to Twoje? Miałeś nas gdzieś. Twoi rodzice i rodzeństwo i tak samo Thomas byli jedynymi ludźmi, którzy mi pomogli mimo, że nie musieli, bo to nie był ich problem! Zachowałeś się jak nieodpowiedzialny dzieciak i nadal się tak zachowujesz! Dawałam Ci tyle szans na to, żebyś wydoroślał i pokazał, że na prawdę zasługujesz na to, żeby być ojcem... - przerwała. - To Ty za każdym razem nawalasz. - dodała. - Gdyby nie Theresa... - pokręciła głową i wysiadła z samochodu trzaskając drzwiami.
***
- Będzie ciekawie. - oznajmił brunet.
- Stefan, oni się pozabijają. - stwierdził Michael. - To raczej ciekawe nie będzie. - w tym momencie z samochodu wysiadł szatyn i też trzasnął drzwiami.
- Myślicie, że samolot doleci całości do Norwegii? - spytał Kraft. Uśmiechnął się szeroko kiedy brunetka podeszła do Nich i wesoło się przywitała. - Steffi, jak ja Cię dawno nie widziałem. - przytulił się do Niej.
- A ja jeszcze dłużej. - Michael odepchnął bruneta i teraz to On przytulał się do brunetki. Zaśmiała się ciepło i każdemu ze skoczków dała po buziaku.
- Kogo moje oczy widzą... - usłyszała za plecami. Ten charakterystyczny głos poznałaby wszędzie. Odwróciła się w tamtą stronę i zobaczyła blondynkę wtuloną w szatyna, który patrzył gdzieś nie wiadomo gdzie. Uśmiechnęła się lekko ironicznie. Miała ochotę udusić tą małpę. Nie przyniosłoby to światu żadnej straty. - Steffi słońce a co Ty tu robisz? - zapytała.
- Opalam się. - odparła.
- Ironiczna jak zawsze. Powiedz mi jak z taką marną ironią robi się taką karierę co? - spytała.
- Wystarczy mieć ciut więcej w głowie niż Ty i propozycje same przychodzą. - odpowiedziała z udawaną sympatią. Mina blondynki mówiła, że ewidentnie Jej się nie podoba ta sytuacja. Spojrzała z wyrzutem na Schlierenzauera ale ten nie miał ani ochoty ani zamiaru wtrącać się w tą wymianę zdań.
- Wątpię czy chodzi tutaj o głowę. - stwierdziła. - Wiesz... ludzie lubią mówić. A mówią, że niektórzy pną się w górę przez fajny tyłek. - stwierdziła.
- No cóż... w takim razie wiemy dlaczego Ty nadal jesteś w lokalnej gazecie. - odparła z zadowoleniem. Usłyszała cichy śmiech ze strony kolegów. Blondynka nie odezwała się ani słowem. Widać było jak bardzo jest wściekła.
- O jesteś już. - powiedział uśmiechnięty blondyn, który przyszedł właśnie z trenerem na miejsce spotkania. - Mam dla Ciebie plakietkę. - podał Jej legitymację.
- Dzięki. - uśmiechnęła się do Niego pogodnie ale Jej wzrok cały czas skręcał w stronę blondynki. Co chwilę wieszała się na szatynie namiętnie Go całując. Nie przeszkadzało Mu to. No bo komu by przeszkadzała napalona blondyna, która jest zawsze na wszystko gotowa? No i co najważniejsze nie wymaga obietnic i pozwala na romanse. Nie chciała czuć się źle. Nie chciała czuć gniewu i porażki jednocześnie. Nie chciała znowu odczuwać porzucenia ale to siedziało gdzieś głęboko. 5 lat się tego pozbywała i nadal bolało. Była na siebie zła za to, że kiedyś tak bardzo pokochała i nie potrafi uwolnić się od uczucia zranienia. Nie dało się nie zauważyć tego wszystkiego na Jej twarzy. Wszyscy zawsze powtarzali, że można z Niej czytać jak z książki. Że każda emocja jest u Niej widoczna gołym okiem. I tak też było tym razem.
- Chyba już czas wsiąść do samolotu. - odezwał się Thomas. Spojrzała na Niego z wdzięcznością. Przytulił Ją i razem wsiedli do samolotu zajmując miejsce obok siebie...
***
- Nie mówiłeś, że z Wami jedzie. - powiedziała z wyrzutem patrząc na szatyna.
- Od kiedy obchodzi Cię kto z nami jeździ na zawody? - spytał biorąc swoją torbę na ramię.
- Od kiedy Stefania jest tą osobą. - oznajmiła. Zaśmiał się.
- Steffi. - poprawił Ją. - Jesteś zazdrosna?
- O Nią? Nigdy w życiu. - prychnęła.
- No to dobrze, bo będzie z nami jeździła na każde zawody. - oznajmił.
- Jak to na każde? - zdziwiła się.
- Takie ma zadanie z telewizji.
- Własny program to dla Niej za mało? - spytała wściekła.
- Zasłużyła na Niego. - wzruszył ramionami. - A to jest tak jakby w pakiecie. Sandra daj już spokój.
- Wyładniała. - oznajmiła.
- Cycki Jej urosły. - stwierdził z lekkim uśmiechem. - No i może trochę wyrobiła sobie tyłek.
- Gregor! - oburzyła się.
- Urodź dziecko to też tak będziesz miała. - oznajmił przed wejściem na pokład. - Tylko nie moje. - puścił Jej oko.
- Ostatnio jesteś nieznośny.
- A Ty zawsze. - pocałował Ją namiętnie. - Jak wrócę to pojedziemy gdzieś na kilka dni. - stwierdził.
- Ok. Tylko nie nadwyrężaj się w nocy. Chcę mieć z Ciebie jakiś pożytek na tym wyjeździe. - stwierdziła patrząc na Niego znacząco. Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową znikając za drzwiami samolotu. Kiedy przechodził na swoje miejsce zobaczył śmiejących się z czegoś Thomasa i Steffi. Wywrócił oczami. Jeżeli myśleli, że takim zachowaniem wzbudzą w Nim jakieś skrajne emocje to się mylili. Przecież była Mu obojętna... Założył słuchawki na uszy i zamknął oczy puszczając sobie głośną muzykę. Bo myślenie jest zbyt męczące. Czas na zawody...
************************************************
Hejoooo :)
Dziś coś takiego.
Dziurozapychacz pierwszej klasy.
Dopiero w kolejnym coś się ruszy :P
A kolejny w sobotę bądź w niedzielę ;)
Buziole :*
Nie taki znowu dziurozapychacz ;)
OdpowiedzUsuńFajnie że Gregor dał małej prezent niekoniecznie tak materialny jakby sie mogło wydawać, miło :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny :D
oj, chyba będzie się działo :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle super rozdział!
OdpowiedzUsuńW Theresie się absolutnie zakochałam! Jak Gregor mógł tak postąpić? no jak? Jak mógł zostawić Steffi dla przypadkowych lasek i Sandry? ehhh... mam nadzieję, że wkrótce ktoś wyleje mu kubeł zimnej wody na łeb i się jakoś ogarnie. Powinien dostać nauczkę.
Znowu powtarza się sytuacja z pokonać przeznaczenie. Wchodzę po kilka razy na twój blog i sprawdzam czy już jest rozdział. Czekam z niecierpliwością do weekendu.
Pozdrawiam Aga.
Ładny gest w stosunku do Małej, dając jej ten prezent taki bardziej od serca, który kosztował nieco więcej wkładu własnego, a to tak naprawdę się liczy, prawda?
OdpowiedzUsuńTylko tak teraz zostawiłaś mnie do weekendu, a ja nie mam nawet zielonego pojęcia, co może się zdarzyć się w następnym rozdziale. Zawsze próbuję ułożyć sobie scenariusz z kilkoma możliwymi opcjami, lecz tutaj tak nie jest, no...
Zatem podwójnie uzbrojona czekam na nexta. :)