INNSBRUCK, SZPITAL...
Tydzień bezsennych nocy. Tydzień takich samych dni. Przepełnionych czekaniem, trwaniem ciągle w jednym miejscu i przekonywaniem samego siebie, że nic nie jest przesądzone i przyszłość jeszcze może być kolorowa. Kryzys wiary? Każdy by go miał w takiej sytuacji. U Niego zupełny brak wiary przeplatał się z wręcz chorobliwym wmawianiem sobie, że to tylko niewielka przeszkoda na drodze do szczęśliwego finału. Do szczęśliwego? Chyba już nie. Nie, kiedy traci się coś czego na dobrą sprawę jeszcze się nie otrzymało... Poczuł małą, ciepłą dłoń na swojej dłoni i spojrzał na dziewczynkę.
- Nie martw się wujku. Mamusia się obudzi. - powiedziała pewnie. Miała pogodny uśmiech na twarzy i taką wielką wiarę w oczach... Podziwiał Ją mimo, że była kilkulatką. Była silniejsza niż wszyscy wokół. Niż On, niż Jej ojciec, który po tym wszystkim zamknął się w sobie... No i nie wiedziała o niczym... Usiadła na krzesełku obok łóżka i zaczęła opowiadać leżącej bez ruchu kobiecie swój dzień. Znowu... Wyszedł z sali i usiadł na krzesełku przed nią. Codziennie to robił. Bo Theresa potrzebowała chwili sam na sam z matką, nawet, jeżeli tylko Ona miałaby mówić.
- Powinieneś w końcu się porządnie wyspać. - powiedział szatyn siadający obok przyjaciela. Podał Mu kawę z automatu i zamilkł. Niewiele mówił. Bo w sumie nawet nie wiedział co powiedzieć powinien.
- Tak jak Ty? - zapytał z lekką ironią. - Rozmawiałem wczoraj z Anniką. - dodał widząc pytający wzrok przyjaciela.
- I co takiego Ci powiedziała? - spytał z udawaną obojętnością. To wszystko było dla Niego zbyt trudne. Zbyt wiele musiał wyjaśniać córce, która w Jego towarzystwie zaczynała zadawać pytania i na nowo odżywać. I choć cieszyło Go to niezmiernie, sprawiało wiele trudności.
- Całymi nocami oglądasz zdjęcia sprzed lat, jesz tylko wtedy kiedy chcesz żeby Theresa jadła, a jak jakimś cudem zaśniesz to budzisz się co chwilę zalany potem. - powiedział odwracając wzrok od szatyna. - Ona to wszystko widzi Gregor. I Twoje zapewnienia o tym jak ważna jest dla Ciebie chyba przestają Jej wystarczać. - dodał. Szatyn jedynie schował twarz w dłoniach. Musiał głośno westchnąć. Wszystko się tak skomplikowało przez Jego kłamstwa i manipulacje, przez Jego głupotę, że powoli sam gubił się we własnym świecie.
- Oprócz tego, że nie śpisz wydajesz się być tym wszystkim nieporuszony. - stwierdził cicho i jakby z lekkim niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, że Morgenstern tak nagle stał się człowiekiem bez emocji. Za długo Go znał.
- Nie mam siły na pretensje Gregor. Nie mam siły na rozpacz... Boję się. - powiedział szczerze.
- Czego? - Schlierenzauer spojrzał uważnie na blondyna.
- Że jeśli pomyślę, że nie straciłem jeszcze wszystkiego i dopuszczę do siebie nadzieję na to, że wszystko skończy się mimo wszystko dobrze... Coś nagle pieprznie. - stwierdził cicho. W Jego głosie można było wyczuć wielki ból. Bo nadzieja taki ból koi a kiedy tej nadziei nie ma ból zaczyna przerastać. I nawet największy egoista nie dałby sobie z Nim rady.
- Przykro mi z powodu... - nawet nie wiedział jak dokończyć. Zobaczył grymas na twarzy przyjaciela świadczący o zbyt dużym bólu do zniesienia. - Wiem, że to nie jest najlepsze pocieszenie ale... macie jeszcze dużo czasu Thomas. - powiedział. - Całe życie przed Wami. Jestem pewien, że jak to wszystko się skończy to stworzycie wielką kochająca się rodzinę. - dodał.
- Nigdy nie myślałem, że usłyszę coś takiego od Ciebie. - powiedział szczerze.
- Nigdy nie myślałem, że Steffi będzie potrafiła być z kimś poza mną. - odpowiedział zamyślony.
- A Ty potrafisz być z kimś poza Nią? - zapytał poważnie blondyn. Jego wzrok wwiercał się w szatyna z taką intensywnością... Jakby chciał wydrzeć Nim prawdę leżącą gdzieś na dnie duszy przyjaciela.
- Tatusiu, chodź! - zawołała dziewczynka wybiegając nagle z sali.
- Gdzie? - spytał zdezorientowany.
- Po pana doktora. - powiedziała wesoło.
- Źle się czujesz? - zdziwił się.
- Nie. Mama chce z nim porozmawiać - oznajmiła jakby to była oczywistość. Blondyn od razu wstał i praktycznie wbiegł do sali gdzie leżała brunetka, a Schlierenzauer tylko bezradnie patrzył przez szybę dzielącą salę i korytarz. Miała otwarte oczy, smutne ale wpatrzone w twarz Morgensterna jakby widziała Ją po raz pierwszy w życiu. I takie... przestraszone. - No chodź! - ponaglała Go dziewczynka.
- Już już... idziemy...
***
Była poobijana. Na twarzy po całym policzku rozchodziły się zadrapania. Miała założony kołnierz ortopedyczny, na głowie bandaż, a lewa ręka była cała w gipsie. W tym wszystkim nadal wyglądała tak bardzo delikatnie... Jak porcelanowa lalka. Usiadł zaraz przy Niej i bojąc się cokolwiek zrobić dotknął Jej dłoni. Kiedy zobaczył w Jej oczach łzy ścisnął dłoń mocniej chcąc jakby dodać Jej siły. Bo w Jej oczach widział, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego co się stało i z tego co stracili... I nagle ogarnął Go strach. Strach przed Jej reakcją. Przed tym co mógłby od Niej usłyszeć. Oskarżenia, obarczenie winą... a najgorsze było to, że sam już wystarczająco się tą winą obarczał. A teraz miał usłyszeć jeszcze, że przez to wszystko Go nienawidzi. Bo przecież przez Jego nieobecność prawie nie straciła życia... Zacisnął mocno zęby, żeby nie pokazać tego jak bardzo boli Go to wszystko. Żeby pokazać, że zniesie Jej słowa w spokoju i że jest gotowy stać się tarczą, do której będzie rzucać obelgami i wszelkimi aktami nienawiści i żalu. Że Ją zawiódł a przecież obiecał, że nigdy tego nie zrobi. I wtedy usłyszał słowo, które powtarzała jak mantrę. Cicho i przez łzy wylewające się z Jej oczu strumieniami...
- Przepraszam... przepraszam Thomas... - powtarzała w kółko niezdarnie chcąc zacisnąć zdrową dłoń na Jego dłoni. Na dłoni, która nagle jakby opadła z sił, bo tego się nie spodziewał. Z wyraźnym niezrozumieniem spojrzał Jej w oczy. - Tak bardzo Cię przepraszam...
- Witamy spowrotem Panno Richter. - lekarz podszedł do pacjentki i z uśmiechem na twarzy poświecił malutką latareczką w Jej oczy. - Nie wiedziałem, że aż tak się Pani ucieszy na mój widok, że aż łzy popłyną. Uczesałbym się. - stwierdził nieudolnie żartując. - Pamięta Pani co się stało? - zapytał poważniejąc.
- Pożar... - powiedziała uspokajając trochę oddech. - Coś wybuchło i... ta belka... dziewczynki... - dukała popadając w coraz większe nerwy.
- Wszystko jest w porządku. No przecież widziała się Pani z córą tak? Śmiga jak nakręcona i codziennie opowiada o jakimś innym chłopaku. Uspokajamy się tak? - kontynuował lekarz.
- Lily...
- Jest z Kristiną. Wszystko z Nią w porządku. Trochę sie przestraszyła nic poza tym. - tym razem odezwał się blondyn uspokajająco głaskając Jej dłoń.
- Jak się Pani czuje? - zapytał lekarz oglądając ranę na głowie.
- Ręka mnie bardzo boli, głowa tylko trochę i... - zacięła się na chwilę. Uwolniła rękę z uścisku Morgensterna i przyłożyła Ją do brzucha jednocześnie patrząc na lekarza z resztką nadziei w oczach. Ten jedynie pokręcił ze smutkiem głową.
- Zostawię Państwa na chwilę. Zajrzę do Pani za jakiś czas kiedy leki przeciwbólowe przestaną działać. Tylko tak będę mógł się dowiedzieć czy wszystko jest w porządku. - powiedział i wyszedł z sali...
***
- I co z Nią? - zapytał szatyn zatrzymując lekarza na korytarzu.
- Wszystko wygląda dobrze. Pacjentka jest obolała ale to normalne. Po takim wypadku Jej stan jest fenomenalny ale szczegółów dowiem się za kilka godzin kiedy leki przestaną działać. Na razie... - lekarz spojrzał w szybę przez którą było widać zrozpaczoną kobietę i bezradnego mężczyznę trzymających się mocno za ręce. Schlierenzauer również spojrzał w tamtym kierunku a kiedy zobaczył, że kobieta płacze żadne dodatkowe wyjaśnienia nie były potrzebne. Nie były potrzebne dla Niego...
- Tatusiu czemu mamusia płacze? - zapytała stojąc na jednym z krzesełek. Lekarz lekko kiwając głowa odszedł zostawiając mężczyznę samego z córką. Ten wziął małą na ręce i zaczął iść w kierunku wyjścia ze szpitala.
- Mamę bardzo boli ręka i głowa dlatego płacze. Będzie chciała trochę odpocząć i porozmawiać z wujkiem. Nie będziemy Jej dzisiaj już przeszkadzać co? Przyjdziemy do Niej jutro jak będzie się czuła lepiej dobrze? - zapytał ubierając Jej czapeczkę.
- Yhym... - mruknęła. - I przyniesiemy Jej pomarańczę. Mama lubi pomarańcze. - stwierdziła zadowolona...
***
Prawie godzinę usiłował uspokoić Jej drżącą dłoń. Nie chciał Jej przerywać. Sam też musiał się wypłakać po tej wiadomości. Strata dziecka mimo, że się Go jeszcze nie widziało boli zawsze tak samo mocno. Zostawia w psychice ślad, który ciężko wymazać i ranę na sercu, która ciężko się goi. I właściwie nie wiadomo co ze sobą zrobić. I żadne słowa nie pomagają, a mówienie, że ma się jeszcze dziecko, dla którego trzeba żyć i być silnym wprawia w tak wielką złość, że człowiek traci nad sobą panowanie. I dopiero po jakimś czasie dochodzi do Niego, że rzeczywiście tak jest i trzeba być mocnym, bo ma się dla kogo...
- Za co mnie przepraszałaś? - zapytał cicho kiedy uspokoiła się na tyle żeby w miarę normalnie oddychać. Spojrzała na Niego w sposób, jakby się wstydziła czegoś. Jakby rzeczywiście coś złego zrobiła.
- Nie potrafiłam ocalić naszego dziecka Thomas. - wyznała z bólem. - Nigdy sobie tego nie wybaczę... - dodała szeptem. Ścisnął Jej dłoń jeszcze mocniej a drugą dłoń przyłożył delikatnie do Jej policzka.
- O czym Ty mówisz?... Steffi... Uratowałaś Theresę i Lily... Gdyby nie Ty nie wiem jakby się to skończyło... - mówił.
- Ale...
- Wiem. - przerwał Jej. - I uwierz mi, że tak samo jak Ty nie potrafię tego do siebie przyjąć ale... - przerwał na moment. - Obwinianie siebie nie pomoże Nam w przejściu przez to wszystko. Jeżeli by tak było to powinnaś mnie znienawidzić za to, że zostawiłem Was tam same i zamiast być z Tobą... piłem sobie piwo z Gregorem. - powiedział z wyraźną złością w oczach. Ze złością na siebie.
- To nie była Twoja wina. - powiedziała cicho.
- Ani Twoja. - dodał z pewnością w głosie. - Ale to nie zmienia faktu, że powinienem tam być.
- Nie przeżyłabym jeszcze Twojej straty. - pokręciła głową.
- A ja nie przeżyłbym Twojej. - odparł szczerze. - Tak bardzo się cieszę że jesteś znów ze mną... - pocałował Jej dłoń z taką czułością, że nie potrafiła się nie rozpłakać ponownie. Bo mimo wszystko czuła szczęście. Była szczęśliwa, że żyje, że ma dla kogo żyć, że On nadal przy Niej jest. - I jeżeli tylko będziesz chciała... Będziemy mieli gromadkę dzieci. Tylko nie zamykaj się przede mną. - poprosił. Zdawał sobie sprawę co teraz czuje brunetka, jak bardzo będzie chciała tą tragedię przeżyć sama. A to oznacza zamknięcie się na wszystkich i po prostu trwanie od dnia do dnia kolejnego. Ze zwykłego przyzwyczajenia.
- Obiecaj mi, że damy sobie z tym radę. - poprosiła ciągle uwalniając kolejne łzy.
- Obiecuję, że razem przez to przejdziemy. Zrobię wszystko, rozumiesz? Wszystko... żebyś tylko znów się do mnie uśmiechnęła tak jak kiedyś. - powiedział ciągle całując Jej dłoń...
- Nie martw się wujku. Mamusia się obudzi. - powiedziała pewnie. Miała pogodny uśmiech na twarzy i taką wielką wiarę w oczach... Podziwiał Ją mimo, że była kilkulatką. Była silniejsza niż wszyscy wokół. Niż On, niż Jej ojciec, który po tym wszystkim zamknął się w sobie... No i nie wiedziała o niczym... Usiadła na krzesełku obok łóżka i zaczęła opowiadać leżącej bez ruchu kobiecie swój dzień. Znowu... Wyszedł z sali i usiadł na krzesełku przed nią. Codziennie to robił. Bo Theresa potrzebowała chwili sam na sam z matką, nawet, jeżeli tylko Ona miałaby mówić.
- Powinieneś w końcu się porządnie wyspać. - powiedział szatyn siadający obok przyjaciela. Podał Mu kawę z automatu i zamilkł. Niewiele mówił. Bo w sumie nawet nie wiedział co powiedzieć powinien.
- Tak jak Ty? - zapytał z lekką ironią. - Rozmawiałem wczoraj z Anniką. - dodał widząc pytający wzrok przyjaciela.
- I co takiego Ci powiedziała? - spytał z udawaną obojętnością. To wszystko było dla Niego zbyt trudne. Zbyt wiele musiał wyjaśniać córce, która w Jego towarzystwie zaczynała zadawać pytania i na nowo odżywać. I choć cieszyło Go to niezmiernie, sprawiało wiele trudności.
- Całymi nocami oglądasz zdjęcia sprzed lat, jesz tylko wtedy kiedy chcesz żeby Theresa jadła, a jak jakimś cudem zaśniesz to budzisz się co chwilę zalany potem. - powiedział odwracając wzrok od szatyna. - Ona to wszystko widzi Gregor. I Twoje zapewnienia o tym jak ważna jest dla Ciebie chyba przestają Jej wystarczać. - dodał. Szatyn jedynie schował twarz w dłoniach. Musiał głośno westchnąć. Wszystko się tak skomplikowało przez Jego kłamstwa i manipulacje, przez Jego głupotę, że powoli sam gubił się we własnym świecie.
- Oprócz tego, że nie śpisz wydajesz się być tym wszystkim nieporuszony. - stwierdził cicho i jakby z lekkim niedowierzaniem. Nie mógł uwierzyć, że Morgenstern tak nagle stał się człowiekiem bez emocji. Za długo Go znał.
- Nie mam siły na pretensje Gregor. Nie mam siły na rozpacz... Boję się. - powiedział szczerze.
- Czego? - Schlierenzauer spojrzał uważnie na blondyna.
- Że jeśli pomyślę, że nie straciłem jeszcze wszystkiego i dopuszczę do siebie nadzieję na to, że wszystko skończy się mimo wszystko dobrze... Coś nagle pieprznie. - stwierdził cicho. W Jego głosie można było wyczuć wielki ból. Bo nadzieja taki ból koi a kiedy tej nadziei nie ma ból zaczyna przerastać. I nawet największy egoista nie dałby sobie z Nim rady.
- Przykro mi z powodu... - nawet nie wiedział jak dokończyć. Zobaczył grymas na twarzy przyjaciela świadczący o zbyt dużym bólu do zniesienia. - Wiem, że to nie jest najlepsze pocieszenie ale... macie jeszcze dużo czasu Thomas. - powiedział. - Całe życie przed Wami. Jestem pewien, że jak to wszystko się skończy to stworzycie wielką kochająca się rodzinę. - dodał.
- Nigdy nie myślałem, że usłyszę coś takiego od Ciebie. - powiedział szczerze.
- Nigdy nie myślałem, że Steffi będzie potrafiła być z kimś poza mną. - odpowiedział zamyślony.
- A Ty potrafisz być z kimś poza Nią? - zapytał poważnie blondyn. Jego wzrok wwiercał się w szatyna z taką intensywnością... Jakby chciał wydrzeć Nim prawdę leżącą gdzieś na dnie duszy przyjaciela.
- Tatusiu, chodź! - zawołała dziewczynka wybiegając nagle z sali.
- Gdzie? - spytał zdezorientowany.
- Po pana doktora. - powiedziała wesoło.
- Źle się czujesz? - zdziwił się.
- Nie. Mama chce z nim porozmawiać - oznajmiła jakby to była oczywistość. Blondyn od razu wstał i praktycznie wbiegł do sali gdzie leżała brunetka, a Schlierenzauer tylko bezradnie patrzył przez szybę dzielącą salę i korytarz. Miała otwarte oczy, smutne ale wpatrzone w twarz Morgensterna jakby widziała Ją po raz pierwszy w życiu. I takie... przestraszone. - No chodź! - ponaglała Go dziewczynka.
- Już już... idziemy...
***
Była poobijana. Na twarzy po całym policzku rozchodziły się zadrapania. Miała założony kołnierz ortopedyczny, na głowie bandaż, a lewa ręka była cała w gipsie. W tym wszystkim nadal wyglądała tak bardzo delikatnie... Jak porcelanowa lalka. Usiadł zaraz przy Niej i bojąc się cokolwiek zrobić dotknął Jej dłoni. Kiedy zobaczył w Jej oczach łzy ścisnął dłoń mocniej chcąc jakby dodać Jej siły. Bo w Jej oczach widział, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego co się stało i z tego co stracili... I nagle ogarnął Go strach. Strach przed Jej reakcją. Przed tym co mógłby od Niej usłyszeć. Oskarżenia, obarczenie winą... a najgorsze było to, że sam już wystarczająco się tą winą obarczał. A teraz miał usłyszeć jeszcze, że przez to wszystko Go nienawidzi. Bo przecież przez Jego nieobecność prawie nie straciła życia... Zacisnął mocno zęby, żeby nie pokazać tego jak bardzo boli Go to wszystko. Żeby pokazać, że zniesie Jej słowa w spokoju i że jest gotowy stać się tarczą, do której będzie rzucać obelgami i wszelkimi aktami nienawiści i żalu. Że Ją zawiódł a przecież obiecał, że nigdy tego nie zrobi. I wtedy usłyszał słowo, które powtarzała jak mantrę. Cicho i przez łzy wylewające się z Jej oczu strumieniami...
- Przepraszam... przepraszam Thomas... - powtarzała w kółko niezdarnie chcąc zacisnąć zdrową dłoń na Jego dłoni. Na dłoni, która nagle jakby opadła z sił, bo tego się nie spodziewał. Z wyraźnym niezrozumieniem spojrzał Jej w oczy. - Tak bardzo Cię przepraszam...
- Witamy spowrotem Panno Richter. - lekarz podszedł do pacjentki i z uśmiechem na twarzy poświecił malutką latareczką w Jej oczy. - Nie wiedziałem, że aż tak się Pani ucieszy na mój widok, że aż łzy popłyną. Uczesałbym się. - stwierdził nieudolnie żartując. - Pamięta Pani co się stało? - zapytał poważniejąc.
- Pożar... - powiedziała uspokajając trochę oddech. - Coś wybuchło i... ta belka... dziewczynki... - dukała popadając w coraz większe nerwy.
- Wszystko jest w porządku. No przecież widziała się Pani z córą tak? Śmiga jak nakręcona i codziennie opowiada o jakimś innym chłopaku. Uspokajamy się tak? - kontynuował lekarz.
- Lily...
- Jest z Kristiną. Wszystko z Nią w porządku. Trochę sie przestraszyła nic poza tym. - tym razem odezwał się blondyn uspokajająco głaskając Jej dłoń.
- Jak się Pani czuje? - zapytał lekarz oglądając ranę na głowie.
- Ręka mnie bardzo boli, głowa tylko trochę i... - zacięła się na chwilę. Uwolniła rękę z uścisku Morgensterna i przyłożyła Ją do brzucha jednocześnie patrząc na lekarza z resztką nadziei w oczach. Ten jedynie pokręcił ze smutkiem głową.
- Zostawię Państwa na chwilę. Zajrzę do Pani za jakiś czas kiedy leki przeciwbólowe przestaną działać. Tylko tak będę mógł się dowiedzieć czy wszystko jest w porządku. - powiedział i wyszedł z sali...
***
- I co z Nią? - zapytał szatyn zatrzymując lekarza na korytarzu.
- Wszystko wygląda dobrze. Pacjentka jest obolała ale to normalne. Po takim wypadku Jej stan jest fenomenalny ale szczegółów dowiem się za kilka godzin kiedy leki przestaną działać. Na razie... - lekarz spojrzał w szybę przez którą było widać zrozpaczoną kobietę i bezradnego mężczyznę trzymających się mocno za ręce. Schlierenzauer również spojrzał w tamtym kierunku a kiedy zobaczył, że kobieta płacze żadne dodatkowe wyjaśnienia nie były potrzebne. Nie były potrzebne dla Niego...
- Tatusiu czemu mamusia płacze? - zapytała stojąc na jednym z krzesełek. Lekarz lekko kiwając głowa odszedł zostawiając mężczyznę samego z córką. Ten wziął małą na ręce i zaczął iść w kierunku wyjścia ze szpitala.
- Mamę bardzo boli ręka i głowa dlatego płacze. Będzie chciała trochę odpocząć i porozmawiać z wujkiem. Nie będziemy Jej dzisiaj już przeszkadzać co? Przyjdziemy do Niej jutro jak będzie się czuła lepiej dobrze? - zapytał ubierając Jej czapeczkę.
- Yhym... - mruknęła. - I przyniesiemy Jej pomarańczę. Mama lubi pomarańcze. - stwierdziła zadowolona...
***
Prawie godzinę usiłował uspokoić Jej drżącą dłoń. Nie chciał Jej przerywać. Sam też musiał się wypłakać po tej wiadomości. Strata dziecka mimo, że się Go jeszcze nie widziało boli zawsze tak samo mocno. Zostawia w psychice ślad, który ciężko wymazać i ranę na sercu, która ciężko się goi. I właściwie nie wiadomo co ze sobą zrobić. I żadne słowa nie pomagają, a mówienie, że ma się jeszcze dziecko, dla którego trzeba żyć i być silnym wprawia w tak wielką złość, że człowiek traci nad sobą panowanie. I dopiero po jakimś czasie dochodzi do Niego, że rzeczywiście tak jest i trzeba być mocnym, bo ma się dla kogo...
- Za co mnie przepraszałaś? - zapytał cicho kiedy uspokoiła się na tyle żeby w miarę normalnie oddychać. Spojrzała na Niego w sposób, jakby się wstydziła czegoś. Jakby rzeczywiście coś złego zrobiła.
- Nie potrafiłam ocalić naszego dziecka Thomas. - wyznała z bólem. - Nigdy sobie tego nie wybaczę... - dodała szeptem. Ścisnął Jej dłoń jeszcze mocniej a drugą dłoń przyłożył delikatnie do Jej policzka.
- O czym Ty mówisz?... Steffi... Uratowałaś Theresę i Lily... Gdyby nie Ty nie wiem jakby się to skończyło... - mówił.
- Ale...
- Wiem. - przerwał Jej. - I uwierz mi, że tak samo jak Ty nie potrafię tego do siebie przyjąć ale... - przerwał na moment. - Obwinianie siebie nie pomoże Nam w przejściu przez to wszystko. Jeżeli by tak było to powinnaś mnie znienawidzić za to, że zostawiłem Was tam same i zamiast być z Tobą... piłem sobie piwo z Gregorem. - powiedział z wyraźną złością w oczach. Ze złością na siebie.
- To nie była Twoja wina. - powiedziała cicho.
- Ani Twoja. - dodał z pewnością w głosie. - Ale to nie zmienia faktu, że powinienem tam być.
- Nie przeżyłabym jeszcze Twojej straty. - pokręciła głową.
- A ja nie przeżyłbym Twojej. - odparł szczerze. - Tak bardzo się cieszę że jesteś znów ze mną... - pocałował Jej dłoń z taką czułością, że nie potrafiła się nie rozpłakać ponownie. Bo mimo wszystko czuła szczęście. Była szczęśliwa, że żyje, że ma dla kogo żyć, że On nadal przy Niej jest. - I jeżeli tylko będziesz chciała... Będziemy mieli gromadkę dzieci. Tylko nie zamykaj się przede mną. - poprosił. Zdawał sobie sprawę co teraz czuje brunetka, jak bardzo będzie chciała tą tragedię przeżyć sama. A to oznacza zamknięcie się na wszystkich i po prostu trwanie od dnia do dnia kolejnego. Ze zwykłego przyzwyczajenia.
- Obiecaj mi, że damy sobie z tym radę. - poprosiła ciągle uwalniając kolejne łzy.
- Obiecuję, że razem przez to przejdziemy. Zrobię wszystko, rozumiesz? Wszystko... żebyś tylko znów się do mnie uśmiechnęła tak jak kiedyś. - powiedział ciągle całując Jej dłoń...
MIESZKANIE GREGORA...
Zamknął cicho drzwi do pokoiku, w którym spała dziewczynka. Była tak podekscytowana tym, że Jej mama się obudziła i już jutro będzie mogła z Nią spędzić cały dzień, że zasnęła kiedy tylko przyłożyła głowę do poduszki byle jak najszybciej to jutro nadeszło... Usiadł na kanapie w salonie i schował twarz w dłonie. Kiedy zamknął oczy widział tylko jeden obraz. To w jaki sposób patrzyła na Thomasa. Powinien już być przyzwyczajony, a przynajmniej nie powinien czuć takiej zazdrości. Przecież przez tyle lat patrzyła w ten sposób na Niego a On nie zwracał na to uwagi. To prawda, że doceniamy coś dopiero kiedy to stracimy. I tak było też w tym przypadku. Tylko czy On może coś jeszcze stracić? Najbardziej zależało Mu na Theresie. I Ją odzyskał. Więc powinno być dobrze a nie jest, bo czegoś nadal brakuje. Steffi? Jej osoby czy Jej miłości? A może w ogóle miłości kobiety. Kogoś kto kochałby Go nie za coś tylko pomimo wszystko. Bo przecież na tym polega miłość. Tylko gdzie znaleźć taką osobę? I czy istnieje ktoś inny niż Steffi kto zniósłby Jego charakter?...
- Thithi już śpi? - usłyszał ciche pytanie. Odwrócił się w stronę korytarza. Blondynka zdejmowała płaszcz i buty. Jej policzki były zaczerwienione a każdy włos był skierowany w inną stronę.
- Chciała jak najszybciej obudzić się jutro. - odpowiedział cicho. Usiadła obok Niego masując sobie obolałe stopy.
- Dlaczego? - spytała zdziwiona. Polubiła małą a Theresa polubiła Ją. Były koleżankami, które świetnie się razem bawiły robiąc sobie żarty z szatyna. Annika robiła wszystko, żeby dziewczynka nie myślała o tym co dzieje się z Jej matką. Żeby znowu była dzieckiem. Bo 5 lat to stanowczo za mało na dorosłe problemy.
- Steffi się obudziła. - oznajmił.
- Na prawdę? - spytała z uśmiechem. - To chyba dobrze. - dodała widząc Jego minę. Zamyśloną, jakby przygasłą.
- Dobrze, dobrze... - potaknął. - Zmęczona? - spytał odwracając się w Jej kierunku.
- Trochę... - westchnęła. - Zastępowanie Steffi to cięższa robota niż mogłoby się wydawać. - powiedziała. Znów się zamyślił. - Są takie sytuacje gdzie nie potrafię Jej zastąpić. - dodała ciszej widząc Jego nastrój. Znów na Nią spojrzał jakby rozumiejąc dwuznaczność tego zdania. Jej oczy były smutne. Jakby zawiedzione ale uparcie trwała przy swoim. Nikt nie jest Jej potrzebny i nigdy się nie zakocha. A On to widział. Widział to kiedyś w Steffi, widział to w Sandrze a teraz zobaczył u Niej. Uczucie, którym bombardowała Go z każdej strony. Uczucie, którego nie umiał odwzajemnić... - Położę się. Dobranoc Gregor. - powiedziała i już chciała odejść kiedy łapiąc Ją za rękę zatrzymał Ją w pokoju, a właściwie w swoich ramionach, które uchroniły Ją przed upadkiem.
- Zmarzłaś. - zauważył trzymając w rękach Jej zimne dłonie. - Zrobię Ci herbatę. I coś do jedzenia. Pewnie znowu cały dzień nic nie jadłaś. - powiedział patrząc na Jej blada twarz.
- Dzięki ale na prawdę nie jestem głodna. - uśmiechnęła się lekko. Byle jak najszybciej uwolnić się z tego uścisku. Z uścisku, który zaczął w niepokojący sposób na Nią działać. A przecież na Nią nic nie działało. Żaden mężczyzna nie potrafił już sprawić żeby poczuła się znów kobietą.
- Dlaczego Go wybrała? - spytał nagle. Westchnęła.
- Gregor... niegrzecznych chłopców się kocha, za grzecznych się wychodzi. - oznajmiła. - Przepraszam Cię ale na prawdę jestem zmęczona. - dodała chcąc wyswobodzić się z Jego ramion ale nie pozwolił Jej na to. Spojrzała na Niego uważnie nie rozumiejąc Jego zachowania. - Greg co jest? - spytała zdezorientowana.
- Też tak uważasz? - zapytał.
- Co? - zdziwiła się. - Nie rozumiem o co Ci chodzi. Jest późno, chce mi się spać, powiedz w prost czego Ty właściwie chcesz bo... - nie dokończyła bo przerwał Jej pocałunkiem jaki złożył na Jej ustach. Delikatnym ale bardzo czułym. Pojedynczym. Słodkim. Takim, od którego nastolatkom pojawiają się motylki w brzuchu.
- Nie wyjdziesz za mnie prawda? - zapytał.
- Nie ma takiej opcji. - odparła pewnie ciągle będąc w szoku spowodowanym tym co działo się z Nią po tym pocałunku. Jego dłoń wylądowała na Jej policzku delikatnie odgarniając włosy, które przysłaniały Jej oczy.
- Obiecaj mi coś. - poprosił.
- Co takiego?
- Że nie będziesz nic udawać. - powiedział.
- Kiedy?
- Kiedy będziemy się kochać. - oznajmił pełen powagi i znów połączył swoje usta z Jej ustami...
SZPITAL...
Lekarz bardzo dokładnie oglądał każdą ranę na Jej ciele. Głowę badał najdłużej ale przecież przy takim wypadku głowa narażona jest najbardziej. Wszystko było w najlepszym porządku. Do czasu...
Ciągle trzymał Jej dłoń w swojej. Z zagipsowanej ręki zdjął pierścionek i ponownie wsunął go na zdrową dłoń. Patrzył Jej w oczy chcąc jak najdłużej widzieć Jej spokój, który osiągnęła po długiej rozmowie z psychologiem. To było Jej potrzebne. I Jemu. Teraz przynajmniej oboje mieli pewność, że są w tym wszystkim razem, że żadne nie obwinia tej drugiej strony o nic...
- Proszę się nie krępować. Może Pani nawet wierzgnąć nogą. - zaśmiał się lekarz. Spojrzała na Niego zaskoczona Jego słowami.
- Nie rozumiem. - powiedziała. Lekarz spoważniał i spojrzał na blondyna, który również uważnie Mu się przyglądał. Wziął do ręki długopis i ponownie przejechał Nim wzdłuż stopy brunetki. Nie poruszyła nawet palcem. Długopis przeniósł na drugą stopę i znów nic. Skierował Go wyżej ale jedyne co zobaczył to przerażenie w Jej oczach, a słowa, których usłyszeć nie chciał wbijały się echem w Jego głowę. - Boże... doktorze ja nic nie czuję... Ja nie czuję!
**********************************
Hejoooo :)
Sezon rozpoczęty pełną parą ale jakoś tak bez pary.
Bez pary w Polakach i w Austriakach ale przecież wszyscy trzymamy mocno kciuki za powrót formy i regularności. <trzyma mocno kciukasy>
2 upadki.
Nie wiem, czy Wy też tak miałyście ale widząc Wellingera i Jego upadek od razu przypomniał mi się upadek Morgiego. Brrrr...
Ale trzymamy za nich kciuki i życzymy powrotu do zdrowia.
I mimo, że Andy nie należy do osób, z którymi chętnie bym się napiła to życzę Mu żeby się nie zniechęcił :)
No i najważniejsze dla mnie.
PYTANIE DO WAS!
Co sądzicie o rozwoju wypadków w opowiadaniu i krótka sonda: Kto finalnie powinien być ze Steffi?
Każdy komentarz będzie na wagę złota :*
Kolejny rozdział pojutrze :)
Buziole :*
Świetne opowiadanie ;) tylko i wyłącznie GREGOR ;) czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńGenialne opowiadanie! Steffi powinna byc z Gregorem! Buziole ;*
OdpowiedzUsuńMega super opowiadanie ! :) Gregor powinien być ze Steffi :)
OdpowiedzUsuńGregor Kochana :D
OdpowiedzUsuńGregor! Oczywiście, że Gregor! Ty się jeszcze pytasz? Kobieto, oni są dla siebie stworzeni! Greg jest przy niej sobą, może to dziwne, że tak mówię, ale to prawda. Potrafi być czuły ale i arogancki czyli cały Schlierenzauer. Jego związek z Anniką nie ma sensu. Ona jest dla niego idealna, ale tylko jako przyjaciółka, nic więcej. Gregor czuję się zagubiony przez to, jak dostał kosza od Steffi, dlatego robi to co robi. Z Thithi przecież nie porozmawia o tym, co się z nim dzieje, jego najlepszy przyjaciel jest z kobietą, którą on kocha. Annika natomiast jest kimś, z kim Schlieri po prostu może porozmawiać bez obaw o to, co o nim pomyśli. Żaden z chłopaków też go nie zrozumie, bo nie mają ze sobą aż tak dobrego kontaktu. Owszem, Steffi wiele wycierpiała przez Schlierenzauera, ale on się zmienił. Widać to w jego czynach. Stał się bardziej odpowiedzialny, zaczął dostrzegać popełnione przez siebie błędy. A najważniejsze, nie był od samego początku aż takim cholernym ideałem, facetem z bajki jak Thomas. Właśnie to najbardziej wkurza mnie w Morgim. Gregor jest dowodem na to, że każdy z nas popełnia błędy, ale jest wstanie sobie je uświadomić i się poprawić. Ludzie idealni nie istnieją, ni chyba, że w bajkach. Jeśli Steffi będzie sparaliżowana, to wierzę, że to nie przestraszy Gregora. Kocha ją i to jest pewne. Owszem, pewnie idealny Thomas też tego nie zrobi, ale jestem za Gregorem. Czego by nie zrobił i tak będę stać za nim murem, bo to idealny materiał na faceta dla panny Richter. Tess miałaby pełną rodzinę, taką o jakiej marzyła. Jak dla mnie idealnym rozwiązaniem jest połączenie jej znów z Gregiem.
OdpowiedzUsuńOczywiście pozdrawiam i czekam na kolejny. Oby był szybko :D
UsuńOd razu zaczynając od odpowiedzi na Twoje wcześniejsze pytanie: wcześniej stałam murem za Gregorem i Steffi. Fakt, przyznaję się do tego, jednakże... Ujmę to w ten sposób, że teraz sama nie wiem jak byłoby najlepiej. Wiesz, ja nadal ta 'zapalona fanka z Teamu Grega' i tego nic nie zmieni. :D Tylko ta Steffi. Co do niej mam ostatnio mocno mieszane uczucia (nie wiem czy to jakiś wpływ Ann, czy co, ale to już inny temat. :D). Ok, jakoś mi jej szkoda, bo tragedia, która ją spotkała, była straszna, ale... Mieszane uczucia są mieszanymi uczuciami i nie do końca da się je wytłumaczyć. Tylko błagam- NIE THOMAS. Proszę... ;p
OdpowiedzUsuńI Annika. :D Ją to lubię. ^^ I przyznam, że niezwykle ciekawi mnie jak potoczy się jej przyszłość. Czekam na następne! :D
Tylko Gregor! Genialnie piszesz :-)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Jak czytałam to troche się przestraszyłam ze wszystko już przesądzone jako, że to Thomas był ciągle przy Steffi. Ale twoje pytanie na końcu mnie pocieszylo ponieważ jeszcze jest jakaś nadzieja, że Steffi będzie z Gregorem i to za nich właśnie trzymam kciuki. Od początku do końca Team Gregor:)
OdpowiedzUsuńCo do upadku Wellingera miałam dokładnie to samo uczucie.. To było okropne..
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Monika :*
Świetny rozdział :) Oczywiście Team Morgi ;)
OdpowiedzUsuńGenialnie opowiadanie, bardzo wciągające od pierwszego rozdziału :) Zdecydowanie powinna być z Thomasem :)
OdpowiedzUsuńSteffi wreszcie się obudziła :) Według mnie Gregor zachowuje się jak dupek kocha Seffi, cały czas o niej myśli, ale to z Anniką idzie do łóżka...zdecydowanie Steff powinna być z Morgim.
OdpowiedzUsuńJezu, nooo.
OdpowiedzUsuńJa powiem najpierw tak bardziej prywatnie, ostatnio kiedy oglądałam sobie skoki tak jakoś stwierdziłam że Greg jest hmm... Biedny. Forma nie taka, skoki jak na niego przeciętne, zaczęłam mu tak strasznie współczuć.
Przeczytałam ostatnio to opowiadanie ponownie, od początku i doszłam do wniosku że wahania nastroju 'twojego' Gregora sa podobne do moich. Raz w lewo, raz w prawo.
Czytając jeszcze raz miałam mieszne uczucia. W jednym rozdziale Gregor był chamem i wtedy "team Thomas" w innym był taki uroczy i nagle zaczęłam sie skłaniać ku "team'owi Grega".
Starałam się ich porównać i powiem tak, dla mnie co zrobisz będzie dobrze, bo najważniejsze jest opowiadanie za całokształt. Kogo wybierze Steffi, hmm... Gdyby to była książka nikt oprócz ciebie nie miałby wpływu na losy bohaterki, dlatego powstrzymam się od głosu, bo sama już nie wiem co lepsze. Zresztą, masz opinie innych dziewczyn, na pewno zdecydujesz właściwie ;)
Co do upadków, to kiedy Andi zaczął spadać mi chyba serce przestało bić, to było... Jak Morgi, tak dokładnie.
Pozdrawiam ;*
Rozdział radosny, bo Steffi wróciła z zaświatów i zarazem smutny, bo oficjalnie dotarło do niej z ust lekarza, że straciła dziecko. Dodatkowo jeszcze końcówka o braku czucia mnie przeraziła. Jestem ciekawa jak Morgi sobie z tym poradzi, gdyby Nasza bohaterka faktycznie straciła sprawność. I ten czuły Gregor. Nie do takiego przyzwyczaiłaś czytelników, a w ostatnich rozdziałach taki właśnie jest. Finalnie, widziałabym Thomasa, jako ostatecznego partnera Steffi, bo już zbyt dużo wycierpiał w tym opowiadaniu. Prywatnie bardziej wolałabym Gregora, gdyż ostatnio nie może znaleźć formy, motywacji do dalekich skoków, podobnie jak Nasi kochani kadrowicze. Thomasa podziwiam za powrót na olimpiadę po takim wypadku, ale stracił u mnie przez romans z fizjoterapeutką. Masz trudny orzech do zgryzienia :) Zdaj się na los i rzuć monetą. Pozdrawiam i czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńTEAM GREGOR od początku do końca! <3 Theresa miałaby wreszcie rodziców razem, a nie osobno.
OdpowiedzUsuńRozdział cudo :) Martwi mnie tylko Steffi i jej brak czucia w nogach.
Pozdrawiam i weny ;***
ps. Sorki, że tak krótko, ale z telefonu więc wiesz ;)
z Gregorem, ale Annika, to może jednak z Tomasem? nie wiem, nie mogę się doczekać, co wymyślisz :)
OdpowiedzUsuńoczywiście, że Steffi powinna być z Gregorem :*
OdpowiedzUsuńProszę Cię Steff powinna być z Thomasem...
OdpowiedzUsuńOd początku jestem wierna... Team Gregor! Koniecznie! Tylko co on robi? Nie potrafi odwzajemnić uczucia Anniki a idzie z nią do łóżka? Kolejnej złamie serce. Ale jego serce nalezy do Steffi... Hmmm... jestem ciekawa co się teraz stanie. Co zrobi Thomas? w poprzednim rozdziale w czasie rozmowy Steffi z rodzicami w niebie napisałaś takie zdanie: "będziesz się musiała pogodzić z jeszcze jedną stratą". Myślę, że tu Thomas tego wszystkiego nie wytrzyma. No nie może być wiecznie taki idealny!
OdpowiedzUsuńJestem za tym aby Gregor był ze Steffi.
Pozdrawiam, Aga.
56 year-old Community Outreach Specialist Leeland Gallo, hailing from Port McNicoll enjoys watching movies like "Resident, The" and hobby. Took a trip to Barcelona and drives a Jaguar E2A. zobacz strone
OdpowiedzUsuń