FULPMES, WIGILIA BOŻEGO NARODZENIA...
Ogień w kominku, czerwono - zielone ozdoby w całym domu, biały obrus i sianko na środku stołu, złote świece w zdobionych świecznikach i zapachy różnych potraw dochodzące z kuchni, w której słychać było co chwilę te same pytania dotyczące ilości przypraw. I śmiechy. Szczęśliwych ludzi świętujących tak ważne wydarzenie jak narodziny Chrystusa i święto rodziny. Bo w tym czasie wszyscy bliscy nagle przestają biec w wyścigu z codziennością i ciągłym brakiem dla wszystkich i dla siebie samych czasu. Wszyscy spowrotem stają się otwarci, ciepli, czuli... Życzliwość i radość wypływa z ludzi strumieniami, bombardując tych, którzy tak nie potrafią jak tsunami. Może to i dobrze? Taki wstrząs czasem każdemu jest potrzebny. Być może nie zdziała cudów ale przynajmniej podrażni ochronną powłokę takiego człowieka i ukłuje w sam środek odrobiną zazdrości. Bo niektórzy tak nie umieją. Albo nie chcą umieć. Bo wiedzą, że ta magia trwa tylko przez chwilę a potem znów wszystko jest tak samo szare i bezduszne jak zwykle. Więc po co się napawać nadzieją, która i tak zostanie zmiażdżona ciosem od rzeczywistości?
- Fajnie, że w tym roku jesteś z nami. - usłyszał za plecami głos młodszego brata. Upił łyk czerwonego wina, które od jakiegoś czasu bezcelowo obserwował w przezroczystym kieliszku.
- Na Twoim miejscu bym się tak nie cieszył. Masz kilka talerzy więcej do zmywania. - zauważył szatyn. Brunet lekko się uśmiechnął i poklepał mężczyznę po ramieniu, po czym odszedł wołany przez ojca do powieszenia kolejnej zbędnej ozdoby na schodach. Pokręcił głową. I kto to wszystko potem będzie zdejmował? Dom kipiał od świątecznej atmosfery. Wręcz wylewała się każdą szczeliną. Jeśli zamienić Ją w ilość energii mogłaby zasilić cały Innsbruck. Jego wzrok spoczął na wielkiej bogato przyozdobionej choince, którą tego ranka ubrał razem z córką. To chyba był jedyny aspekt świąt, który doceniał. Było wiele czasu, który mógł Jej poświęcić. Którego potrzebował. Zauważył, że rośnie jak na drożdżach, a sukienka, którą kupiła Jej Gloria na urodziny już była lekko przykrótka. I poczuł dziwny ból. Bo dotarła do Niego bolesna prawda. Nie widział jak Jego córka rośnie. Ba, nie widział jak gaworzy, jak stawia pierwsze kroki, jak po raz pierwszy mówi mama. Doskonale pamięta dzień, w którym po raz pierwszy Ją zobaczył i kiedy po raz pierwszy usłyszał słowo tata z Jej ust. Wypowiedziane z taką radością i uczuciem... tak szczerym jak tylko dziecko potrafi być. Ale większość tego, na co czeka każdy rodzić przegapił. Przez swoje luźne życie. Czy żałował? Owszem. Bo to się nie powtórzy. Theresa nigdy już nie będzie miała ponownie kilku dni, miesięcy czy roku. Ale z drugiej strony przecież był młody. Miał prawo do szaleństw i wolności. Nikt normalny nie pragnie zostać ojcem mając 19 lat...
- Magia działa. - usłyszał obok siebie przyjemny głos. Spojrzał z pytajnikami w oczach na brunetkę. Znów uśmiechała się tak samo naturalnie jak kiedyś. Znów wyglądała na 18 lat i nawet sukienkę miała tą samą co kiedyś... - Nie dogadujesz mi, nie rzucasz złośliwości w kierunku Glorii, myślisz o swoim życiu i nie wyszedłeś stąd widząc te wszystkie ozdoby. - wyjaśniła.
- Czytasz mi w myślach też przez magię świąt? - spytał sceptycznie. Uśmiechnęła się szerzej.
- Theresa jest zachwycona choinką, którą ubraliście dzisiaj rano. - powiedziała.
- Ma talent artystyczny. - przyznał. - Po ojcu. - dodał pewnie. Zaśmiali się oboje. - Jestem tu jeszcze tylko dlatego, że obiecałem Thithi. - wyjaśnił spokojnie.
- Twoi rodzice są bardzo szczęśliwi mając Cię w końcu w Święta w domu. - powiedziała.
- Nie wydaje mi się. Zawsze psułem każdą Wigilię. Jestem przekonany, że woleliby żebym był gdziekolwiek indziej.
- Nie mów tak Gregor. Jesteś ich synem i cholernie Cię kochają mimo wszystkich Twoich wad, a masz ich od groma...
- Dzięki.
- Ale masz też kilka zalet. - dodała. Spojrzał na Nią z zainteresowaniem. - Jesteś szczery... - zaczęła. Niestety nie potrafiła skończyć. Starała się coś wymyślić ale słabo Jej szło. Zaśmiał się i pokręcił głową.
- Dokładnie. Jestem szczery. - skomentował. - I tu chyba też się mylisz bo ja po prostu mówię to co pomyślę a często to nie jest szczere więc nawet takiej zalety nie mam. Swoją szczerością ranię ludzi, bo jestem egoistą i wszystko robię tak, żeby tylko mi było dobrze, bo na nikim tak właściwie mi nie zależy. - dodał pewnie. - I wiesz co? Po tym przez co przeszłaś ze mną dziwię Ci się, że potrafisz tak łatwo ze mną rozmawiać. Że w ogóle jeszcze czujesz jakąś magię w tych świętach. - powiedział z lekką ironią.
- Czuję to bo mam z kim te święta spędzać Greg. I Ty też masz. Jest tu cała Twoja rodzina, Twoja córka...
- Theresa jest chyba jedyną pozytywną rzeczą w moim życiu. I tylko dzięki temu, że mieszka z Tobą. Wszystko inne jest do dupy bo wszystko potrafię jedynie spieprzyć. - stwierdził pijąc kolejny łyk wina. - To właśnie o mnie myślisz. Wszyscy tak myślą.
- Bo wszystkim to wmówiłeś. - zauważyła. - Nikogo do siebie nie dopuszczałeś bo nie chciałeś być kontrolowany a nikt nie chciał Cię kontrolować tylko wspierać. Ale każdy gest pomocy odbierałeś jak atak. Chciałeś być samowystarczalny ale nikt taki nie jest. Każdy kogoś potrzebuje.
- Teraz próbujesz przekonać mnie czy siebie, bo nie wiem? - zapytał z lekkim rozbawieniem. Pokręciła głową.
- Jeszcze niedawno chciałeś żebym do Ciebie wróciła. - wspomniała.
- I nadal tego chcę. - odparł pewnie czym Ją totalnie zaskoczył.
- Więc czemu tak ze mną rozmawiasz?
- Bo to łatwiejsze. - odpowiedział patrząc Jej w oczy.
- Od czego? - zapytała cicho.
- Od walki z Thomasem. - wyznał. Pokręciła głową z niedowierzaniem. - Umiejętność bycia złośliwym, gburowatym i sprawiania Ci przykrości opanowałem do perfekcji więc po co mam się męczyć walcząc z wiatrakami? On kocha Ciebie, Ty... - przerwał nie wiedząc co właściwie ma tutaj powiedzieć. - A Ty? - zapytał nadal wpatrując się w Jej oczy.
- Ja też Go kocham Gregor. - powiedziała pewnie. Pokiwał głową.
- I niech Bóg Wam błogosławi. - stwierdził z ironią chcąc odejść od brunetki ale nie pozwoliła Mu na to tarasując Mu drogę swoim ciałem. Westchnął. - Serio? Jednym palcem Cię staranuję. - powiedział. - No... może dwoma. Od kiedy jesteś z Thomasem przybrałaś lekko na wadze. Uprawiacie w ogóle sex? - zapytał z udawaną powagą.
- Skoro na nikim Ci nie zależy i nikogo nie potrzebujesz po co chciałeś mojego powrotu? - zapytała ignorując Jego złośliwości.
- Dla Theresy. - odpowiedział szczerze. - Liczyłem na to, że jeśli spróbujemy, Theresa to zauważy i w końcu będzie w pełni szczęśliwa. Mając normalną rodzinę. Że może to z czasem naprawi też nasze relacje i być może nauczę się... - przerwał nie mając ochoty kończyć. Spojrzała na Niego ze współczuciem, bo doskonale wiedziała co chciał powiedzieć. Ale miłości nie da się nauczyć. To trzeba czuć. Głęboko w sobie.
- Jest! Już jest! Widzę ją! Babciu! Pierwsza gwiazdka! Dawaj jedzonko! - wołała rozweselona dziewczynka zbiegając po schodach z góry. Zaraz za Nią schodził Jej dziadek. Widząc dwójkę młodych ludzi w salonie i ich wyrazy twarzy jedynie cicho westchnął. Wchodząc do kuchni pocałował w policzek żonę, a kątem oka zauważył syna, który bez słowa odszedł od dziewczyny i nalał sobie kolejną lampkę wina.
- Gdzie popełniliśmy błąd? - zapytał patrząc ciągle w kierunku szatyna. Po chwili do kuchni weszła brunetka z wielkim bólem wymalowanym na twarzy.
- Pomogę przy wydawaniu dań. - powiedziała cicho i skupiła swoją uwagę na gotującej się zupie...
***
Jak po każdej kolacji wigilijnej, w każdym innym domu, w każdym innym mieście i rodzinie tak i tutaj przyszedł czas na złożenie sobie życzeń. Ten moment mimo, że oczywisty dla każdego, przyniósł lekkie napięcie. Zwłaszcza u Niego. Nie lubił tego. Nigdy nie wiedział co powiedzieć, jak się zachować... Każdy z uśmiechem do Niego podchodził i życzył wielu sukcesów i dużo zdrowia bo to najważniejsze. Zwykłe życzenia. Nikt nie powiedział czego tak na prawdę Mu życzy. Nikt oprócz dwóch osób. Pierwszą z Nich była radosna, śliczna 5-latka, która swoją szczerością rozbrajała wszystkich dokoła...
- Tatusiu a ja Ci życzę, żebyś zawsze o mnie pamiętał i więcej się uśmiechał bo jak się człowiek uśmiecha to wszystko idzie dobrze. A jak będzie szło dobrze to spełni się moje kolejne życzenie dla Ciebie, czyli żebyś nigdy się nie połamał tak jak wujek Thomas i żebyś dalej był najlepszym tatą na świecie i żebyś przyjeżdżał do mnie kiedy będziesz się chciał do kogoś przytulić.
- I nie chcesz już żebym ożenił się z mamą? - zapytał podejrzliwie. Uśmiechnęła się szeroko i przysunęła do Jego ucha.
- I tak się z Nią ożenisz. - wyszeptała konspiracyjnie.
Być może odziedziczyła szczerość po Nim. I na razie było to zabawne ale kiedyś może Jej to przynieść wiele nieprzyjemności i kłopotów w relacjach z innymi. Tak jak Jemu. Tylko tutaj pojawiało się pytanie. Czy On na pewno jest szczery? Czy tylko nauczył się perfekcyjnie kłamać i udawać kogoś kim nie jest? Szczere życzenia pojawiły się również w przypadku brunetki.
- Zapomniałem Ci powiedzieć, że pięknie dziś wyglądasz. - powiedział kiedy do Niego podeszła. Zaśmiała się lekko i pokręciła głową. - Miałem dobre przeczucie co do tej sukienki. - dodał.
- Potrafisz ubrać kobietę to trzeba Ci przyznać.
- Rozebrać też potrafię. - przypomniał. - Ale chyba powinienem teraz czegoś Ci życzyć czyż nie? - zapytał. Pokiwała głową. - No więc... życzę Ci, żebyś... - zastanawiał się chwilę. W końcu spojrzał Jej w oczy i westchnął. - Nie jestem w tym dobry.
- To może ja zacznę... - zaproponowała.
- Tak chyba będzie prościej. Powiedz coś ładnego, wy dziennikarze macie dryg do takich rzeczy, a ja potem tylko powiem "na wzajem" i będziemy mieli z głowy. - stwierdził.
- Życzę Ci żebyś odkrył swoje szczęście Gregor. - powiedziała poważnie. - Żebyś odnalazł w swoim sercu to co kiedyś nie wiem dlaczego zniknęło... Żebyś kogoś prawdziwie pokochał. I żebyś był w tym szczery. Żebyś nie bronił się przed uczuciem za wszelką cenę i otwarł się na innych. - dodała ciszej. - I żebyś zauważył, że jednak potrzebujesz kogoś bliskiego. - zakończyła. Przez chwilę nic nie mówił tylko uparcie się w Nią wpatrywał.
- Całkiem niezłe. - stwierdził. - No więc... nie bardzo teraz pasuje moje na wzajem... - powiedział drapiąc się po głowie. Po chwili jednak spowrotem spoważniał. - Steffi... różnie między nami było. I nadal różnie jest ale... chciałbym żebyś była szczęśliwa. - powiedział. Uśmiechnęła się lekko. - I żebyś nadal miała tak dużo cierpliwości w sobie ile masz i... - przerwał na moment. - Nie zmieniaj się. Bo jesteś perfekcyjna. - powiedział ciszej powodując, że na Jej sercu zrobiło się cieplej. Jego oczy były szczere. Jego uśmiech również. I zareagowała instynktownie. Jak w takich sytuacjach reagują wszyscy normalni ludzie posiadający choć odrobinę uczuć. Po prostu Go przytuliła szepcząc do Jego ucha ciche "dziękuję." Zaskoczony Jej reakcją nie bardzo wiedział co robić. Znów poczuł Jej zapach, Jej ciepło tak bardzo blisko siebie. Tak blisko nie byli już dawno. Bardzo dawno...
- Nie lepiej jest tak jak teraz niż kiedy marnujesz czas na jakieś głupie kłótnie z Nią? - usłyszał kiedy rozdawali sobie prezenty. Wywrócił oczami.
- Gloria, wiesz, że nie lubię nudy.
- O nie mój drogi. Ty po prostu uwielbiasz sobie komplikować życie i relacje z innymi. - stwierdziła pewnie. Wzięła do ust kolejne ciastko i spojrzała na brata.
- Znowu będziesz jęczeć że jesteś gruba. - zauważył.
- Facet nie pies na kości nie poleci. - odpowiedziała urażona.
- Ale też nie sikorka, słoniny wkrochmalał nie będzie. - powiedział uszczypliwie. Czym spowodował Jej odejście od stołu. Uśmiechnął się pod nosem. Uwielbiał denerwować siostrę. Chyba właśnie w ten sposób wyrażał swoje uczucia co do Niej. Nie żeby Jej nienawidził, kochał Ją. Tylko zamiast powiedzieć "kocham Cię siostrzyczko", co nie przeszłoby Mu przez gardło, wolał powiedzieć Jej "spadaj tłuściochu". Czy z Lucasem tak było? Nie. Lucas rzadko się odzywał. Tylko wtedy kiedy miał coś konkretnego do powiedzenia ale mówił tylko raz. Nie powtarzał w kółko tej samej gadki. Był konkretny i rzeczowy. I nie wtrącał się w nieswoje sprawy. I to było wygodne. Nawet bardzo... Spojrzał na środek salonu gdzie Jego rodzice jak zawsze tańczyli wtuleni w siebie bujając się do rytmu "What a wonderful World" Armstronga. Zawsze podziwiał Ich relacje. Mimo, że się kłócili, że często mieli odmienne zdania bo byli jak ogień i woda, zawsze potrafili rozwiązać każdy problem i po prostu być dla siebie. Ich uczucie było tak głębokie, że chyba nic nie było w stanie tego zmienić. Czysta miłość. Taka na zawsze i pewnie na wieczność. Niepojęta dla Niego. Piękna ale taka odległa i nierealna. Często wydawało Mu się, że taka miłość istnieje tylko pomiędzy Nimi. I nie ma już Jej dla nikogo więcej.
- Tatusiu zatańczymy? - zapytała podbiegając do Niego. Jej loczki jak u aniołka opadały na delikatne ramionka, a Jej oczka świeciły takimi iskierkami, jakie kiedyś widział w oczach brunetki. Nie mógł się nie uśmiechnąć i nie zgodzić. Wziął małą na ręce i zaczął bujać się na boki trzymając Ją mocno w ramionach. Co jakiś czas obracał się z Nią powodując śmiech, który zarażał. Był taki czysty i radosny... Taki dziecięcy. Taki piękny... Sam też się uśmiechał, a kiedy zaczęła nucić słowa piosenki, którą uznawała za swoją ulubioną dołączył się do Niej.
***
Zatrzymała się przy uchylonych lekko drzwiach do pokoiku, w którym miała spać Theresa. Lampka nocna była zaświecona powodując, że w pokoju panował fioletowy półmrok, a na ścianach malowały się różnorakie cienie. Chciała zaglądnąć do Niej ale usłyszała Jej głos.
- A tam? - zapytała wskazując na sufit rączką.
- To chyba będzie nosorożec. - powiedział trzymający Ją w ramionach szatyn.
- Nosożorec? - spytała kalecząc nazwę zwierzęcia. Zaśmiał się.
- Nosorożec. Takie duże zwierzę, które żyje w Afryce. Jest bardzo silny, ma skórę podobną do słonia i tak samo duże uszy tylko zamiast nosa czy trąby ma róg.
- Ahaaa... A jakby mnie zaatakował to obroniłbyś mnie? - zapytała przestraszona.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział pewnie. - Jesteś moją księżniczką. Zawsze będę Cię bronił. Czy to byłby smok, nosorożec czy zwykła mucha... Zawsze Cię ochronię. Bo chronimy tych, których kochamy a ja kocham Cię najbardziej na świecie. - powiedział całując Ją w czółko.
- A mamę? - zapytała ponownie.
- Mamę teraz chroni wujek Thomas. - odpowiedział łagodnie.
- A gdybyście Ją chronili obaj to byłaby jeszcze bardziej bezpieczna. - zauważyła. - A kto chroni Ciebie? - zapytała. Zaskoczyła Go tym pytaniem. Była bardzo spostrzegawcza jak na swój wiek. Przez chwilę Jej nie odpowiadał. Bo co miał powiedzieć? Że tak właściwie to nie ma osoby, która by Go kochała tak na prawdę? Skoro On tak nie potrafi to nikt Mu się tym nie odwdzięczy... - Sandra? - zapytała z grymasem na twarzy.
- Nie. Sandra na pewno nie. - odpowiedział. Uśmiechnęła się.
- To dobrze. Ona jest głupia. - powiedziała. - To jak? Kto Cię ochroni przed nosożorcem? - zapytała uważnie na Niego patrząc.
- Chyba sam się muszę bronić Thithi. - odpowiedział wzdychając. Nagle się uśmiechnęła bardzo szeroko.
- Nie martw się. Ja Cię ochronię.
- Ty? - zapytał zdziwiony. - Przecież jesteś mała i chudziutka i nie masz chyba na tyle siły. - zauważył.
- Chronimy tych których kochamy. - zacytowała Go. - A ja Cię bardzo kocham tatusiu. - powiedziała wtulając się w Niego bardzo mocno...
***
Ktoś zapukał do pokoju i nie czekając na pozwolenie wszedł do środka.
- Nocna schadzka? - zapytał z cwanym uśmiechem. Była spokojna i miała bardzo poważną minę. Zauważył to i Jego uśmiech zniknął z twarzy. - Coś się stało? - zapytał.
- Dziękuję. - powiedziała cicho.
- Za?
- Za prezent. - odparła.
- Zawsze chciałaś taki zegarek, a ostatnio była przecena więc... - wzruszył ramionami. - Za to ja od Ciebie prezentu chyba jeszcze nie dostałem. - zauważył zbliżając się do Niej powoli.
- Mam nadzieję, że nigdy nie będzie żadnego smoka ani nosorożca ani nawet głupiej muchy ale... - podała Mu białą kopertę. - Wesołych świąt Gregor. - powiedziała i wyszła z Jego pokoju.
- Pomogę przy wydawaniu dań. - powiedziała cicho i skupiła swoją uwagę na gotującej się zupie...
***
Jak po każdej kolacji wigilijnej, w każdym innym domu, w każdym innym mieście i rodzinie tak i tutaj przyszedł czas na złożenie sobie życzeń. Ten moment mimo, że oczywisty dla każdego, przyniósł lekkie napięcie. Zwłaszcza u Niego. Nie lubił tego. Nigdy nie wiedział co powiedzieć, jak się zachować... Każdy z uśmiechem do Niego podchodził i życzył wielu sukcesów i dużo zdrowia bo to najważniejsze. Zwykłe życzenia. Nikt nie powiedział czego tak na prawdę Mu życzy. Nikt oprócz dwóch osób. Pierwszą z Nich była radosna, śliczna 5-latka, która swoją szczerością rozbrajała wszystkich dokoła...
- Tatusiu a ja Ci życzę, żebyś zawsze o mnie pamiętał i więcej się uśmiechał bo jak się człowiek uśmiecha to wszystko idzie dobrze. A jak będzie szło dobrze to spełni się moje kolejne życzenie dla Ciebie, czyli żebyś nigdy się nie połamał tak jak wujek Thomas i żebyś dalej był najlepszym tatą na świecie i żebyś przyjeżdżał do mnie kiedy będziesz się chciał do kogoś przytulić.
- I nie chcesz już żebym ożenił się z mamą? - zapytał podejrzliwie. Uśmiechnęła się szeroko i przysunęła do Jego ucha.
- I tak się z Nią ożenisz. - wyszeptała konspiracyjnie.
Być może odziedziczyła szczerość po Nim. I na razie było to zabawne ale kiedyś może Jej to przynieść wiele nieprzyjemności i kłopotów w relacjach z innymi. Tak jak Jemu. Tylko tutaj pojawiało się pytanie. Czy On na pewno jest szczery? Czy tylko nauczył się perfekcyjnie kłamać i udawać kogoś kim nie jest? Szczere życzenia pojawiły się również w przypadku brunetki.
- Zapomniałem Ci powiedzieć, że pięknie dziś wyglądasz. - powiedział kiedy do Niego podeszła. Zaśmiała się lekko i pokręciła głową. - Miałem dobre przeczucie co do tej sukienki. - dodał.
- Potrafisz ubrać kobietę to trzeba Ci przyznać.
- Rozebrać też potrafię. - przypomniał. - Ale chyba powinienem teraz czegoś Ci życzyć czyż nie? - zapytał. Pokiwała głową. - No więc... życzę Ci, żebyś... - zastanawiał się chwilę. W końcu spojrzał Jej w oczy i westchnął. - Nie jestem w tym dobry.
- To może ja zacznę... - zaproponowała.
- Tak chyba będzie prościej. Powiedz coś ładnego, wy dziennikarze macie dryg do takich rzeczy, a ja potem tylko powiem "na wzajem" i będziemy mieli z głowy. - stwierdził.
- Życzę Ci żebyś odkrył swoje szczęście Gregor. - powiedziała poważnie. - Żebyś odnalazł w swoim sercu to co kiedyś nie wiem dlaczego zniknęło... Żebyś kogoś prawdziwie pokochał. I żebyś był w tym szczery. Żebyś nie bronił się przed uczuciem za wszelką cenę i otwarł się na innych. - dodała ciszej. - I żebyś zauważył, że jednak potrzebujesz kogoś bliskiego. - zakończyła. Przez chwilę nic nie mówił tylko uparcie się w Nią wpatrywał.
- Całkiem niezłe. - stwierdził. - No więc... nie bardzo teraz pasuje moje na wzajem... - powiedział drapiąc się po głowie. Po chwili jednak spowrotem spoważniał. - Steffi... różnie między nami było. I nadal różnie jest ale... chciałbym żebyś była szczęśliwa. - powiedział. Uśmiechnęła się lekko. - I żebyś nadal miała tak dużo cierpliwości w sobie ile masz i... - przerwał na moment. - Nie zmieniaj się. Bo jesteś perfekcyjna. - powiedział ciszej powodując, że na Jej sercu zrobiło się cieplej. Jego oczy były szczere. Jego uśmiech również. I zareagowała instynktownie. Jak w takich sytuacjach reagują wszyscy normalni ludzie posiadający choć odrobinę uczuć. Po prostu Go przytuliła szepcząc do Jego ucha ciche "dziękuję." Zaskoczony Jej reakcją nie bardzo wiedział co robić. Znów poczuł Jej zapach, Jej ciepło tak bardzo blisko siebie. Tak blisko nie byli już dawno. Bardzo dawno...
- Nie lepiej jest tak jak teraz niż kiedy marnujesz czas na jakieś głupie kłótnie z Nią? - usłyszał kiedy rozdawali sobie prezenty. Wywrócił oczami.
- Gloria, wiesz, że nie lubię nudy.
- O nie mój drogi. Ty po prostu uwielbiasz sobie komplikować życie i relacje z innymi. - stwierdziła pewnie. Wzięła do ust kolejne ciastko i spojrzała na brata.
- Znowu będziesz jęczeć że jesteś gruba. - zauważył.
- Facet nie pies na kości nie poleci. - odpowiedziała urażona.
- Ale też nie sikorka, słoniny wkrochmalał nie będzie. - powiedział uszczypliwie. Czym spowodował Jej odejście od stołu. Uśmiechnął się pod nosem. Uwielbiał denerwować siostrę. Chyba właśnie w ten sposób wyrażał swoje uczucia co do Niej. Nie żeby Jej nienawidził, kochał Ją. Tylko zamiast powiedzieć "kocham Cię siostrzyczko", co nie przeszłoby Mu przez gardło, wolał powiedzieć Jej "spadaj tłuściochu". Czy z Lucasem tak było? Nie. Lucas rzadko się odzywał. Tylko wtedy kiedy miał coś konkretnego do powiedzenia ale mówił tylko raz. Nie powtarzał w kółko tej samej gadki. Był konkretny i rzeczowy. I nie wtrącał się w nieswoje sprawy. I to było wygodne. Nawet bardzo... Spojrzał na środek salonu gdzie Jego rodzice jak zawsze tańczyli wtuleni w siebie bujając się do rytmu "What a wonderful World" Armstronga. Zawsze podziwiał Ich relacje. Mimo, że się kłócili, że często mieli odmienne zdania bo byli jak ogień i woda, zawsze potrafili rozwiązać każdy problem i po prostu być dla siebie. Ich uczucie było tak głębokie, że chyba nic nie było w stanie tego zmienić. Czysta miłość. Taka na zawsze i pewnie na wieczność. Niepojęta dla Niego. Piękna ale taka odległa i nierealna. Często wydawało Mu się, że taka miłość istnieje tylko pomiędzy Nimi. I nie ma już Jej dla nikogo więcej.
- Tatusiu zatańczymy? - zapytała podbiegając do Niego. Jej loczki jak u aniołka opadały na delikatne ramionka, a Jej oczka świeciły takimi iskierkami, jakie kiedyś widział w oczach brunetki. Nie mógł się nie uśmiechnąć i nie zgodzić. Wziął małą na ręce i zaczął bujać się na boki trzymając Ją mocno w ramionach. Co jakiś czas obracał się z Nią powodując śmiech, który zarażał. Był taki czysty i radosny... Taki dziecięcy. Taki piękny... Sam też się uśmiechał, a kiedy zaczęła nucić słowa piosenki, którą uznawała za swoją ulubioną dołączył się do Niej.
***
Zatrzymała się przy uchylonych lekko drzwiach do pokoiku, w którym miała spać Theresa. Lampka nocna była zaświecona powodując, że w pokoju panował fioletowy półmrok, a na ścianach malowały się różnorakie cienie. Chciała zaglądnąć do Niej ale usłyszała Jej głos.
- A tam? - zapytała wskazując na sufit rączką.
- To chyba będzie nosorożec. - powiedział trzymający Ją w ramionach szatyn.
- Nosożorec? - spytała kalecząc nazwę zwierzęcia. Zaśmiał się.
- Nosorożec. Takie duże zwierzę, które żyje w Afryce. Jest bardzo silny, ma skórę podobną do słonia i tak samo duże uszy tylko zamiast nosa czy trąby ma róg.
- Ahaaa... A jakby mnie zaatakował to obroniłbyś mnie? - zapytała przestraszona.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział pewnie. - Jesteś moją księżniczką. Zawsze będę Cię bronił. Czy to byłby smok, nosorożec czy zwykła mucha... Zawsze Cię ochronię. Bo chronimy tych, których kochamy a ja kocham Cię najbardziej na świecie. - powiedział całując Ją w czółko.
- A mamę? - zapytała ponownie.
- Mamę teraz chroni wujek Thomas. - odpowiedział łagodnie.
- A gdybyście Ją chronili obaj to byłaby jeszcze bardziej bezpieczna. - zauważyła. - A kto chroni Ciebie? - zapytała. Zaskoczyła Go tym pytaniem. Była bardzo spostrzegawcza jak na swój wiek. Przez chwilę Jej nie odpowiadał. Bo co miał powiedzieć? Że tak właściwie to nie ma osoby, która by Go kochała tak na prawdę? Skoro On tak nie potrafi to nikt Mu się tym nie odwdzięczy... - Sandra? - zapytała z grymasem na twarzy.
- Nie. Sandra na pewno nie. - odpowiedział. Uśmiechnęła się.
- To dobrze. Ona jest głupia. - powiedziała. - To jak? Kto Cię ochroni przed nosożorcem? - zapytała uważnie na Niego patrząc.
- Chyba sam się muszę bronić Thithi. - odpowiedział wzdychając. Nagle się uśmiechnęła bardzo szeroko.
- Nie martw się. Ja Cię ochronię.
- Ty? - zapytał zdziwiony. - Przecież jesteś mała i chudziutka i nie masz chyba na tyle siły. - zauważył.
- Chronimy tych których kochamy. - zacytowała Go. - A ja Cię bardzo kocham tatusiu. - powiedziała wtulając się w Niego bardzo mocno...
***
Ktoś zapukał do pokoju i nie czekając na pozwolenie wszedł do środka.
- Nocna schadzka? - zapytał z cwanym uśmiechem. Była spokojna i miała bardzo poważną minę. Zauważył to i Jego uśmiech zniknął z twarzy. - Coś się stało? - zapytał.
- Dziękuję. - powiedziała cicho.
- Za?
- Za prezent. - odparła.
- Zawsze chciałaś taki zegarek, a ostatnio była przecena więc... - wzruszył ramionami. - Za to ja od Ciebie prezentu chyba jeszcze nie dostałem. - zauważył zbliżając się do Niej powoli.
- Mam nadzieję, że nigdy nie będzie żadnego smoka ani nosorożca ani nawet głupiej muchy ale... - podała Mu białą kopertę. - Wesołych świąt Gregor. - powiedziała i wyszła z Jego pokoju.
*********************
I jest kolejny.
Świąteczny.
I mam nadzieję, że nie zawiodłam nim nikogo a jeśli tak to przepraszam.
Sporo w nim emocji ale o to mi chodziło.
W kolejnym więcej Thomasa. Obiecuję.
Ale to w poniedziałek.
A tymczasem zapraszam do Basi i Michała gdzie powróciłam z nowym rozdziałem :)
Buziole :*
P.S.: jk! Witaj kochana spowrotem, dziękuję, że nadal jesteś :*
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPytanie za 100 punktów. Co jest w kopercie? :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ten rozdział. Taki beztroski, świąteczny. Dzisiaj nuce cały dzień piosenkę z reklamy coca-coli, którą podłapałam od mamy, w telewizji reklama supermarketu z piosenka "Let it snow", trafiłaś idealnie ;)
Kilka rozdziałów temu tak bardzo krytykowałam zachowanie Gregora, a teraz kiedy dodajesz więcej opisów z jego perspektywy, przekonuje sie do niego. Proszę Cię, daj coś z Thomasem co nie pozwoli mi się od niego odwrócić ;)
Pozdrawiam i ściskam. Byle do świąt ;*
popłakałam się ! ryczałam,serio. Czytając ten rozdział,wczułam sie w Steff i w to,co naprawde czuje. Jak to jest patrzeć na dziecko w ramionach osoby,która Ci ten cud dała. Mam nadzieje,że zrozumie,że Greg zgrywa cwaniaka ,a tak naprawde,nadal ją kocha...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Karolina
PS.: Proszę,niech Paryż nie wypali ! Steff i Gregor musza sie zbliżyc do siebie !
Achh.. Święta ^^
OdpowiedzUsuńZżera mnie ciekawość, co to za prezent. Pojęcie nie mam, co to może być, więc z niecierpliwością czekam aż to się wyjaśni.
I dołączam się do prośby mojej przedmówczyni, żeby ten Paryż nie wypalił :D
Pozdrawiam ;*
Ha! Przyszedł czas na mnie i mój komentarz. Przeczytane wczoraj , ale z telefonu jakoś nie wygodnie się tworzy opinie.
OdpowiedzUsuńTak magicznie się zrobiło! Świątecznie , a święta już na wyciągnięcie ręki!;D
Dobra , rozmarzyłam się.
Rozdział cudowny , pełen wzruszeń i zaciekawienia.
Jeden minus? Brak Thomasa:(
Ale to Ci wybaczam!
Ann.
Magia świąt... czułam ją razem z nimi :)
OdpowiedzUsuńGregor- uwielbiam to w jaki sposób spędza czas z małą, dogaduję się z nią. Wreszcie jest takim ojcem jakiego Theresa powinna mieć od początku :D
ps. Ja też jestem za niewypałem z wyjazdem do Paryża ;)
Pozdrawiam i ściskam <3
Cudowny rozdział. Tak magiczny i świąteczny. Gregor ukrywa to co czuje do Steffi. nie dopuszcza nawet do siebie takiej myśli, że może kogoś kochać oprócz Theresy oczywiście. Woli udawać kretyna i idiote. ale myślę, że przyjdzie taki czas kiedy zawalczy. Myślę też, że Steffi byłaby mu gotowa wybaczyć jakby jej powiedział w tym rozdziale, że ją kocha. Co się znajduje w kopercie? Mam pewne podejrzenia ale nie napiszę :) (zobaczymy czy się sprawdzą).
OdpowiedzUsuńW następnym rozdziale więcej Thomasa? Nie... ja bym mogła przez cały czas o Gregorze czytać ale ok. wybaczam i czekam z niecierpliwością na jutro :)
Pozdrawiam, Aga!
Ojej. Jak to cudownie opisałaś. ♥
OdpowiedzUsuńŚwięta. Faktycznie, wcześniej takie odległe, dziś już prawie na wyciągnięcie ręki. Ale dobra, koniec. Rozpiszę się tu jeszcze o świętach, a przecież rozdział czeka!
Otóż, ja Cię, kochana, nie zaskoczę, mówiąc, że ja mogłabym czytać tylko i wyłącznie o Gregu! I Tess. :D ♥ .Ukochany szkrab. :)
Patrząc jeszcze na powyższe komentarze, dołączam się do koalicji zawiązanej przeciw Thomasowi. Stop wyjazdowi do Paryża! :D ♥ (chyba, że z Gregiem)
Czekam na nexta. :)
Wiem, wiem, znów mnie długo nie było, ale dopiero teraz przekonuję się o urokach liceum. Szczerze, już nie wyrabiam i nawet czasu mi nie starcza na skomentowanie rozdziału.Ale bądź z siebie dumna, potrafisz poprawić mi humor zepsuty przez nauczycieli sadystów. Uwielbiam Thithi, mimo tak małego wieku, jest cholernie kumata i wie co się dzieje. Rozczulają mnie jej rozmowy z Gregorem, mała ma na niego ogromny wpływ i to bardzo dobry wpływ. Theresa wyzwala w nim najlepsze emocje i widać po nim, że dla córki jest gotowy się zmienić, by ją uszczęśliwić. Rozpłakałam się podczas ich rozmowy o tym nosorożcu. Zrobiło mi się żal Gregora, bo taka jest prawda, jego może chronić tylko Thithi, bo po tym wszystkim co zrobił każdy pała do niego raczej negatywnymi uczuciami. Choć może jednak się mylę. Wciąż mam nadzieję, że Gregor przejrzy na oczy i zrozumie, co tak naprawdę czuje do Steffi. Oni muszą być razem. Mam nadzieję, że ten wyjazd do Francji jednak nie wypali. Lubię Thomasa, ale to takie ciepłe kluchy. Kochany i miły, zawsze pomocny. Nic nowego. Owszem, to facet idealny, gdyż bardziej opiekuńczego, to od niego nie znajdziesz, ale ile można. Gregor na swój sposób też potrafi pokazać to, że mu na kimś zależy, choć nie zawsze potrafi to udolnie pokazać. Mimo wszystko to Gregor właśnie dla mnie jest NUMBER 1 i zawsze nim zostanie. Pozdrawiam i czekam na kolejny, gdyż mój humor znów został zepsuty i tylko ty potrafisz go naprawić.
OdpowiedzUsuń