INNSBRUCK, MIESZKANIE STEFFI...
Życie ciągle płata nowe figle. Cały czas zaskakuje swoją pomysłowością. Jest jak dobry pisarz, któremu pomysły na nowe rozdziały nigdy się nie kończą, a z każdym kolejnym pojawiają się nowe komplikacje. Życie - pisarz - ma najlepszą wyobraźnię ze wszystkich autorów. Czasem pisze scenariusz opery mydlanej, czasem since-fiction, a czasem talk-show, w którym występują ludzie opowiadający o swoich problemach. Poważnych i błahych. Czy człowiek jest aktorem? Owszem. Jest aktorem w filmie swojego życia. Jest bohaterem powieści o sobie. I choć często wydaje się nam, że jesteśmy nic nie znaczącym pionkiem...
- Każdy dokonuje wyborów Steffi. Tych lepszych i tych gorszych. - stwierdził z uśmiechem upijając łyk gorącej kawy, którą Mu podała. - Zawsze mamy jakiś wybór. Jesteśmy niezależni od niczego.
- Nie uważasz, że z pewnymi cechami po prostu się rodzimy? Są w nas i nic tego nie może zmienić? - zapytała siadając obok Niego na kanapie. Uśmiechnął się sympatycznie.
- To, że pewne cechy ma się wrodzone nie oznacza, że musi się je szlifować do granic możliwości. Zwłaszcza jeżeli chodzi o te gorsze. - odparł. - Posłuchaj, to, że Gregor jest jaki jest nie sprawiły cechy wrodzone. Uważam, że mimo wszystko ma jakieś ludzkie uczucia. Inaczej nie potrafiłby się tak zachowywać w stosunku do Theresy. - powiedział. - Sama mówiłaś, że w stosunku do Niej jest zupełnie innym człowiekiem...
- Mam wrażenie, że wrażliwym i kochającym facetem jest tylko i wyłącznie przy Niej. - stwierdziła zamyślona.
- Być może... - zaczął. - A być może przy Niej jest w końcu prawdziwy. - dodał. Spojrzała na Niego uważnie. W oczach miała lekkie zdziwienie. - Zanim Gregor zaczął być taki jaki teraz jest był na prawdę fajnym dzieciakiem. Miał mnóstwo przyjaciół, potrafił się z każdym dogadać, być dla każdego otwarty i pełen dobrej energii... - wspomniał.
- Więc dlaczego potem się tak zmienił? - zapytała z wyraźnym bólem w głosie. - Thomas ja nie potrafię teraz w ogóle za Nim nadążyć... - westchnęła. - Jest jeszcze gorszy niż kiedy byliśmy razem, czego wtedy nawet nie zauważyłam... - przyznała. To, że każdy wiedział, że Ją oszukuje i jaki na prawdę jest bolało Ją bardzo. Bo Ona widziała w Nim zupełnie kogoś innego. Ale to było dawno temu... - Raz jest poważny i opiekuńczy, za chwilę się śmieje jak za dawnych czasów a potem... - przypomniała sobie słowa wypowiedziane ostatnio przez szatyna. - Nie wiem dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi. - dokończyła szeptem. Blondyn przytulił Ją do siebie. Nie opierała się, bo przecież często tak robili. To był zwykły przyjacielski uścisk. Poza tym ramiona blondyna były jedynymi, w których czuła się pewnie i bezpiecznie.
- Jesteś pewna, że Cię nienawidzi? - zapytał głaszcząc Ją po plecach.
- Jedynie to wyjaśnia Jego zachowanie. - stwierdziła z rezygnacją.
- Zapytaj Go o to. - zaproponował. Zaśmiała się gorzko.
- Po ostatniej rozmowie nie mam ochoty Go w ogóle widzieć. Straciłam wszelką sympatię do Niego Thomas. Każdą resztkę uczuć jakie miałam w sobie w stosunku do Niego. - wyznała. - Ech dość o mnie. Co tam u Lilly? - zapytała odsuwając się od Niego i uśmiechając się miło.
- Rośnie jak na drożdżach. - zaśmiał się. - Jest zdrowa, uśmiechnięta... Ma wszystko czego potrzebuje, a Sebastian jest dla Niej na prawdę dobry więc...
- Bałeś się o Ich relacje, prawda? - zapytała.
- Nie wmawia Jej, że jest Jej ojcem. - odparł. - Mówi do Niego wujku. Jest na prawdę OK.
- A co z Kristiną? - spytała ciszej.
- Jest szczęśliwa, a tego dla Niej chciałem. - odparł ze szczerym uśmiechem.
- Ciesze się, że Ci się układa. - powiedziała.
- Nie wszystko jest tak jak bym tego chciał. - odparł nie kontrolując swoich słów. Spojrzał na Nią poważniejąc. Miał w oczach coś co nie dawało Jej spokojnie zasnąć. Bo kiedy zamykała oczy widziała właśnie ten wzrok. Pełen uczucia, którego tak bardzo Jej brakowało. Szacunku, lekkiej tęsknoty, rozmarzenia... I tego co tak boleśnie utraciła i czego tak bardzo nie chciała na nowo w sobie odkryć. Bo miłość boli.
- Gregor nadal się do Ciebie nie odezwał? - zapytała odwracając wzrok. Nie chciała kontynuować wątku dla Nich obojga niewygodnego. Albo bardziej wątku nie na ten czas.
- Nie. Przestałem liczyć na to, że w ogóle się odezwie. Nie wiem co się stało, że tak zaczął mnie traktować... - przerwał. - Różnie między Nami było ale zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Wiele sobie powiedzieliśmy, wiele wybaczyliśmy ale mam wrażenie jakbym stracił teraz przyjaciela. Tak na zawsze... - westchnął. - Ale tak jak już wspomniałaś teraz... stał się zupełnie obcy i niedostępny dla każdego. Jeśli nie chce, ja nie będę się narzucał. Nie mam już siły. - stwierdził. Widać było gołym okiem jak ta sytuacja na Niego działa. Jak cierpi tracąc jedną z ważniejszych relacji w swoim życiu. Jedną z najdłuższych i bądź co bądź najtrwalszych... Położyła swoją dłoń na Jego ramieniu aby dodać Mu odrobiny siły. Jej przyjaźń wiele dla Niego znaczyła. Tak samo jak Jego przyjaźń dla Niej. Tylko czy nie za wiele? Dla obojga z Nich? Uśmiechnął się lekko i pocałował Jej dłoń. Jak zawsze. Jak dżentelmen, którym zawsze był. Dobry, troskliwy, opiekuńczy, czuły, pełen wsparcia i dobrej energii... Po prostu idealny. Więc dlaczego kiedyś wybrała kogoś innego? Kogoś posiadającego te cechy jedynie przez chwilę?
- Każdy dokonuje wyborów Steffi. Tych lepszych i tych gorszych. - stwierdził z uśmiechem upijając łyk gorącej kawy, którą Mu podała. - Zawsze mamy jakiś wybór. Jesteśmy niezależni od niczego.
- Nie uważasz, że z pewnymi cechami po prostu się rodzimy? Są w nas i nic tego nie może zmienić? - zapytała siadając obok Niego na kanapie. Uśmiechnął się sympatycznie.
- To, że pewne cechy ma się wrodzone nie oznacza, że musi się je szlifować do granic możliwości. Zwłaszcza jeżeli chodzi o te gorsze. - odparł. - Posłuchaj, to, że Gregor jest jaki jest nie sprawiły cechy wrodzone. Uważam, że mimo wszystko ma jakieś ludzkie uczucia. Inaczej nie potrafiłby się tak zachowywać w stosunku do Theresy. - powiedział. - Sama mówiłaś, że w stosunku do Niej jest zupełnie innym człowiekiem...
- Mam wrażenie, że wrażliwym i kochającym facetem jest tylko i wyłącznie przy Niej. - stwierdziła zamyślona.
- Być może... - zaczął. - A być może przy Niej jest w końcu prawdziwy. - dodał. Spojrzała na Niego uważnie. W oczach miała lekkie zdziwienie. - Zanim Gregor zaczął być taki jaki teraz jest był na prawdę fajnym dzieciakiem. Miał mnóstwo przyjaciół, potrafił się z każdym dogadać, być dla każdego otwarty i pełen dobrej energii... - wspomniał.
- Więc dlaczego potem się tak zmienił? - zapytała z wyraźnym bólem w głosie. - Thomas ja nie potrafię teraz w ogóle za Nim nadążyć... - westchnęła. - Jest jeszcze gorszy niż kiedy byliśmy razem, czego wtedy nawet nie zauważyłam... - przyznała. To, że każdy wiedział, że Ją oszukuje i jaki na prawdę jest bolało Ją bardzo. Bo Ona widziała w Nim zupełnie kogoś innego. Ale to było dawno temu... - Raz jest poważny i opiekuńczy, za chwilę się śmieje jak za dawnych czasów a potem... - przypomniała sobie słowa wypowiedziane ostatnio przez szatyna. - Nie wiem dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi. - dokończyła szeptem. Blondyn przytulił Ją do siebie. Nie opierała się, bo przecież często tak robili. To był zwykły przyjacielski uścisk. Poza tym ramiona blondyna były jedynymi, w których czuła się pewnie i bezpiecznie.
- Jesteś pewna, że Cię nienawidzi? - zapytał głaszcząc Ją po plecach.
- Jedynie to wyjaśnia Jego zachowanie. - stwierdziła z rezygnacją.
- Zapytaj Go o to. - zaproponował. Zaśmiała się gorzko.
- Po ostatniej rozmowie nie mam ochoty Go w ogóle widzieć. Straciłam wszelką sympatię do Niego Thomas. Każdą resztkę uczuć jakie miałam w sobie w stosunku do Niego. - wyznała. - Ech dość o mnie. Co tam u Lilly? - zapytała odsuwając się od Niego i uśmiechając się miło.
- Rośnie jak na drożdżach. - zaśmiał się. - Jest zdrowa, uśmiechnięta... Ma wszystko czego potrzebuje, a Sebastian jest dla Niej na prawdę dobry więc...
- Bałeś się o Ich relacje, prawda? - zapytała.
- Nie wmawia Jej, że jest Jej ojcem. - odparł. - Mówi do Niego wujku. Jest na prawdę OK.
- A co z Kristiną? - spytała ciszej.
- Jest szczęśliwa, a tego dla Niej chciałem. - odparł ze szczerym uśmiechem.
- Ciesze się, że Ci się układa. - powiedziała.
- Nie wszystko jest tak jak bym tego chciał. - odparł nie kontrolując swoich słów. Spojrzał na Nią poważniejąc. Miał w oczach coś co nie dawało Jej spokojnie zasnąć. Bo kiedy zamykała oczy widziała właśnie ten wzrok. Pełen uczucia, którego tak bardzo Jej brakowało. Szacunku, lekkiej tęsknoty, rozmarzenia... I tego co tak boleśnie utraciła i czego tak bardzo nie chciała na nowo w sobie odkryć. Bo miłość boli.
- Gregor nadal się do Ciebie nie odezwał? - zapytała odwracając wzrok. Nie chciała kontynuować wątku dla Nich obojga niewygodnego. Albo bardziej wątku nie na ten czas.
- Nie. Przestałem liczyć na to, że w ogóle się odezwie. Nie wiem co się stało, że tak zaczął mnie traktować... - przerwał. - Różnie między Nami było ale zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Wiele sobie powiedzieliśmy, wiele wybaczyliśmy ale mam wrażenie jakbym stracił teraz przyjaciela. Tak na zawsze... - westchnął. - Ale tak jak już wspomniałaś teraz... stał się zupełnie obcy i niedostępny dla każdego. Jeśli nie chce, ja nie będę się narzucał. Nie mam już siły. - stwierdził. Widać było gołym okiem jak ta sytuacja na Niego działa. Jak cierpi tracąc jedną z ważniejszych relacji w swoim życiu. Jedną z najdłuższych i bądź co bądź najtrwalszych... Położyła swoją dłoń na Jego ramieniu aby dodać Mu odrobiny siły. Jej przyjaźń wiele dla Niego znaczyła. Tak samo jak Jego przyjaźń dla Niej. Tylko czy nie za wiele? Dla obojga z Nich? Uśmiechnął się lekko i pocałował Jej dłoń. Jak zawsze. Jak dżentelmen, którym zawsze był. Dobry, troskliwy, opiekuńczy, czuły, pełen wsparcia i dobrej energii... Po prostu idealny. Więc dlaczego kiedyś wybrała kogoś innego? Kogoś posiadającego te cechy jedynie przez chwilę?
INNSBRUCK, BASEN W OŚRODKU SPORTOWYM...
- Ja chcę jeszcze raz! - zawołała wesoło dziewczynka. Przytulała się mocno do swojego ojca, który właśnie razem z Nią zjechał z największej zjeżdżalni wodnej jaką kiedykolwiek widziała. Nie potrafiła pływać i była stanowczo za mała żeby móc sama bawić się w strefie parku wodnego więc postanowił bawić się razem z Nią. Przecież była Jego księżniczką. Jego oczkiem w głowie. I jeżeli miałby sprawić przyjemność komuś poza sobą to byłaby to właśnie Theresa. Czy tylko Ona zasługiwała na takie traktowanie? Jasne, że nie. Ale bycie upierdliwym, chamskim i obojętnym na wszystko i wszystkich weszło już za bardzo w Jego żyły. Złośliwość stała się obroną. Odpieraniem ataku. Zwłaszcza w stosunku do Steffi. Bo prawda jaką Mu mówiła była nie do zniesienia. Zwłaszcza, że miała rację w każdym wypowiedzianym słowie. A to drażniło. I był jeszcze Thomas. Przyjaciel, który ostatnio przestał zachowywać się jak przyjaciel. i też zaczynał mówić zbyt wiele prawdy. Więc wystarczyło ograniczyć kontakt. Właściwie... całkiem go urwać. Bo tak było prościej. Łatwiej jest odepchnąć problem niż stawić mu czoła. Tylko czyj to był problem?
- Dzień dobry, jak się podobała przejażdżka? - zapytała młoda, zgrabna ratowniczka o włosach koloru hebanu. Uśmiechała się sympatycznie i patrzyła na Małą.
- Chyba tak bardzo, że chcemy się przejechać jeszcze raz. - odparł lustrując Ją z góry do dołu.
- Mamy również inne atrakcje. Równie ekscytujące jak ta. - powiedziała zwracając swój wzrok na szatyna.
- Byłaby Pani tak uprzejma i pokazała Nam je? - zapytał z prowokującym uśmiechem.
- Oczywiście. W każdej chwili. - odpowiedziała.
- Thithi idź się chwilę pobaw z innymi dziećmi w brodziku a tata zaraz do Ciebie wróci i pójdziemy na zjeżdżalnię ok? - zapytał stawiając Małą na płytkach basenowych. Niechętnie pokiwała głową i poszła w stronę brodzika. - To co pani proponuje najpierw? - zapytał uśmiechając się cwanie.
- Dla małej dziewczynki? - zapytała zalotnie.
- Dla dużego chłopca. - odparł patrząc na Nią wymownie.
- To może zacznijmy od kawy... - zaproponowała. - A potem pokażę Panu inne ciekawe atrakcje... - stwierdziła puszczając Mu oko. Uśmiechnął się lekko.
- Panie przodem. - powiedział...
MIESZKANIE STEFFI...
- Ostatnio miałem sporo czasu żeby sobie przemyśleć wiele spraw. - odezwał się stając obok Niej przy kuchence.
- I co ciekawego wymyśliłeś? - zapytała z sympatią. Wstawiła mięso do piekarnika i przykryła garnek z gorąca zupą. Kiedy nie odzywał się przez jakąś chwilę spojrzała na Niego. Był zamyślony. Patrzył tępo w jakiś punkt na ścianie i milczał. - Thomas? - spojrzał na Nią w końcu i lekko się uśmiechnął, a w Jego oczach znów pojawiło się to czego tak bardzo się bała.
- Właściwie to nigdy nie rozmawialiśmy o tym co się stało... - wspomniał.
- Postąpiliśmy niewłaściwie. - powiedziała spokojnie. - Dlatego nie było do czego wracać. - dodała.
- Z jakiegoś powodu to się jednak wydarzyło. I do tej pory nie powiedziałaś mi dlaczego. - Jego wzrok powodował, że zrobiło się Jej gorąco. Był przeszywający, pragnący odpowiedzi, chcący czegoś, czego nie była w stanie z siebie wykrzesać.
- Chwila... chwila słabości... - wydukała. Mimo wszystko nie mogła oderwać wzroku od tych pięknych oczu blondyna, w których zawsze znajdywała zrozumienie. W tym momencie straciły blask. Jakby ktoś odłączył im zasilanie i pozostawała tylko jedna tląca się żaróweczka wśród wyłączonych lampionów.
- Jesteś pewna, że to była tylko chwila słabości? - zapytał z resztką nadziei w glosie. Z resztką nadziei w oczach i całym swoim ciele. Nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Sprawiał, że zapominała języka w ustach, że mimo wszystkich obaw chciała powiedzieć Mu prawdę. Prawdę, która zrani wszystkich dokoła a na to sobie pozwolić nie mogła. Tylko czy Jej serce było w stanie się aż tak poświęcić? Już raz straciła cząstkę swojej miłości. Cząstka przyjaźni też ma zostać naruszona? To byłby zbyt duży cios... Dzwonek do drzwi był ratunkiem. A przynajmniej tak się Jej wydawało, bo kiedy go usłyszała lekko się wystraszyła. Cisza panująca pomiędzy Nimi nagle została przerwana tak drastycznie... Kubek z kawą, który trzymała w ręce wyleciał, a cała Jego zawartość wylądowała na granatowej koszuli blondyna.
- O matko, Thomas, przepraszam... - zaczęła pośpiesznie wycierać materiał ścierką.
- Hej, nic się nie stało. - uspokoił Ją uśmiechając się pogodnie. - Otwórz a Ja sobie poradzę. Gdzie masz jakiś odplamiacz? - zapytał przejmując szmatkę z Jej rąk.
- W łazience pod umywalką. - powiedziała idąc w kierunku drzwi. Po ich otwarciu zobaczyła kuriera z niewielką paczką w ręce.
- Pani Steffi Richter? - zapytał i spojrzał na brunetkę czerwieniejąc na twarzy. - Och... głupio pytam, to Pani... - powiedział zakłopotany. Uśmiechnęła się do Niego miło.
- Słucham.
- Mam dla Pani przesyłkę. Proszę tutaj podpisać. - powiedział i wystawił tabliczkę z przywieszonym długopisem. Nagryzmoliła swój podpis i ponownie uśmiechnęła się do kuriera. - Pani paczka... - podał Jej pakunek.
- Dziękuję. Miłego dnia. - powiedziała i wróciła do mieszkania zaciekawiona tym cóż to może być. Już chciała to sprawdzić ale usłyszała huk dochodzący z łazienki. - Thomas wszystko w porządku? - zawołała ale nie usłyszała odpowiedzi. - Thomas? - zawołała ponownie i natychmiast ruszyła w tamtym kierunku. Kiedy weszła do środka zobaczyła leżącego na posadzce blondyna trzymającego w ręce swoją koszulę. Uklękła przy Nim i z paniką w oczach i głosie zaczęła Nim potrząsać. - Thomas! Thomas obudź się! Thomas! - mówiła podniesionym głosem tarmosząc Nim cały czas. Po chwili z lekkim oszołomieniem otworzył oczy i nie bardzo wiedząc co się dzieje spojrzał zdezorientowany na Jej zatroskaną twarz. - Boże, ale mi narobiłeś strachu... - powiedziała kiedy usiadł powoli na podłodze. - Co się stało? - spytała.
- Nie... nie wiem... Chciałem sprać tą plamę i... chyba po prostu zakręciło mi się w głowie... i... potem się ocknąłem. - powiedział słabym głosem.
- Jesteś blady, chodź musisz się położyć a ja zaraz zadzwonię po pogotowie. - pomogła Mu wstać i przenieść się do Jej sypialni. Kiedy usiadł na Jej łóżku od razu wyciągnęła telefon. Położył na nim dłoń i spojrzał na Nią z lekkim uśmiechem.
- Przestań to tylko omdlenie. Nic mi nie jest. - powiedział.
- Zawsze warto sprawdzić.
- Zostaw karetki dla tych, którzy ich na prawdę potrzebują.
- Musisz iść do lekarza. - oznajmiła twardo. Zaśmiał się wesoło. - Z czego się śmiejesz? Ja się o Ciebie martwię! - oburzyła się.
- Wiem. I nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak się z tego cieszę. - odparł. - Usiądź koło mnie. - poprosił. Zrobiła to ciągle patrząc na Niego z niepokojem. Chwycił Ją za dłoń i spojrzał ponownie w oczy. - Steffi... - zaczął. - Powiedz mi co mam jeszcze zrobić? - zapytał.
- Wystarczy, że się zbadasz. Dla świętego spokoju. - odparła poważnie.
- Co mam jeszcze zrobić żebyś w końcu zobaczyła jak bardzo mi na Tobie zależy? - zapytał. Zaniemówiła. Jej oczy mimowolnie się rozszerzyły mimo, że miała świadomość tego, że kiedyś coś takiego może nastąpić. - Wiem, że to widzisz. - powiedział po chwili. Spokojnie i delikatnie głaskał Jej dłoń, która zaczynała drżeć pod wpływem Jego dotyku. - Wiem też, że nie jestem Gregorem i nigdy nim nie będę. - dodał. - Ale może właśnie dlatego to się wtedy wydarzyło... - powiedział ciszej. - Różnie to sobie tłumaczyłem. Można powiedzieć, że wmawiałem sobie, że to rzeczywiście był sporo mnie kosztujący błąd i tak jak mówiłaś chwila zapomnienia ale... - przerwał żeby spojrzeć Jej w oczy. W oczy wypełnione smutkiem i strachem. - Ale oboje wiemy, że tak nie było... - zbliżył się do Niej powoli. Czuła Jego oddech na sobie, czuła ciepło bijące z Jego nagiego torsu. Czuła Jego zapach tak męski a jednak delikatny, że aż koił wszystkie rozchwiane teraz zmysły... Przymknęła powieki. Jego oczy były tak bardzo hipnotyzujące... Tak troskliwe i pełne dobroci i szczerości... Na jej bladym policzku położył swoją wyjątkowo ciepłą dłoń. Było Jej dobrze, za dobrze... Oparła swoje czoło o Jego i westchnęła.
- To jest zbyt skomplikowane. - powiedziała cicho. Jej głos drżał.
- Mogę sprawić żeby było prostsze... - kontynuował. - Spójrz na mnie. - powiedział. - Steffi spójrz na mnie. - poprosił ponownie. Zrobiła to niechętnie. Wtedy trzymał w sowich dłoniach całą Jej twarz. Tak bardzo zmartwioną. A w oczach miała łzy. Łzy, które powoli zaczęły wypływać i zalewać Jej delikatnie zarumienione policzki. Nie chciał, żeby kiedykolwiek płakała. Miała się śmiać. Miała być wesoła i pogodna. Pełna życia. Taka jak kiedyś... Więc pocałował Jej policzek w miejscu gdzie spływała łza. A potem drugi i znów poprzedni zcaływując Jej smutek z twarzy. Opanowując atak histerii, powstrzymując falę rozpaczy i niewytłumaczalnej udręki jaka miała nadejść. Bo kiedy nie dopuszczamy do siebie uczuć i nie pokazujemy ich, one zabijają nas od środka. A Jej usta smakowały tak dobrze, tak cudownie miękkie, tak słodkie mimo płaczu, tak pełne pasji mimo zahamowań. Pełne tęsknoty. Zatraciła się. Pozwoliła zawładnąć swoim umysłem, ciałem, duszą... Jednemu człowiekowi. A obiecała, że już nigdy tego nie zrobi. Nie pozwoli sobą zawładnąć żadnemu mężczyźnie. A teraz po prostu Go całowała. Pragnęła tej bliskości tak bardzo jak jeszcze niczego nigdy. Była spragniona prawdziwego uczucia. Bez udawania. Bez sztuczek, bez grania... Po prostu prawda... Delikatnym ale stanowczym ruchem położył Ją na łóżku lekko napierając na Jej ciało. Swoimi delikatnymi dłońmi błądziła po Jego torsie i plecach zatracając się w przyjemności jaką Jej dawał swoimi pieszczotami. Był czuły, delikatny a jednocześnie pewny i zdecydowany. Każdy Jego ruch, każdy dotyk wprawiał Ją w tak dawno nieobecny stan... Spojrzał Jej prosto w oczy odsuwając się od Niej na niewielką odległość.
- Przepraszam. - powiedziała i stanęła obok biurka odbierając telefon. - Słucham... - przez chwilę się nie odzywała. Nie dało się ukryć jak bardzo był zawiedziony. Odrzuciła Jego szczere, prawdziwe uczucie... - W którym jest szpitalu? - usłyszał Jej spanikowany głos. Spojrzał na Nią. W jednym momencie zbladła tak, że bał się, że się zaraz przewróci. Podszedł do Niej szybko i ze skupieniem na twarzy na Nią patrzył. - Będę za 10 minut. - odłożyła telefon.
- Co się stało? - zapytał. Widział jak Jej ręce się trzęsą. Jak miota się po pokoju szukając czegoś, nie wiadomo czego, jak nie wie co ze sobą zrobić. Złapał Ją za ręce i zatrzymał na środku pokoju. - Steffi co się stało? - zapytał ponownie.
- Theresa... - odparła jednym słowem. - Spadła z jakiejś dużej wysokości do wody... - mówiła łapiąc spazmatycznie powietrze. - Nie wiadomo jak długo była pod wodą... - dodała. - Jest nieprzytomna... - wybuchła.
- Hej, spokojnie, spokojnie! - powiedział stanowczo. - W którym jest szpitalu? - zapytał.
- Na Schulerstrasse...
******************************************
Hejo wszystkim czytającym :)
Oto kolejny :)
Następny pewnie jutro :P
Czekam na Wasze opinie w komentarzach i przesyłam wielkie buziole :*
Co ten Gregor znowu nawywijał na tym basenie?! Pewnie zostawił małą i poszedł 'na dłuższą' chwilę z tą ratowniczką! Wcale bym się nie zdziwiła jakby Steffi zabroniła mu kontaktów z Tessą.
OdpowiedzUsuńSteffi i Thomas... robi się coraz ciekawiej pomiędzy tą dwójką ;)
Pozdrawiam i weny.
Buziaki ;***
Jezu, na pewno przez Grega! Lata za pannami a dziecko w szpitalu ląduje...
OdpowiedzUsuńThomas i Steffi ♥
Nie trzeba bardziej komentować ;)
Pozdrawiam :)
Przecież Steffi to go chyba zabije jak się dowie,że nie pilnował Małej.
OdpowiedzUsuńThomas <3
Pozdrawiam xx
Oho ! gregor bedzie miał kłopoty. Thomas jest taki czuły,miły,totalne przeciwieństwo Grega.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rodział. Karolina
Gregor... Brak mi słów! Steffi powinna mu zabronić wszelkich kontaktów z córką. Może to go czegoś nauczy. Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Aga.
Matko... Gregor... Znowu?!
OdpowiedzUsuńNo to się aż w głowie nie mieści jak ten człowiek cały czas dostarcza i sobie, i Małej, i Steffi kłopotów... Oj, rany, rany...
Zastanawiający jest teraz kolejny krok Steffi. Na pewno ma tego już dosyć...
Nie zdziwiłabym się, gdyby odebrała kontakt Gregora z Małą... Tylko...
Na tym cierpiałaby także Theresa, niestety...