FRANCJA, PARYŻ...
- Wujku a co Ty teraz będziesz robił? - zapytała wcinając ciasto z gruszkami i lody waniliowe. Miała buzię umazaną polewą czekoladową co dodawało Jej jeszcze więcej dziecięcego uroku. Spojrzał na dziewczynkę nie bardzo rozumiejąc o co Jej chodzi. - No bo Ty już nie będziesz skakał prawda? - zapytała uważnie na Niego patrząc.
- No nie będę. - odparł.
- To co będziesz robił? - spytała ponownie. Brunetka spojrzała na mężczyznę zainteresowana Jego odpowiedzią.
- Na razie zajmę się pracą w fundacji.
- Tam, gdzie trenujesz dzieci? - spytała.
- Tak.
- A mnie też możesz trenować? - zapytała z nadzieją w oczach. Spojrzał z rozbawieniem na brunetkę, której w tym momencie nie było do śmiechu.
- Kochanie wujek trenuje chłopców, którzy chcą zostać skoczkami. - wyjaśniła córce. - Ty nie jesteś chłopcem. - zauważyła.
- Ale chcę zostać skoczkiem. - powiedziała pewnie. - Jak wujek i jak tatuś. - dodała. Brunetka odstawiła kubek z kawą, którą piła i spojrzała zaskoczona na córkę.
- A nie wolałabyś zostać dziennikarką jak mama? - zapytał widząc zdenerwowanie brunetki.
- Och... - jęknęła i podparła głowę rączką. - To jest takie nudne... - powiedziała.
- Nudne? - zdziwił się. - Popatrz Twoja mama spotyka w pracy tyle ciekawych osób, które odnoszą wielkie sukcesy, są sławne...
- Ja będę sławna. - odparła pewnie. - Mój tata jest medalistą igrzysk olimpijskich, mistrzem świata w lotach, dwa razy wygrał Puchar Świata i tak samo z turniejem czterech skoczni. - powiedziała pewnie. - Talent do wygrywania mam po Nim, po mamie urodę a jak mnie wujek będzie trenował to sukces mam zapewniony. - dodała jakby to było oczywistością. - I wtedy to ja będę sławna, będę miała sukcesy i to ze mną dziennikarze będą robić wywiady. - zakończyła biorąc do ust kolejny kawałek ciasta i szokując swoim wyznaniem dorosłych. Jak widać nie tylko talent sportowy odziedziczyła po ojcu ale i ogromną pewność siebie a także parcie na bycie najlepszą. Spojrzał na brunetkę, która z niepokojem patrzyła na córkę.
- Tess... - zaczęła spokojnie. - Skoki narciarskie to nie jest sport dla dziewczynek. - powiedziała usiłując jakoś zmienić tok myślenia Theresy. - Tam trzeba dużo ćwiczyć, dużo biegać, skakać...
- Wiem jak trenują. Byłam na treningu u taty. - oznajmiła urażona.
- No właśnie i widziałaś tam jakąś dziewczynkę? - zapytała.
- Nie. - przyznała patrząc upartym wzrokiem na matkę. - Bo będę pierwszą skoczkinią z Austrii, która odniesie sukces. - dodała pewnie.
- Kochanie wiesz jak bardzo ten sport jest niebezpieczny... - przypomniała brunetka.
- Powiedz to Sarze Hendrickson. - stwierdziła urażona. - To, że wujek zaliczył glebę nie oznacza, że ja też ją zaliczę. Tata się nie wywraca. - powiedziała zła. Kobieta spojrzała na blondyna, który teraz uważnie obserwował dziecko.
- Tess... - tym razem to On zabrał głos. - Każdy się wywraca. - powiedział pewnie. - Ja wywróciłem się o jeden raz za dużo. Ale masz rację. - przyznał. - Ty możesz być świetną skoczkinią. Może nawet lepszą niż Sarah. - pokiwał pewnie głową. Uśmiechnęła się szeroko. - I jeżeli na prawdę bardzo chcesz... mogę zabrać Cię na trening z moimi chłopakami. Zobaczysz jak to wszystko wygląda i wtedy zdecydujesz czy nadal będziesz chciała się w to pakować ok? - zapytał.
- Jasne! - zawołała uradowana i przybili sobie piątki.
- No to jedną sprawę mamy ustaloną. - powiedział widząc minę brunetki. - Tess idź się jeszcze pobaw na karuzelach dobra? Bo za chwilę będziemy musieli iść do zamku jeżeli chcemy zobaczyć przedstawienie i fajerwerki.
- Ok. - powiedziała z uśmiechem i pobiegła do strefy dla dzieci, która znajdowała się w lokalu zaraz obok stolików restauracyjnych.
- Zwariowałeś? - zapytała wściekła. - Doskonale wiesz co sądzę o tym durnym sporcie i jeszcze popierasz Jej zachcianki?! Ona ma 5 lat Thomas! I jest uparta jak...
- Jak Gregor, zauważyłem. - powiedział spokojnie. - Steffi uspokój się. - poprosił chwytając Jej dłoń. - Widziałaś Ją dzisiaj jak byliśmy na diabelskim młynie? - zapytał.
- Do czego zmierzasz? - zapytała.
- Theresa ma lęk wysokości. - powiedział z uśmiechem. - Zabiorę Ją na trening, najpierw trochę sobie pobiega, poskacze przez skakankę a potem wyjadę z Nią wyciągiem na skocznię. Gwarantuję Ci, że za tydzień będzie chciała żebyś nauczyła Ją czytać i pisać i będzie przeprowadzać pierwszy wywiad. - dodał pewnie trochę Ją uspokajając.
- Tylko pilnuj Jej proszę Cię.
- Jak oczka w głowie. - stwierdził całują Jej dłoń. - A teraz powiedz mi czemu tak właściwie nie chcesz żeby Theresa spróbowała...
- Bo za dużo razy odwiedzałam Was w szpitalu. - przerwała Mu stanowczo.
- To, że ja zaliczyłem glebę nie oznacza, że Ona ją zaliczy. - zacytował z uśmiechem dziewczynkę a kiedy zobaczył morderczy wzrok brunetki zaśmiał się jeszcze bardziej.
- Chciałbyś żeby Lilly kiedyś zaczęła skakać? - zapytała patrząc na Niego poważnie.
- Kristina stanowczo wybije Jej to z głowy. - powiedział.
- Więc czemu mi się dziwisz?
- Ale gdyby chciała spróbować wspierałbym Ją w tym i pomagał Jej. Bo to moja córka. I będę wspierał każdą Jej decyzję i chciałbym spełnić każde Jej marzenie. I owszem, martwiłbym się za każdym razem kiedy wychodziłaby na trening ale nie mogę kierować Jej życiem. Dopóki sama by nie zrezygnowała ja nie miałbym serca żeby Jej uniemożliwiać spełnianie się w tym co robi. - powiedział poważnie.
- A gdyby chciała wyjechać z Arabem, przejść na islam i być Jego 10 żoną też byś Ją wspierał? - spytała lekko oburzona. Spojrzał na Nią wzrokiem mówiącym "przesadzasz". Westchnęła.
- Ona ma dopiero 5 lat. Zobaczysz, że odmieni się Jej jeszcze z milion razy.
- Nie dopóki Sarah będzie wygrywać. - stwierdziła załamana. Pokręciła głową i zaśmiała się lekko. - A ja jestem nudna. - przypomniała. Tym razem zaśmiali się oboje.
- Dobrze, że nie wie co wyprawiałaś jeszcze kilka lat temu. - przypomniał. Wywróciła oczami. - No co? Sama musisz przyznać, że Wasze niektóre wybryki były idiotyczne. - zaśmiał się.
- Hej, przypominam, że w niektórych nam pomagałeś. - zauważyła rozbawiona.
- To nie ja tańczyłem na rurze barowej śpiewając "Hit me baby one more time" - wspomniał.
- Hej, pisałam wtedy artykuł o reakcjach ludzi na pijane dziewczyny robiące głupie rzeczy. - broniła się.
- Pamiętasz jak chcieliście żeby odczepiła się od Was ta baba zza ściany? - zapytał. Uśmiechnęła się kręcąc głową.
- Nazwała nas patologicznymi narkomanami. - broniła się.
- Do tej pory nie wiem co Jej wtedy powiedzieliście. - przyznał.
- Na prawdę? - zdziwiła się.
- Gregor powiedział mi tylko, że skutecznie Ją odstraszyliście. - wzruszył ramionami. Zaśmiała się wesoło.
- Byliśmy pobiegać. Koło 6 rano. No i mieliśmy na sobie dresy. Gregor miał kaptur na głowie. Mi coś wpadło do oka i zaczęłam je pocierać aż zrobiło się czerwone i zaczęło łzawić. Wtedy Gregi ją zobaczył i kazał mi się przestać uśmiechać. A kiedy koło nas przechodziła to wydarł się na mnie, że jak nie przestanę ryczeć to następnym razem nie będzie taki delikatny. Jej mina była bezcenna i nigdy już się do Nas nie odezwała. Mieliśmy bekę z Niej jeszcze przez tydzień... - przerwała widząc Jego minę. Uśmiechał się lekko ale w Jego oczach coś się zmieniło. Znów były błękitne, a nie zielone. - Co jest? - spytała.
- Nic. - stwierdził i pogłaskał Ją po policzku.
- Wiem kiedy kłamiesz. - powiedziała pewnie.
- Gregi... - stwierdził cicho. Westchnęła.
- Thomas...
- Dawno tak nie mówiłaś. - przyznał. Zamilkła. Patrzyła na Niego uważnie czekając aż znów stanie się Jej Thomasem. - Przepraszam... - powiedział w końcu. - Ciągle mam w głowie to, że macie wspólną przeszłość i będziecie mieli wspólną przyszłość.
- Moja przyszłość jest teraz z Tobą. - powiedziała pewnie. - Gregor to stare dzieje. Od tamtego czasu minęło kilka ładnych lat i... zmieniłam się. A On nie. Teraz to z Tobą chcę przeszkadzać w nocy sąsiadom. - powiedziała puszczając Mu oko.
- Więc przeprowadźcie się do mnie. - zaproponował pewnie.
- Thomas o czym Ty mówisz? - pokręciła głową.
- Dopiero co ktoś powiedział mi, że jestem mało spontaniczny, że wszystko mam zaplanowane jak w kalendarzu.
- To zaśpiewaj mi serenadę pod oknem albo jak będziemy na przedstawieniu to wyjdź na scenę i zacznij grać z aktorami albo nie wiem... idąc ulicą zacznij tańczyć albo pytać przechodniów jak im mija dzień ale nie proś mnie o takie rzeczy... - powiedziała. - Nie popadaj z jednej skrajności w drugą. Takie decyzje podejmuje się po długim zastanowieniu i przemyśleniu a ja nie jestem sama. Muszę tez liczyć się ze zdaniem Theresy.
- Więc zapytajmy Ją teraz. - zaproponował.
- Thomas nie. - powiedziała stanowczo. - Kto Ci naopowiadał takich głupot co? - spytała. Nie odpowiedział. - Nieważne. - stwierdziła. - Kocham Cię rozumiesz? - spytała. - Takiego nudnego, poukładanego i planującego wszystko co do minuty. Przy takim Tobie czuję się bezpieczna bo wiem, że nic mnie nie zaskoczy i nie zawiodę się na Tobie. Bo jesteś odpowiedzialny i cholernie inteligentny i zawsze zanim coś zrobisz zastanowisz się dwa razy. Jesteś po prostu dorosły. A ja nie potrzebuję dzieciaka, z którym będę się bawić jak nastolatka, bo nią już nie jestem. Mam córkę, mam pracę, muszę być dorosła... Potrzebuję takiej stabilizacji. - powiedziała poważnie.
- I nie przeszkadza Ci, że jestem mało spontaniczny? - spytał upewniając się.
- Spontaniczność w dorosłym życiu jest dobra tylko w niektórych momentach. - powiedziała puszczając Mu oko. Zaśmiał się kręcąc głową. - A tej w tych sprawach raczej Ci nie brakuje z tego co pamiętam. Nie wiem, mam Ci przypomnieć? Prysznic, sauna, basen, toaleta w samolocie, Twój samochód na parkingu... - zamknął Jej usta pocałunkiem.
- A Wy znowu się całujecie... - usłyszeli westchnięcie dziewczynki. Z rozbawieniem oderwali się od siebie. - Chodźmy już na to przedstawienie, bo się spóźnimy i zajmą nam najlepsze miejsca. - ponaglała ich.
- No to chodźmy. Może Ci się to tak spodoba, że będziesz chciała zostać aktorką. - powiedział zakładając Jej kurtkę.
- Bardzo możliwe. W końcu muszę coś robić jak już zakończę karierę na skoczni...
AUSTRIA, INNSBRUCK...
Głośna muzyka, tłum ludzi, mnóstwo jedzenia i jeszcze więcej alkoholu. Stała przy ścianie i obserwowała ludzi bawiących się doskonale ze sobą. Zawsze lubiła imprezy. Dość ostre i mocno zakrapiane imprezy ale coś Jej tu nie pasowało. Było w tej imprezie coś dziwnego. Mimo, że nie znanie ludzi to dla Niej raczej plus całej zabawy dzisiaj czuła się wyjątkowo obco. Rozglądnęła się po pomieszczeniu i w końcu zobaczyła to czego szukała. Ruszyła szybkim krokiem i stanęła obok szatyna. Zlustrował Ją wzrokiem od góry do dołu i uśmiechnął się cwanie.
- Wyglądasz bardzo... pociągająco. - stwierdził upijając łyk alkoholu.
- Taa, Ty też. - stwierdziła biorąc z Jego ręki szkło. Upiła łyk i lekko się skrzywiła. - Whiskey... - spojrzała na Niego sceptycznie. - Smakuje jak drewno. - oddała Mu szklankę. Zaśmiał się rozbawiony Jej reakcją. Nalał Jej wina do kieliszka i podał do rąk. - Nie wiedziałam, że lubisz wyprawiać domówki.
- Nie lubię. - odpowiedział pewnie.
- Ach, no tak. Przecież całe mieszkanie obcych mi ludzi o tym świadczy. - stwierdziła z ironią.
- 90% z nich widzę pierwszy raz na oczy. - przyznał. Spojrzała na Niego zmartwiona Jego obojętnością.
- Czemu nie przyjąłeś zaproszenia od Związku? Cała Twoja kadra tam jest.
- Nie cała. Niektórzy oglądają fajerwerki na wieży Eiffela. - odpowiedział nie patrząc na Nią.
- Niektórzy już nie są w kadrze. - przypomniała. Spojrzał uważnie w Jej oczy. Upartość, zawziętość i stawianie na swoim. Te cechy nie były Jej obce. Ale Jemu też. Dlatego tak dobrze się dogadywali i dlatego łóżko zawsze iskrzyło. Bo każde chciało rządzić, każde chciało udowodnić, że jest dominatorem i żadne z Nich nie miało granic.
- Chcesz czegoś konkretnego czy masz zamiar znowu strzelić mi gadkę o tym jak powinienem ułożyć sobie teraz życie?
- W dupie mam Twoje życie. - oznajmiła. Spojrzał na Nią z pytajnikami w oczach. - Dopóki nie wchodzisz do mieszkania. - dodała. - Kiedy tu wracasz jesteśmy razem pamiętasz? - zapytała. Nic nie odpowiedział.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał...
***
- Nie mówiłeś, że to będzie spacer w chmurach. - stwierdziła trzymając się Go bardzo mocno.
- Panikujesz. - stwierdził rozbawiony Jej strachem.
- Wybacz ale nie jestem chora psychicznie, żeby puszczać się z belki widząc na przeciwko cmentarz. - zauważyła nerwowo. - Trzymaj mnie! - wrzasnęła kiedy pośliznęła się na jednym ze schodków. Objął Ją mocno i przyciągnął do siebie.
- Mówiłem, żebyś nie panikowała. - wywrócił oczami i pociągnął Ją za sobą. Kiedy usiadł na belce i poklepał miejsce koło siebie spojrzała na Niego jak na idiotę. - Obiecuję, że nie pozwolę Ci spaść. - powiedział.
- Sorry ale nie mam zaufania do facetów. - stwierdziła.
- Tam gdzie stoisz jest ślisko, jak się przewrócisz to Cię nie złapię. - zauważył. Westchnęła i powoli wgramoliła się na miejsce obok Niego. Chwyciła się mocno belki i spojrzała w dół. Zakręciło Jej się w głowie więc skierowała wzrok na szatyna. Był zamyślony. Patrzył na góry naprzeciwko. - Zawsze tu spokojnie. Nawet w sylwestra jest cicho jakby nic się nie działo. - powiedział.
- Przyprowadziłeś tutaj kiedyś Steffi? - spytała. Zaśmiał się.
- Tak Ją poderwałem. Zażądałem żeby mnie pocałowała bo inaczej Ją tu zostawię. Gdybyś widziała Jej wściekłość... - wspomniał.
- I co było dalej? - kontynuowała.
- Zgodziła się bardzo niechętnie. Strasznie dużo gadała o tym jak bardzo to jest nie fair i że jestem perfidnym szantażystą ale pomogłem Jej zejść.
- Pocałowała Cię?
- Poniekąd. - stwierdził.
- Poniekąd? - zdziwiła się.
- Najpierw mnie pocałowała a potem ugryzła. I uciekła. - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Serio? - zapytała z lekkim niedowierzaniem. - Doskonała, ułożona Panna Richter miała kiedyś pazur? - zadrwiła lekko. Spojrzał na Nią z tajemniczym uśmieszkiem.
- Była bardziej... rozrywkowa od Ciebie. - odpowiedział. - W niektórych sprawach mogłabyś się od Niej uczyć. - dodał.
- Ok. Jeśli mam spędzić sylwestra na słuchaniu jaka to nie jest wspaniała największa nudziara pod słońcem to spasuję. - stwierdziła chcąc zejść w jakiś sposób z belki.
- Poczekaj. - zatrzymał Ją.
- Co?
- Masz rację. To z Tobą spędzam sylwestra. - powiedział.
- Nawet zimnych ogni nie mamy. - zauważyła zrezygnowana.
- Stąd najlepiej widać fajerwerki puszczane z deptaku. - odparł znów patrząc na miasto w dole. I zamilkł. Oboje milczeli. Innsbruck nocą w dodatku z takiej wysokości wyglądał pięknie. Wydawało się, że jest spokojny, uśpiony iże nikt nie wie, że dziś jest sylwester. - Kiedy zaczynasz pracę w biurze? - zapytał przerywając ciszę.
- Mam przyjść kiedy będę gotowa. - powiedziała. Spojrzał na Nią uważnie. - Mój pracodawca jest cholernym samarytaninem. - wyjaśniła. - Więcej nie musisz wiedzieć. - dodała.
- Byłaś kiedyś zakochana? - spytał.
- Skąd takie pytanie? - zdziwiła się nieco tą zmianą tematu.
- Byłaś prostytutką. Seks chyba zmienił dla Ciebie swoje znaczenie. - wzruszył ramionami. - Zastanawiam się czym dla Ciebie jest. - dodał.
- Filozof się znalazł. - prychnęła. Dopiero po chwili odpowiedziała. - Byłam zakochana. Dawno temu. I raz mi wystarczył. Zakochiwanie się jest nudne i cholernie niebezpieczne. A co do seksu... - spojrzała na Niego. - To tylko seks. - stwierdziła. - W moim zawodzie z czasem przestaje się odczuwać jakąkolwiek przyjemność. - dodała cicho.
- Chcesz powiedzieć, że kiedy się ze mną kochasz nic nie czujesz? - spytał lekko zszokowany.
- Trochę się popsułam. Kochają się ludzie, którzy mają pigment romantyzmu. Ja uprawiam seks. - poprawiła Go omijając odpowiedź. Ale Jej oczy mówiły jasno, że tak właśnie jest. W tym momencie usłyszeli huk, który mówił o rozpoczęciu się kolejnego roku. Po chwili na niebie zaczęły pojawiać się kolorowe kropki tworzące piękną mozaikę. Uśmiechnęła się obserwując to wszystko co działo się w powietrzu. - Chyba powinniśmy sobie życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. - stwierdziła odwracając się w Jego kierunku. Nadal patrzył na Nią z lekkim szokiem wypisanym na twarzy. - Gregor? Wszystko w porządku? - spytała marszcząc czoło. Dłonią odgarnął Jej włosy z czoła i zbliżył się do Niej na niewielką odległość. - Co robisz? - zapytała. Delikatnie musnął ustami Jej usta po czym znów spojrzał Jej w oczy. Przesunął dłonią po Jej policzku i tym razem pocałował Ją pewniej. Nadal delikatnie ale bardziej... namiętnie. Jak nigdy wcześniej. Spokojnie, głęboko, z czymś co można by nazwać czułością... - Co to było? - spytała szeptem kiedy oderwała się w końcu od Niego.
- Naprawię Cię.
- Wyglądasz bardzo... pociągająco. - stwierdził upijając łyk alkoholu.
- Taa, Ty też. - stwierdziła biorąc z Jego ręki szkło. Upiła łyk i lekko się skrzywiła. - Whiskey... - spojrzała na Niego sceptycznie. - Smakuje jak drewno. - oddała Mu szklankę. Zaśmiał się rozbawiony Jej reakcją. Nalał Jej wina do kieliszka i podał do rąk. - Nie wiedziałam, że lubisz wyprawiać domówki.
- Nie lubię. - odpowiedział pewnie.
- Ach, no tak. Przecież całe mieszkanie obcych mi ludzi o tym świadczy. - stwierdziła z ironią.
- 90% z nich widzę pierwszy raz na oczy. - przyznał. Spojrzała na Niego zmartwiona Jego obojętnością.
- Czemu nie przyjąłeś zaproszenia od Związku? Cała Twoja kadra tam jest.
- Nie cała. Niektórzy oglądają fajerwerki na wieży Eiffela. - odpowiedział nie patrząc na Nią.
- Niektórzy już nie są w kadrze. - przypomniała. Spojrzał uważnie w Jej oczy. Upartość, zawziętość i stawianie na swoim. Te cechy nie były Jej obce. Ale Jemu też. Dlatego tak dobrze się dogadywali i dlatego łóżko zawsze iskrzyło. Bo każde chciało rządzić, każde chciało udowodnić, że jest dominatorem i żadne z Nich nie miało granic.
- Chcesz czegoś konkretnego czy masz zamiar znowu strzelić mi gadkę o tym jak powinienem ułożyć sobie teraz życie?
- W dupie mam Twoje życie. - oznajmiła. Spojrzał na Nią z pytajnikami w oczach. - Dopóki nie wchodzisz do mieszkania. - dodała. - Kiedy tu wracasz jesteśmy razem pamiętasz? - zapytała. Nic nie odpowiedział.
- Masz ochotę na spacer? - zapytał...
***
- Nie mówiłeś, że to będzie spacer w chmurach. - stwierdziła trzymając się Go bardzo mocno.
- Panikujesz. - stwierdził rozbawiony Jej strachem.
- Wybacz ale nie jestem chora psychicznie, żeby puszczać się z belki widząc na przeciwko cmentarz. - zauważyła nerwowo. - Trzymaj mnie! - wrzasnęła kiedy pośliznęła się na jednym ze schodków. Objął Ją mocno i przyciągnął do siebie.
- Mówiłem, żebyś nie panikowała. - wywrócił oczami i pociągnął Ją za sobą. Kiedy usiadł na belce i poklepał miejsce koło siebie spojrzała na Niego jak na idiotę. - Obiecuję, że nie pozwolę Ci spaść. - powiedział.
- Sorry ale nie mam zaufania do facetów. - stwierdziła.
- Tam gdzie stoisz jest ślisko, jak się przewrócisz to Cię nie złapię. - zauważył. Westchnęła i powoli wgramoliła się na miejsce obok Niego. Chwyciła się mocno belki i spojrzała w dół. Zakręciło Jej się w głowie więc skierowała wzrok na szatyna. Był zamyślony. Patrzył na góry naprzeciwko. - Zawsze tu spokojnie. Nawet w sylwestra jest cicho jakby nic się nie działo. - powiedział.
- Przyprowadziłeś tutaj kiedyś Steffi? - spytała. Zaśmiał się.
- Tak Ją poderwałem. Zażądałem żeby mnie pocałowała bo inaczej Ją tu zostawię. Gdybyś widziała Jej wściekłość... - wspomniał.
- I co było dalej? - kontynuowała.
- Zgodziła się bardzo niechętnie. Strasznie dużo gadała o tym jak bardzo to jest nie fair i że jestem perfidnym szantażystą ale pomogłem Jej zejść.
- Pocałowała Cię?
- Poniekąd. - stwierdził.
- Poniekąd? - zdziwiła się.
- Najpierw mnie pocałowała a potem ugryzła. I uciekła. - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Serio? - zapytała z lekkim niedowierzaniem. - Doskonała, ułożona Panna Richter miała kiedyś pazur? - zadrwiła lekko. Spojrzał na Nią z tajemniczym uśmieszkiem.
- Była bardziej... rozrywkowa od Ciebie. - odpowiedział. - W niektórych sprawach mogłabyś się od Niej uczyć. - dodał.
- Ok. Jeśli mam spędzić sylwestra na słuchaniu jaka to nie jest wspaniała największa nudziara pod słońcem to spasuję. - stwierdziła chcąc zejść w jakiś sposób z belki.
- Poczekaj. - zatrzymał Ją.
- Co?
- Masz rację. To z Tobą spędzam sylwestra. - powiedział.
- Nawet zimnych ogni nie mamy. - zauważyła zrezygnowana.
- Stąd najlepiej widać fajerwerki puszczane z deptaku. - odparł znów patrząc na miasto w dole. I zamilkł. Oboje milczeli. Innsbruck nocą w dodatku z takiej wysokości wyglądał pięknie. Wydawało się, że jest spokojny, uśpiony iże nikt nie wie, że dziś jest sylwester. - Kiedy zaczynasz pracę w biurze? - zapytał przerywając ciszę.
- Mam przyjść kiedy będę gotowa. - powiedziała. Spojrzał na Nią uważnie. - Mój pracodawca jest cholernym samarytaninem. - wyjaśniła. - Więcej nie musisz wiedzieć. - dodała.
- Byłaś kiedyś zakochana? - spytał.
- Skąd takie pytanie? - zdziwiła się nieco tą zmianą tematu.
- Byłaś prostytutką. Seks chyba zmienił dla Ciebie swoje znaczenie. - wzruszył ramionami. - Zastanawiam się czym dla Ciebie jest. - dodał.
- Filozof się znalazł. - prychnęła. Dopiero po chwili odpowiedziała. - Byłam zakochana. Dawno temu. I raz mi wystarczył. Zakochiwanie się jest nudne i cholernie niebezpieczne. A co do seksu... - spojrzała na Niego. - To tylko seks. - stwierdziła. - W moim zawodzie z czasem przestaje się odczuwać jakąkolwiek przyjemność. - dodała cicho.
- Chcesz powiedzieć, że kiedy się ze mną kochasz nic nie czujesz? - spytał lekko zszokowany.
- Trochę się popsułam. Kochają się ludzie, którzy mają pigment romantyzmu. Ja uprawiam seks. - poprawiła Go omijając odpowiedź. Ale Jej oczy mówiły jasno, że tak właśnie jest. W tym momencie usłyszeli huk, który mówił o rozpoczęciu się kolejnego roku. Po chwili na niebie zaczęły pojawiać się kolorowe kropki tworzące piękną mozaikę. Uśmiechnęła się obserwując to wszystko co działo się w powietrzu. - Chyba powinniśmy sobie życzyć wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. - stwierdziła odwracając się w Jego kierunku. Nadal patrzył na Nią z lekkim szokiem wypisanym na twarzy. - Gregor? Wszystko w porządku? - spytała marszcząc czoło. Dłonią odgarnął Jej włosy z czoła i zbliżył się do Niej na niewielką odległość. - Co robisz? - zapytała. Delikatnie musnął ustami Jej usta po czym znów spojrzał Jej w oczy. Przesunął dłonią po Jej policzku i tym razem pocałował Ją pewniej. Nadal delikatnie ale bardziej... namiętnie. Jak nigdy wcześniej. Spokojnie, głęboko, z czymś co można by nazwać czułością... - Co to było? - spytała szeptem kiedy oderwała się w końcu od Niego.
- Naprawię Cię.
***********************************
Heeeeej :)
Nie wiem co pod tym napisać.
Może zacznę od tego, że Annika dołączyła do głównych bohaterów.
Witam nową czytelniczkę :) M.D. mam nadzieję, że poczytam więcej Twoich esejów ;)
Kolejny w piątek.
Buziole :*
Ja tam byłam za wyjazdem do Paryża , więc dla mnie bomba;D!
OdpowiedzUsuńThiti uwielbiam nadal!
A Thomas wręcz ubóstwiam , więc proszę nie zepsuj tego!♥
Oby tylko Gregor nie wpadł na jakiś genialny plan zniszczenia szczęścia Stefii , bo jak Go uwielbiam to zaraz znienawidzę!
Czekam na 21 ... niecierpliwie!
Ann,
http://du-sei-stark.blogspot.com/
Annika i Gregor?! Nie, nie, to nie tak miało być. To Steffi i Gregor mają być razem. To jest najpiękniejsza para pod słońcem. Annika ma zniknąć, a Thomas ma w końcu zawieść Steffi, żeby ta zrozumiała, że Thomas wcale nie jest taki kochany i idealny. Wiem, poniosło mnie, ale dla mnie, to jest idealny scenariusz. Gregor jest idealnym kandydatem dla Steffi, mimo tego, że popełnił tyle błędów. Błagam, niech Thomas zrobi coś, co sprawi, że Steffi będzie tym zawiedziona. Thithi znów mnie rozwaliła. "Theresa Schlierenzauer najlepszą skoczkinią narciarską" już widzę te artykuły w gazetach. Uwielbiam tą małą, wykapany ojciec i to dosłownie. Jestem ciekawa ile czasu minie, aż mała zrezygnuję z bycia skoczkinią. Zgodzę się ze Steffi, jak każda matka zresztą boi się o swoje dziecko i gdyby coś stało się Theresie, chyba by nie wybaczyła Thomasowi, ze jej nie dopilnował. Boję się, co będzie, jak Tess dowie się o nowym związku swojego ojca. Coś mi się wydaję, że nie będzie skakać z radości.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny. (Przepraszam, że dziś tak krótko)
Gregor i Annika? 10 razy NIE!!! Ja się z tym nie zgadzam!
OdpowiedzUsuńGregor i Steffi? 100 razy TAK!!! Oni tak do siebie pasują. A do tego Tessa.... mała miałaby w końcu oboje rodziców przy sobie razem, a nie osobno z innymi partnerami/ partnerkami.
Thomas- bardzo go lubię i podziwiam, ale w tym opowiadaniu nie życzę ci szczęścia ze Steffi. Masz Lily! Powinieneś się nią zająć i wrócić do Kristiny! (Takie moje zdanie)
A wracając do Thiti ciekawi mnie ile będzie tą skoczkinią? Bo mam wrażenie, że dłużej niż Thomas przypusza...
Pozdrawiam i ściskam mocno!
Buziaki ;***
Zgadzam się z Tobą!!:)
UsuńTeż chciałabym Steffi z Gregorem ♥♥
A po dzisiejszym rozdziale, to ja bym parowała ich w następujący sposób:
OdpowiedzUsuń- Annika- Thomas,
- Greg i Steffi. :D I każdy zadowolony, szczęśliwy i układający sobie życie na nowo.
Ha! I taka moja pierwsza myśl, przy czytaniu fragmentu z Thomem i Steffi: Ona widzi w nim tylko poczucie bezpieczeństwa. Wycierpiała się, już więcej nie chce, więc takiego Thomasa 'bez spontaniczności' sobie wzięła. :D
I Tess jako skoczkinia. ♥ Taaak!
Theresa ♥
OdpowiedzUsuńThomas faktycznie mógłby zrobić coś spontanicznego. Mimo że go uwielbiam, tu rzeczywiście mógłby wziąć przykład z Grega.
On i Annika uuu :D
I to: "Naprawię cię" - urocze :)
A poczytasz, poczytasz, przyzwyczajaj się :D A tak już bardziej serio, czy ja już mówiłam, że kocham Tess? Jeżeli tak, to się powtórzę, ta mała jest przekochana, uparta jak osioł, ale jest w tym tak urocza :) Mała skakajka :P W sumie ciekawy zawód sobie wybrała, ambitna, nie wiem czy w wujka się wdała czy w tatusia, bo obaj są cholernie ambitni, tak więc pasuje jak najbardziej :P Oczywiście rozumiem Steff, że raczej nie "jest na tak", ale Thomas ma rację, nie można dziecku zabraniać marzeń, i trzeba mu tak zorganizować to wszystko, aby miało możliwość rozwijana swoich zainteresowań, nawet jeżeli są tylko chwilowe :) Coraz bardziej gościa lubię, jest serio mądry, to, że mało spontaniczny... no ok, może i trochę werwy więcej by się przydało, ale zgadzam się tu z Klau dią, że Steffie ma już dość po tym co przeszła różnych wyskoków, i chyba właśnie ktoś taki konkretny, zorganizowany, jest dla niej kimś bezpieczniejszym, bo może właśnie czuć się przy nim pewnie, i nie bać każdego kolejnego dnia :) A w sumie werwy, tam gdzie mu potrzebna, to raczej mu jej nie brakuje :P I w sumie ja ją popieram w tym, to jest jednak kobieta, a nie nastolatka, do tego mająca dziecko... no i czasem przyjaźń w związku jest naprawdę więcej warta niż fajerwerki :) No i końcóweczka...No, no Greggie... Nadal za nim chyba nie przepadam, ale muszę przyznać, że to jego zachowanie nawet mnie, sceptykowi zaimponowało. I zaczynam mu życzyć szczęścia i powodzenia, ale tylko i wyłącznie z Anniką, ze Steffie niech se da święty spokój! Niech da biednej dziewczynie żyć, już dosyć namotał, więcej problemów przez niego, ona już nie potrzebuje, a teraz jest serio szczęśliwa z Thomasem, i niech tak zostanie. :) A Greg niech się zajmie naprawianiem Anniki i wszyscy będę zadowoleni i ogólnie będzie happily ever after :P Dobra, koniec na dziś, bo znowu się rozpisałam, życzę dużo, duuużo weny, z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuń