INNSBRUCK, BAR...
Każdy ma czasem taki moment w swoim życiu, w którym najlepszym przyjacielem staje się alkohol. I mimo, że ma się świadomość, że to nie jest dobre dla nikogo, ten argument spychany jest gdzieś w cień. Bo chce się choć na chwilę przestać myśleć. Uwolnić się od tego co goni, co jak już złapie to nie chce odpuścić. Od problemów, od ciągłego wplątywania się w skomplikowane relacje, od kłamania i oszukiwania samego siebie. Właściwie to wtedy człowiek chciałby stać się kimś zupełnie innym. Kimś wolnym, kimś niewidzialnym. Ale tak się nie da, bo zawsze coś człowieka dogoni. Albo ktoś...
- Co dla Pana? - zapytał barman mężczyznę siadającego właśnie obok szatyna.
- To samo. - wskazał głową Schlierenzauera. Ten uśmiechnął się lekko ironicznie i upił kolejny łyk piwa.
- Jak chcesz mnie stąd zabrać przyłączając się do mnie? - zapytał nie patrząc na towarzysza.
- Weźmiemy taksówkę. - odpowiedział spokojnie blondyn. Dostał swoje piwo i upił łyk. Dobrze wiedział co ma robić. Nic nie mówić. Być po prostu obok a szatyn zacznie mówić sam. Jak zawsze kiedy miał problem. Po prostu musiał się wygadać. Ale...
- Tym razem chodzi o kobietę, którą obaj kochamy więc nie licz na moje zwierzenia Thomas. - powiedział patrząc w kufel.
- To, że chodzi o Steffi nie zmienia faktu, że nadal jestem Twoim przyjacielem Gregor. Kiedyś umieliśmy normalnie o Niej rozmawiać. - przypomniał.
- Kiedyś nie była Twoją narzeczoną i nie spodziewała się Twojego dziecka. - zauważył szatyn. - Zapomniałem Ci pogratulować. - spojrzał na blondyna. - Junior czy kolejna królewna? - zapytał.
- To dopiero piąty tydzień Greg... jeszcze nie wiadomo. - odparł uważnie patrząc na skoczka.
- Nie wiem, nie znam się. - stwierdził. Zaśmiał się nerwowo. - Ja ten okres przegapiłem kiedy Steffi była w ciąży. Nie mam zielonego pojęcia jak to wszystko działa. - przypomniał po czym spoważniał. - To Ty przy Niej byłeś zamiast mnie. A potem Lilly... to tak jakby Twoja trzecia ciąża Thomas. Jesteś weteranem. - zażartował nieudolnie. Nikt się nie zaśmiał. Odwrócił wzrok od milczącego przyjaciela i znów skupił się na kuflu z piwem. Potarł dłonią oczy. Był zmęczony. Myśleniem, odpychaniem uczuć i ich wyjawianiem. Swoim niezdecydowaniem. - Wiem, że na wszystko jest już za późno, że sam spieprzyłem sprawę już bardzo dawno temu i że nie powinienem się tak dzisiaj zachować. - przyznał. - Tylko, że zawsze siedziało we mnie coś co mnie popychało do walki za wszelką cenę. Nawet jeżeli byłby to akt desperacji... - przerwał na chwilę. - Dopóki była sama nie myślałem o tym co by było gdyby kogoś sobie znalazła. Było naturalne, że gdzieś tam po prostu jest...
- I czeka. - dokończył blondyn. Szatyn zaśmiał się smutno.
- I czekała. Tylko za długo zwlekałem. - stwierdził. Znów zapanowała cisza. Morgenstern spokojnie czekał na kolejne słowa przyjaciela. I choć słuchanie ich nie przychodziło Mu z łatwością był cierpliwy. Bo przecież nie mógł Go teraz zostawić samego. Nie po tylu latach przyjaźni... - Kocham Ją wiesz? - zapytał z lekką rozpaczą w głosie. Spojrzał na blondyna, który ze smutkiem patrzył na Schlierenzauera.
- Wiem Gregor. - potaknął i upił łyk piwa. - Boję się tylko, że nie w taki sposób jak powinieneś. - dodał.
- Co masz na myśli? - spytał zdezorientowany.
- Steffi potrafiła sprawić, że stawałeś się kimś... innym. Normalnym czułym facetem. Wprowadzała harmonię w Twój własny świat. Była Ci potrzebna do tego, żeby się nie zgubić na samym początku drogi... - przerwał na moment. - Potrafiła z Tobą rozmawiać. Tylko nie wiem... czy nie traktowałeś Jej bardziej jak osobistego psychologa albo lekarstwa na bezsilność wobec przeciwności losu niż jak kobiety, którą kochasz. - powiedział.
- Kochałem Ją Thomas. - zaprzeczył. - Chyba jako jedyną w swoim życiu. - dodał ciszej. - I nie próbuj mi wmówić, że się uzależniłem. Bo gdyby tak było to nadal bym z Nią był.
- Zaszła z Tobą w ciążę. - przypomniał. - A to zmieniło wszystko. Już nie rozwiązywała Twoich problemów tylko sama się Nim stała. Steffi w tamtym momencie stała się uosobieniem Twoich lęków o przyszłość.
- Nie zaprzeczam, że się przestraszyłem ale...
- Ale?
- Ale nie traktowałem Jej jak lekarstwa. - powiedział pewnie. Blondyn tylko pokiwał głową. - Mogę Ci zadać pytanie? - spytał.
- Jasne. - blondyn wzruszył ramionami.
- Gdybym Ci powiedział jeszcze kilka miesięcy temu, że nadal Ją kocham i chce Ją odzyskać... zmieniłbyś coś? - dokończył. Blondyn spojrzał na Niego uważnie.
- Kilka miesięcy temu bym Ci nie uwierzył Gregor. - odpowiedział szczerze.
- Odpowiedz. - poprosił szatyn. Musiał chwilę poczekać na odpowiedź.
- Dałbym Ci pierwszeństwo. - powiedział. - I nie chodzi tu o to co czuje Steffi tylko o to, że byłaby to możliwość stworzenia normalnej rodziny dla Theresy. Ale gdyby Steffi powiedziała nie...
- Rozumiem. - bąknął szatyn zatapiając usta w piwie.
- Musisz zrozumieć że nie tylko Ona długo czekała na Ciebie ale ja długo czekałem na Nią. I kiedy tylko pojawiła się nadzieja, że może coś do mnie czuć...
- Wtedy przyjaźń zeszła na drugi plan, wiem. - westchnął szatyn.
- Drugi raz bym Ci Jej nie oddał za darmo. - powiedział poważnie. Szatyn uśmiechnął się lekko.
- Gdyby tylko istniała cena, za którą mógłbyś mi Ją oddać... - westchnął. I znów zapadła cisza. Przerwana po chwili przez dzwonek w telefonie blondyna. Schlierenzauer spojrzał na przyjaciela ale ten zignorował sygnał. - Nie odbierasz? - zdziwił się.
- To alarm. Codziennie dzwoni o tej samej porze, bo sąsiad lubi palić pod czujnikami. - wyjaśnił. Skoczek tylko pokiwał głową.
- Wydaje się być szczęśliwa. - wspomniał. - W końcu. - dodał z lekkim rozbawieniem ale i wyraźnym smutkiem w głosie. - Nie skrzywdź Jej nigdy Thomas. - powiedział ciszej. Blondyn ciągle patrzył na przyjaciela. Był skupiony i bardzo poważny. Widać było, że jest teraz bardzo szczery i w końcu prawdziwy. - Ja już wykorzystałem Jej limit cierpliwości. - dodał...
***
- Mamusiu a Ty? - spytała przestraszona dziewczynka. Za rączkę trzymała małą blondyneczkę, która cicho płakała.
- Kochanie, najpierw Wy a potem ja. - odparła starając się być spokojna. Rozejrzała się dokoła ale ciężko było Jej cokolwiek zobaczyć. Wszędzie było ciemno. Zakaszlała mocno i szybko zamknęła drzwi do pokoju. Kucnęła przy dziewczynkach i podała im wilgotne ściereczki. - Przyłóżcie sobie to do buzi i razem na czworaka podejdziemy do okna dobrze? - poinstruowała dzieci.
- Ciociu ekhem ekhem... boję się. - pisnęła cichutko blondyneczka.
- Spokojnie Lily, wszystko będzie dobrze. - uspokajała małą ale sama była lekko przerażona sytuacją. - Lily musisz być dzielna. - mówiła. - Tess... Jak tylko będziecie na dole zajmij się Lily. - poprosiła.
- Mamusiu kocham Cię. - powiedziała ściskając mocno kobietę.
- Wiem... ja Ciebie też. - szepnęła Jej na ucho. Usłyszały dźwięk rozbijanego szkła i po chwili w oknie pojawiła się sylwetka mężczyzny. - Ubierz kurtkę kochanie - podała kurteczkę córce a małej blondyneczce ubrała ją sama.
- Nie mamy na to czasu proszę Pani. - usłyszała głos mężczyzny. - Proszę podać mi dzieci. - powiedział wystawiając ręce. Zdążyła jeszcze tylko owinąć szalik dokoła szyi blondynki i podała Ją mężczyźnie.
- Zaraz będę z Wami. - powiedziała do zapłakanej córki kiedy ta wtulała się w mężczyznę. Kiedy tylko dziewczynka zniknęła Jej z pola widzenia obróciła się słysząc głośny huk. Jedyne co zobaczyła to kula ognia wybijająca z zawiasów drzwi, która sięgała po sam sufit. I kolejny huk...
***
- A co z Anniką? - zapytał blondyn upijając kolejny łyk piwa. Szatyn jakby zmarkotniał.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami.
- Mieszkacie razem. - zauważył Morgenstern.
- Razem ale osobno. - odparł. - Pomagam Jej tylko. - dodał. To w czym Jej pomagał wolał zostawić dla siebie.
- To czym się zajmowała wcześniej raczej jest nieważne. - stwierdził blondyn. - W gruncie rzeczy to fajna dziewczyna. I na prawdę ogarnięta. Byłem kilka razy u Steffi w pracy i widziałem jak pracuje.
- Usiłujesz mi Ją wepchnąć do łóżka? Jeszcze przed chwilą mówiłeś że traktowałem Steffi jak lekarstwo. Mam teraz traktować tak Annikę? - zapytał.
- Nie. Próbuję Ci uświadomić, że gdyby nie była wartościowa, to nie spędziłbyś z Nią więcej niż jednej nocy. No chyba że wróciłeś do trybu Sandra. - dodał.
- Annika wyjechała do rodziców. I chyba tam już zostanie. - stwierdził.
- Gdyby Jej na Tobie nie zależało nie dzwoniłaby do mnie. - odparł blondyn. - Jedną szansę przegapiłeś. Nie przegap drugiej Gregor. - doradził. Szatyn lekko się zaśmiał.
- Wolałbyś syna czy córkę? - zapytał przyjaciela zerkając na Niego. Ten uśmiechnął się szczerze.
- Syna. - odparł pewnie. - A najlepiej kilku. - dodał.
- Wszystko przed Wami. - stwierdził Schlierenzauer. I znów zapadła cisza. Przerywana jedynie głosem spikera lokalnych wiadomości. - Macie już datę? - zapytał.
- Jeszcze nie ale chcielibyśmy to załatwić jak najszybciej... - przerwał słysząc kolejny dźwięk dzwonka w telefonie. Zdezorientowany ponownie wyłączył alarm. - Coś jest nie tak.
- Znowu sąsiad? - zapytał Szatyn.
- Nie wiem... Zadzwonię do Steffi, sprawdzę czy wszystko jest w porządku. - stwierdził i wybrał odpowiedni numer. Włączyła się poczta głosowa. - Ma wyłączony telefon. - powiedział próbując jeszcze raz się z Nią skontaktować. Był wyraźnie zdenerwowany. Szatyn wyciągnął swój telefon ale też włączała się sekretarka. Brunetka nigdy nie wyłączała telefonu. To nie było do Niej podobne. - Co jest... - powiedział sam do siebie zdezorientowany.
- Thomas... - szatyn zwrócił Jego uwagę na telewizor. W wiadomościach własnie pokazywali pożar jaki wybuchł w centrum miasta. A potem to jak budynek się zawala...
***
Ból.
Wszędzie ból.
I ta nicość wokół...
Brak wszystkiego.
Pustka.
Otchłań, która nigdy się nie kończy i nigdzie nie zaczyna...
Tylko dźwięki jakby zza grubej ściany.
Szarpnięcie.
Jedno i drugie...
Podmuch wiatru.
Zimno.
Takie jak w lodówce.
I ten straszny dźwięk w uszach...
I w głowie...
***
Stali tam bez ruchu trzymając swoje córki w mocnych uściskach. Owinięte kocami dziewczynki były przestraszone i zapłakane. Zakrywając dzieciom oczy patrzyli na lekarzy, którzy klęczeli na ulicy próbując robić to co robić powinni. Ratować życie. Bo życie jest najważniejsze, zwłaszcza młodej kobiety, która dopiero zaczynała żyć pełnią życia. Która w końcu dostała coś od losu. To wszystko nie mogło się skończyć jakimś pożarem, jakąś głupią belką czy zapadniętym stropem. Nie dla Niej. Nie dla Nich. Słowa lekarzy jakby dochodziły z bardzo daleka. "Tracimy Ją!" "Adrenalina!" "Strzelaj!" "Migotanie komór!" "No dalej dziewczyno wróć do nas!". No właśnie... Jeden z nich stał i uparcie wpatrywał się w nieruchome ciało brunetki błagając o to żeby wróciła a drugi z załzawionymi oczami błagał żeby Go nie zostawiała. Nie teraz kiedy dopiero co dostał szansę żeby z Nią być...
- Ona jest w ciąży... - powiedział cicho ale na tyle wyraźnie żeby lekarze usłyszeli. Młoda lekarka spojrzała na Niego ze smutkiem w oczach ciągle uciskając klatkę piersiową kobiety...
***
Coś zatykało od środka.
Coś blokowało oddech.
Coś paliło...
Najpierw ciemno a teraz jasno.
Wszystko raziło.
Wszędzie błysk.
I to cholerne zimno...
I nagle cisza.
Jakby ktoś wszystko wyłączył.
I w uszach i w głowie...
Koniec.
- Tym razem chodzi o kobietę, którą obaj kochamy więc nie licz na moje zwierzenia Thomas. - powiedział patrząc w kufel.
- To, że chodzi o Steffi nie zmienia faktu, że nadal jestem Twoim przyjacielem Gregor. Kiedyś umieliśmy normalnie o Niej rozmawiać. - przypomniał.
- Kiedyś nie była Twoją narzeczoną i nie spodziewała się Twojego dziecka. - zauważył szatyn. - Zapomniałem Ci pogratulować. - spojrzał na blondyna. - Junior czy kolejna królewna? - zapytał.
- To dopiero piąty tydzień Greg... jeszcze nie wiadomo. - odparł uważnie patrząc na skoczka.
- Nie wiem, nie znam się. - stwierdził. Zaśmiał się nerwowo. - Ja ten okres przegapiłem kiedy Steffi była w ciąży. Nie mam zielonego pojęcia jak to wszystko działa. - przypomniał po czym spoważniał. - To Ty przy Niej byłeś zamiast mnie. A potem Lilly... to tak jakby Twoja trzecia ciąża Thomas. Jesteś weteranem. - zażartował nieudolnie. Nikt się nie zaśmiał. Odwrócił wzrok od milczącego przyjaciela i znów skupił się na kuflu z piwem. Potarł dłonią oczy. Był zmęczony. Myśleniem, odpychaniem uczuć i ich wyjawianiem. Swoim niezdecydowaniem. - Wiem, że na wszystko jest już za późno, że sam spieprzyłem sprawę już bardzo dawno temu i że nie powinienem się tak dzisiaj zachować. - przyznał. - Tylko, że zawsze siedziało we mnie coś co mnie popychało do walki za wszelką cenę. Nawet jeżeli byłby to akt desperacji... - przerwał na chwilę. - Dopóki była sama nie myślałem o tym co by było gdyby kogoś sobie znalazła. Było naturalne, że gdzieś tam po prostu jest...
- I czeka. - dokończył blondyn. Szatyn zaśmiał się smutno.
- I czekała. Tylko za długo zwlekałem. - stwierdził. Znów zapanowała cisza. Morgenstern spokojnie czekał na kolejne słowa przyjaciela. I choć słuchanie ich nie przychodziło Mu z łatwością był cierpliwy. Bo przecież nie mógł Go teraz zostawić samego. Nie po tylu latach przyjaźni... - Kocham Ją wiesz? - zapytał z lekką rozpaczą w głosie. Spojrzał na blondyna, który ze smutkiem patrzył na Schlierenzauera.
- Wiem Gregor. - potaknął i upił łyk piwa. - Boję się tylko, że nie w taki sposób jak powinieneś. - dodał.
- Co masz na myśli? - spytał zdezorientowany.
- Steffi potrafiła sprawić, że stawałeś się kimś... innym. Normalnym czułym facetem. Wprowadzała harmonię w Twój własny świat. Była Ci potrzebna do tego, żeby się nie zgubić na samym początku drogi... - przerwał na moment. - Potrafiła z Tobą rozmawiać. Tylko nie wiem... czy nie traktowałeś Jej bardziej jak osobistego psychologa albo lekarstwa na bezsilność wobec przeciwności losu niż jak kobiety, którą kochasz. - powiedział.
- Kochałem Ją Thomas. - zaprzeczył. - Chyba jako jedyną w swoim życiu. - dodał ciszej. - I nie próbuj mi wmówić, że się uzależniłem. Bo gdyby tak było to nadal bym z Nią był.
- Zaszła z Tobą w ciążę. - przypomniał. - A to zmieniło wszystko. Już nie rozwiązywała Twoich problemów tylko sama się Nim stała. Steffi w tamtym momencie stała się uosobieniem Twoich lęków o przyszłość.
- Nie zaprzeczam, że się przestraszyłem ale...
- Ale?
- Ale nie traktowałem Jej jak lekarstwa. - powiedział pewnie. Blondyn tylko pokiwał głową. - Mogę Ci zadać pytanie? - spytał.
- Jasne. - blondyn wzruszył ramionami.
- Gdybym Ci powiedział jeszcze kilka miesięcy temu, że nadal Ją kocham i chce Ją odzyskać... zmieniłbyś coś? - dokończył. Blondyn spojrzał na Niego uważnie.
- Kilka miesięcy temu bym Ci nie uwierzył Gregor. - odpowiedział szczerze.
- Odpowiedz. - poprosił szatyn. Musiał chwilę poczekać na odpowiedź.
- Dałbym Ci pierwszeństwo. - powiedział. - I nie chodzi tu o to co czuje Steffi tylko o to, że byłaby to możliwość stworzenia normalnej rodziny dla Theresy. Ale gdyby Steffi powiedziała nie...
- Rozumiem. - bąknął szatyn zatapiając usta w piwie.
- Musisz zrozumieć że nie tylko Ona długo czekała na Ciebie ale ja długo czekałem na Nią. I kiedy tylko pojawiła się nadzieja, że może coś do mnie czuć...
- Wtedy przyjaźń zeszła na drugi plan, wiem. - westchnął szatyn.
- Drugi raz bym Ci Jej nie oddał za darmo. - powiedział poważnie. Szatyn uśmiechnął się lekko.
- Gdyby tylko istniała cena, za którą mógłbyś mi Ją oddać... - westchnął. I znów zapadła cisza. Przerwana po chwili przez dzwonek w telefonie blondyna. Schlierenzauer spojrzał na przyjaciela ale ten zignorował sygnał. - Nie odbierasz? - zdziwił się.
- To alarm. Codziennie dzwoni o tej samej porze, bo sąsiad lubi palić pod czujnikami. - wyjaśnił. Skoczek tylko pokiwał głową.
- Wydaje się być szczęśliwa. - wspomniał. - W końcu. - dodał z lekkim rozbawieniem ale i wyraźnym smutkiem w głosie. - Nie skrzywdź Jej nigdy Thomas. - powiedział ciszej. Blondyn ciągle patrzył na przyjaciela. Był skupiony i bardzo poważny. Widać było, że jest teraz bardzo szczery i w końcu prawdziwy. - Ja już wykorzystałem Jej limit cierpliwości. - dodał...
***
- Mamusiu a Ty? - spytała przestraszona dziewczynka. Za rączkę trzymała małą blondyneczkę, która cicho płakała.
- Kochanie, najpierw Wy a potem ja. - odparła starając się być spokojna. Rozejrzała się dokoła ale ciężko było Jej cokolwiek zobaczyć. Wszędzie było ciemno. Zakaszlała mocno i szybko zamknęła drzwi do pokoju. Kucnęła przy dziewczynkach i podała im wilgotne ściereczki. - Przyłóżcie sobie to do buzi i razem na czworaka podejdziemy do okna dobrze? - poinstruowała dzieci.
- Ciociu ekhem ekhem... boję się. - pisnęła cichutko blondyneczka.
- Spokojnie Lily, wszystko będzie dobrze. - uspokajała małą ale sama była lekko przerażona sytuacją. - Lily musisz być dzielna. - mówiła. - Tess... Jak tylko będziecie na dole zajmij się Lily. - poprosiła.
- Mamusiu kocham Cię. - powiedziała ściskając mocno kobietę.
- Wiem... ja Ciebie też. - szepnęła Jej na ucho. Usłyszały dźwięk rozbijanego szkła i po chwili w oknie pojawiła się sylwetka mężczyzny. - Ubierz kurtkę kochanie - podała kurteczkę córce a małej blondyneczce ubrała ją sama.
- Nie mamy na to czasu proszę Pani. - usłyszała głos mężczyzny. - Proszę podać mi dzieci. - powiedział wystawiając ręce. Zdążyła jeszcze tylko owinąć szalik dokoła szyi blondynki i podała Ją mężczyźnie.
- Zaraz będę z Wami. - powiedziała do zapłakanej córki kiedy ta wtulała się w mężczyznę. Kiedy tylko dziewczynka zniknęła Jej z pola widzenia obróciła się słysząc głośny huk. Jedyne co zobaczyła to kula ognia wybijająca z zawiasów drzwi, która sięgała po sam sufit. I kolejny huk...
***
- A co z Anniką? - zapytał blondyn upijając kolejny łyk piwa. Szatyn jakby zmarkotniał.
- Nie wiem. - wzruszył ramionami.
- Mieszkacie razem. - zauważył Morgenstern.
- Razem ale osobno. - odparł. - Pomagam Jej tylko. - dodał. To w czym Jej pomagał wolał zostawić dla siebie.
- To czym się zajmowała wcześniej raczej jest nieważne. - stwierdził blondyn. - W gruncie rzeczy to fajna dziewczyna. I na prawdę ogarnięta. Byłem kilka razy u Steffi w pracy i widziałem jak pracuje.
- Usiłujesz mi Ją wepchnąć do łóżka? Jeszcze przed chwilą mówiłeś że traktowałem Steffi jak lekarstwo. Mam teraz traktować tak Annikę? - zapytał.
- Nie. Próbuję Ci uświadomić, że gdyby nie była wartościowa, to nie spędziłbyś z Nią więcej niż jednej nocy. No chyba że wróciłeś do trybu Sandra. - dodał.
- Annika wyjechała do rodziców. I chyba tam już zostanie. - stwierdził.
- Gdyby Jej na Tobie nie zależało nie dzwoniłaby do mnie. - odparł blondyn. - Jedną szansę przegapiłeś. Nie przegap drugiej Gregor. - doradził. Szatyn lekko się zaśmiał.
- Wolałbyś syna czy córkę? - zapytał przyjaciela zerkając na Niego. Ten uśmiechnął się szczerze.
- Syna. - odparł pewnie. - A najlepiej kilku. - dodał.
- Wszystko przed Wami. - stwierdził Schlierenzauer. I znów zapadła cisza. Przerywana jedynie głosem spikera lokalnych wiadomości. - Macie już datę? - zapytał.
- Jeszcze nie ale chcielibyśmy to załatwić jak najszybciej... - przerwał słysząc kolejny dźwięk dzwonka w telefonie. Zdezorientowany ponownie wyłączył alarm. - Coś jest nie tak.
- Znowu sąsiad? - zapytał Szatyn.
- Nie wiem... Zadzwonię do Steffi, sprawdzę czy wszystko jest w porządku. - stwierdził i wybrał odpowiedni numer. Włączyła się poczta głosowa. - Ma wyłączony telefon. - powiedział próbując jeszcze raz się z Nią skontaktować. Był wyraźnie zdenerwowany. Szatyn wyciągnął swój telefon ale też włączała się sekretarka. Brunetka nigdy nie wyłączała telefonu. To nie było do Niej podobne. - Co jest... - powiedział sam do siebie zdezorientowany.
- Thomas... - szatyn zwrócił Jego uwagę na telewizor. W wiadomościach własnie pokazywali pożar jaki wybuchł w centrum miasta. A potem to jak budynek się zawala...
***
Ból.
Wszędzie ból.
I ta nicość wokół...
Brak wszystkiego.
Pustka.
Otchłań, która nigdy się nie kończy i nigdzie nie zaczyna...
Tylko dźwięki jakby zza grubej ściany.
Szarpnięcie.
Jedno i drugie...
Podmuch wiatru.
Zimno.
Takie jak w lodówce.
I ten straszny dźwięk w uszach...
I w głowie...
***
Stali tam bez ruchu trzymając swoje córki w mocnych uściskach. Owinięte kocami dziewczynki były przestraszone i zapłakane. Zakrywając dzieciom oczy patrzyli na lekarzy, którzy klęczeli na ulicy próbując robić to co robić powinni. Ratować życie. Bo życie jest najważniejsze, zwłaszcza młodej kobiety, która dopiero zaczynała żyć pełnią życia. Która w końcu dostała coś od losu. To wszystko nie mogło się skończyć jakimś pożarem, jakąś głupią belką czy zapadniętym stropem. Nie dla Niej. Nie dla Nich. Słowa lekarzy jakby dochodziły z bardzo daleka. "Tracimy Ją!" "Adrenalina!" "Strzelaj!" "Migotanie komór!" "No dalej dziewczyno wróć do nas!". No właśnie... Jeden z nich stał i uparcie wpatrywał się w nieruchome ciało brunetki błagając o to żeby wróciła a drugi z załzawionymi oczami błagał żeby Go nie zostawiała. Nie teraz kiedy dopiero co dostał szansę żeby z Nią być...
- Ona jest w ciąży... - powiedział cicho ale na tyle wyraźnie żeby lekarze usłyszeli. Młoda lekarka spojrzała na Niego ze smutkiem w oczach ciągle uciskając klatkę piersiową kobiety...
***
Coś zatykało od środka.
Coś blokowało oddech.
Coś paliło...
Najpierw ciemno a teraz jasno.
Wszystko raziło.
Wszędzie błysk.
I to cholerne zimno...
I nagle cisza.
Jakby ktoś wszystko wyłączył.
I w uszach i w głowie...
Koniec.
******************************
Krótki ale treściwy.
Nie wiedziałam co mam zrobić po Waszych apelach w komentarzach a właściwie po szantażach (zwłaszcza twoich Ann!)
Więc zdecydowałam zmienić moją wizję zupełnie.
Całkowicie.
Nie Thomas i nie Gregor.
Mam nadzieję, że zaskoczyłam :)
A co do moich pożegnań to tak.
Mogę już oficjalnie powiedzieć że na dzień dzisiejszy jest to moje ostatnie opowiadanie przed przerwą, którą chcę sobie w tym zrobić.
A właściwie muszę.
Brak weny pomimo nadmiaru pomysłów. :(
Ale póki co komentujcie to powyżej :)
Buziole :*
Kompletnie mnie zaskoczyłaś takim przebiegiem wydarzeń. Trzeba przyznać, że pomysłów Ci nie brakuje i umiesz budować napięcie. Mam nadzieje, że Steffi uda się uratować i nie jest to jeszcze koniec tego opowiadania. Co do ciąży to niestety tutaj już nie jestem optymistką... chociaż zawsze pozostaje jakaś iskierka nadziei. Wierzę jednak, że nie potrafisz odebrać matki Theresie i szansy na szczęście Steffi i Thomasa, skoro tak długo na nią czekali. Nie mogę się już doczekać następnej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Nie no błagam Cię, nie kończ tak tego! Proszę, błagam! Wszystko byle nie to
OdpowiedzUsuńWracam po ciężkim dniu, włączam laptop, patrze, nowy rozdział. Zaczynam czytać, wszystko fajne (choć nie bardzo, bo Greg odpuszcza :/ ) A tu nagle ty wyskakujesz mi z czymś takim?! Ani mi się waż zabijać Steffi! Owszem, wkurzała mnie ostatnio, ale ona ma być z Gregorem! Nie próbuj mi jej uśmiercać, błagam. Ona Schlieri i Tess mają być rodziną. To się nie może tak skończyć. Dobiłaś mnie po dzisiejszym dniu jeszcze bardziej, a uwierz od teraz mam zdecydowanie najgorsze środy. W życiu bym nie przypuszczała, że możesz planować taki koniec dla Steffi. Muszą ją odratować, muszą! Trudno, dziecka już nie będzie, ale ma jeszcze Thithi prawda. A jak będzie potrzeba to i z Gregiem może mieć kolejnego bobasa. Błagam cię pisz kolejny, bo muszę wiedzieć, jak to się skończy. Szkoda, że to twoje ostatnie opowiadanie, bo uwielbiam twoją twórczość, no ale mam nadzieję, że wena szybko wróci. Pozdrawiam i do następnego. A póki co, fizyka czeka :/
OdpowiedzUsuńNaprawdę koniec? :c
OdpowiedzUsuńA miała wybrać Gregora... :c
Niemniej jednak rozdział napisany fenomenalnie!
Pozdrawiam! ;*
Wiem , że nie uśmiercisz Steffi , bo to byłoby zbyt przewidywalne, a Ty taka nie jesteś kochana , prawda?
OdpowiedzUsuńTutaj chyba pożegnamy się z maleństwem coś mi się wydaje :(♥
Najlepszy z momentów to rozmowa Grega i Thoma ... - obaj zyskali w moich oczach.
Tylko na tyle mnie stać....
Ann.
Aaa! Twojej informacji na końcu nie przyjmuje do wiadomości.♥
Jezu, wybrałaś naprawdę najgorszy z możliwych momentów do zakończenia.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że nie uśmiercisz Steffi, bo to byłoby całkowicie nie pasujące do sytuacji.
Znaczy pewnie dziecko nie przeżyło, no nie oszukujmy się, ale Steffi musi żyć.
Te zwierzenia Gragora... Thomas musiał mieć cierpliwość żeby tego słuchać.
Niech wena wraca, koniecznie i szybko!
Pozdrawiam i ściskam ;*
Ech...
OdpowiedzUsuńWybacz, ale już nic więcej nie umiem z siebie wykrztusić po tym rozdziale.