czwartek, 27 listopada 2014

Pytanie dwudzieste siódme

FULPMES, DOM RODZINNY GREGORA...

    Starsza kobieta zmartwionym wzrokiem patrzyła na dziewczynkę. Odkąd Jej syn przywiózł małą i poinformował o tym co się stało nie umiała się otrząsnąć. W życiu Gregora zawsze działo się wiele. Na początku dobrze a potem coraz gorzej. Aż do niedawna, kiedy zauważyła w Nim zmianę. Iskierkę nadziei, że może w końcu ułoży sobie życie tak jak być powinno. Z kobietą, którą zawsze skrycie kochał, a którą tak bardzo oszukiwał przez strach przed odpowiedzialnością. Bolało Ją, że nie potrafiła Mu pomóc. Dlatego tak bardzo pomagała dziewczynie. Lubiła Ją. Bardzo. Zawsze uważała, że Steffi działa na Jej syna w ten dobry sposób nawet jeśli czasem oboje wymyślili coś głupiego i nie do końca dorosłego. Pokochała Ją jak własną córkę a kiedy pojawiła się Theresa...
- Babciu czy mamusia pójdzie do Bozi? - usłyszała Jej cichy głosik. To było pierwsze zdanie jakie wypowiedziała odkąd ojciec Ją przywiózł do dziadków. Kiedy pojawili się w drzwiach mała była ubrudzona i przestraszona a w oczach miała jakby pustkę. To wiecznie uśmiechnięte dziecko nagle stało się emocjonalną studnią bez wody. Aż serce ściskało się na ten widok. I nic nie mówiła. Podczas kąpieli patrzyła w jeden punkt, a podczas kolacji zachowywała się jak zaprogramowana maszynka. Nie reagowała na żadne słowa, na żadne pytania nie udzielała odpowiedzi. Nie zwracała uwagi na ulubioną ciocię, która bardzo chciała zająć Jej czymś główkę ani na dziadka opowiadającego bajkę... Kobieta spojrzała na dziewczynkę i pogłaskała Ją po główce.
- Mamusia wyzdrowieje kochanie. - odpowiedziała bardzo chcąc, żeby to była prawda. Gula rosnąca w gardle nie pozwalała na zbyt wiele. Każde kolejne słowo kosztowało Ją dużo. Bo dziecko zamiast zasnąć i przejmować się tym, czym się jutro pobawi myślało o tym czy jeszcze kiedyś zobaczy swoją matkę. - Pani doktor obiecała, że Ją wyleczą. - dodała ciszej. Po tym co powiedział Jej syn nie miała takiej pewności. Podczas drogi do szpitala dwa razy zatrzymało się serce. Źrenice nie reagowały na światło, brzuch zaczął siwiec jakby w środku wybuchła bomba... 
- Nie chcę żeby mamusia umarła. - powiedziała cicho dziewczynka powodując napływ łez do oczu kobiety. - Nie pożegnałam się z Nią. A jak się jedzie gdzieś daleko na długo to się trzeba pożegnać. - dodała pewnie. Jej mała delikatna buzia nadal nie wyrażała żadnych emocji. I to było w tym najgorsze. - Babciu a Bozia lubi bohaterów? - zapytała nagle.
- Tak. Bardzo. - odpowiedziała nie chcąc się rozpłakać. Brakowało Jej już sił. To dziecko zadając tak proste pytania zmuszało do udzielania tak trudnych odpowiedzi...
- To mamusia nie umrze. - powiedziała pewnie. - Bo jest bohaterką. Uratowała mnie i Lily. - dodała. - I nie zdążyła jeszcze kupić sukni ślubnej. - kontynuowała. - A obiecała wujkowi że się z Nim ożeni, a mama zawsze dotrzymuje obietnic więc nie może iść do Bozi. - zakończyła. Mówiła jakby chcąc wyprzeć jakąkolwiek inną możliwość niż dalsze życie matki. Nic innego nie wchodziło w grę. Nie mogło. Zawsze była z matką więc nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez Niej... Kobieta przytuliła dziewczynkę jeszcze bardziej i nie potrafiła już ukryć łez.
- Masz rację Tess... Mamusia nie może iść do Bozi... - szepnęła dziewczynce na ucho...

SZPITAL W INNSBRUCKU...

    ***THOMAS***

    Kiedyś ktoś powiedział, że czekanie zabija. "Nie rozśmieszaj mnie, trochę cierpliwości stary." Tak kiedyś odpowiedziałby temu komuś. Teraz sam miał ochotę przesunąć wskazówki zegara w przód. Żeby ktoś w końcu wyszedł z tej cholernej sali operacyjnej i powiedział co się dzieje. Albo przesunąć wskazówki w tył, cofnąć czas i... No właśnie... I co wtedy? Co gdyby nie pojechał po Gregora? Gdyby został... Teraz mógłby leżeć tam z Nią albo uratować Ją przed tym co się stało. Mógł jedynie gdybać. Ale gdybanie nie pomaga. Stało się. I niestety się już nie odstanie. Trzeba zaakceptować przeszłość. Tylko jak zaakceptować przyszłość? Jak to zrobić kiedy wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią o nadchodzącej katastrofie. O tragedii, której nie będzie potrafił znieść. Mógł jedynie zacisnąć dłonie w pięści i próbować uspokoić nadchodzący atak paniki. Atak mówiący o tym, że nie zgadza się z tym co się dzieje bo nie tak miało być. Miał z Nią wziąć ślub, miała urodzić Ich dziecko i mieli żyć długo i szczęśliwie. W końcu! Bo przecież tyle na siebie czekali. Tyle musieli przeżyć, tyle się mijać i na tyle ustępstw pójść przez te kilka lat... Przecież nie można czegoś dać i zaraz tego odebrać! 
- Co z Nią?! - usłyszał zdesperowany głos przyjaciela. Spojrzał na pielęgniarkę, która wyszła z sali operacyjnej, a którą tak bezczelnie zatrzymał Gregor. 
- Straciła bardzo dużo krwi... - zaczęła kobieta. Spojrzała na blondyna siedzącego cicho pod ścianą. Patrzył na Nią z nadzieją w oczach wyczekując odpowiedzi, która dałaby Mu choć odrobinę siły na dalsze czekanie. - Muszę zamówić kolejne jednostki, przepraszam. - powiedziała i pobiegła dalej. Było źle. Bardzo źle. Widział to w Jej oczach. Nie powiedziała tego na głos ale doskonale zdawał sobie sprawę, że istnieją większe szanse na to, że ta walka jest przegrana niż na to, że zdarzy się cud. Poczuł zaciskającą się na Jego dłoni dłoń i spojrzał na blondynkę siedzącą obok. Trzymała na kolanach śpiącą już mała blondyneczkę, która jak na swój wiek przeżyła już stanowczo za dużo. I nagle uświadomił sobie jedną bardzo istotną rzecz. To w Jego mieszkaniu znajdowały się wadliwe instalacje. To w Jego mieszkaniu spały już dwie dziewczynki, które kochał tak samo. I to w Jego mieszkaniu na brunetkę zawalił się strop. 
- To moja wina... - powiedział cicho ciągle patrząc na córkę. - To moja wina... - powtórzył tępo.
- Przestań! - powiedziała stanowczo. - Nic tutaj nie jest Twoją winą Thomas! To czysty przypadek. - mówiła usiłując uchwycić Jego wzrok. Pokręcił głową.
- Gdybym tam był...
- Niczego byś nie zmienił a teraz czekalibyśmy na wiadomości o Was obojgu. - odparła twardo.
- Więc mam się czuć lepiej?! - warknął. - Że tylko Steffi walczy tam o życie?! Że tylko Theresa może stracić rodzica?! - wstał wściekły z krzesła i walnął pięścią w ścianę co skończyło się głośnym chrzęstem i Jego jękiem. Dłoń od razu zsiwiała i zaczęła puchnąć. Skrzywił się ale nie miał już na nic siły. 
- Twoja złamana ręka Jej nie pomoże! - warknął szatyn podchodząc do blondyna.
- Pomógłbym Jej gdybym tam z Nią został!
- Ale Cię tam nie było!
- Bo pojechałem po Ciebie! - prawie wrzasnął prosto w twarz przyjaciela. Ten zacisnął zęby i patrzył tylko uparcie na blondyna...

***GREGOR***

    Wściekłość jaką teraz widział w oczach Thomasa była czymś obcym. Owszem, blondyn często była na Niego zły, miał o coś żal ale nigdy nie miotał piorunami. Widział w Jego oczach złość, żal, pretensje ale i strach i ogromną rozpacz. Bo to wszystko było nie fair. I każdy to wiedział. To nie powinno się wydarzyć. A na pewno nie Im. On stracił Steffi ale nie na zasadzie "jeśli nie ja to nikt". Nikt tak nie zasługiwał na szczęście jak Thomas. 
- Kristina weź Lily i jedźcie do domu. - powiedział ciągle patrząc w oczy przyjaciela. 
- Daj znać co z Steffi. - powiedziała cicho i z córką na rękach wyszła ze szpitala.
- Lekarz musi zobaczyć Twoją rękę. - powiedział poważnie.
- W dupie to mam. - odparł siadając spowrotem na krześle przed salą. Ta bezradność jaką widział w postawie blondyna dobijała. Bo jeśli Thomas w coś nie wierzył, z czegoś zrezygnował to oznaczało porażkę. On nigdy nie przestawał walczyć. Nawet po upadkach kosztujących Go tak wiele próbował powrócić do formy, do sportu, który tak bardzo kochał. A teraz? Był wrakiem. Bezsilną imitacja człowieka, którego wszyscy znali. Kimś kto się poddał. A na to pozwolić nie mógł.
- Sam nie dam rady walczyć Thomas. - powiedział siadając obok Niego. Nie otrzymał odpowiedzi. - Wiem, że gdyby nie moje idiotyczne zachowanie wszystko mogłoby się skończyć inaczej ale jeśli się teraz załamię to nie będę miał siły na nadzieję. A teraz to tylko nam zostało. Bo nie tylko Ty masz tutaj wiele do stracenia. Nie tylko Ty Ją kochasz. - dodał pewnie. - Na pretensje i wyrzuty przyjdzie jeszcze czas. Teraz musimy się skupić na tym, żeby nie stracić nadziei rozumiesz? - zapytał potrząsając przyjacielem. Ten przez chwilę tylko patrzył na Niego pustym wzrokiem.
- Zawołaj lekarza. - poprosił cicho...

***STEFFI***

   Nigdy nie widziała tak pięknego miejsca. Piasku tak ciepłego i złotego, tak migoczącej wody, która zaczynała się pod Jej stopami a kończyła razem z horyzontem. Tak błękitnej a zarazem zielonej. Jak Jego oczy.
- Możemy tu przyjechać w naszą podróż poślubną. - usłyszała szept z prawej strony. Odwróciła się ale nikogo nie było. Tylko piaszczysta plaża rozciągająca się w nieznane. I wysokie palmy rozpoczynające gęstą dżunglę pełną niespodzianek. - Tylko najpierw musisz za mnie wyjść. - tym razem usłyszała wesoły śmiech dochodzący z głębi lasu.
- Thomas? - zawołała. - Thomas jesteś tam? - wołała dalej zbliżając się do gęstwiny. Brnęła dalej, bo coś Ją przyciągało. Coraz dalej i coraz ciemniej. Aż nagle znalazła się w miejscu jeszcze piękniejszym niż plaża, którą opuściła. Wysoki wodospad szumiący ciszej niż mogłoby się wydawać. Zdziwiło Ją to. Bo przecież...
- Za cicho jak na taką wysokość. Siła z jaką woda uderza w jezioro powinna powodować większe nasilenie fal dźwiękowych. Właściwie... powinniśmy się nie słyszeć. - zaśmiał się mężczyzna stojący obok. Spojrzała na Niego z niedowierzaniem. Był wysoki, postawny i miał lekko posiwiałą brodę i wąsy. 
- Tata... - szepnęła ze łzami w oczach i od razu wtuliła się w Niego. Ponownie się zaśmiał i przyciągnął córkę do siebie.
- No już, nie rozmazuj sobie makijażu. Co by matka powiedziała? - zapytał z uśmiechem na ustach. Spojrzała Mu prosto w te Jego mądre oczy i zapytała z nadzieją.
- Mama też tutaj jest? 
- Nawet tutaj nie odczepiłaby się ode mnie. - zażartował jak zawsze. I jak zawsze mogła dostrzec w Jego oczach ogromną miłość jaką darzył Jej rodzicielkę. - Zajmuje się kimś. Nie przeszkadzajmy Jej teraz. Potem się z Nią zobaczysz. Lepiej opowiedz mi dlaczego Cię tu widzę młoda damo. - zagrzmiał groźnie. Oboje ruszyli w drogę przez las oddalając się powoli od wodospadu. W pewnym momencie wyszli na wielką polanę na szczycie nieznanej Jej góry, z której było widać plażę, na której jeszcze nie dawno się znajdowała.
- Gdzie ja jestem tato? Czy ja umarłam? - zapytała nerwowo.
- Ty mi powiedz. - odparł. Usiadł na ławce, która pojawiła się właściwie znikąd na środku polany i poklepał miejsce obok siebie. 
- Ale ja... nie wiem. - powiedziała szczerze. - Ostatnie co pamiętam to... Pożar. - powiedziała. Na samo wspomnienie tego wydarzenia przechodziły Ją ciarki. Mężczyzna pokiwał głową.
- Nie martw się. Lily i Theresa są całe i zdrowe. - zapewnił widząc Jej przerażenie w oczach. - Tess jest bardzo do Ciebie podobna. - zauważył. Uśmiechnęła się. - Ale do ojca też. I nie wiem czy to jest dobra wróżba. - dodał. Zaśmiała się razem z Nim.
- Ej. Może nie byłem wzorowym tatusiem od początku ale staram się. - usłyszała waleczny głos. Obróciła się i po lewej stronie polany zobaczyła szatyna bawiącego się z dziewczynką. Zrywali kwiaty i układali bukiet a po chwili zaczynali się gonić i tarzać po trawie.
- Gregor? - zdziwiła się widząc Go.
- Mamo dziwisz się jakbyś tatę pierwszy raz w życiu widziała. - mała dziewczynka wywróciła oczami.
- Robi to tak samo jak Ty. - zauważył mężczyzna. - I w taki sam irytujący sposób. - dodał. Spojrzała na ojca ze zdziwieniem ale tylko wzruszył ramionami. - Żałujemy z mamą, że nie mogliśmy Jej poznać osobiście. - powiedział poważniejąc. - I że nie zdążyliśmy się z Tobą pożegnać. - dodał.
- Ja też. - odparła. - I to nawet nie wiesz jak bardzo. - dodała ze łzami w oczach. - Tak bardzo za Wami tęsknię. - przytuliła się do ojca.
- No już. - pogłaskał Ją po plecach. - Nie jesteś sama. - powiedział. - Są ludzie, którzy godnie nas zastąpili. - dodał z uśmiechem.
- A nie było to łatwe. - usłyszała głos mężczyzny.
- Och Paul... - upomniała Go kobieta. - Steffi jest dla Nas jak druga córka. Jedyne czego żałujemy to tego, że Nasz syn tak długo dojrzewał do pewnych decyzji. - westchnęła.
- Apropo pewnych decyzji... - spojrzał znacząco na Jej dłoń. Pierścionek błyszczał odbijając promienie słońca padającego na brylant. Znów się uśmiechnęła. - Jesteś z Nim szczęśliwa? - zapytał poważnie.
- Bardzo. - odparła pewnie. - Kocham Go tato. 
- A On Ciebie? - zapytał.
- Tak. - odpowiedziała. - Tak mi się wydaje. - dodała. - Jestem tego pewna. - odparła w końcu.
- Od kiedy Cię poznałem... - usłyszała ponownie Jego głos. Oglądnęła się za siebie ale nikogo tam nie było. Wszyscy zniknęli.
- Nie ma Go tu. - odpowiedział mężczyzna na nie zadane pytanie, które wirowało Jej w głowie. Znów na Niego uważnie spojrzała.
- Dlaczego? - spytała z lekkim zawodem. Tak bardzo chciała znów Go zobaczyć. Tak jak wszystkich swoich bliskich.
- Thomas chwilowo jest... ma kryzys wiary. Dlatego nie może tutaj być. - odparł. - Stracił nadzieję. A bez tego nie będzie mógł poczuć Twojej obecności. A Ty Jego.
- Ale Ja Go słyszę. - zaprzeczyła.
- Nie tup nóżką. Jesteś na to już za stara. - zaśmiał się. Westchnęła. - Słyszysz Go bo żyje ale nie widzisz, bo nie wierzy. - wyjaśnił.
- Nie wierzy, że przeżyję? - zdziwiła się.
- Jego głowę zajmuje poczucie winy. I chyba nie potrafi sobie z tym poradzić. - powiedział ze smutkiem w głosie mężczyzna.
- Ale to nie była Jego wina! - oburzyła się ponownie.
- Ile razy mam Ci powtarzać żebyś nie tupała nóżką? - zapytał karcącym głosem. - Zobaczysz Go jak wrócisz. O ile wrócisz. - powiedział.
- O ile wrócę? - zdziwiła się.
- Chodź ze mną. - pociągnął Ją za rękę. Szli w milczeniu z góry skacząc po kolejnych kamieniach. Nie dziwiła Ją kondycja starego ojca, bo w tym miejscu już chyba nic Ją nie było w stanie zdziwić. Gdziekolwiek była, było to najdziwniejsze miejsce na ziemi. O ile było to na ziemi. Bo przecież... No właśnie. Była martwa? - Jeszcze nie. - odparł mężczyzna pomagając córce zejść z ostatniego kamienia na piaszczystą plażę.
- Czytasz mi w myślach? - zapytała lekko zaskoczona.
- Nie żyję. - przypomniał. - Martwi wiele potrafią. - dodał ruszając przed siebie.
- Gdzie idziemy? - zapytała.
- Zdecydować.
- O czym? - spytała ponownie. Zobaczyła niewielki szałas zbudowany z wielkich liści palmowych. Obok szałasu stała niska kobieta o bardzo okrągłych kształtach i rozwianych kasztanowych włosach. Kiedy odwróciła się w ich kierunku z wielkim pogodnym uśmiechem na twarzy dziewczyna stanęła jak wryta w ziemię nie wierząc własnym oczom. - Mama... - powiedziała cicho. - Mama! - zawołała wesoło i praktycznie rzuciła się Jej w ramiona. Kobieta zaśmiała się pogodnie tuląc córkę.
- Znów schudłaś... - zauważyła. - Powinnaś więcej jeść. - powiedziała.
- Ciągle Jej to powtarzam... - znów usłyszała głos blondyna. Już nie obracała się szukając Jego sylwetki. W tym momencie najważniejsza była kobieta stojąca przed Nią. Wyglądająca jak Jej odbicie lustrzane. 
- Mamo... Tak bardzo Cię potrzebuję... - zaczęła a łzy wypływały Jej z oczu strumieniami.
- Wygrałem. - oznajmił ojciec zaglądający do garnków wiszących nad ogniskiem.
- Wygrałeś? - zapytała zdezorientowana.
- Tata założył się, że jak mnie zobaczysz to jednak się rozpłaczesz. - odparła kobieta. - Myślałam, że po tym co przeszłaś jesteś odrobinę silniejsza ale... - spojrzała z lekkim uśmiechem na córkę. - Tak bardzo za Tobą tęsknię córeczko. - powiedziała cicho i ponownie przytuliła dziewczynę do siebie.
- Nie mamy czasu. - zauważył mężczyzna podchodząc do niewielkiego koszyka leżącego pod drzewem. Kiedy go przyniósł Jej oczy zrobiły się jeszcze większe. W koszyku owinięte w aksamit leżało dziecko. Maleństwo miało otwarte oczka i uśmiechało się do Niej wesoło. Znała tą zieleń tęczówek. Nie raz zatapiała w nich swoje spojrzenie nie mogąc się oderwać.
- Kto to jest? - zapytała drżącym głosem.
- To jest Philip. - oznajmiła kobieta.
- Philip? - spytała ciągle patrząc na śliczne maleństwo.
- Twój syn kochanie. - wyjaśniła matka. Spojrzała na Nią zszokowana. Po chwili Jej dłonie znalazły się na brzuchu, który wydawał się Jej zbyt płaski, zbyt pusty... Przerażenie w Jej oczach sprawiło, że i Jej rodzice się zasmucili. - Córeczko...
- Nie... - pokręciła głową. 
- Philip musi zostać z nami. - oznajmił łagodnie ojciec.
- Nie... - powtórzyła słabym głosem uwalniając tym samym łzy z oczu. Spojrzała jeszcze raz na noworodka, który teraz smacznie sobie spał w koszyczku. Dalej kręciła głową zaprzeczając wszystkiemu. 
- Philip nie jest jedyną stratą z jaką przyjdzie Ci walczyć kochanie. - dodała matka. - Obiecaj nam ze będziesz silna i się nie poddasz. - kontynuowała.
- Co? Ale...
- Obiecaj nam. - powtórzyła. - Zaopiekujemy się Nim. Będzie Mu tutaj dobrze. - kontynuowała z uśmiechem.
- Ale musisz wybrać. - dodał ojciec.
- Ale między czym? Co mam wybrać?! - krzyknęła zrozpaczona. Poczuła jak Jej nogi nagle coś wciąga. Jak piasek zasypuje Ją od stóp w górę. Jak wpada w coś co nie pozwala Jej wyjść. Nie mogła się poruszyć.
- Możesz zostać z Nami i Philipem... - powiedziała kobieta wyciągając do Niej rękę.
- Wróć do Nas mamusiu... - usłyszała głos dziewczynki. Odwróciła się i zobaczyła Theresę i Gregora wyciągających dłonie w Jej kierunku.
- Nie zostawiaj mnie teraz samego... - usłyszała szept w uszach, a piasek zasypywał Ją coraz bardziej. Spojrzała na rodziców i maleństwo w koszyczku.
- Tak bardzo Was kocham...


**************************
Dziękuję za wczorajsze komentarze.
Dzięki Wam mogę jakoś uporządkować moje pomysły.
Nie wiedziałam, że aż tak mnie zmotywujecie i że dostanę takiej weny na ten rozdział.
Dziękuję :*
Mam nadzieję, że czegoś takiego też sie nie spodziewałyście i że jest to coś czego jeszcze w opowiadaniach nie spotkałyście.
Motywujcie dalej Kochane :*
Kamila! Przepraszam za popsucie wczorajszego popołudnia :*

środa, 26 listopada 2014

Pytanie dwudzieste szóste

INNSBRUCK, BAR...

     Każdy ma czasem taki moment w swoim życiu, w którym najlepszym przyjacielem staje się alkohol. I mimo, że ma się świadomość, że to nie jest dobre dla nikogo, ten argument spychany jest gdzieś w cień. Bo chce się choć na chwilę przestać myśleć. Uwolnić się od tego co goni, co jak już złapie to nie chce odpuścić. Od problemów, od ciągłego wplątywania się w skomplikowane relacje, od kłamania i oszukiwania samego siebie. Właściwie to wtedy człowiek chciałby stać się kimś zupełnie innym. Kimś wolnym, kimś niewidzialnym. Ale tak się nie da, bo zawsze coś człowieka dogoni. Albo ktoś...
- Co dla Pana? - zapytał barman mężczyznę siadającego właśnie obok szatyna.
- To samo. - wskazał głową Schlierenzauera. Ten uśmiechnął się lekko ironicznie i upił kolejny łyk piwa. 
- Jak chcesz mnie stąd zabrać przyłączając się do mnie? - zapytał nie patrząc na towarzysza.
- Weźmiemy taksówkę. - odpowiedział spokojnie blondyn. Dostał swoje piwo i upił łyk. Dobrze wiedział co ma robić. Nic nie mówić. Być po prostu obok a szatyn zacznie mówić sam. Jak zawsze kiedy miał problem. Po prostu musiał się wygadać. Ale...
- Tym razem chodzi o kobietę, którą obaj kochamy więc nie licz na moje zwierzenia Thomas. - powiedział patrząc w kufel.
- To, że chodzi o Steffi nie zmienia faktu, że nadal jestem Twoim przyjacielem Gregor. Kiedyś umieliśmy normalnie o Niej rozmawiać. - przypomniał.
- Kiedyś nie była Twoją narzeczoną i nie spodziewała się Twojego dziecka. - zauważył szatyn. - Zapomniałem Ci pogratulować. - spojrzał na blondyna. - Junior czy kolejna królewna? - zapytał.
- To dopiero piąty tydzień Greg... jeszcze nie wiadomo. - odparł uważnie patrząc na skoczka.
- Nie wiem, nie znam się. - stwierdził. Zaśmiał się nerwowo. - Ja ten okres przegapiłem kiedy Steffi była w ciąży. Nie mam zielonego pojęcia jak to wszystko działa. - przypomniał po czym spoważniał. - To Ty przy Niej byłeś zamiast mnie. A potem Lilly... to tak jakby Twoja trzecia ciąża Thomas. Jesteś weteranem. - zażartował nieudolnie. Nikt się nie zaśmiał. Odwrócił wzrok od milczącego przyjaciela i znów skupił się na kuflu z piwem. Potarł dłonią oczy. Był zmęczony. Myśleniem, odpychaniem uczuć i ich wyjawianiem. Swoim niezdecydowaniem. - Wiem, że na wszystko jest już za późno, że sam spieprzyłem sprawę już bardzo dawno temu i że nie powinienem się tak dzisiaj zachować. - przyznał. - Tylko, że zawsze siedziało we mnie coś co mnie popychało do walki za wszelką cenę. Nawet jeżeli byłby to akt desperacji... - przerwał na chwilę. - Dopóki była sama nie myślałem o tym co by było gdyby kogoś sobie znalazła. Było naturalne, że gdzieś tam po prostu jest...
- I czeka. - dokończył blondyn. Szatyn zaśmiał się smutno.
- I czekała. Tylko za długo zwlekałem. - stwierdził. Znów zapanowała cisza. Morgenstern spokojnie czekał na kolejne słowa przyjaciela. I choć słuchanie ich nie przychodziło Mu z łatwością był cierpliwy. Bo przecież nie mógł Go teraz zostawić samego. Nie po tylu latach przyjaźni... - Kocham Ją wiesz? - zapytał z lekką rozpaczą w głosie. Spojrzał na blondyna, który ze smutkiem patrzył na Schlierenzauera.
- Wiem Gregor. - potaknął i upił łyk piwa. - Boję się tylko, że nie w taki sposób jak powinieneś. - dodał.
- Co masz na myśli? - spytał zdezorientowany.
- Steffi potrafiła sprawić, że stawałeś się kimś... innym. Normalnym czułym facetem. Wprowadzała harmonię w Twój własny świat. Była Ci potrzebna do tego, żeby się nie zgubić na samym początku drogi... - przerwał na moment. - Potrafiła z Tobą rozmawiać. Tylko nie wiem... czy nie traktowałeś Jej bardziej jak osobistego psychologa albo lekarstwa na bezsilność wobec przeciwności losu niż jak kobiety, którą kochasz. - powiedział.
- Kochałem Ją Thomas. - zaprzeczył. - Chyba jako jedyną w swoim życiu. - dodał ciszej. - I nie próbuj mi wmówić, że się uzależniłem. Bo gdyby tak było to nadal bym z Nią był.
- Zaszła z Tobą w ciążę. - przypomniał. - A to zmieniło wszystko. Już nie rozwiązywała Twoich problemów tylko sama się Nim stała. Steffi w tamtym momencie stała się uosobieniem Twoich lęków o przyszłość.
- Nie zaprzeczam, że się przestraszyłem ale...
- Ale?
- Ale nie traktowałem Jej jak lekarstwa. - powiedział pewnie. Blondyn tylko pokiwał głową. - Mogę Ci zadać pytanie? - spytał.
- Jasne. - blondyn wzruszył ramionami.
- Gdybym Ci powiedział jeszcze kilka miesięcy temu, że nadal Ją kocham i chce Ją odzyskać... zmieniłbyś coś? - dokończył. Blondyn spojrzał na Niego uważnie.
- Kilka miesięcy temu bym Ci nie uwierzył Gregor. - odpowiedział szczerze. 
- Odpowiedz. - poprosił szatyn. Musiał chwilę poczekać na odpowiedź.
- Dałbym Ci pierwszeństwo. - powiedział. - I nie chodzi tu o to co czuje Steffi tylko o to, że byłaby to możliwość stworzenia normalnej rodziny dla Theresy. Ale gdyby Steffi powiedziała nie... 
- Rozumiem. - bąknął szatyn zatapiając usta w piwie.
- Musisz zrozumieć że nie tylko Ona długo czekała na Ciebie ale ja długo czekałem na Nią. I kiedy tylko pojawiła się nadzieja, że może coś do mnie czuć... 
- Wtedy przyjaźń zeszła na drugi plan, wiem. - westchnął szatyn. 
- Drugi raz bym Ci Jej nie oddał za darmo. - powiedział poważnie. Szatyn uśmiechnął się lekko.
- Gdyby tylko istniała cena, za którą mógłbyś mi Ją oddać... - westchnął. I znów zapadła cisza. Przerwana po chwili przez dzwonek w telefonie blondyna. Schlierenzauer spojrzał na przyjaciela ale ten zignorował sygnał. - Nie odbierasz? - zdziwił się.
- To alarm. Codziennie dzwoni o tej samej porze, bo sąsiad lubi palić pod czujnikami. - wyjaśnił. Skoczek tylko pokiwał głową.
- Wydaje się być szczęśliwa. - wspomniał. - W końcu. - dodał z lekkim rozbawieniem ale i wyraźnym smutkiem w głosie. - Nie skrzywdź Jej nigdy Thomas. - powiedział ciszej. Blondyn ciągle patrzył na przyjaciela. Był skupiony i bardzo poważny. Widać było, że jest teraz bardzo szczery i w końcu prawdziwy. - Ja już wykorzystałem Jej limit cierpliwości. - dodał...

***

- Mamusiu a Ty? - spytała przestraszona dziewczynka. Za rączkę trzymała małą blondyneczkę, która cicho płakała.
- Kochanie, najpierw Wy a potem ja. - odparła starając się być spokojna. Rozejrzała się dokoła ale ciężko było Jej cokolwiek zobaczyć. Wszędzie było ciemno. Zakaszlała mocno i szybko zamknęła drzwi do pokoju. Kucnęła przy dziewczynkach i podała im wilgotne ściereczki. - Przyłóżcie sobie to do buzi i razem na czworaka podejdziemy do okna dobrze? - poinstruowała dzieci.
- Ciociu ekhem ekhem... boję się. - pisnęła cichutko blondyneczka.
- Spokojnie Lily, wszystko będzie dobrze. - uspokajała małą ale sama była lekko przerażona sytuacją. - Lily musisz być dzielna. - mówiła. - Tess... Jak tylko będziecie na dole zajmij się Lily. - poprosiła.
- Mamusiu kocham Cię. - powiedziała ściskając mocno kobietę.
- Wiem... ja Ciebie też. - szepnęła Jej na ucho. Usłyszały dźwięk rozbijanego szkła i po chwili w oknie pojawiła się sylwetka mężczyzny. - Ubierz kurtkę kochanie - podała kurteczkę córce a małej blondyneczce ubrała ją sama.
- Nie mamy na to czasu proszę Pani. - usłyszała głos mężczyzny. - Proszę podać mi dzieci. - powiedział wystawiając ręce. Zdążyła jeszcze tylko owinąć szalik dokoła szyi blondynki i podała Ją mężczyźnie.
- Zaraz będę z Wami. - powiedziała do zapłakanej córki kiedy ta wtulała się w mężczyznę. Kiedy tylko dziewczynka zniknęła Jej z pola widzenia obróciła się słysząc głośny huk. Jedyne co zobaczyła to kula ognia wybijająca z zawiasów drzwi, która sięgała po sam sufit. I kolejny huk...

***

- A co z Anniką? - zapytał blondyn upijając kolejny łyk piwa. Szatyn jakby zmarkotniał. 
- Nie wiem. - wzruszył ramionami.
- Mieszkacie razem. - zauważył Morgenstern.
- Razem ale osobno. - odparł. - Pomagam Jej tylko. - dodał. To w czym Jej pomagał wolał zostawić dla siebie.
- To czym się zajmowała wcześniej raczej jest nieważne. - stwierdził blondyn. - W gruncie rzeczy to fajna dziewczyna. I na prawdę ogarnięta. Byłem kilka razy u Steffi w pracy i widziałem jak pracuje. 
- Usiłujesz mi Ją wepchnąć do łóżka? Jeszcze przed chwilą mówiłeś że traktowałem Steffi jak lekarstwo. Mam teraz traktować tak Annikę? - zapytał.
- Nie. Próbuję Ci uświadomić, że gdyby nie była wartościowa, to nie spędziłbyś z Nią więcej niż jednej nocy. No chyba że wróciłeś do trybu Sandra. - dodał. 
- Annika wyjechała do rodziców. I chyba tam już zostanie. - stwierdził.
- Gdyby Jej na Tobie nie zależało nie dzwoniłaby do mnie. - odparł blondyn. - Jedną szansę przegapiłeś. Nie przegap drugiej Gregor. - doradził. Szatyn lekko się zaśmiał.
- Wolałbyś syna czy córkę? - zapytał przyjaciela zerkając na Niego. Ten uśmiechnął się szczerze.
- Syna. - odparł pewnie. - A najlepiej kilku. - dodał.
- Wszystko przed Wami. - stwierdził Schlierenzauer. I znów zapadła cisza. Przerywana jedynie głosem spikera lokalnych wiadomości. - Macie już datę? - zapytał.
- Jeszcze nie ale chcielibyśmy to załatwić jak najszybciej... - przerwał słysząc kolejny dźwięk dzwonka w telefonie. Zdezorientowany ponownie wyłączył alarm. - Coś jest nie tak.
- Znowu sąsiad? - zapytał Szatyn.
- Nie wiem... Zadzwonię do Steffi, sprawdzę czy wszystko jest w porządku. - stwierdził i wybrał odpowiedni numer. Włączyła się poczta głosowa. - Ma wyłączony telefon. - powiedział próbując jeszcze raz się z Nią skontaktować. Był wyraźnie zdenerwowany. Szatyn wyciągnął swój telefon ale też włączała się sekretarka. Brunetka nigdy nie wyłączała telefonu. To nie było do Niej podobne. - Co jest... - powiedział sam do siebie zdezorientowany.
- Thomas... - szatyn zwrócił Jego uwagę na telewizor. W wiadomościach własnie pokazywali pożar jaki wybuchł w centrum miasta. A potem to jak budynek się zawala...

***

Ból.
Wszędzie ból.
I ta nicość wokół...
Brak wszystkiego.
Pustka.
Otchłań, która nigdy się nie kończy i nigdzie nie zaczyna...
Tylko dźwięki jakby zza grubej ściany.
Szarpnięcie.
Jedno i drugie...
Podmuch wiatru.
Zimno.
Takie jak w lodówce.
I ten straszny dźwięk w uszach...
I w głowie...

***

    Stali tam bez ruchu trzymając swoje córki w mocnych uściskach. Owinięte kocami dziewczynki były przestraszone i zapłakane. Zakrywając dzieciom oczy patrzyli na lekarzy, którzy klęczeli na ulicy próbując robić to co robić powinni. Ratować życie. Bo życie jest najważniejsze, zwłaszcza młodej kobiety, która dopiero zaczynała żyć pełnią życia. Która w końcu dostała coś od losu. To wszystko nie mogło się skończyć jakimś pożarem, jakąś głupią belką czy zapadniętym stropem. Nie dla Niej. Nie dla Nich. Słowa lekarzy jakby dochodziły z bardzo daleka. "Tracimy Ją!" "Adrenalina!" "Strzelaj!" "Migotanie komór!" "No dalej dziewczyno wróć do nas!". No właśnie... Jeden z nich stał i uparcie wpatrywał się w nieruchome ciało brunetki błagając o to żeby wróciła a drugi z załzawionymi oczami błagał żeby Go nie zostawiała. Nie teraz kiedy dopiero co dostał szansę żeby z Nią być...
- Ona jest w ciąży... - powiedział cicho ale na tyle wyraźnie żeby lekarze usłyszeli. Młoda lekarka spojrzała na Niego ze smutkiem w oczach ciągle uciskając klatkę piersiową kobiety...

***

Coś zatykało od środka.
Coś blokowało oddech. 
Coś paliło...
Najpierw ciemno a teraz jasno.
Wszystko raziło.
Wszędzie błysk.
I to cholerne zimno...
I nagle cisza.
Jakby ktoś wszystko wyłączył.
I w uszach i w głowie...
Koniec.


******************************
Krótki ale treściwy.
Nie wiedziałam co mam zrobić po Waszych apelach w komentarzach a właściwie po szantażach (zwłaszcza twoich Ann!)
Więc zdecydowałam zmienić moją wizję zupełnie.
Całkowicie.
Nie Thomas i nie Gregor.
Mam nadzieję, że zaskoczyłam :)
A co do moich pożegnań to tak.
Mogę już oficjalnie powiedzieć że na dzień dzisiejszy jest to moje ostatnie opowiadanie przed przerwą, którą chcę sobie w tym zrobić.
A właściwie muszę.
Brak weny pomimo nadmiaru pomysłów. :(
Ale póki co komentujcie to powyżej :)
Buziole :*

czwartek, 20 listopada 2014

Pytanie dwudzieste piąte

INNSBRUCK, BERGISEL...

      Dziewczyna patrzyła na Nią z ogromnym bananem na buzi a po chwili ściskała Ją już mocno. Dla postronnych pewnie wyglądało to dziwnie, że dwie kobiety toną w swoich objęciach zaraz pod skocznią w dodatku w strefie dla skoczków. I cieszą się nie wiadomo z czego skoro do drugiej serii konkursu zakwalifikował się tylko jeden z Austriaków. A dodatkowo jedna z nich jest prezenterką telewizyjną a druga siostrą skoczka.
- Tak się cieszę, że w końcu jesteś szczęśliwa. - powiedziała cicho dziewczyna. - Oczywiście wolałabym żeby to mój brat wpadł na ten genialny pomysł żeby się z Tobą ożenić i to już jakiś czas temu ale Thomas... Ech... On zawsze patrzył na Ciebie w taki sposób... Nawet nie wiem jak to określić. - stwierdziła. - Tak jak Ty kiedyś patrzyłaś na Gregora. - dodała po chwili z nutką sentymentu. - No pokaż jeszcze raz ten pierścionek. - powiedziała po chwili wesoło. Kobieta z uśmiechem na twarzy zdjęła rękawiczkę i pokazała złoty krążek z delikatnym kamieniem w kształcie oka otoczonym malutkimi ciemnymi kamykami. - Piękny... - powiedziała z podziwem. - Ech... żebym ja kiedyś taki dostała... - westchnęła.
- Masz jeszcze czas Gloria. - stwierdziła zakładając rękawiczkę spowrotem. - Poza tym ten Twój ostatni facet chyba nadal wykazuje zainteresowanie. A wcale głupi nie był. - zauważyła.
- Och, może i nie był głupi ale... Coś było z Nim nie tak. - stwierdziła.
- Jak z każdym poprzednim. Nie chcę być złośliwa ale trwałe związki w Waszej rodzinie to chyba tylko Wasi rodzice potrafią tworzyć. - zauważyła. Dziewczyna delikatnie szturchnęła niedoszłą bratową ale sama się zaśmiała.
- Nie chcę być jak Gregor. Ale to chyba nasza klątwa. - stwierdziła. - Bardzo chcemy ale nie potrafimy. - wzruszył ramionami. - Powiedzieliście Mu już? - zapytała widząc twarz brata na telebimie. Brunetka też spojrzała w tamtą stronę.
- Mamy zamiar powiedzieć Mu po konkursie. - odparła ale w Jej głosie słychać było niepewność. Dziewczyna spojrzała na Nią.
- Martwisz się Jego reakcją? - spytała.
- Nie wiem czego się spodziewać Gloria. Z jednej strony powinno mi wisieć co On o tym sądzi kiedy przez ostatnie kilka lat miał mnie całkowicie gdzieś i za nic. Ale z drugiej...
- Nie chcesz Go skrzywdzić. - odpowiedziała za Nią.
- W ostatnim czasie kilkakrotnie mi mówił, że chce znowu spróbować. Przekonywał mnie, że ja nadal Go kocham i dla dobra Theresy powinniśmy znów być razem. Nie wiem dlaczego to robił, bo o swoich uczuciach nic nie mówił. Nie wiem co czuje więc nie wiem jak zareaguje. Jeżeli jest tak jak było zawsze to się nie przejmie tylko palnie jakąś kąśliwą uwagę ale jeżeli coś...
- Myślisz, że może Cię kochać? - zapytała z troską w głosie. Zależało Jej na szczęściu brata ale doskonale wiedziała ile przez Niego przeszła brunetka. Nie mogła burzyć teraz Jej szczęścia. Nie, kiedy na prawdę jest zakochana. Wrzawa jaka wybuchła na trybunach mówiła o tym, że Schlierenzauer oddał skok godny swoich możliwości. Na tablicy wyników wyświetliła się cyferka 1 oznaczająca wygraną w konkursie. Zaraz po tym Jego zadowolenie i uśmiech.
- Nawet jeśli tak jest... przez ostatnie lata powoli wypalał całą moją miłość do Niego. Nie potrafiłabym Mu na nowo zaufać. Poza tym... - dodała widząc zmierzających w Jej kierunku blondyna z dwiema uśmiechniętymi dziewczynkami. Uśmiechnęła się.
- Kochasz Thomasa. - dokończyła dziewczyna. - Steffi... nikt nie będzie miał Ci za złe, że w końcu układasz sobie życie. A Theresa jest mądrą dziewczynką i na pewno wszystko zrozumie. I zawsze będzie Cię kochać tak samo. - powiedziała dodając otuchy brunetce.
- Tata wygrał! - zawołała wesoło Theresa wpadając w ramiona matki.
- Widziałam, widziałam chyba trzeba Mu pogratulować co? - zapytała z uśmiechem. Dziewczynka z zapałem pokiwała głową. Wyglądała uroczo w swoim błękitnym kombinezonie w kropki. 
- Może dajmy Mu spokojnie odebrać nagrodę a pogratulujemy Mu na kolacji co? - zaproponował blondyn...

***

- Ta kolacja co rok jest coraz nudniejsza. - stwierdził opierając się o parapet. Wszyscy zajmowali się rozmowami o sezonie o tym kto ma największe szanse na wygranie całego turnieju... W końcu ostatni konkurs już za tydzień. 
- Jak na faworyta to masz strasznie mało optymizmu w sobie Gregor. - odparł stojący obok Niego blondyn, który co chwilę zerkał w stronę brunetki zajmującej się Jego córką. Szatyn też spojrzał w tamtym kierunku. Kobieta razem ze swoją córką i z Jego siostrą bawiły się z Lilly w strefie dla dzieciaków. Co chwilę wybuchały śmiechem a dziewczynkom radosny uśmiech w ogóle nie schodził z twarzy.
- Jeszcze nie wygrałem. - zauważył. - Jeden norweg mnie denerwuje. - stwierdził. Spojrzał na przyjaciela. - Nie tęsknisz za tym? - zapytał nagle. Blondyn uważnie na Niego spojrzał. Nie spodziewał się takiego pytania. Nie ze strony Gregora. No i nie po tym jak zachowywał się w ostatnim czasie.
- Czasem. - przyznał. - Ale teraz mam czym zajmować głowę. - dodał. 
- Jesteś pewien że w bolidzie będziesz czuł się bezpieczniej niż na nartach? - zapytał ponownie.
- Niezupełnie to miałem na myśli mówiąc o zajmowaniu głowy... - powiedział tajemniczo. Szatyn spojrzał na Niego lekko zdezorientowany. - Powinniśmy pogadać. - powiedział poważnie.
- Przecież gadamy. - stwierdził zirytowany.
- Chodź. - blondyn ruszył w stronę lobby hotelowego, gdzie było dużo ciszej i spokojniej niż w restauracji pełnej zawodników i trenerów. Kiedy Schlierenzauer usiadł na jednej ze skórzanych sof obok blondyna siedziała już brunetka. Zdziwił się lekko ale przypomniał sobie, że przecież ta para gołąbków nigdy się nie rozstaje. Wywrócił oczami z lekkim zażenowaniem i spojrzał na Nich lekceważąco. Bo o czym mogli z Nim rozmawiać? 
- Chcecie ze sobą zamieszkać i potrzebujecie mojego błogosławieństwa czy jak? - zapytał z ironią.
- Jesteś blisko ale niezupełnie. - odparł poważnie blondyn. Zaciekawił Go swoją powagą. Oboje byli jakby lekko zestresowani.
- O co chodzi? - spytał poważniejąc.
- Przyjaźnimy się bardzo długo Gregor, Twoja przeszłość ze Steffi też jest bardzo... bogata. - powiedział niepewnie. - I właśnie ze względu na to chcieliśmy żebyś o wszystkim dowiedział się od nas osobiście a nie od kogoś innego. - dodał.
- A możesz prościej? Bo trochę jakby nie rozumiem o co biega. - Spojrzał na brunetkę która lewą ręką poprawiła właśnie niesforny kosmyk włosów. Kiedy to zrobiła wszystko zrozumiał. Zobaczył to czego tak bardzo zobaczyć nie chciał. A przynajmniej nie tak szybko i nie w takiej kombinacji. Ich spojrzenia się spotkały. Była spokojna, ale w oczach miała odrobinę paniki. - Szybko. - to jedyne co udało Mu się powiedzieć. Właściwie wydusić z siebie pomimo lekkiego szoku i niedowierzania. - Gratuluję. - stwierdził spokojnie po czym wstał i bez słowa wyszedł z hotelu. Blondyn już chciał wyjść za przyjacielem ale powstrzymała Go.
- Ja z Nim porozmawiam. - powiedziała cicho. Spojrzał na Nią niepewnie ale zgodził się na to.
- Będę z dziewczynkami. - powiedział całując Ją w czoło i wrócił do restauracji. Wzięła z szatni swoją kurtkę i kurtkę szatyna i wyszła na zewnątrz. Stał oparty o jeden z filarów podpierających boczne wejście do hotelu. Był zamyślony i jakby... rozdarty. Jakby chciał wykonać jakiś ruch ale nie wiedział za bardzo w którą stronę. Był też wyraźnie zawiedziony. Czym? Swoją reakcją, swoim zachowaniem, tym, że tak bardzo zabolało. Choć nie powinno.
- Przeziębisz się. - powiedziała cicho i podała Mu niebieską kurtkę. Założył ją na siebie i spojrzał na brunetkę. Oparła się o filar zaraz obok Niego. - Co się dzieje? - zapytała patrząc na Niego uważnie.
- Nic. Wszystko po staremu. Tylko teraz jak Cię obrażę to dostanę po mordzie od Twojego męża więc nie bardzo mi się to będzie opłacało. - stwierdził głosem pełnym ironii. Ale tylko głosem. Widziała w Jego oczach ból. Prawdziwy, realny ból. Nie potrafiła w to uwierzyć ale to działo się na Jej oczach. Jeżeli w szatynie istniała choć jedna szczera część człowieka to były to oczy. 
- Theresa nadal będzie Twoją córką Gregor i nikt i nic tego nie zmieni. - zapewniła.
- Wiem. - westchnął. - Znam Thomasa. Będzie o Nią dbał i starał się opiekować jak ojciec ale zawsze będzie Jej przypominał, że to ja nim jestem. - powiedział. - Jest zbyt doskonały, żeby starać się odebrać mi wszystko. - dodał.
- Dlaczego się tak zachowujesz? Thomas niczego Ci nie odebrał Greg. - powiedziała pewnie. Uparcie patrzyła Mu w oczy. Bo to była jedyna szansa na znalezienie odpowiedzi na pytanie co się działo z szatynem.
- Ciebie mi odebrał. - odpowiedział ciszej. Zamilkła. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Dopiero po chwili mogła cokolwiek z siebie wydusić. 
- To Ty mnie odrzuciłeś. - przypomniała z żalem w głosie. - Kiedy najbardziej byłeś potrzebny. Kiedy ciągle tak cholernie i głupio byłam w Tobie zakochana. Kiedy czekałam aż się opamiętasz, mając nadzieję, że wszystko co się wydarzyło było tylko chwilą słabości i jest tak jak zawsze powtarzałeś... - ciągnęła lekko urażona Jego słowami. Jak mógł w ogóle oskarżyć kogoś o odebranie Mu Jej. Sam do tego doprowadził. - 5 lat Gregor. - dodała ciszej. - To bardzo długi czas czekania. A czas powoli wszystko zabiera, czy tego chcesz czy nie. I przez cały ten czas dawałeś mi do zrozumienia, że nic dla Ciebie nie znaczę. Że byłam jedynie wygodnym epizodem w Twoim życiu a teraz masz do mnie pretensje, że chcę czegoś więcej od własnego życia niż trwanie w nadziei, że kiedyś się zmienisz? - zapytała z wyrzutem. - Thomas nie mógł Ci mnie odebrać bo nie byłam Twoja. - powiedziała po chwili. - Jedyne co kochałeś w swoim życiu to ty i wygrywanie. 
- To nie prawda. - zaprzeczył cicho.
- I jakimś cudem po kilku latach Theresa. - pokiwała głową. - Więc jak śmiesz wpędzać mnie w poczucie winy? Jakim prawem sprawiasz, że mam żal do samej siebie, że moim szczęściem ranię Ciebie? - spytała. Nie odpowiadał. Ciągle patrzył Jej w oczy. Doskonale zdawał sobie sprawę, że swoim zachowaniem manipulował Jej uczuciami dla własnego celu. Tylko jaki właściwie miał ten cel? Jeszcze kilka tygodni temu po prostu chciał Ją ponownie zaliczyć a teraz? 
- Przepraszam. - powiedział. - Przepraszam, że byłaś jedyną osobą w moim życiu która potrafiła zdjąć ze mnie tą cholerną maskę. Że jako jedyna potrafiłaś sprawić, że nie ma problemów wokół, że mogę wszystko osiągnąć, że nagle wszystko staje się takie proste... - zaczął zaciskając zęby. Bo gula w Jego gardle robiła się coraz większa. Wiedział już że stracił wszystko więc nic więcej do stracenia nie miał. Dlatego po raz pierwszy w życiu mógł spokojnie być sobą i spokojnie być szczerym wobec Niej. - Przepraszam, że przestraszyłem się dorosłości, że nie chciałem zawieść ani Ciebie ani Theresy swoją nieodpowiedzialnością i dlatego się odsunąłem. Dlatego odszedłem. Wolałem udawać przed wszystkimi, że jestem niedojrzałym dzieciakiem chcącym od życia tylko zabawy niż przyznać się, że najzwyczajniej w świecie się cholernie bałem. Że byłem po raz pierwszy w życiu pewien, że czemuś nie podołam. - dodał cicho. Łzy jakie pojawiły się w Jego oczach sprawiły, że i Ona pękła. To, co Jej teraz powiedział rozrywało Jej serce na strzępy. Bo widziała prawdę w tych tak bardzo kiedyś kochanych tęczówkach.
- Dlaczego Gregor? Dlaczego mówisz mi to właśnie teraz?! - warknęła. - Dlaczego teraz a nie choćby wtedy kiedy dojrzałeś do tego, żeby chcieć być ojcem dla Theresy?! - mówiła wściekła. -  Nawet nie wiesz ile byłabym Ci wtedy w stanie wybaczyć... - dodała cicho. Musiał wziąć głęboki oddech. Wiedział jak wiele szans stracił. Jak cholernie Ją krzywdził każdym swoim słowem a jeszcze bardziej jego brakiem. - Dlaczego teraz Gregor!
- Bo nic się nie zmieniło Steffi. - odparł cicho i spokojnie a Jego oczy jakby zgasły. Jakby coś w nich umarło. 
- Słucham? - szepnęła zszokowana.
- Bo nadal kocham Cię jak te 6 lat temu. Bo ciągle mam w głowie to jak było nam dobrze, jak cholernie byłem szczęśliwy mając Cię przy sobie. Jak tęskniłem za każdym razem kiedy wyjeżdżałem na zawody i jak się cieszyłem kiedy wracałem widząc Cię w tym pieprzonym fotelu... - powiedział pewnie. - A teraz wychodzisz za mąż za mojego najlepszego przyjaciela, któremu zawsze zazdrościłem tej doskonałości jaka od Niego bije. Ja tak nie potrafię Steff... Nie umiem być idealny jak On. - dodał z żalem. - Ale nawet gdybym spróbował to i tak nic nie zmieni... - powiedział spokojnie. - Bo widzę jak na Niego patrzysz. Jak On patrzy i traktuje Ciebie. - dodał. Musiała mocno zacisnąć zęby żeby nie uronić łez, które tak bardzo chciały zalać Jej twarz. - Steffi... - zbliżył się do Niej na niebezpieczna odległość. Ciągle patrzyła na Niego nie wierząc w to co słyszy. Te informacje jakby sparaliżowały Jej ciało. Ujął Jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w oczy. - Gdybym tylko dostał teraz od Ciebie szansę... - szepnął głaszcząc Ją po policzku. Delikatnie musnął Jej usta swoimi. 
- Zapomnij o mnie... - szepnęła. Znów wbiła zimny sztylet w Jego serce. - Nic między nami już nie będzie. - dodała zdejmując Jego dłonie ze swojej twarzy.
- Kocham Cię... - powiedział zdesperowany. 
- Jestem z Nim w ciąży Gregor. - powiedziała Mu prosto w oczy. Cicho ale bardzo wyraźnie. Przez chwilę jakby analizował słowa jakie właśnie wypowiedziała. Kiedy zrozumiał co się dzieje jedyne co mógł zrobić to bezwładnie opuścić ręce i patrzeć na Nią z niedowierzaniem. Pokręcił głową chcąc żeby zaprzeczyła ale nawet nie drgnęła. Gdyby świat miał runąć to byłaby odpowiednia chwila. Bo Jego świat właśnie się kończył...

***

    Kiedy zobaczył Ją w restauracji wiedział, że coś jednak poszło nie tak. 
- Co powiedział? - zapytał Ją kiedy przytuliła się do Niego mocno.
- Że mnie kocha. - odparła automatycznie. Odsunął Ją od siebie i spojrzał prosto w oczy. - Ale wie, że swoją szansę już stracił. - dodała. - I że tylko z Tobą chcę być. - powiedziała całując Go czule. Widział jak bardzo stara się nie pokazywać tego, że bardzo to wszystko przeżywa. Nie pokazywać ile Ją to kosztuje.
- Powiedziałaś Mu o...
- Tak. - pokiwała głową.
- Jak zareagował? - zapytał niepewnie.
- Wsiadł do samochodu i odjechał...

***

- Jeszcze jedno poproszę. - powiedział do barmana.
- To już będzie czwarte. Nie powinien Pan raczej świętować z drużyną? - zapytał młody człowiek za barem.
- Jeszcze jedno proszę. - powtórzył szatyn i wyciągnął telefon. Wybrał odpowiedni numer i nacisnął zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach w końcu ktoś odebrał.
- Stęskniłeś się? - zapytała ironicznie.
- Wróć do mnie. - powiedział cicho. - Proszę. - dodał ze słyszalną desperacją w głosie. 
- Gregor co się dzieje? - zapytała lekko przestraszona Jego stanem. - Gdzie Ty jesteś?
- W barze. Jedyny, który dzisiaj jest otwarty w tym zadupiu. - stwierdził. 
- Co się stało? - dopytywała.
- Nic. Po prostu... Potrzebuję Cię Annika. - powiedział. - Powiedz, że wrócisz. Przepraszam Cię za to co powiedziałem. Nie chciałem Cię urazić.
- Przyznałeś, że jestem dla Ciebie jedynie panną do ćwiczeń samokontroli i jestem bezwartościowa i tylko Steffi mogła być tak głupia żeby przyjąć mnie na swoją asystentkę beż żadnego wykształcenia. Nawet nie wiesz jak żałuję, że Ci o tym powiedziałam. - przypomniała z wyraźnym żalem w głosie.
- To nie prawda. - zaprzeczył przecierając oczy. - Właściwie to... Jesteś dla mnie cholernie ważna i bez Ciebie nie poradzę sobie sam ze sobą. - powiedział. - Potrzebuję Cię. Dopóki nie wyjechałaś, nie wiedziałem jak wiele dla mnie znaczysz. - kontynuował. - Proszę powiedz, że wrócisz...
- Masz mnie za nic Gregor.
- Mylisz się. Proszę, daj mi szansę to udowodnić. - mówił dalej.
- Zastanowię się. - odpowiedziała już mniej nieprzyjemnym głosem. - Ma Cię kto zawieź do domu? - spytała.
- Jestem samochodem.
- Jasne...

***

- Ok. Zaraz tam będę. - powiedział do słuchawki. Odłożył telefon na nocny stolik i odwrócił się w kierunku brunetki, która właśnie ułożyła dziewczynki do snu.
- Coś się stało? - zapytała z niepokojem.
- Dzwoniła Annika. - oznajmił. - Jest w Grazu a Gregor dzwonił do Niej z jakiegoś baru w centrum i był wyraźnie pod wpływem. Boi się, że będzie chciał jechać samochodem do domu i chciałaby żebym po Niego pojechał.
- Pojedziesz? - spytała.
- Poniekąd to przeze mnie jest w tym stanie. - stwierdził. - To mój przyjaciel Steffi. Nie pozwolę Mu się zabić przez dumę. - dodał. - Odstawię Go do domu i wracam. - powiedział obejmując brunetkę i składając na Jej ustach czuły pocałunek. - A Ty się połóż. Nie powinnaś teraz się tak przemęczać.
- Thomas ja nic nie robiłam przez cały dzień. - przypomniała. - Czym miałam się zmęczyć?
- To w takim razie połóż się żebym potem mógł Cię zmęczyć osobiście. - wymruczał Jej do ucha. Zaśmiała się lekko i spojrzała na Niego uważnie. - Już się nie mogę doczekać kiedy Cię zobaczę w białej sukni... - powiedział głaszcząc Ją po policzku. - I kiedy staniesz się gruba jak beczka. - dodał. Zaśmiali się wesoło. - Jadę.
- Proszę jedź ostrożnie, jest na prawdę bardzo ślisko. - powiedziała.
- Jasne. - pocałował Ją w czoło i poszedł w kierunku drzwi. Przystanął w nich jeszcze na chwilę i odwrócił się do Niej. - Coś jeszcze? - spytała z uśmiechem. Przez moment nic nie mówił tylko na Nią patrzył.
- Kocham Cię. - powiedział i wyszedł...


*****************************
Tak to się porobiło. :)
Rozdział w którym mogłam Was zaskoczyć ale mogę Wam obiecać, że w kolejnym zaskoczę Was jeszcze bardziej i od razu mówię, że bardzo narażę się wszystkim, którzy są TEAM THOMAS.
Kolejny w niedzielę, bo pomiędzy kwalifikacjami a zawodami będę miała mało czasu na pisanie.
Już jutro zaczynamy zabawę :D
Juppiiiiiiiiiii :D

Klingenthaaaaaaal!!!!

wtorek, 18 listopada 2014

Pytanie dwudzieste czwarte

INNSBRUCK, BERGISEL...

    Mała dziewczynka patrzyła z uwagą na każdy ruch trenujących skoczków. Stała zaraz obok trenera i krytycznym okiem oceniała każde wykonane ćwiczenie przez swoich starszych "kolegów". Jej obecność na treningu dawała wiele radości wszystkim uczestnikom, bo nikt tak jak Ona nie potrafił Ich rozweselić swoimi spostrzeżeniami. Była prawą ręką trenera. Obecnego trenera oczywiście. Poprzedni trener nie tolerował osób postronnych na treningach kadry a zwłaszcza rodziny. A dzieci nie lubił najbardziej. Co prawda Schlierenzauer nigdy wcześniej nie zabierał małej do swojej pracy ale kiedy Morgenstern musiał zaopiekować się córką musiał opuścić trening. Heinz natomiast był człowiekiem niezwykle rodzinnym i wesołym więc z przyjemnością gościł dzieci pod skocznią. A z jeszcze większa ich słuchał.
- I co o tym sądzisz Thereso? - zapytał zerkając na dziewczynkę, która przyglądała się swojemu ojcu skaczącemu przez rząd płotków, żeby na końcu wylądować telemarkiem. Sam zainteresowany spojrzał z uśmiechem na córkę.
- Hmn... wszystko wykonane poprawnie. - powiedziała czym wywołała jeszcze większy uśmiech na ustach szatyna. - Ale gdyby miał przeskoczyć jeszcze dwie takie przeszkody to jestem prawie całkowicie pewna, że połamałby sobie nogi. - dodała z miną wyrażającą zawód.
- Słucham? - oburzył się. Wszyscy wkoło się śmiali. - Thithi jak możesz?
- To co nas łączy poza skocznią nie może wpływać na mój osąd tato. - powiedziała z powagą. 
- Och, oczywiście, pełen profesjonalizm. - stwierdził z ironią. Jego koledzy ciągle nie mogli się nadziwić Jej sposobu wyrażania się. Ciągle mówiła coś co powodowało uśmiech na ich twarzach.
- Gregor Twoja córka ma rację. Mam wrażenie, że stałeś się trochę przyciężki. - zauważył Kuttin z uśmiechem na ustach.
- Żartujesz sobie prawda? - spytał skoczek.
- Za dużo jesz tato. Mówiłam Ci to dzisiaj rano. - wywróciła oczami. Znów tak samo jak Jej matka. Westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- No dobrze... - stwierdził trener. - Kto wygrywa w tej konkurencji Tess? - zapytał trzymając w ręce kartki z zapiskami. Uśmiechnęła się szeroko.
- Stefan. - powiedziała wesoło. Wszyscy jęknęli. Wszyscy oprócz zadowolonego bruneta, który teraz wziął małą na ręce i dał Jej buziaka w policzek.
- Och oczywiście. I teraz nie jesteś stronnicza tak? - zapytał szatyn.
- Jaka? - skrzywiła się. - Mów jak człowiek tato. - rozkazała.
- Nieważne. - machnął ręką. - Odstaw moją córkę na ziemię Kraft. - powiedział poważnie. Brunet posłusznie to zrobił ale uśmiech ciągle nie schodził Mu z twarzy.
- Oj Gregor, Gregor... chyba zostałem mężczyzną numerem jeden w życiu Twojej córki. - zaśmiał się.
- Nie ma takiej opcji Stefan. 
- Może kiedyś jak podrośnie to się z Nią umówię. Jeśli będzie wyglądać jak Steffi to kto wie... - zażartował. Szatynowi do śmiechu nie było.
- Jak podrośnie to będziesz zzieleniałym truchłem więc proszę zajmij się czymś bardziej przyziemnym i dostępnym dla Ciebie jak na przykład... Lotem w kosmos. - stwierdził z ironią. - Poza tym w oczach 5-latki tym jedynym i najważniejszym jest się przez 5 minut. - zaśmiał się.
- Co? - zapytał nie rozumiejąc. Szatyn tylko wskazał głową kierunek, w którym ma się popatrzeć młodszy ze skoczków. Dziewczynka była już na rękach blondyna, który z uśmiechem na ustach podrzucał Ją do góry robiąc Jej "huśtawkę". - Zawsze Hayboeck. - jęknął brunet.
- Mama! - zawołała wesoło dziewczynka i pobiegła w kierunku nadchodzącej kobiety. Swój wzrok skierował na postać drobnej brunetki, która z ogromnym uśmiechem na ustach tuliła w ramionach dziecko. Wyglądała ślicznie. Błyszczące włosy delikatnie opadały na czerwony płaszcz,w którym wyglądała bardzo elegancko a wysokie ciemne kozaki powodowały, że w elegancji jaka zawsze u Niej była na pierwszym miejscu pojawiał się element zmysłowy i cholernie seksowny. Przynajmniej dla Niego. Westchnął cicho kiedy zobaczył kto idzie zaraz za Nią...
- Morgi, stary gdzieś Ty się podziewał kiedy Cię tu nie było co? - zapytał wesoło Michi i przywitał się ze starszym kolegą, od którego szczęście aż biło po oczach. Ale w tak denerwujący dla Niego sposób, że robiło Mu się niedobrze kiedy widział Ich razem. A kiedy blondyn obejmował kobietę, szatyn miał ochotę walnąć głową w ścianę. Na domiar złego wszyscy w kadrze stęsknili się za Morgensternem więc trening został przerwany, a tematem numer jeden stało się to, co teraz będzie robił były skoczek. Były mistrz. Teraz legenda. Legenda, która sypia z matką Jego córki...
- Przepraszam, że dopiero teraz Ją odbieram ale miałam kosmos w pracy. - powiedziała podchodząc do Niego. 
- Taa, na pewno. - prychnął.
- O co Ci chodzi? - spytała spokojnie. Nie miała ochoty na kolejną kłótnię.
- O nic. - stwierdził i zabrał się za zapinanie butów. - Widzę, że kryzys w raju zażegnany. - zauważył.
- Długo wczoraj rozmawialiśmy. - wyjaśniła.
- O tak, tego to akurat jestem pewien. - zaśmiał się złośliwie. Wywróciła oczami puszczając Jego uwagę mimo uszu.
- Nie przyszłam się tutaj kłócić. Właściwie to chciałam tu przyjechać tylko na chwilę żeby zabrać Theresę ale Thomas chciał zobaczyć jak Wam idzie.
- No jasne. - bąknął.
- Gregor... wczoraj...
- Daj spokój Steffi. - przerwał Jej spoglądając na Nią. - Powiedziałaś to co myślisz i dotarło. Zakodowałem. Koniec tematu. - zakończył. Ciągle uparcie stała obok i patrzyła na Niego. - Coś jeszcze? - spytał dość niegrzecznym tonem głosu.
- Nie... Widziałeś gdzieś Sylvię? Mam do Niej sprawę. - zapytała. Widząc Jego stosunek do Niej wiedziała już doskonale, że wrócił stary Gregor. Złośliwy, zmienny i jeżdżący po Niej jak po łysej kobyle. Wolała więc nie wdawać się z Nim w zbędną dyskusję i odejść tam gdzie iść miała.
- Jest tam. - wskazał ręką mały drewniany domek, w którym zazwyczaj przebierali się skoczkowie. Bez słowa odeszła w tamtą stronę. Z niechęcią podszedł do grupy przyjaciół. Cóż... niektórzy już nie byli tak bliscy jak kiedyś ale to mimo wszystko wciąż przyjaciele. 
- Zwariowałeś. - skomentował Michael.
- Jeśli tak bardzo chcesz się zabić trzeba było wybrać coś bardziej spektakularnego niż bolid z papieru. Ty w ogóle widziałeś jakiś wypadek na torze? Samochód się rozpada na kawałki i zostaje przypięty pasami człowieczek w kasku na krzesełku, na środku toru. I zazwyczaj jest sparaliżowany. - stwierdził Stefan.
- O czym mówicie? - zapytał lekko zdezorientowany szatyn.
- Thomas właśnie dołączył do zespołu RedBulla w Formule1. - powiedział Heinz. W Jego głosie słychać było podziw, obawę ale i dumę. W końcu Thomas to takie Jego dziecko-sukces. Szatyn spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. Znów dowiadywał się o wszystkim ostatni. Znowu Go to ubodło ale czy tak nie działo się tylko i wyłącznie przez Niego samego?
- Gratuluję. - skomentował.
- Dziękuję. - odparł sam zainteresowany. - Jak nastroje przed sobotnim konkursem? - zapytał. 
- To już półmetek. Ale Cztery Skocznie w tym roku należą do Prevca. My skupiamy się raczej na Falun... - zaczął mówić trener. Wszyscy zaczęli po kolei opowiadać o formie, o zawodnikach, siać plotki o różnych różnościach... Miał powyżej uszu słuchania tego wszystkiego. Po raz pierwszy temat skoków Go drażnił. Widząc, że Theresa spokojnie bawi się lepiąc bałwana razem z Manuelem postanowił opuścić zebranych...

***

- Ale Ci zazdroszczę. - westchnęła blondynka. - U mnie wieje taką nudą, że wszystkiego mi się odniechciewa. Chyba muszę zmienić model. - zaśmiały się. Zimno jakim ze specjalnej maszynki blondynka dmuchała na ręce brunetki dawało kobiecie lekką ulgę. 
- Wszystko ma swoją cenę. Teraz muszę się przeprosić z zegarkiem i bransoletką. - powiedziała brunetka.
- Nie narzekaj. - stwierdziła fizjoterapeutka. W tym momencie do sali wszedł szatyn.
- Sylvia masz coś na... - zamilkł widząc co robią kobiety. A właściwie widząc nadgarstki brunetki. Na obu miała zaczerwienione ślady. Jakby ktoś zbyt mocno Ją przytrzymywał. Od razu przykryła je rękawami.
- Dzięki. - powiedziała do blondynki z uśmiechem i już chciała wyjść kiedy stanął na Jej drodze.
- Co to jest? - zapytał poważnie. 
- Nie wiem o co Ci chodzi Gregor. - powiedziała nerwowo.
- Nie udawaj głupiej Steff, co to jest? - zapytał stanowczo i chwycił Ją za dłoń podwijając rękaw.
- To ja Was zostawię samych. - stwierdziła blondynka i wyszła z pomieszczenia.
- Gregor puść mnie. - poprosiła spokojnie.
- Mów!
- Nic. - odparła.
- Nic?! - oburzył się. Wziął Jej drugą dłoń i zrobił to samo. Na obu nadgarstkach widniały takie same ślady. - Thomas Ci to zrobił? - zapytał wpatrując się w Nią intensywnie. - Odpowiedz!
- Gregor, to nie tak...
- Zabiję. - powiedział i ruszył w kierunku wyjścia.
- Gregor! Hej! Zaczekaj! - zatrzymała Go przy drzwiach. - Przestań!
- Jeszcze Go bronisz? - zdziwił się. - On Cię maltretuje kobieto! 
- Nikt mnie nie maltretuje! - jęknęła bezradnie.
- Posłuchaj, ja wiem, że możesz się Go bać, to w takiej sytuacji normalne ale nie pozwolę żeby Cię zastraszał i tak traktował! A co z Theresą?
- To nie tak...
- Pomogę Ci. - zapewnił.
- Nie musisz to wszystko...
- Ale najpierw obiję Mu tą wesołą buźkę. 
- To przez sex! - wrzasnęła w końcu. Zamilkł. Patrzył na Nią nie rozumiejąc o czym do Niego mówi.
- Co? - spytał zdezorientowany. Westchnęła. Poziom zażenowania tą sytuacją sięgał zenitu. Nigdy nie pomyślała, że będzie się musiała tłumaczyć szatynowi ze swojego życia erotycznego. 
- Thomas lubi... czasem... - jąkała się. Jego wzrok Ją przytłaczał. - Trochę... urozmaicić nasze... Och na prawdę muszę Ci to tłumaczyć? - jęknęła. Widziała w Jego oczach jak przesuwają Mu się wszystkie trybiki w głowie. I jakby nagle Go coś oświeciło. 
- Och... - tylko tyle był w stanie z siebie wydusić. Od razu się wyprostował ale nadal na Nią patrzył. - Więc to...
- To są ślady od apaszki. - wyjaśniła. I zapadła między Nimi cisza. Jakby właśnie zakończył się jakiś huragan czy przeszło tornado i wszystko wróciło do stanu sprzed chwili. Cisza dość niewygodna i uciążliwa bo oboje nadal na siebie patrzyli.
- Nie wiedziałem, że Thomas lubi... - zaczął ale nie skończył. - Nieważne. - pokręcił głową. Nie mógł sobie wyobrazić przyjaciela w takim wydaniu. A nawet chyba nie bardzo chciał sobie Go w takim wydaniu wyobrażać. To nie było podobne do wizji grzecznego chłopca, który traktuje kobiety jak księżniczki. Widocznie prawdziwe oblicze człowieka wychodzi dopiero nocą. Albo jak w tym wypadku w czasie seksu. Wyrzucił tą myśl z głowy i bez słowa wyszedł na zewnątrz.
Ciężko wypuściła powietrze z płuc i pokręciła głową. Miała ochotę schować się pod ziemię ze wstydu. Wyszła z budynku i dochodząc do grupki skoczków wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z blondynką. Ta jedynie się uśmiechnęła. Szatyn za to w ogóle nie patrzył na brunetkę. Cały czas wzrok skierowany miał w stronę przyjaciela, który czule objął kobietę, kiedy wróciła.
- To co, będziemy się zbierać? - zapytał. Pokiwała głową i pożegnała się z wszystkimi zabierając Theresę ze sobą...

MIESZKANIE THOMASA...

- O czym rozmawiałaś z Gregorem? - zapytał kiedy pomagał Jej zmywać naczynia po kolacji. 
- Nie chcesz wiedzieć. - zapewniła. Spojrzał na Nią z pytajnikami w oczach. - O tym. - podwinęła rękaw. Wziął głęboki wdech. - Zobaczył jak Sylvia schładza mi nadgarstki żeby szybciej wróciły do własnego koloru. 
- I? - spytał.Westchnęła ale uśmiechnęła się lekko.
- Pomyślał, że mnie maltretujesz. Był gotów Cię pobić więc musiałam Mu powiedzieć skąd to mam. - dodała ciszej.
- Że co pomyślał? - zdziwił się. - Jak mógł tak pomyśleć? Przecież przyjaźnimy się tyle lat, chyba nikt mnie tak dobrze nie zna jak On. - oburzył się.
- Był zaskoczony Twoimi upodobaniami seksualnymi więc chyba nie o wszystkim wie. - zauważyła.
- Bo najlepsze zostawiam tylko dla specjalnych osób. - stwierdził puszczając jej oko.
- Poza tym... Gregor ostatnio jest bardzo nieprzewidywalny więc wszystkiego można się spodziewać. Albo raczej, nigdy nie wiadomo jakiej reakcji z Jego strony spodziewać się można.
- Dzisiaj w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać. - zauważył. - Miałem wrażenie, że wolałby żebym się tam w ogóle nie pojawiał. Znowu się oddalamy. 
- Nie wiem co mam Ci poradzić. Sama nie wiem jak się zachować w Jego towarzystwie. Chyba tylko Tess potrafi z Nim normalnie rozmawiać. - dodała kończąc zmywanie.
- Powiedziałaś Mu o...
- Nie zdążyłam. Poza tym... Po takich rewelacjach jakie usłyszał kolejne chyba nie byłyby dobrym pomysłem. - stwierdziła.
- Ok. W takim razie chyba powinniśmy porozmawiać z kimś innym. - powiedział biorąc Jej dłoń w swoją. 
- Tess możesz do nas przyjść? - zawołała. Dziewczynka od razu przybiegła z pokoiku, w którym oglądała bajki. Usiadła na kolanach u mamy z rozbrajającym uśmiechem. 
- Co jest ziomki? - zapytała wywołując u obojga z Nich uśmiech. 
- Chcieliśmy z Tobą porozmawiać. - powiedziała kobieta.
- O czym? - dopytywała.
- O czymś bardzo ważnym. - powiedziała.
- Tess... - zaczął blondyn delikatnie. - Wiesz, że bardzo kocham Twoją mamę... 
- A Ona Ciebie. I co dalej? - spytała ciągle się śmiejąc.
- A jak się dwoje ludzi kocha, tak bardzo bardzo...
- To robią sobie dzidziusia. - dokończyła z zadowoleniem. Brunetka spojrzała na córkę lekko zaskoczona Jej tokiem myślenia ale w końcu mała zaczęła spędzać ze swoim ojcem dużo czasu więc wszystkiego można się spodziewać. Blondyn uśmiechnął się lekko i kontynuował rozmowę.
- Też. - powiedział. - A wiesz co jeszcze robią? - zapytał.
- Żenią się. - powiedziała pewnie.
- Tak. - pokiwał głową. - Dlatego chciałbym Cię o coś zapytać. - mówił dalej. - Tess chciałbym się Ciebie zapytać czy zgodzisz się, żeby mama została moją żoną. - powiedział wyraźnie zdenerwowany. Przejmował się bardzo tą rozmową, bo wiedział doskonale, że mała wolałaby żeby to Gregor o to pytał. Ale życie potoczyło się inaczej. I choć niektórzy mogą sądzić, że to krzywdzące dla dziecka... to dziecko kiedyś dorośnie i samo wyfrunie z gniazda a życie z tą drugą osobą pozostanie na zawsze. Dlatego mimo, że tak bardzo liczą się z dobrem dziecka musza też myśleć o własnym szczęściu. Bo w końcu szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dziecko. A On miał zamiar stworzyć Theresie dom, w którym nigdy nie czułaby się dodatkiem tylko częścią całej rodziny.
- Jak się ożenisz z mamą to będziemy mieszkać z Tobą? - zapytała. Spojrzał porozumiewawczo na brunetkę. 
- Myślę, że zamieszkalibyśmy razem dużo wcześniej. Jak sama wiesz, Wasze mieszkanie jest zalane i chyba dobrze byłoby gdybyście zamieszkały gdzieś razem. Np. u mnie. - powiedział.
- Możemy mieszkać u taty. - zauważyła.
- Kochanie u taty mieszka Annika. - przypomniała brunetka.
- Ach... no tak. - westchnęła z niezadowoleniem mała. - Mamo a Ty chcesz się ożenić z wujkiem? - zapytała kobietę. Uśmiechnęła się do córki i pogłaskała Ją po główce.
- Bardzo. - powiedziała cicho. 
- A będę miała swój pokój? - zapytała.
- Oczywiście. - zapewnił.
- A tata będzie mógł mnie odwiedzać? - zadawała kolejne pytania.
- Kiedy tylko będzie chciał. - tym razem odpowiedziała brunetka.
- Hmn... A jak już się ożenicie to wujek będzie Twoim mężem czyli jakby... moim drugim tatą, tak? - zapytała. - To jak ja się będę nazywać? - spytała zdezorientowana. 
- Tess... posłuchaj... - ponownie zaczął spokojnie blondyn. - Zawsze byłem Twoim wujkiem i zawsze nim będę. - powiedział. - Masz już tatę, który bardzo Cię kocha i nie mogę Go zastępować. I tylko Jego możesz nazywać tatą. Ale zawsze mogę Cię bardzo kochać, jak własną córeczkę i tak też jest. I chcę żebyś to wiedziała. - zapewnił. 
- Czyli będę się nazywać jak tata tak?
- Tak. - potwierdził.
- I będę mówiła do Ciebie wujku tak?
- Tak. - potaknął. Przez chwilę nic nie mówiła tylko intensywnie się nad czymś zastanawiała.
- Ok. - odpowiedział a w końcu wesoło.
- Czyli zgadzasz się? - zapytał z nadzieją.
- Tak. Ale pod jednym warunkiem.
- Co tylko sobie zażyczysz. - powiedział.
- Pomogę mamie wybrać suknię ślubną. - powiedziała z zapałem.
- Och bez Ciebie kochanie nigdy bym nic nie wybrała. - zapewniła całując dziewczynkę w czółko...

************************
Czekam na kolejną falę krytyki Steffi :P
A zapewniam, że nie jest to ostatni moment w tym opowiadaniu, w którym ta fala przypłynie ;)
Buziole :*