INNSBRUCK, MIESZKANIE STEFFI...
Kiedy otwarła drzwi mieszkania i zobaczyła twarz szatyna mocno się zdziwiła ale w końcu dzisiejszy dzień przyniósł już tyle niespodzianek, że On za drzwiami nie powinien Jej dziwić. Trzymając ciągle telefon przy uchu wpuściła Go do środka wchodząc spowrotem do salonu, gdzie na stole były rozłożone różne dokumenty, a w których porządek mogła znaleźć tylko Ona.
- Nie, to nie jest możliwe, bo jutro wyjeżdżam i wracam w niedzielę w nocy a w poniedziałek wieczorem muszę już zrobić ten program! - oburzyła się. - Ciekawe jak Ją złapię będąc w Szwajcarii?! - wydarła się. - Od czego tam jesteście do jasnej cholery?! W umowie tego nie było i nie mam zamiaru się za nikim uganiać bo schrzaniliście kalendarz! - kontynuowała wychodząc na moment do swojej sypialni. Szatyn obserwował tą sytuację z lekkim rozbawieniem. W sprawach zawodowych Steffi była zawsze profesjonalistką ale charakter miała bardzo apodyktyczny. Uwielbiała mieć wszystko zapięte na ostatni guzik, perfekcyjne do granic możliwości a co najważniejsze - wszystko musiało się zgadzać z Jej kalendarzem, który zawsze wyglądał tak samo. Czerwony, owinięty zieloną wstążką w białe kropki z wystającymi kolorowymi kartkami, na których zapisywane były najnowsze pomysły. I teraz było tak samo. Rozłożyła kalendarz na stoliku i zapisała coś na jednej z karteczek. - Jasne, że sobie poradzę. - prychnęła załamując się. - Następnym razem sami będziecie sobie radzić bo mam powyżej uszu Waszego nieprofesjonalizmu! - warknęła i rzuciła telefonem o kanapę. Składała pliki kartek chcąc pospiesznie zrobić wśród nich porządek. Szybko związała włosy w wysoki kucyk, ubrała okulary i włożyła do ust ołówek. - Theresa jest na zakupach z Thomasem. Mam dzisiaj urwanie głowy więc muszą kupić coś na obiad. Zaraz powinni być spowrotem. - powiedziała na tyle wyraźnie że szatyn mógł zrozumieć. Nie patrzyła na Niego. Była skupiona na swojej pracy. Była w transie. Zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku w korytarzu. Podszedł do stolika i wpatrywał się w kartki pełne danych i wykresów. Westchnął.
- Policz do dziewięciu. - powiedział spokojnie nadal wpatrując się w dokumenty. Spojrzała na Niego na moment.
- Dlaczego do dziewięciu? - zdziwiła się nieco. Nie, żeby to było bez znaczenia ale zapytać musiała. Dziesięć było liczbą perfekcyjną. A On uwielbiał perfekcję. Więc...
- Bo zazwyczaj przy ośmiu już się uspokajasz więc nie ma sensu dalej liczyć. - odparł wzruszając ramionami. Nie zareagowała. Spojrzał na Nią nie czując żadnej reakcji z Jej strony. - No co? - zapytał. - Znam Cię trochę. - odparł i zostawił kartki robiąc sobie herbatę. Po chwili usłyszał jak bardzo cicho liczy do dziewięciu i uśmiechnął się delikatnie pod nosem. - Mogłabyś... - zaczął ale nie dane było Mu skończyć, bo wyjęła z szafki mały słoiczek z miodem, woreczek z herbatą jaśminową i cytrynę. Po chwili gorący napój był gotowy. - Dziękuję. - powiedział i cmoknął Ją niespodziewanie w policzek po czym usiadł na krześle przy stole. Zmrużyła oczy i nachyliła się nad stołem składając pliki kartek w jedną spójną całość.
- Dwa pytania. Po pierwsze, co to miało być a po drugie, co ty tutaj robisz? - spytała chowając dokumenty do teczki.
- Odpowiadając w odpowiedniej kolejności... - zaczął. - Dowód wdzięczności za tą jakże wspaniałą herbatkę, przyszedłem się zobaczyć z córką przed wyjazdem. - odpowiedział. Mruknęła tylko coś niezrozumiale i wyszła spowrotem do swojej sypialni, gdzie schowała teczkę z dokumentami zamykając szafkę na klucz. Wróciła do kuchni i zajrzała do lodówki. Pokręciła głową i wykręciła odpowiedni numer telefonu.
- Thomas kupcie proszę mleko, bo... - spojrzała na szatyna, który z zainteresowaniem się Jej przyglądał. - Bardzo chętnie ale na kolacji będziemy mieli gościa. - powiedziała siadając na przeciwko szatyna, który tym razem szeroko się uśmiechnął. - Tak. I gdybyś mógł to... - tym razem to Ona się uśmiechnęła. - Jesteś kochany. - powiedziała ciepło i się rozłączyła.
- Wierny jak ten pies, silny jak koń i usłuchliwy jak tresowana małpka. - skomentował szatyn. Uniosła jedną brew ku górze patrząc na Niego. - Thomas robi się jak całe zoo. - zauważył. - Zapomniałem dodać, że jest przebiegły jak lis. - dodał.
- Ty za to jesteś uparty jak osioł, na parkiecie ruszasz się jak słoń w składzie porcelany i zawsze robisz wszystko na opak jak kot. - odparła z ironicznym uśmiechem. Również się uśmiechnął.
- Ale za to w łóżku jestem jak lew. - puścił Jej oko.
- Raczej jak Simba. - skomentowała. Uśmiech zszedł Mu z twarzy.
- Kiedyś nie narzekałaś. - przypomniał.
- Kiedyś nie miałam porównania. - zauważyła. Uśmiechnął się ironicznie.
- Jaka Ty dzisiaj bojowo nastawiona jesteś. - stwierdził wygodnie opierając się o oparcie krzesła. - Kłopoty w pracy? - zapytał.
- Żadnych. Wszystko jest perfekcyjne. - odparła.
- Gdyby było perfekcyjne nie wrzeszczałabyś na nikogo przez telefon. Jesteś zbyt ułożona. Jak Thomas... - zauważył. - Jesteście do siebie bardzo podobni, jesteś pewna, że nie jesteście spokrewnieni? - zapytał udając powagę. Wzięła głębszy oddech.
- Następnym razem uprzedź jak będziesz chciał przyjść. - powiedziała spokojnie.
- Przeszkodziłem Ci w jakichś planach? Miałaś mieć romantyczną randkę? - zapytał.
- A jeśli tak? - zapytała z powagą w oczach. Przez chwilę tylko intensywnie się w nie wpatrywał. Po chwili drzwi do mieszkania otwarły się i słychać było śmiech dziewczynki. Podeszła do drzwi i wzięła od blondyna siatki z zakupami, żeby pomógł małej się rozebrać i sam pozbyć się płaszcza. Theresa od razu pobiegła do salonu.
- To kogo będziemy mieli na kolacji? - zapytał skradając kobiecie całusa. Już miała odpowiedzieć kiedy usłyszeli wesoły krzyk małej.
- Tatuś! - zawołała. Blondyn spojrzał z uwagą na brunetkę a ta jedynie pokręciła głową i machnęła ręką. Kiedy weszli do salonu i zaczęli rozpakowywać zakupy odezwał się szatyn.
- Thomas... Nie wiedziałem, że Steffi ma gościa. - stwierdził szatyn sadzając sobie córkę na barana.
- Wujek i mama robią teraz wspólny projekt i dużo pracują. Wujek jest tu prawie codziennie. - powiedziała wesoło dziewczynka. Brunetka i blondyn spojrzeli po sobie ale nie odezwali się ani słowem. Za to szatyn z zainteresowaniem spojrzał na ową dwójkę.
- O widzisz. Pewnie mają dużo pracy. To może żeby Im nie przeszkadzać to wpadałbym do Ciebie częściej co? Bawilibyśmy się a mama z wujkiem mieliby czas na... pracę. - stwierdził szatyn. - Co Ty na to Thithi? - spytał.
- Taaaak! - zawołała wesoło.
- No to załatwione. - przybił z córką piątkę. - To teraz biegnij do pokoju a ja zaraz do Ciebie przyjdę i zobaczymy co tam masz ciekawego dobra? - zapytał zdejmując Ją z ramion. Od razu pobiegła do pokoiku. - To coś poważnego? - zapytał opierając się o blat stołu.
- Co masz na myśli Greg? - zapytał blondyn krojący warzywa.
- Ten Wasz... projekt. - stwierdził z lekko drwiącym uśmiechem.
- Posłuchaj... - zaczął ale nie dane Mu było dokończyć bo przerwała Mu brunetka uważnie patrząc na szatyna.
- Tak Gregor, to poważny projekt. A na pewno dużo poważniejszy i pewniejszy niż wszystkie Twoje projekty dotąd. - dodała. - Więc jeśli byłbyś tak miły i dał Nam spokojnie go tworzyć to byłabym Ci ogromnie wdzięczna. - powiedziała poważnie na Niego patrząc. Blondyn posłał dawnemu przyjacielowi triumfalne spojrzenie, którego nie mogła zauważyć, bo stał zaraz za Nią, a które cholernie rozwścieczyło szatyna. Pokiwał z zamyśleniem głową.
- Ok. - stwierdził.
- Ok? - zdziwił się blondyn.
- Jasne. Twórzcie... tylko nie zapomnijcie, że jeszcze jest ktoś taki jak Theresa. I dla Niej rodziną jest Steffi i Ja. - przypomniał. - Chyba nie muszę Wam mówić jakim szokiem dla 5-cio latki może być to, że Jej wujek staje się nagle mężem mamy, czyli tak jakby Jej... drugim tatusiem. - stwierdził wzruszając ramionami. - Ale gdybyście jednak o tym zapomnieli i wydarzyłoby się coś niedobrego i Thithi źle by na to zareagowała to pamiętajcie, że ma jeszcze mnie. A ja chętnie się Nią zaopiekuję. Z pomocą sądu będzie to pewnie jeszcze łatwiejsze ale może nie mówmy o tym, bo na razie chyba macie dopiero jakieś niemrawe plany tego projektu a... - przerwał na chwilę widząc Ich zszokowane miny. Uśmiechnął się milo. - Ok. Wszyscy jesteśmy głodni wiec nie będę Wam przeszkadzał. Steffi... - zwrócił się do kobiety. - Pamiętaj, że moja propozycja nadal jest aktualna. A znając Twoją troskę o dobro małej... Daj mi znać kiedy się zdecydujesz. - powiedział i poszedł do pokoiku dziewczynki.
- Co za bezczelna gnida... - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- O jakiej propozycji mówił? - zapytał zdezorientowany blondyn...
- Dwa pytania. Po pierwsze, co to miało być a po drugie, co ty tutaj robisz? - spytała chowając dokumenty do teczki.
- Odpowiadając w odpowiedniej kolejności... - zaczął. - Dowód wdzięczności za tą jakże wspaniałą herbatkę, przyszedłem się zobaczyć z córką przed wyjazdem. - odpowiedział. Mruknęła tylko coś niezrozumiale i wyszła spowrotem do swojej sypialni, gdzie schowała teczkę z dokumentami zamykając szafkę na klucz. Wróciła do kuchni i zajrzała do lodówki. Pokręciła głową i wykręciła odpowiedni numer telefonu.
- Thomas kupcie proszę mleko, bo... - spojrzała na szatyna, który z zainteresowaniem się Jej przyglądał. - Bardzo chętnie ale na kolacji będziemy mieli gościa. - powiedziała siadając na przeciwko szatyna, który tym razem szeroko się uśmiechnął. - Tak. I gdybyś mógł to... - tym razem to Ona się uśmiechnęła. - Jesteś kochany. - powiedziała ciepło i się rozłączyła.
- Wierny jak ten pies, silny jak koń i usłuchliwy jak tresowana małpka. - skomentował szatyn. Uniosła jedną brew ku górze patrząc na Niego. - Thomas robi się jak całe zoo. - zauważył. - Zapomniałem dodać, że jest przebiegły jak lis. - dodał.
- Ty za to jesteś uparty jak osioł, na parkiecie ruszasz się jak słoń w składzie porcelany i zawsze robisz wszystko na opak jak kot. - odparła z ironicznym uśmiechem. Również się uśmiechnął.
- Ale za to w łóżku jestem jak lew. - puścił Jej oko.
- Raczej jak Simba. - skomentowała. Uśmiech zszedł Mu z twarzy.
- Kiedyś nie narzekałaś. - przypomniał.
- Kiedyś nie miałam porównania. - zauważyła. Uśmiechnął się ironicznie.
- Jaka Ty dzisiaj bojowo nastawiona jesteś. - stwierdził wygodnie opierając się o oparcie krzesła. - Kłopoty w pracy? - zapytał.
- Żadnych. Wszystko jest perfekcyjne. - odparła.
- Gdyby było perfekcyjne nie wrzeszczałabyś na nikogo przez telefon. Jesteś zbyt ułożona. Jak Thomas... - zauważył. - Jesteście do siebie bardzo podobni, jesteś pewna, że nie jesteście spokrewnieni? - zapytał udając powagę. Wzięła głębszy oddech.
- Następnym razem uprzedź jak będziesz chciał przyjść. - powiedziała spokojnie.
- Przeszkodziłem Ci w jakichś planach? Miałaś mieć romantyczną randkę? - zapytał.
- A jeśli tak? - zapytała z powagą w oczach. Przez chwilę tylko intensywnie się w nie wpatrywał. Po chwili drzwi do mieszkania otwarły się i słychać było śmiech dziewczynki. Podeszła do drzwi i wzięła od blondyna siatki z zakupami, żeby pomógł małej się rozebrać i sam pozbyć się płaszcza. Theresa od razu pobiegła do salonu.
- To kogo będziemy mieli na kolacji? - zapytał skradając kobiecie całusa. Już miała odpowiedzieć kiedy usłyszeli wesoły krzyk małej.
- Tatuś! - zawołała. Blondyn spojrzał z uwagą na brunetkę a ta jedynie pokręciła głową i machnęła ręką. Kiedy weszli do salonu i zaczęli rozpakowywać zakupy odezwał się szatyn.
- Thomas... Nie wiedziałem, że Steffi ma gościa. - stwierdził szatyn sadzając sobie córkę na barana.
- Wujek i mama robią teraz wspólny projekt i dużo pracują. Wujek jest tu prawie codziennie. - powiedziała wesoło dziewczynka. Brunetka i blondyn spojrzeli po sobie ale nie odezwali się ani słowem. Za to szatyn z zainteresowaniem spojrzał na ową dwójkę.
- O widzisz. Pewnie mają dużo pracy. To może żeby Im nie przeszkadzać to wpadałbym do Ciebie częściej co? Bawilibyśmy się a mama z wujkiem mieliby czas na... pracę. - stwierdził szatyn. - Co Ty na to Thithi? - spytał.
- Taaaak! - zawołała wesoło.
- No to załatwione. - przybił z córką piątkę. - To teraz biegnij do pokoju a ja zaraz do Ciebie przyjdę i zobaczymy co tam masz ciekawego dobra? - zapytał zdejmując Ją z ramion. Od razu pobiegła do pokoiku. - To coś poważnego? - zapytał opierając się o blat stołu.
- Co masz na myśli Greg? - zapytał blondyn krojący warzywa.
- Ten Wasz... projekt. - stwierdził z lekko drwiącym uśmiechem.
- Posłuchaj... - zaczął ale nie dane Mu było dokończyć bo przerwała Mu brunetka uważnie patrząc na szatyna.
- Tak Gregor, to poważny projekt. A na pewno dużo poważniejszy i pewniejszy niż wszystkie Twoje projekty dotąd. - dodała. - Więc jeśli byłbyś tak miły i dał Nam spokojnie go tworzyć to byłabym Ci ogromnie wdzięczna. - powiedziała poważnie na Niego patrząc. Blondyn posłał dawnemu przyjacielowi triumfalne spojrzenie, którego nie mogła zauważyć, bo stał zaraz za Nią, a które cholernie rozwścieczyło szatyna. Pokiwał z zamyśleniem głową.
- Ok. - stwierdził.
- Ok? - zdziwił się blondyn.
- Jasne. Twórzcie... tylko nie zapomnijcie, że jeszcze jest ktoś taki jak Theresa. I dla Niej rodziną jest Steffi i Ja. - przypomniał. - Chyba nie muszę Wam mówić jakim szokiem dla 5-cio latki może być to, że Jej wujek staje się nagle mężem mamy, czyli tak jakby Jej... drugim tatusiem. - stwierdził wzruszając ramionami. - Ale gdybyście jednak o tym zapomnieli i wydarzyłoby się coś niedobrego i Thithi źle by na to zareagowała to pamiętajcie, że ma jeszcze mnie. A ja chętnie się Nią zaopiekuję. Z pomocą sądu będzie to pewnie jeszcze łatwiejsze ale może nie mówmy o tym, bo na razie chyba macie dopiero jakieś niemrawe plany tego projektu a... - przerwał na chwilę widząc Ich zszokowane miny. Uśmiechnął się milo. - Ok. Wszyscy jesteśmy głodni wiec nie będę Wam przeszkadzał. Steffi... - zwrócił się do kobiety. - Pamiętaj, że moja propozycja nadal jest aktualna. A znając Twoją troskę o dobro małej... Daj mi znać kiedy się zdecydujesz. - powiedział i poszedł do pokoiku dziewczynki.
- Co za bezczelna gnida... - pokręciła głową z niedowierzaniem.
- O jakiej propozycji mówił? - zapytał zdezorientowany blondyn...
POKÓJ THERESY...
- Tatusiu to jak to w końcu z Wami jest? - zapytała układając puzzle z myszką miki na podłodze.
- Z kim? - spytał zaciekawiony.
- Z Tobą i z tą Sandrą. - odparła i popatrzyła na Niego uważnie. Uśmiechnął się pogodnie do małej.
- Nie jesteśmy parą. - odparł.
- Czyli to już nie jest Twoja dziewczyna? - spytała.
- Już nie. - odpowiedział pewnie.
- I się z Nią nie ożenisz? - dopytywała.
- Nigdy. - zapewnił przypominając sobie dzisiejsze południe kiedy to stanął w drzwiach Jej mieszkania z pudłem pełnym Jej rzeczy. Szok na jej twarzy był nawet zabawny kiedy powiedział, że nie musi oddawać Mu kluczy bo wymienił zamki w drzwiach.
- Czyli teraz możesz ożenić się z mamą tak? - kontynuowała swój wywiad.
- Mógłbym. Ale...
- Ale?
- Ale mama chyba nie chce. - powiedział z udawanym smutkiem w głosie.
- A pytałeś Ją o to? - zapytała.
- Pytałem czy nie chciałaby znowu być moją dziewczyną ale odpowiedziała, że nie. - powiedział. Jej mina wyrażała, że intensywnie się nad czymś zastanawia. - Co Ci tam chodzi po głowie biedronko? - spytał śmiejąc się rozbawiony Jej miną.
- Nie wiem czemu mama nie chce. Jesteś przystojny, fajny, wszyscy Cię znają, jesteś mistrzem świata, jesteś moim tatą no i robisz pyszne kakao i tosty z dżemem. - wzruszyła ramionami. Znów się zaśmiał.
- No... ja też nie wiem czemu mnie nie chce.
- Może się zakochała w kimś innym? - zapytała podejrzliwie. Spojrzał na córkę poważnie.
- Mówiła Ci coś o tym? - zapytał ciszej jakby własnie wyjawiali sobie jakąś wielka tajemnicę.
- Nie-e - pokręciła głową. - Ale przecież jest taka piękna, że w każdej chwili ktoś może Ją capnąć nie? - zapytała nachylając się w Jego stronę. Uśmiechnął się kiwając głową.
- Jeżeli się zakochała to chyba nie wiele mogę zrobić. - powiedział z żalem.
- A przeprosiłeś Ją? - zapytała.
- Za co? - zdziwił się.
- No mówiłeś że kiedyś narozrabiałeś i dlatego mama nie chce się z Tobą ożenić. - przypomniała.
- No tak ale same przeprosiny chyba nie wystarczą. - stwierdził konspiracyjnie.
- Och... - wywróciła oczami. - Bo Ty to w ogóle nie wiesz jak sie z kobietami obchodzić. - powiedziała czym wywołała kolejny uśmiech na Jego twarzy.
- No to co ja mam zrobić co? - zapytał.
- Zabierz Ją w jakieś ładne miejsce, przeproś, obiecaj, że więcej się to nie powtórzy, użyj uroku osobistego i laska Twoja. - wzruszyła ramionami dokładając kolejny puzzel do układanki.
- Obawiam się córeczko, że mama na to nie pójdzie. - westchnął.
- Czyli Ona z tych upartych, trudnych sztuk... - zamyśliła się. - No cóż... To będziesz się musiał postarać. Musisz tylko pamiętać, że mama lubi prawdę, zawsze wie, kiedy ktoś kłamie i nie lubi kiedy ktoś żartuje z ważnej sprawy. O! I uwielbia strudel z lodami waniliowymi. - dodała.
- Tak, to akurat pamiętam...
- Obiad! - usłyszeli wołanie z kuchni i od razu tam pobiegli ścigając się po mieszkaniu. Kiedy usiedli do stołu od razu zauważyli dwie rzeczy...
- Gdzie wujek? - zapytała dziewczynka.
- Musiał wyjść. - odpowiedziała nakładając zapiekankę na talerze. Nie uszło Jego uwadze też to, że jest przygaszona i wyraźnie zdenerwowana. Czyżby to przez Jego ostrzeżenia?
- Coś się stało? - zapytał trochę lekceważąco. Spojrzała na Niego uważnie.
- Tak. Kristina i Lilly miały wypadek. Są w szpitalu w stanie bardzo ciężkim...
Często zastanawiamy się dlaczego życie stwarza Nam same problemy. Dlaczego pojawiają się przeszkody kiedy tylko droga zaczyna się prostować. Jak nie zakręt to rów do przeskoczenia, który czasem jest tak szeroki, że trzeba długo się do Niego przymierzać a i tak nie ma pewności, że się go pokona. I zazwyczaj takie trudności spotykają tych, którzy na nie nie zasługują a tym, którym by się to przydało drogę zasypuje różami...
- Zasnęła od razu. - powiedział wracając do salonu.
- Była padnięta po Waszych zabawach. - powiedziała zamyślona. Usiadł obok Niej. Znał Ją na tyle, żeby doskonale wiedzieć, że Jej wrażliwość nie pozwoli Jej nie myśleć o tym co się teraz dzieje z Lilly. I z Kristiną...
- Wiesz już coś? - zapytał spokojnie.
- Kristy ma duże obrażenia wewnętrzne, parę złamań i uraz mózgu. Jest operowana. Sebastian jest przed salą a Thomas siedzi u małej.
- Co z Nią? - zapytał z lekkim strachem. Mimo wszystkiego co się wydarzyło do tej pory blondyn nadal wile dla Niego znaczył. Bo przyjaźni nie da się tak po prostu przekreślić. A wiedział co Thomas może teraz czuć bo przecież sam miał córkę i już kilkakrotnie była w szpitalu. Strach zawsze jest taki sam. Czy to wypadek, czy tylko lekkie przetarcie dłoni. To jest mała istotka, która jest częścią Ciebie i zawsze będziesz czuł strach o Nią.
- Jest poobijana ale będzie dobrze. - powiedziała nadal patrząc w jeden punkt w kominku.
- Jak to się stało? - zapytał.
- Pijany kierowca. Miał czerwone a mimo to przejechał przez skrzyżowanie i uderzył w ich samochód. - powiedziała prawie szeptem. - Kristina wracała od rodziców... - przerwała przełykając dość dużą gulę w gardle. - Samochód przekoziołkował i znalazł się w rowie... - zakończyła nie umiejąc powstrzymać już łez. Była cholernie wrażliwa na takie sytuacje, na takie wydarzenia, a zwłaszcza kiedy działo się to Jej przyjaciołom. Przytulił Ją do siebie. Tak po prostu. Bez zbędnych słów. Bez mówienia, że będzie dobrze. Bo tego nie wiedział nikt. A Ona potrzebowała teraz kogoś kto pomoże się Jej uspokoić. Więc pozwolił, żeby jego koszulka wchłaniała Jej łzy a sam po prostu głaskał Ją po plecach.
- Masz cholernie dużo wody w organizmie. - powiedział kiedy już się uspokoiła na tyle, żeby się od Niego odsunąć.
- To jest aż dziwne zważając na to ile ostatnio ryczę. - powiedziała wpatrując się w kubek z melisą, który trzymała w dłoniach. - To żałosne jak płaczliwa się stałam. - zaśmiała się gorzko.
- To wszystko przeze mnie prawda? - zapytał poważnie. Nie odpowiedziała ani nie spojrzała na Niego. - Przepraszam. - powiedział.
- Przestań. - stwierdziła wstając z kanapy. Podeszła do okna i tym razem swój wzrok skupiła na spadających śniegu. - Zawsze byleś taki sam i przyzwyczaiłam się do Twoich złośliwości i całego... Ciebie. - powiedziała.
- To co się dzieje teraz? - zapytał obserwując Ją uważnie.
- Chyba... chyba tego już jest trochę za dużo Gregor.
- Za dużo złośliwości?
- Za dużo Ciebie. - odparła pewnie. Milczał. Znów to głupie uczucie odrzucenia, które męczyło o od tygodnia. - Kiedy zdecydowałam się tu przyjechać byłam pewna, że będziemy się widywać tylko wtedy kiedy to będzie na prawdę konieczne. Że owszem będzie to częściej niż 2 razy w roku ale jednak rzadziej niż teraz. A Twoją złośliwość, bezczelność i gburowatość oraz myślenie tylko i wyłącznie o samym sobie te kilka razy pewnie bym zniosła. Z podniesionym czołem, dumą, udając, że mnie to nie obchodzi. Udając, że mam gdzieś co o mnie myślisz, jak się do mnie odnosisz, Twój brak szacunku... Miałam nadzieję, że będziesz tylko złem koniecznym a ja w końcu ułożę sobie jakoś życie. Bo jest ktoś kto czeka na mnie cholernie długo i przy kim czuje się po prostu człowiekiem, kobietą... A przy Tobie Gregor czuję się nikim... Wiem, że Cię to nie obchodzi. Wiele razy to powiedziałeś, dałeś temu dowód... A ja głupia ciągle gdzieś tam w środku miałam nadzieję, że może zostało w Tobie choć odrobinę tego w kim się zakochałam. Że choć jedna dobra udawana przez Ciebie cecha w Tobie została... - przerwała na moment. Nadal milczał. - Ale Ty jesteś jeszcze bardziej mi obcy niż kiedyś... Ja już po prostu nie mam siły na znoszenie tego wszystkiego. Chcę choć przez chwilę być szczęśliwa. - powiedziała z taką tęsknotą w glosie, że sam zaczął tęsknić za tym kim był kiedyś.
- Ja... - zaczął trochę się jąkając, bo sam nie wiedział co się z Nim dzieje. Patrzył na Jej kruchą sylwetkę owiniętą trochę za dużym swetrem i miał wrażenie, że zaraz się rozpadnie. I że to On doprowadził Ją do takiego stanu. I to Go przerażało. Bo nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ ma na ludzi. Na Nią.
- Nie mów nic. - powiedziała spokojnie. - Czasem kiedy po prostu milczysz mam wrażenie, że choć przez jeden jedyny moment nie muszę się bać, że znowu powiesz mi jak beznadziejna jestem i jak bardzo mnie nienawidzisz. - dodała.
- Nienawidzę? - zapytał szeptem. Szok na Jego twarzy pojawił się zaraz po tych słowach. - Nigdy nic takiego nie powiedziałem Steffi. - dodał.
- Nie musiałeś. Twoje zachowanie mówi samo za siebie. - wyjaśniła. Podszedł do Niej zdziwiony Jej słowami. Nie miał pojęcia, że tak to wszystko odbiera.
- Nie potrafię Cie nienawidzić. - powiedział cicho. - Jesteś matką mojej córki. Jesteś kobietą, która dała mi kogoś dla kogo zachowuję resztki mojej... - zaciął się kiedy odwróciła się spoglądając w Jego oczy. Teraz takie zagubione. Jakby nie wiedzące co tak właściwie się dzieje. - Spróbujmy jeszcze raz. - powiedział cicho ponownie wywołując w Niej niedowierzanie ale tym razem na Jej twarzy zagościł smutny uśmiech. - Na prawdę. Od początku. Dla Theresy. - kontynuował zawzięcie.
- To jest niemożliwe Gregor. - powiedziała pewnie.
- Postaram się zmienić, pomożesz mi, przecież potrafisz, wiem, że chcesz, żeby Theresa miała pełną rodzinę, wiem, że jeżeli dasz mi szansę to Ją wykorzystam i...
- Ty się nie zmienisz. - przerwała Mu. - Potrafisz tylko odgrywać jakąś rolę ale po jakimś czasie wychodzi z Ciebie prawdziwy Ty. - powiedziała dobitnie. Nie odzywał się tylko uparcie patrzył Jej w oczy. Zbliżył się do Niej tak bardzo, że czuła Jego oddech na swoim policzku. Jeżeli nie obrona to atak... Złożył na Jej ustach delikatny pocałunek równocześnie obejmując Ją pewnie rękami.
- Tak wiele mógłbym Ci dać... - wyszeptał pomiędzy kolejnymi pocałunkami, które sprawiały Jej tak wielką przyjemność jak wtedy...
- Tylko, że ja Cię nie kocham Gregor. - wyszeptała odrywając się od Niego. Spojrzała Mu w oczy i tym razem to Ona złożyła pocałunek na Jego ustach. Krótki, bardzo słodki i tak charakterystyczny dla Niej... - Dobranoc. - szepnęła i odeszła wyswobadzając się z Jego uścisku...
**********************************
Jak obiecałam tak jestem z kolejnym rozdziałem :)
Wasze życzenia o moją wenę się bardzo przydały więc dziękuję :*
Piszcie jak Wam się to podoba lub nie bo Wasze opinie dają mi więcej inspiracji niż cokolwiek innego :D
Ann! Jak to w Anglii - deszczowo. Jest mi tu dobrze, bo ludzie traktują mnie jak członka własnej rodziny. Wszyscy są tu tacy otwarci i uśmiechnięci, że aż sama się dziwię. Może to jeszcze nie jest ta otwartość co mają Austriacy, których znam ale jak na Anglików to i tak dużo. ;P
Buziole :*
O jezu, wypadek.. Oby to nie było nic poważnego...
OdpowiedzUsuńChyba przeczytałaś mój komentarz w którym tak bardzo wyżyłam się na Gregu, bo tu juz jest milusi :D
Nadal jednak pozostaje #TEAMTHOMAS i musiałabyś naprawdę zmienić Grega żebym zaczęła być po jego stronie xd
Ta jego rozmowa z Theresą była taka urocza że aż się rozplynelam :))
Jeśli życzenie weny sie przydaje, to życzę ci jej caaaaaaałe mnóstwo ;)
Buziaki! ;*
Oh, God. :D Kochana, piszesz z taką szybkością, że ja nie nadążam tego czytać, no. :D Ale to dobrze, dobrze. Im więcej, tym lepiej.
OdpowiedzUsuńZatem do rzeczy od razu.
Hm... A więc jednak zdecydowała się na 'projekt' z Thomasem?
No dobrze. Zasługują obydwoje na stabilizację,którą mogą sobie zapewnić, tylko jeśli chodzi o uczucia... Szczerze, w tej kwestii mam wątpliwości. Ok, tu Thom jest jest szczery. Kocha Steffi, czekał na Nią tyle lat, ale... Właśnie. Związek nie może składać się jedynie z miłości jednostronnej. Tutaj właśnie uwaga, co do Steffi. Sądzę, że jeśliby go tak naprawdę kochała, kochała, to nie miałaby nawet wątpliwości. Chciałaby być z Thomasem od samego początku i nie usprawiedliwiałaby niczego jakąś 'chwilą słabości'. Chyba, że... No chyba, że ja źle rozumiem miłość. ;p Co więcej, uważam, że Steffi nadal kocha Gregora. No kurcze, sprawia jej ból, czuje, że Greg ją nienawidzi, ale po pierwsze, stara miłość nie rdzewieje. Po drugie, czy to nie dziwne, że Gregor zaliczył tyle wpadek, a ona jakoś mu to puszczała płazem w obliczu prawdziwych możliwych konsekwencji, które mogły spotkać, np. Małą. Dobra, jest jej ojcem, ale to wszystko co się już stało, mógł przypłacić o wiele gorszą karą. Teraz co się stało? Ha! Praktycznie nic. Także to, jakby najbardziej wzbudziło moją czujność.
A sam Gregor? No jak zawsze. Ale... Stwierdzę, że znalazłam w nim cząstki człowieczeństwa. Gdyby był takim potworem, nie byłby taki czuły, delikatny, troskliwy wobec swojej córeczki. To chyba najbardziej weryfikuje jaki potrafi być, bo chyba nie da się przywdziać takiej maski na 'złą twarz'. Niestety sytuacja może być odwrotna, gdyż na dobre oblicze, można przyodziać złą maskę i czuję, że właśnie w coś takiego bawić może się Gregor...
Cóż... Taki beznadziejny chyba ten mój wywód, ale najważniejsze, że wylałam swoje żale. :D
Weny!
Gregor i Tessa- jak ja uwielbiam scenki z nimi <3 Wtedy Schlieri wydaje się być taki ciepły i uczuciowy...
OdpowiedzUsuńKristina i Lily- oby to nie było nic poważnego. Zdrówka dziewczyny :)
Nie wiem czemu, ale wypowiedź Steffi mnie nie przekonała. Uważam, że ona nadal w głębi serca go kocha, być może nieświadomie, ale jednak kocha...
Pozdrawiam ;*