SZPITAL...
Ludzie stanowczo zbyt rzadko myślą o rzeczach oczywistych takich jak oddychanie, jedzenie, chodzenie... Nikt na co dzień nie zastanawia się nad tym czy Jego nogi wytrzymają kolejne kilkanaście godzin w pracy, czy zaprowadzą nas do sklepu, czy nawet pozwolą dostać się z jednego pomieszczenia do drugiego, nie mówiąc o tym żeby wstać po prostu z łóżka. Takie rzeczy doceniamy dopiero kiedy stanie się coś złego, co spowoduje utratę tych funkcji. Człowiek zaczyna myśleć o tym jak było dobrze kiedy nie musiał nikogo prosić o pomoc w dotarciu do toalety czy przejściu po prostu paru kroków żeby obejrzeć co dzieje się za oknem. I wtedy zaczyna się faza, w której człowiek się zatraca. Albo się załamuje i płacze w poduszkę nad swoim beznadziejnym losem, albo zamyka przed światem godząc się ze swoim upośledzeniem, albo chcąc walczyć wkurza się na sytuację, w której się znalazł i za wszelką cenę stara się udowodnić, że ze wszystkim sobie radzi. Są też ludzie, którzy zanim wejdą w którąś z faz muszą przejść etap nienawiści nie tylko sytuacji ale i całego świata. Wszystkich wkoło, którzy chodzą, biegają i potykają się o własne nogi nie doceniając ich funkcji...
Zacisnęła ręce na dużych rozmiarów kołach chcąc uspokoić nerwy. Miliony badań, rezonanse, zdjęcia... I diagnoza. Słowa lekarza, których usłyszeć nie chciała, a które były tak bardzo jednak wyczekiwane. I ten bezradny wzrok blondyna...
- Mama! - zawołała dziewczynka, która z uśmiechem podbiegła do rodzicielki i od razu usiadła Jej na kolanach. Kobieta uśmiechnęła się pogodnie do małej i przytuliła do siebie zdrową ręką.
- Cześć kochanie. Ale ja się za Tobą stęskniłam... - powiedziała całując Ją po policzkach.
- Przecież byłam tutaj codziennie to zamiast się w końcu obudzić to ciągle Ci było mało snu. - wywróciła oczami. - Ale skoro już nie śpisz to Ci poprzeszkadzam. - dodała szczerząc ząbki. Kobieta zaśmiała się lekko. - Przynieśliśmy Ci z tatą całą torbę mandarynek. - powiedziała. - Rano kupiłam je z Anniką. A wiesz, że Ona całkiem dobrze gotuje? - zapytała z fascynacją. - Nie tak dobrze jak Ty ale zapiekankę z ziemniakami robi najlepszą na świecie. I tak ładnie maluje i śpiewa wiesz? Ostatnio śpiewała ze mną i z tatą i lepiej, że do taty zadzwonił Michi bo tata strasznie fałszuje. - zaśmiała się wesoło. Kobieta słuchała Jej bardzo uważnie. Każde słowo wypowiedziane teraz przez córkę było jak najlepsza terapia dla Jej krwawiącego serca. Theresa była jak promyczek słońca w pochmurny dzień, jak iskierka dająca mnóstwo ciepła mimo, że tak niepozorna... Tess po prostu była powodem do życia.
- Thithi a może usiądziesz na krzesełku co? - zapytał w końcu nie chcąc przeszkadzać córce w monologu. Stał w drzwiach do sali i przyglądał się obu paniom.
- Ale mi tu jest wygodnie. - odparła.
- Ale mama jest jeszcze słaba i powinna odpoczywać a taki ciężar jak Ty troszkę Ją chyba męczy. - zauważył.
- Ale za to jaki słodki ten ciężar. - powiedziała pewnie i poruszała zabawnie brwiami. Zupełnie jak szatyn. Spowodowało to perlisty śmiech u brunetki, którego nie mogła opanować. Sam też się uśmiechnął słysząc Jej radość. Bał się, że będzie z Nią źle. Po stracie dziecka, po tym co się stało, a być może po jakiś poważniejszych obrażeniach ale przecież skoro ktoś jest tak wesoły to musi być dobrze...
- Tess kochanie to skoro przyniosłaś tyle mandarynek to poszłabyś do Pani pielęgniarki i poprosiła o jakąś miseczkę na łupinki co? - zapytała.
- Jasne. - odparła z chęcią. Kiedy przychodziła odwiedzać matkę poznała chyba każdy zakamarek tego piętra i chyba każdą pielęgniarkę. Jej otwartość i odwaga ciągle zadziwiała brunetkę ale wziąwszy poprawkę na to kto jest Jej ojcem... stawała się jasność.
- Nie wiedziałem, że jesteś aż tak leniwa Steffi. - stwierdził z rozbawieniem i usiadł na łóżku. Spojrzała na Niego z lekkim zdziwieniem na twarzy. - Aż tak osłabłaś że na wózku Cię trzeba wozić? - dodał. - Wygoda wygodą ale praca czeka, nie obijamy się Pani redaktor. - powiedział z cwanym uśmiechem. Przestała się uśmiechać. Jakby po wyjściu Theresy opuścił Ją cały humor jaki jeszcze przed chwilą prezentowała a pojawił się smutek i rezygnacja w oczach.
- Trochę jeszcze sobie na Nim pojeżdżę. - poklepała jedno z kół wózka. Zmarszczył czoło nie wiedząc o co Jej chodzi. - Belka, która spadła na mnie w pożarze uszkodziła mi kręgosłup Schlieri. - oznajmiła. - Mam wytrącony jeden z kręgów lędźwiowych, który uciska nerw obwodowy odpowiadający za czucie w nogach. - dodała spokojnie. - Nieoperacyjny.
- Co to znaczy? - spytał dla uzyskania pewności co do swoich przypuszczeń. Nie należały one jednak do optymistycznych myśli, które jeszcze przed chwilą miał w głowie.
- Jestem sparaliżowana. - odpowiedziała cicho. Zamilkł. Po prostu patrzył na Nią z niedowierzaniem mając w głowie pustkę. Uśmiechnęła się lekko. - Od teraz to jest mój rydwan. - powiedziała głaszcząc wózek. - Ale popatrz jaki fajny... skórzane obicia, napęd na dwa koła... a jak się postaram to rozwinę całkiem niezłą prędkość. Może załatwisz mi jeszcze jakieś szpanerskie obicie z RedBulla i już w ogóle będę całkiem cool. - pochwaliła się. Nadal uparcie na Nią patrzył. Westchnęła znów markotniejąc. - Nie będę się użalać nad swoim losem Gregor. To cud, że żyję. Powinnam za to dziękować Bogu.
- Ale nie chodzisz. - zauważył. Powiedział to z taką złością w głosie...
- Straciłam dużo więcej niż możliwość chodzenia. - odpowiedziała cicho.
- To nie jest fair. - zauważył próbując się uspokoić. Był wściekły na los, który sobie zakpił z Nich wszystkich. Najpierw chciał Ją odebrać, potem odebrał Jej dziecko, a kiedy już dał nadzieję, że wszystko będzie dobrze znowu coś odbiera. I z tym pogodzić się nie mógł. Bo czuł, że to wszystko Jego wina. Że to przez Jego głupie i nieodpowiedzialne zachowania Ją spotykają same nieszczęścia. Wszystkie te upokorzenia, które przez Niego przeszła, stres, a teraz to...
- Nic z tym nie zrobisz. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. - odparła spokojnie. Widziała jak zaciska dłonie w pięści, jak Jego szczęka nagle staje się napięta... - Uspokój się. - poprosiła. Zaśmiał się nerwowo. - Gregor, to niczego nie zmienia. - zaczęła powoli. - Nadal będę zajmowała się Theresą. Jestem w stanie wiele zrobić, w blokach są windy, mieszkania nie mają progów... Trochę poćwiczę i będzie dobrze. Pielęgniarka będzie mi pomagać przez pierwsze kilka tygodni a potem zobaczysz, będę miała takie bicepsy, że nie będę potrzebowała niczyjej pomocy. - uśmiechnęła się lekko. - Chciałabym tylko Cię prosić żebyś zajął się Theresą jeszcze przez tydzień albo dwa dopóki nie załatwię wszystkiego tak jak powinno być. Nie chcę Jej zawieźć. - dodała.
- Zaraz... co masz załatwić? - spytał zdezorientowany.
- Muszę znaleźć odpowiednie mieszkanie, pielęgniarkę i rehabilitantkę. Muszę pogodzić to wszystko z pracą i ułożyć sobie dzień tak, żeby mieć czas dla Tess...
- A Thomas? - zapytał przerywając Jej. Zamilkła. - Gdzie On właściwie jest? - zapytał.
- Nie wiem. - odparła nie patrząc na Niego. Nie musiała. W głosie słyszał ból. Słyszał smutek i zawód jaki Jej sprawił blondyn. Powinien teraz siedzieć tutaj z Nią i zapewniać, że wszystko będzie dobrze i sobie dadzą radę, że są razem więc nie ma się o co martwić a Ona zamiast to usłyszeć martwi się o to czy zdoła wszystko pogodzić tak żeby zajmować się jeszcze córką.
- Słucham? - dopytał. - Jak to nie wiesz?
- Wczoraj po diagnozie po prostu wyszedł. Dzisiaj pielęgniarka mówiła, że stał przed salą ale nie przyszedł. - odpowiedziała. - Wystraszył się. - dodała. - Nie dziwię Mu się. Mieliśmy założyć rodzinę i żyć długo i szczęśliwie a zamiast tego stracił dziecko, a ja zamiast Go w tym wspierać dokładam Mu problemów stając się kaleką... Jeżeli nie wytrzymał tego wszystkiego i jest Mu z tym zbyt ciężko...
- Żartujesz prawda? - zapytał. Spojrzała na Niego z bólem w oczach. - Jak możesz w ogóle Go tak usprawiedliwiać?!
- Gregor proszę...
- Tak cholernie mnie zapewniał, że Cię kocha, tak walczył, kazał mi się odsunąć i zostawić Cię w spokoju, żebyście mogli być szczęśliwi razem a teraz co? Pojawia się problem i znika?!
- To nie jest mały problemik, który można rozwiązać w kilka dni Gregor! - nie wytrzymała tego wszystkiego. - Ja nie będę już nigdy chodzić rozumiesz?! Rozumiesz co to znaczy?! Będę potrzebowała kogoś do końca życia, kto będzie mi pomagał w najprostszych czynnościach! Wszędzie i zawsze będę tylko ciężarem i nigdy nie będę mogła spędzić normalnego dnia nie mając jakiegoś problemu z poruszaniem się! - warknęła. Była pełna złości i frustracji. Bezradności, którą usiłowała ukryć pod siłą, którą pokazywała dokoła.
- Gdyby Cię tak bardzo kochał jak mówił to nie przestraszyłby się niczego! - oburzył się.
- I kto to mówi?! - prawie pisnęła ze zdenerwowania. Nie odezwał się. Tylko patrzył na Nią zacięcie jakby właśnie kłócili się o jakąś pierdołę, która irytuje każde z Nich. Tylko, że powiedziała coś co Go zabolało. Prawdę. - Przepraszam... - powiedziała spokojniej. Potarła dłonią oczy chcąc jak najszybciej pozbyć się wzbierających się pod powiekami łez. - Nie powinnam...
- Myślałem, że będąc tak blisko nas przez te 6 lat nauczył się nie popełniać moich błędów. - powiedział w końcu cicho. Schował twarz w dłonie. Nie wiedział co ma myśleć, co robić... Jak w ogóle zachować się w tej sytuacji. Nie mógł teraz powiedzieć Jej po raz kolejny, że Ją kocha i jeżeli Thomas nie chce to On się Nią zajmie ale nie mógł też tak po prostu Jej zostawić. Była dla Niego zbyt ważna.
- Thomas potrzebuje czasu... - powiedziała cicho.
- Sama nie wierzysz w to co mówisz. - stwierdził pewnie. - Ale jeśli masz rację to dam Mu 5 minut na pokazanie czy jest facetem czy nic nie wartym idiotą. - powiedział wściekły i wstał z łóżka kierując się do drzwi. W tym momencie do sali wpadła uradowana dziewczynka z miseczką w ręce. Od razu znalazła się przy matce.
- Gregor zostań tu. - poprosiła. Nie słuchał Jej. Wyszedł. - Gregor! - krzyknęła chcąc Go zatrzymać. W przypływie emocji zapomniała się. W rękach pojawiło się zbyt dużo siły i chęci do pobiegnięcia za Nim byle tylko nie pozwolić Mu teraz wyjść. Ale nogi pozostały nieposłuszne. W jednej chwili znalazła się na zimnej podłodze leżąc bezradnie i patrząc na przestraszoną córkę...
REDAKCJA "SPORTU"...
- Przysięgam, że jak tylko wróci to albo da mi podwyżkę albo się zwalniam. - mruczała pod nosem zbierając porozrzucane dokumenty wkoło biurka. Podnosząc się uderzyła głową o blat głośno przy tym klnąc.
- Nie będzie takiej potrzeby. Jak tak dalej pójdzie to ja Cię zwolnię. - usłyszała za sobą kobiecy głos. Wstała z podłogi i stając na przeciwko przybyłej blondynki spojrzała na Nią ze zdezorientowaniem. - Straszny masz tu bałagan a ja tego nie toleruję w moim biurze. - oznajmiła kobieta. Powoli przeszła przez gabinet i usiadła na fotelu należącym do redaktora naczelnego.
- Przepraszam bardzo ale to miejsce jest zajęte. - oznajmiła.
- Owszem, przeze mnie. - wyjaśniła kobieta. Annika jedynie uniosła z zaciekawieniem brwi. - No chyba nie myślałaś, że dyrektor pozwoli zajmować się najważniejszymi sprawami w redakcji jakiejś asystentce bez wykształcenia. - zaśmiała się drwiąco. I ciśnienie podskoczyło. - Stefania jest chora ale biedulkę trzeba jakoś zastąpić w tej pracy. Od tej pory to ja będę redaktorem naczelnym i moim pierwszym rozporządzeniem jest to, że masz tu ogarnąć ten syf, ubrać się jak na asystentkę przystało... - stwierdziła mierząc blondynkę wzrokiem. - I może zrobić mi mocną kawę.
- O czym Ty mówisz?
- Dla Ciebie dziecinko jestem Pani redaktor albo Panno Stiegler jeśli wolisz. - stwierdziła rozglądając się dokoła. - No co tak stoisz? Do roboty! Chyba że chcesz zostać po godzinach, a to chyba nie jest Ci na rękę. Z tego co pamiętam to Gregor lubi punktualny seks. - dodała z uśmiechem powodując wściekłość u blondynki...
DOM KRISTINY...
Siedział przy stole w jadalni i nie wiedząc co robić wpatrywał się bezsensownie w dłonie. Kiedy tylko przyjechał nie musiał długo dobijać się do drzwi. Blondynka otwarła je kiedy tylko usłyszała samochód na podjeździe. Teraz podawała Mu kubek z gorącą herbatą...
- Kto się zajmie Theresą? - spytała cicho.
- Gloria pojechała do szpitala. Weźmie małą na weekend do rodziców. - powiedział ciągle nieobecny.
- Przyjechał wczoraj wieczorem. Nie chciał rozmawiać. Cały czas spędził z Lily a dzisiaj rano gdzieś pojechał. Wrócił mocno nietrzeźwy i od tej pory jest to co widziałeś. - wyjaśniła. Szatyn pokręcił głową. Nigdy jeszcze nie widział blondyna w takim stanie. Zalanego w trupa. Mającego wszystko gdzieś. Nie będącego w stanie normalnie mówić tylko bełkotać coś pod nosem bez sensu. - Gregor co się tam stało? - zapytała.
- Steffi ma poważny uraz kręgosłupa. - powiedział cicho. - Prawdopodobnie nie będzie już nigdy mogła chodzić. - dodał. Blondynka z niedowierzaniem na Niego spojrzała.
- Boże... - zakryła usta dłońmi.
- Ale to nie jest powód do zostawienia Jej z tym samej. Thomas nie może zachowywać się jak tchórz. - powiedział wściekły. - Powinien Ją teraz wspierać a nie zatapiać strach w wódce. - dodał. - Rozumiem, że mógł się przestraszyć ale po tylu zapewnieniach o tej Jego bezgranicznej miłości do Niej powinien teraz tam być i powtarzać Jej, że wszystko będzie dobrze i cokolwiek by się nie działo zawsze przy Niej będzie. - kontynuował. W Jego głosie dało się słyszeć determinację i ogromny żal do przyjaciela. Widziała też jak szatyn to wszystko przeżywa. Nie dość, że matka Jego córki ledwo przeżyła, musi ratować przyjaciela przed popełnieniem największego błędu w swoim życiu to jeszcze...
- Ty Ją kochasz... - stwierdziła z lekkim szokiem w głosie. - spojrzał na Nią z zaciśniętą szczęką. - Ja pierdziele... Gregor przecież...
- Nieważne. - przerwał Jej. - To co ja czuję teraz się nie liczy Kristina. Jestem z kimś. A Steffi jest zaręczona z Thomasem. I mam zamiar zrobić wszystko, żeby ten idiota się opamiętał. I uwierz mi, nie robię tego dla Niego. - powiedział i wstał od stołu udając się na górę do pokoju, w którym obecnie spał blondyn...
SZPITAL...
- I tak po prostu wyszedł? - zapytała zdziwiona.
- Ostatnio wszyscy wychodzą tak po prostu. - zauważyła z lekkim uśmiechem. Była spokojna, opanowana ale w Jej oczach można było zauważyć lekki niepokój. Wyraźnie martwiła się o każdego z Nich.
- Theresa pojechała do dziadków? - spytała.
- Tak. Gloria Ją zawiozła.
- Jak Jej wytłumaczyłaś, że teraz będziesz przykuta do wózka? - zapytała bezpośrednio. Brunetka lubiła blondynkę za tą Jej bezpośredniość. Za szczerość i nie owijanie w bawełnę. Za bycie od początku do końca sobą. Co czasem było męczące...
- Powiedziałam Jej, że mam chore nogi i będę musiała używać wózka.
- Jak zareagowała?
- Powiedziała, że będzie mi siadać na kolanach jak będziemy w parku zjeżdżać z górki. - zaśmiała się lekko. Blondynka pokiwała głową.
- Mogę Cię o coś zapytać?
- Nigdy nie pytasz o pozwolenie. - zauważyła brunetka. - Chodzi o Gregora? - spytała.
- Kochasz Go jeszcze? - zapytała wprost. Brunetka patrzyła na Nią uważnie. Musiała chwilę się zastanowić nad odpowiedzią.
- To, że między mną a Thomasem dzieje się coś złego nie znaczy, że będę chciała wrócić do Gregora. - odparła.
- Nie o to pytałam. - zauważyła blondynka.
- Jest dla mnie ważny. Jest ojcem Theresy... - przerwała na chwilę. - Annika kocham Thomasa. - blondynka tylko pokiwała głową. - Kochasz Go prawda? - spytała widząc zamyślenie na twarzy gościa.
- Nie Twój biznes. - odparła. Brunetka lekko się uśmiechnęła.
- Cokolwiek się nie wydarzy, czy będę z Thomasem, czy też nie... Nie będę wchodzić Ci w drogę. Jeśli Go kochasz... Kochaj. Takich uczuć nie wolno w sobie dusić za wszelką cenę. Bo potem nagle w Tobie wybuchną i zrobią więcej szkody niż gdyby miały być nieodwzajemnione.
- Czasem... czasem wydaje mi się, że mam jakieś szanse a czasem... jest taki...
- Niedostępny? - spytała. Blondynka kiwnęła głową. - Gregor ma problem z rozróżnianiem uczuć Annika i chyba dobrze o tym wiesz. - stwierdziła. - Nie chcę żebyś przez Niego cierpiała, bo Gregor jest takim człowiekiem, przez którego albo jest się w pełni szczęśliwym albo się cierpi. Potężnie.
- Jak tego uniknąć? - spytała.
- Musisz się dowiedzieć czy to co Ci mówi, co robi... czy to jest wyrazem uczucia takiego jak miłość czy to jest odreagowanie stresu. W Jego przypadku pójście z kimś do łóżka nie oznacza bycia razem na dobre i na złe. - powiedziała. Przypomniała sobie co usłyszała od szatyna tamtego wieczora kiedy powiedzieli Mu o zaręczynach i zrobiło się Jej żal tej dziewczyny. - Nie spiesz się z niczym. - poradziła wiedząc o uczuciu jakim darzy Ją Schlierenzauer.
- Wiem, że Cię kocha. Nie jestem głupia Steff. - zaśmiała się gorzko. - Chcę tylko wiedzieć czy potrafiłby być z kimś oprócz Ciebie. - powiedziała.
- Był z Sandrą. - odparła. - Więc chyba potrafi.
- Apropo Sandry... mamy mały problem...
***************************
DZIĘKUJĘ!!!!
Jesteście najlepsze na świecie.
Na prawdę.
Nie spodziewałam się tylu opinii wiec za wszystkie bardzo dziękuję.
Za te parę słów i za te eseje :)
Jak podliczyłam to większość z Was jest stanowczo za niegrzecznym Gregiem niż za idealnym (już nie tak całkiem) Thomasem.
Obiecuję, że się nad tym zastanowię aczkolwiek moja początkowa wizja zakończenia tego opowiadania lekko odbiegała od tego co się teraz tutaj dzieje więc muszę sobie to wszystko uporządkować.
Piszcie kolejne komentarze:*
Choćby po jednym słówku.
Jesteście najlepsze :*
Kolejny w sobotę lub w niedzielę ;)
Buziole :*
dlaczego ja zawsze płacze na twoich opowiadaniach ?
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy i weny życzę :*
Karolina
Kochana, za dużo czasu nie mam, bo mapa świata z geografii wzywa, dlatego będzie krótko. Weź ogarnij ponad 200 krajów :/ Rozdział jak zwykle mi się podobał. Wiedziałam, że Morgi wcale taki idealny nie jest, na jakiego się kreuję. Pokazał, jak bardzo mu zależy na Steffi. Pojawił się problem, a on uciekł jak szczur. Co się stało z tymi jego zapewnieniami? Wszystko potrafi zrozumieć. Teraz są w ciężkiej sytuacji, ale on, zamiast jej pomagać, to zostawił ją z tym wszystkim samą. Gratuluję Thomas, popisałeś się jak cholera. Nie ma co się dziwić oburzeniu Gregora, bo ma rację i w pełni go popieram. Nie zostawia się osoby którą się kocha, bo od tak pojawia się problem. Według mnie, jednym z filarów miłości jest wzajemne wsparcie. Steffi by nie zostawiła Morgensterna, nawet, gdyby wydarzyło się coś jeszcze gorszego. Dlatego właśnie uważam, że Steffi powinna być z Gregiem. Może nie powiedział jej tego w prost, że zaopiekował by się nią, ale chciał to zrobić. Nie powiedział jej jednak o tym ze względu na Thomasa i uważam, że źle zrobił. Powinna się dowiedzieć, przynajmniej nie byłaby sama a byłaby z osobą, której na niej zależy i pomogłaby jej przetrwać trudne chwile. Wiem, że psychika Morgiego po tych kilku upadkach ucierpiała, ale może wizyta u psychologa bądź nawet psychiatry by pomogła. Jak dla mnie Gregor, Gregor i jeszcze raz Gregor. Chłopak będzie dla niej najlepszą opcją, ona go nadal kocha i nie tylko jako ojca swojego dziecka, tylko jako mężczyznę. Nie wyleczyła się z niego, bo z miłości nie da się tak łatwo wyleczyć, nawet gdy sprawia nam wiele cierpienia. Szkoda mi Anniki, bo dziewczyna zasłużyła na szczęście, szkoda tylko, że pokochała kogoś nieodpowiedniego. Wiedziała w co się pakuję, spotykając się z Gregorem, teraz będzie musiała płacić za to cierpieniem. Ciekawi mnie, co kombinuję Sandra i po co znów wróciła. Mam wrażenie, że nie wyniknie z tego nic dobrego.
OdpowiedzUsuńMiało być krótko, wyszło jak zawsze :D Kochana, dziękuję ci za ten rozdział, bo poprawiłaś mi humor przed tą geografią. Czekam do następnego i wiesz, że ja wciąż mam nadzieję, że Steffi jednak będzie z Gregiem. Pa, pa. Do następnego
A to wstrętna modliszka z tej Sandry! Zawsze musi zatruwać wszystkim życie.
OdpowiedzUsuńA Thomas... Tego się po nim nie spodziewałam.
Sądzę jednak, że wbije sobie coś do głowy i pojedzie pogadać ze Steffi.
Oczywiście nadal sercem jestem przy Gregorze.. To się nie zmieni ;D
Buziaki, weny! ;*
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Thomas nie zasługuje na Steffi. Gdyby rzeczywiście ją kochał, tak jak jej to zapewniał, byłby teraz z nią, a nie upijał się!
OdpowiedzUsuńCzy Steffi naprawdę nie widzi jakim uczuciem darzy ją Gregor, czy tylko udaje?!
Podoba mi się to w jaki sposób kreujesz relacje Anniki i Steffi :)
Sandra... co ty chcesz?! Po co wróciłaś?!
Buziaki ;***
Ależ się zdenerwowałam. Po pierwsze- Morgenstern. Co? Chłopczyka przerosły problemy? Teraz należy się tylko upić? Skoro on praktykuje coś takiego, to niech podrzuci Steffi odpowiednie substancje. W końcu ona też cierpi, to wg tej taktyki radzenia sobie z problemami, Steffi powinna być najbardziej upita. Nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńNo po prostu, nie... To się nie mieści w mojej głowie! Jak on mógł ją zostawić?! No jak?! Przecież miłość to podobno dzielenie się ze sobą problemami, a w rezultacie- przechodzenie i pokonywanie wszelkich barier WSPÓLNIE. Tymczasem, co się okazało? Morgenstern sobie woli sam ułożyć jakoś wszystko. Albo nie! On woli zapomnieć. A Steffi? Sama w tym wszystkim została tak na dobrą sprawę. Zarzeka się, że kocha Thomasa, nie? Gdyby jej wierzyć, to Gregor ani nawet Mała nie jest w stanie przywrócić Jej potrzebnej równowagi. No zbulwersowałam się, no... I tyle.
Drugie- Sandra. No po co tu z powrotem przypełzła?! Tylko komplikować będzie Annice wszystko zapewne... Chociaż... Może Steffi coś wymyśli? Sama nie wiem, ale tej jędzy to chyba nikt nie trawi... Obmierzła postać.
Cóż... No rozdział jest świetny! Czekam na nexta. Pisz szybciutko! :D
A ja się cieszę, że Thomas w końcu przestał być taki idealny. W końcu zachowuje się jak człowiek a nie jak superbohater. Oczywiście nie zmienia to faktu, że jego zachowanie jest okropne. Jakby kochał prawdziwie to by nie zostawił Steffi samej z problemami.
OdpowiedzUsuńA Tess jest takim kochanym słoneczkiem! Uwielbiam ją!
A co do Sandry - choć prywatnie nic do niej nie mam, to w Twoim opowiadaniu znieść jej nie mogę! Mogłaby zniknąć!
Z niecierpliwością czekam na 30!
Ps.twoje opowiadanie jest świetną wymówką na przerwę od lektury kodeksów
Weny :-)
Madźka
Hahahaha... wiedziałam, że tego szanowny Pan Morgenstern nie wytrzyma. Gregor jest po prostu cudowny... Nie chce przez to nic dla siebie ugrać tylko chce opamiętać przyjaciela. Robi to wszystko dla Steffi, mimo, że ją Kocha.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem Steffi, jak może bronić Thomasa... Na jej miejscu jakby wrócił z podkulonym ogonem to bym go kopnęła w .... cztery litery.
Steffi ma być z Gregorem koniec kropka.
Aha! I bym zapomniała... Fajnie zbudowałaś relacje pomiędzy Steffi i Anniką. Jestem ciekawa dalszych ich losów w szczególnie w kontekście powrotu Gregora do Steffi ;)
Pozdrawiam, Aga.
Czyli Morgi nie podołał w sytuacji krytycznej. Nie chcę go wybielać, ale to tylko człowiek. Nikt nie jest idealny, nawet jak się nam tak wydaje. No i po raz kolejny zaimponował mi Gregor w tym opowiadaniu, mam rażenie, że przez te 3-4 rozdziały cholernie dojrzał. Nie boi się odpowiedzialności i mimo nerwów i pretensji przyjmuje życie takie jakie jest. Ma u mnie dużego plusa :) Żal mi Steffi, bo inaczej jest z urazami stałymi, które mamy od urodzenia, a inaczej z tymi, które nabywamy w życiu. Wydaje się pogodzona z losem, ale chyba tak nie jest, żeby Nam w depresje nie wpadła czasem :( I na koniec tak z innej strony troszkę o opowiadaniu: podoba mi się, że nie jest różowo, cukierkowo, żyli długo i szczęśliwie itd. Każdy z bohaterów musi się namęczyć, żeby do czegoś dojść, przeżyć coś złego, żeby przyszło dobre, to jest świetne :) Pozdrawiam i czekam na next!
OdpowiedzUsuńW życiu nie spodziewałabym się po Thomasie takiej... głupoty. Problemy go przerastają? Jest chyba na tyle dorosły, że powinien sobie z nimi radzić, a nie, upijać się. Gregor na u mnie wieeeelkiego plusa w tym momencie. On zdecydowanie bardziej zasługuje na Steffi niż Morgi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie na nowy rozdział :**
Czy jak napiszę, ze mam łzy w oczach będzie bardzo źle? Nie wiem, ale ten rozdział wzruszył mnie najbardziej ze wszystkich. Chyba nie spodziewałam sie takiej reakcji po Thomasie i tego jak zachował sie Gregor
OdpowiedzUsuńPo tym jak Schlieri dziś wygrał to już musi być ze Steffi :) trzymam za nich mocno kciuki, pozdrawiam i czekam na next :*
OdpowiedzUsuń